Poprzednie częściKambion#1 - Prolog

Kambion#1 - Rozdział 8

Piekło wbrew pozorom nie wydawało się takie straszne, jak opisywali je kapłani różnych religii na świecie. Przypominało łudząco jaskinię z niekończącymi się, krętymi korytarzami, w których można bez problemu się zgubić. Kamienne ściany wydzielały z siebie przyjemne ciepło, zdawały się być wyjątkowo suche w dotyku, zupełnie nie podobne do wilgotnych i zimnych ścian jaskiń na Ziemi.

Mimo iż znikąd nie mogło docierać tu oświetlenie, na ciemnym kamiennym murze odbijało się czerwonawe światło, jak gdyby na suficie umieszczono lampy, których tak naprawdę wcale nie było. Dawało to efekt taki, że cała sceneria zdawała się wprowadzać w to miejsce przyjemnie intymny nastrój.

Szczególnie, kiedy Sabinie towarzyszył przystojny do granic możliwości Samael.

Demonica rozglądała się wokół, podziwiając z zachwytem miejsce, w które przyprowadził ją diabeł. Podążali korytarzami, trzymając się za ręce niczym para. Uważała, że nie ważne, gdzie się znajduje i że powinna bać się tego miejsca, jednak liczyła się dla niej jedynie bliskość ukochanego. Przy nim wszystko było idealne, nieskazitelne. Przy nim była szczęśliwa i czuła, że jest panią jego serca, a wkrótce może nawet i panią Czeliści.

Poczucie zbliżającej się władzy napawało ją euforią większą niż miłość do Samaela. Sabina od zawsze marzyła o tym, by wszyscy robili to, czego ona chciała bez najmniejszego wyjątku. Najlepiej by wszyscy tańczyli, jak ona im zagra.

No cóż, każdemu przecież wolno marzyć – pomyślała, a na twarzy dziewczyny pojawił się chytry uśmiech. – Marzenia w końcu się spełniają, tylko należy im trochę pomóc.

Dwójka kochanków przeszła przez jedną komorę jaskini, by następnie znaleźć się w kolejnej oddzielonej kilkumetrowym kamiennym korytarzykiem. Zanim jednak do niej weszli, Sabina ujrzała odbijający się od kamieni blask tańczących płomieni. Gdy tylko się w niej znaleźli, jej przypuszczenia się potwierdziły. Na samym środku pomieszczenia paliło się niewielkie ognisko, rozświetlając otoczenie jeszcze bardziej i nadając mu cieplejszej atmosfery.

Dzięki lepszej widoczności, widać było niewielkie otwory w ścianie pochłonięte całkowitym mrokiem. Przez miniaturowe przejścia zwykły człowiek mógł przejść jedynie na czworakach.

Jak na zawołanie, kiedy tylko Sabinie przyszła taka myśl do głowy, ze szczelin wyłoniły się rozczochrane siwe, nieomal białe czupryny. Postacie wyszły i podniosły się zgarbione i chude na nogi. Ich twarze były pomarszczone, a oczy pokryte bielmem. Miały na sobie poszarpane, białe, ubrudzone w kurzu i błocie tuniki bez rękawów przewiązane na szyi. Prawie zlewały się z ich porcelanowymi ciałami. Istoty były bose, jakby niewielkie kamienie wcale nie przeszkadzały im w poruszaniu się. Zarówno u rąk, jak i u nóg paznokcie zdecydowanie były za długie i zniszczone, całkiem zaniedbane.

Sabina na ich widok nieco się zlękła, jednak nie okazała tego po sobie. Jedyną oznaką strachu przed tymi istotami mogło być mocniejsze ściśnięcie dłoni Samaela.

– Co to za istoty? – spytała szeptem Sama.

Diabeł nie odpowiedział jednak na jej pytanie, tylko powiedział coś do tych strasznych postaci w tym samym języku – tak przynajmniej wydawało się Sabinie – co wtedy, gdy dał jej swoją ochronę, gdy oddała mu całe swoje jestestwo.

Twory te skłoniły mu się po sam pas i wycofały, klękając i wycofując się do swoich kryjówek na powrót chowając się w mroku. Tylko jeden z nich pozostał na swoim miejscu. Na znak Samaela podszedł do trzaskającego ognia, wyciągając rękę do rudowłosej towarzyszki diabła.

Sabina spojrzała w ciemne oczy Samaela pytająco. Ten gestem nakazał podejść do stwora, a ona z drżeniem dłoni wyciągnęła rękę do tej istoty. Potwór przyciągnął ją do siebie, prawie wciągając ją w żywy, palący ogień. Serce zabiło jej mocniej w piersi. Dziewczyna nie zauważyła, kiedy blada postać wyciągnęła sztylet ze zdobioną rękojeścią i przecięła jej dłoń w poprzek. Jęknęła nieznacznie bardziej z zaskoczenia niż z bólu. Krew polała się wprost do ognia.

Płomień wzniósł się po sam sufit jaskini, rozświetlając pomieszczenie i paląc skórę Sabiny. Dziewczyna odskoczyła do tyłu przerażona, depcząc stopy Samaela i przylegając do jego ciała. Diabeł położył jej swe dłonie na ramionach.

– Nic ci nie będzie, Sabino – powiedział jej do ucha.

Przycisnęła swoją obolałą dłoń do bluzki, którą miała na sobie, tamując tym samym krwawienie. Z zaskoczeniem odkryła, że rana dosłownie w jej oczach zasklepia się i goi, by w końcu całkowicie zniknąć, nie zostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu, jak gdyby nigdy jej tam nie było. Je¬dynie fantomowy ból pozostał na jej dłoni. Rozmasowała ją drugą ręką, krzywiąc się przy tym z niesmakiem.

W wysokich płomieniach pojawiły się obrazy dziewczyny identycznej z wyglądu do Sabiny. Spała na pryczy w jakiejś zniszczonej chacie, która wyglądem sprawiała wrażenie, jakoby miała się zaraz rozpaść w oczach.

Sabina po raz kolejny spojrzała na diabła, na którego twarzy wykwitł uśmiech zadowolenia. Towarzyszce Samaela wcale nie spodobało się to, co zobaczyła.

– Widzisz, Sabino? Twoja siostra uszła z życiem. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując idealnie równe i białe zęby. – Musisz z nią porozmawiać, dać jej nadzieję – zaproponował chytrze.

– Nie! – Sabina jak na zawołanie odsunęła się od niego niczym oparzona. – To nie jest prawda! Ona miała zginąć! – wrzasnęła desperacko tak głośno, iż jej głos poniósł się chyba po całym piekle, odbijając się od kamiennych ścian pulsującym echem.

Samael zareagował gwałtownie na nagły wybuch dziewczyny. Złapał ją za długie włosy i powló¬kł za sobą przez ciemne korytarze. Ta krzyczała niemiłosiernie, a głos ten odbijając się od kamiennych ścian sprawiał ból dla uszu każdej istoty błąkającej się po Czeluściach. Wszystkie te istoty jak na zawołanie zbiegły się ciekawe tego, co się działo, chowając się przy tym przed rozwścieczonym spojrzeniem swojego pana w ciemnych kątach.

Diabeł przyciągnął Sabinę do dusznego pomieszczenia, gdzie znajdowała się wyrwa z ziemi. Dziewczyna dostrzegła czerwono-pomarańczowy poblask na ścianach i nagle ucichła w przerażeniu. Samael pchnął ją na krawędź przepaści tak, że niemal spadła w dół, ledwo hamując o chropowatą po-wierzchnię kamiennego podłoża.

– Widzisz to? – zapytał ją Samael. – Widzisz to, do cholery?!

Sabina spojrzała w dół. Nad płynącą, gorącą lawą umieszczony był ogromny kocioł, w którym znajdował się czarny wrzący płyn. Dopiero po chwili dziewczyna ujrzała tam co jakiś czas wyłaniające się ludzkie postacie z otwartymi ustami w krzyku, które na początku wzięła za bulgoczące pęcherze czarnej mazi.

Rudowłosa odsunęła się od krawędzi, by nie patrzeć na to, co ujrzała. Miała przy tym tak szeroko otwarte oczy, że można by się zastanawiać, jakim cudem nie wypadły jej z orbit. Oddech miała niespokojny, a serce nieomal wyrwało się z jej piersi.

– Równie dobrze mogłabyś skończyć właśnie tam, gdzie tak naprawdę jest twoje miejsce – diabeł rozkoszował się, widząc strach na twarzy Sabiny, która teraz nie miała śmiałości choćby zerknąć na niego. – Już po raz drugi ostrzegam cię, byś nie kwestionowała mojego zdania. Za trzecim razem osobiście dopilnuję, byś ugotowała się w tym kotle jak każdy grzesznik, którego Arkadia mi oddaje za złe uczynki. Każda dusza takiego grzesznika utwierdza mnie w przekonaniu, że miałem rację, iż takie małpy jak ty, nie mają prawa bytu. Bóg się pomylił tworząc ludzi, a ty jesteś ich potomkiem, więc nienawidzę cię tak jak każdego człowieka stąpającego na ziemi. To przez takich jak ty wylądowałem właśnie w tym miejscu – w głosie Samaela nigdy nie było tyle jadu, a przynajmniej Sabina nigdy go wcześniej w nim nie słyszała.

Do świadomości dziewczyny zaczynało docierać, jak bardzo się pomyliła co do Samaela. Po raz pierwszy odczuła lęk przed nim i zdawała sobie sprawę z tego, że już nigdy nie odważy mu się sprzeciwić. A w szczególności nie teraz, gdy sama dobrowolnie do niego przyszła. Oddała mu władzę nad sobą całkowicie. Nie było możliwości wycofania się z tego układu.

– Dobrze, kochanie – starała się bardzo, by jej głos nie drżał ze strachu. Podniosła się z ziemi, otrzepując ręce z brudu. Nie patrząc diabłu w oczy, objęła go w pasie i złożyła najdelikatniejszy pocałunek na jego miękkich i ciepłych ustach. – Zrobię to, co zechcesz.

Samael nie okazał jej żadnych cieplejszych uczuć, nawet nie odwzajemnił jej pocałunku. Złapał jej ręce i odsunął dziewczynę od siebie w cierpkim geście.

– Lucyfer się tobą zajmie – powiedział rzeczowo. – Nie mam ochoty ciebie niańczyć. Mam zbyt wiele spraw na głowie.

Słowa Sama zraniły Sabinę niczym nóż wbity prosto w plecy. Kochała go, a on w zamian tak ją potraktował. Zaczynało do niej docierać, że w Czeluściach tak naprawdę odczuje większą samotność, niż gdy była wśród ludzi. Tam może i nie miała nikogo bliskiego, jednak jedna osoba martwiła się o nią i troszczyła, mimo iż sama dla tej osoby nie była nigdy w porządku.

Moja siostra, Nikola…

Samael krzyknął, wołając Lucyfera

Z ciemności wyłoniła się kobieca postać, ubrana w czarne niczym noc skórzane spodnie i roz-piętą kurt¬kę, spod której wystawała biała bluzka z nadrukiem na piersiach. Wysokie kozaki na szpilkach sięgały jej za kolana. Włosy miała niemal całkiem ogolone po bokach z wyjątkiem czubka głowy, z którego na bok były zaczesane farbowane na blond włosy. Stawiała zgrabne kroki, a kształtów ciała mogła jej pozazdrościć sama Sabina, której nie brakowało przecież zupełnie nic.

– Sabino poznaj Lucyfera – odparł z lekkim uśmiechem Samael.

Sabina zmierzyła kobietę od stóp do głów. Nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić.

– Lucyfer to przecież…

– Męskie imię? – dokończyła za nią kobieta. – No cóż, wybrałam sobie takie ciało, bo lubię po prostu być kobietą – wyjaśniła, po czym dodała z uśmiechem – Jeśli „Lucyfer” nie jest dla ciebie dość kobiecym imieniem, mów do mnie Lucy.

Lucy wyciągnęła rękę do Sabiny na powitanie, jednak wyglądało na to, że nie miała zamiaru puszczać dłoni oszołomionej dziewczyny.

– Nie martw się, Samaelu, zajmę się naszą nową podopieczną – powiedziała nieomal radośnie do swojego pana blond włosa Lucy, ciągnąc za sobą Sabinę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania