Poprzednie częściKambion#1 - Prolog

Kambion#1 - Rozdział 6

Natiel wędrował samotnie ulicami niemal całkiem opustoszałego miasta przez całą noc. Nie było w nim żadnych uczuć, żadnych emocji. Czuł się pusty w środku, chociaż nie wiedział jeszcze, że ten stan nie potrwa zbyt długo.

Gdzieś zza rogu wyszła grupka roześmianych nastolatków, zapewne z jakiejś imprezy. Nieumyślnie Natiel potrącił jednego chłopaka ramieniem, a ten ze złością, doskoczył do niego z pięściami, jednak kiedy tylko spojrzał w oczy anioła, przeprosił i uciekł, ciągnąc resztę grupy za sobą przerażony.

Przez ułamek sekundy Natiel odczuł zdezorientowanie na taką reakcję z jego strony, jednak po chwili ruszył dalej przed siebie, ignorując dziwne zachowanie młodzieńca.

Anioł cały czas był pogrążony w zamyśleniu. W swoich wspomnieniach ujrzał niewinne spojrzenie niebieskich oczek chłopca, którego zabił wraz z Ithurielem, i serce Natiela na powrót ścisnęło się z bólu. Nie umiał nawet opisać tego uczucia. Sprawiało, że umierał od środka, chylił się ku upadkowi, którego tak bardzo się obawiał. Wyrzuty sumienia to chyba najstraszniejsza rzecz, jaka do tej pory go spotkała, a za każdym razem to uczucie się tylko pogłębiało.

Chyba się bał...

Po raz pierwszy, odkąd pamiętał, bał się o własny los. Bał się o los swych pobratymców, z którymi działał obecnie. Uważał, że do zadań i obowiązków aniołów nie należało potępianie, czy za¬bijanie. To nie mogło po prostu skończyć się dobrze dla żadnego z nich.

Pogrążony w takich rozmyślaniach, zupełnie nieobecny anioł spacerował bez celu ulicami opustoszałego już miasta późną nocną porą. Wtedy w jego świadomość uderzyło nikłe uczucie obecności istoty nieludzkiej. Poznałby je wszędzie. Rozpoznał istotę, która znajdowała się w pobliżu.

Dziewczyna, której ocalił życie przed bezwzględnym Kamaelem…

Natiel przystanął na ułamek sekundy, by rozejrzeć się po okolicy. Po jego prawej stronie rozpościerały się drzewa, a w mroku wyglądały niczym potwory czyhające na śmiałka, który odważyłby się wejść miedzy nie, by następnie pochłonąć go bez reszty, osaczyć i zgnębić każdego, kto zagubiłby się w ich gęstwinie i nigdy nie odnalazł drogi powrotnej. Anioł stał tuż przy krawędzi ich ściany na skraju samego końca świata, gdzie właściwie nie docierało już życie, zgiełk miasta, a drogą nie przejeżdżał żaden samochód, który zniwelowałby to niepokojące uczucie.

Po drugiej stronie natomiast rozciągały się nieskończone połacie ośnieżonych pól, na których gdzieś w oddali wędrowała zbłąkana sarna, a kilka metrów od niej kicał zając.

Jednak nie te obrazy interesowały Natiela najbardziej, gdyż nie znaczyły w tej chwili dla niego zupełnie nic. Najbardziej zainteresował go duży budynek majaczący przed nim w oddali. Tam na powrót wracało ludzkie życie. Tam także znajdowała się istota, którą tak bardzo pragnął odnaleźć i upewnić się, że nic jej nie grozi.

Anioł sam zastanawiał się, skąd narodziło się w nim tak wielkie zainteresowanie demonicą. Nie mógł zapomnieć tego, jak trzymał ją półprzytomną w swoich rękach… Nie mógł też zapomnieć blasku zielonych oczu, które zdawały się go wtedy nie widzieć i tych ognisto-pomarańczowych długich do samych bioder dziewczyny włosów, które nieomal płonęły żywym ogniem. Była bezbronna i niewinna niczym anioł, a swą urodą kusiła niczym diablica.

Energia życiowa Kambiona, jaką w obecnej chwili odczuwał, była słaba, rozmazana, jakoby nie należała do rudowłosej piękności, którą poznał podczas nalotu Potęg. Zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczynie przytrafiło się coś niedobrego, co nadszarpnęło jej zdrowie zarówno fizyczna jak i psychiczne.

Serce anioła ścisnęło przerażenie. Czyżby Kamael ją znalazł? – zastanawiał się. Dziewczyna zdawała się być wykończona, wyczytał to w aurze, którą emanowała. Natiel wiedział, że rudowłosa otarła się o śmierć…

*****

W całym szpitalu panował półmrok, ktoś z personelu co jakiś czas przechodził korytarzem, jednak na całym oddziale dominowała względna cisza. Przez uchylone drzwi do pokoju, w którym spała osłabiona po wypadku Nikola, wlewało się nikłe światło buczących jarzeniówek.

Pogrążona we śnie dziewczyna nieświadoma była, iż została namierzona przez jednego z tych, którzy chcieli ją skrzywdzić. Nie wiedziała także, że jeden z nich właśnie zakradał się do jej pokoju tak, by nikt nie odkrył jego obecności, ponieważ o tak późnej porze nie wolno było tu nikomu wchodzić bez specjalnego pozwolenia.

Śpiąca Nikola obróciła się z boku na plecy. Rurka od kroplówki niemal całą ją owinęła, prawie wyrwana razem z wenflonem z jej ręki podczas tego ruchu. Ona jednak nie zwróciła na to większej uwagi. Westchnęła ciężko i zapadła w jeszcze głębszy sen.

Nad jej łóżkiem pogrążona w mroku stała postać i przyglądała się jej uważnie, jak gdyby dziewczyna była najbardziej oryginalnym i niepowtarzalnym okazem, jaki można spotkań. Jakby była jedynym w swoim rodzaju niespotykanym gatunkiem istoty, której nie widuje się codziennie, a może nawet nigdy się jej nie spotka. Trzeba mieć po prostu wielkie szczęście.

We śnie Nikola czuła jego aurę. Nie przestraszyła się, gdyż kojarzyć się mogła z wielką, majestatyczną miłością, jakiej nie można doświadczyć na ziemi i z pewnością nie w tym życiu. A już na pewno nie w życiu, jakiego ona musiała doświadczyć. Zbyt wiele zła ją spotkało, by w ogóle zdawała sobie tak naprawdę sprawę, czym jest prawdziwa miłość – nawet ta ludzka, pełna wad i niedoskonałości, przeplatającej się nieraz z nienawiścią.

Z początku ta aura sprawiała, że czuła niewysłowiony spokój, otulała Nikolę ciepłą pierzyną w samym swoim istnieniu. Dziewczyna miała wrażenie, że jest na pachnącej różnorodnymi kwiatami łące, a promienie słońca ogrzewają jej twarz. Ona zaś tańczy z radości w kolorowej sukni i wiankiem na głowie. Żadnych trosk, żadnych problemów, jedynie szczęście rozlewające się po jej sercu.

Niestety po chwili to uczucie skojarzyło jej się z czymś, co już przeżyła i z pewnością nie było to nic dobrego. Obraz łąki i ciepłego słońca zastąpiony został przez dźwięki tłuczonego szkła, krzyki, strach o własne życie i życie siostry narastający coraz bardziej i potrzebę ucieczki przed istotami bezwzględnymi, które powinny być dobre i szlachetne. Wyobrażenia z dzieciństwa o nich okazały się zwykłą farsą, anioły nie były dobre, ludzie byli zaślepieni i wierzyli w wyimaginowany obraz Bożych Posłańców.

Dokładnie ta sklejka obrazów ze wspomnień sprawiła, że Nikola otworzyła oczy i ujrzała postać w ciemnym płaszczu z kapturem, który zasłaniał jej twarz. Zerwała się tak, że ukłucie bólu i wrażenie, że szwy w jej boku puszczają, otwierając na nowo rany, sprawiły, iż z jękiem upadła z powrotem na łóżko. Przybysz, domyślając się, że dziewczyna zacznie zaraz krzyczeć, zakrył jej usta dłonią i przyklęknął na szpitalnej pryczy, by ją lepiej złapać i unieruchomić. Nikola szarpała się, w oczach stanęły jej łzy i cały brzuch ją bolał przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Ledwo mogła złapać oddech, gdy jej napastnik trzymał rękę na jej ustach zasłaniając także nieco nos.

Rudowłosa po chwili straciła resztki sił, by się uwolnić z silnego uścisku, niemal się poddając jego woli i opadła bezsilna.

– Uspokój się, bo nie chcę cię skrzywdzić – powiedział półgłosem anioł. Głos miał niski i jednocześnie dźwięczny, przyprawiający Nikolę o dreszcz. Nie sprawiał, że truchlała ze strachu, to było zupełnie co innego. Coś, czego Niki nie umiała na razie nazwać.

Dziewczyna była skłonna uwierzyć mu na słowo, że jej nie skrzywdzi. Jakby na to nie patrzeć, mógł zrobić to dawno temu, a zamiast tego, ocalił ją. Udzielił schronienia, gdy była całkiem bezradna i bezbronna. Jednak nie chciała do końca tego okazywać, nie umiała mu zaufać. Bała się mu zaufać. Nie wiedziała, czy komukolwiek teraz w ogóle może zaufać, gdy została całkiem sama, pozostawiona na pastwę okrutnego losu.

Wyjęła z uścisku anioła rękę i złapała delikatnie jego dłoń, która zasłaniała jej usta. Odsunęła ją ostrożnie od siebie, by nie dawać mu powodu do brutalnego traktowania. Anioł nie stawiał żadnych oporów przed jej gestem. Puścił ją, a Nikola obróciła się, krzywiąc się z bólu z boku jej brzucha. Westchnęła ciężko, obserwując uważnie swojego napastnika. Sięgnęła do lampki, by ją zaświecić. Światło zalało pomieszczenie, oślepiając ją nieco, by kilka sekund później jej oczy się przyzwyczaiły się do blasku żarówki.

Anioł wyglądał na zatroskanego, jakby interesował go los Nikoli, a sama dziewczyna nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.

Dlaczego mnie nie zabił? – zastanawiała się.

Właściwie nie miała mu za złe, że tego nie zrobił, a nawet była mu za to wdzięczna, aczkolwiek było to bardzo imponujące, gdyż zapewne zrobił coś, czego nie powinien był robić. Domyślała się, że jego celem było uśmiercenie jej (przynajmniej zanim ją spotkał).

– To prawda, powinienem był cię wtedy zabić – powiedział.

– Czytasz w moich myślach? – spytała raptownie, zapominając, że nie chciała się do niego absolutnie odzywać. Na jej twarzy wykwitły rumieńce zawstydzenia przed samą sobą, gdyż nie udało jej się powstrzymać własnego zaciekawienia sprawą.

– Mogę czytać w myślach zwykłych śmiertelników – odpowiedział szczerze, jakby ucinali sobie zwyczajną pogawędkę. – Ty nie jesteś śmiertelniczką, a przynajmniej nie taką zwykłą. Możesz się bronić przed moimi umiejętnościami, jednak jesteś zbyt zdenerwowana i w twojej głowie rozległ się bez mała krzyk, dlatego cię usłyszałem. Poza tym ty również posiadasz tę umiejętność, jednak nie jest ona u cie¬bie tak rozwinięta i zapewne nigdy nie będzie.

Nikola zaczerwieniła się jeszcze bardziej, słysząc jego słowa.

Miał rację, umiała czytać w myślach, jednak tylko w wyjątkowych sytuacjach i nie bardzo chciała wracać do chwil, kiedy słyszała, co siedzi w cudzej głowie. Myśli tych osób często dotyczyły jej samej i były zbyt sprośne jak na jej gust. Naprawdę nie chciała słyszeć myśli mężczyzn na temat tego, co pragnęli z nią zrobić.

Tak, z pewnością nie chciała wracać do tego pamięcią.

– Albo jest ona równie rozwinięta, co u mnie, tylko możesz z niej korzystać w inny sposób… – dodał, urywając w znaczący sposób.

Nikola spojrzała na niego spod byka. Wiedziała, co anioł miał na myśli i wcale jej się to nie spodobało. W końcu nie było dla niej chlubą, że słyszała myśli każdego ze swoich kochanków w łóżku. Słyszała, czego pragnęli, co myślą w danej chwili o niej. Odczuwała ich pożądanie i podniecenie. Czuła do tych wspomnień nie lada obrzydzenie.

Zapadła zupełna cisza. Cisza, która zaczynała być niezręczna tak bardzo, że dziewczyna nie wiedziała, jak ma się zachować. Odezwać się, czy nie; uciekać, czy także nie. Wszystko było teraz pod wielkim znakiem zapytania. Anioł zdawał się nie chcieć zrobić jej krzywdy, jednak sam przyznał, że powinien to zrobić, a więc miała rację, by mu nie ufać. Może teraz miał dla niej nieco współczucia, jakkolwiek by to, nie wyglądało, ale mogło się to zmienić w każdej chwili. Może czegoś od niej chciał? Może Nikola była mu do czegoś potrzebna? Dziewczyna bardzo chciała poznać motywy swojego rozmówcy.

Rudowłosa nie umiała go przejrzeć, ani ocenić.

– Jak ci na imię? – spytał, a w jego oczach pojawił się błysk nieskrywanej ciekawości.

Dziewczyna przez krótką chwilę zastanowienia chciała mu odpowiedzieć, że guzik go to obchodzi, lecz udało jej się poskromić swój niewyparzony język i chęć odgryzienia się mu. Westchnęła tylko ciężko i powiedziała:

– Nikola.

– Nikola – powtórzył za nią jak echo. – Piękne imię. Oznacza tą, która przynosi zwycięstwo dla swojego ludu. Mnie nazywają Natiel. – Skłonił się, a na twarzy anioła pojawił się nieznaczny uśmiech. – Kto wie? Może właśnie w twoich rękach znajduje się los tobie podobnych. Może to właśnie ty przyniesiesz dla nich wybawienie, którego tak bardzo potrzebują.

– A kim niby jestem? – spytała zdegustowana.

– Och! Jesteś potomkiem… – zastanowił się przez krótką chwilę. – zapewne inkuba i ludzkiej kobiety. Sukuby, zdaje się, nie mogą mieć potomstwa. Mała anomalia gatunkowa – wyjaśnił, lecz Nikola tak naprawdę nic z tego nie rozumiała. Patrzyła tylko na Natiela, jakby chciała sama gołymi rękami go zabić, gdyby tylko mogła. Może mogła?

– Otóż sukuby i inkuby to jeden gatunek demona, który ma za zadanie wodzić na pokuszenie, skłaniać śmiertelnych do nierządu – tłumaczył dalej. – Te demony żywią się energią życiową swoich ofiar, skracając ich życie, a skłonienie ich do popełnienia grzechu, skazuje takiego nieszczęśnika na wieczne potępienie i wieczność w samych Czeluściach piekielnych.

– I ja jestem jednym z…

– Nie – przerwał anioł, wiedząc, co dziewczyna ma na myśli. – Potomek takiego demona jest Kambionem. Ty jesteś Kambionem. Potęgi polują na takich jak ty. To chór anielski, który ma za zadanie nie dopuścić do narodzin potomka jakiegokolwiek demona, a gdy jednak już do tego dochodzi – tak jak w twoim przypadku – zaczyna się polowanie. Przykro mi to mówić, ale z góry jesteś potępioną i to tylko dlatego, że się urodziłaś.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania