Poprzednie częściKambion#1 - Prolog

Kambion#1 - Rozdział 7

Nikola dostała ataku śmiechu. Ból w jej boku nie był już aż tak dokuczliwy, jak przedtem. Aż łzy stanęły jej w oczach ze śmiechu.

– Żartujesz sobie ze mnie – powiedziała, nabierając powietrza do płuc, a następnie znów się śmiejąc. – To sen, to zwyczajnie nie dzieje się naprawdę, albo jest tu jakaś ukryta kamera.

Dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza, jednak on nie był rozbawiony jak ona – wręcz przeciwnie. Stał obok łóżka szpitalnego i wpatrywał się w Nikolę nieprzeniknionym wzrokiem. Nikola na ten widok przestała się śmiać.

– Nie żartujesz – skomentowała. Westchnęła ciężko.

Pomimo tego, iż zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jest żaden żart, czy senna mara, bardzo pragnęła, by tak właśnie było. Chciała się obudzić w swoim łóżku po grubej imprezie pijackiej i ze śmiechem móc opowiedzieć wszystkim znajomym i siostrze, co jej się śniło, a oni uznaliby, że Nikola zwyczajnie ma wybujałą wyobraźnię i zaproponowaliby jej, by napisała książkę, skoro ma tak porąbane pomysły.

Ale to nie był żart, czy sen. To koszmar, który przeżywała na jawie, i nie umiała się pogodzić z rzeczywistością. Nie umiała się pogodzić ze śmiercią niewinnych ludzi, których absolutnie to wszy¬stko nie dotyczyło, a jednak pożegnali się z tym światem z winy, jak się okazuje, bliźniaczek-pół¬demonów. To wszystko była wina Nikoli. Nawet śmierć Sabiny była winą Nikoli, bo nie umiała się nią należycie zaopiekować.

Po plecach dziewczyny przebiegł lodowaty dreszcz. Nieświadoma była tego, że w oczach stanęły jej łzy. Natiel zbliżył się i usiadł na brzegu łóżka, a Nikola wzdrygnęła się, gdy ten ją objął pocieszająco.

– Ostatnio bardzo dużo płaczę – wyjaśniła swoje zachowanie, siląc się na niemrawy uśmiech.

Anioł kciukiem starł łzę z policzka rudowłosej.

– Nie płacz – powiedział półszeptem.

Nikola po raz pierwszy chyba tak naprawdę spojrzała prosto w oczy tego, który miał ją zabić. Była pod wrażeniem tego, co w nich ujrzała, a ujrzała tam mieszankę uczuć takich jak miłość, żal, ból i podziw skierowany na jej osobę. Patrząc tak na anioła, odczuła raptem spokój, którego tak jej brakowało ostatnio. Nie wiedziała, jak mogła sądzić, że może ją w ogóle skrzywdzić. Dobroć i miłosierdzi biło od Natiela tak bardzo, że to zdawało się być niemożliwością, by był on bezwzględnym morde¬rcą. Mogła mu w tej chwili bezgranicznie zaufać.

– Hej! Nie stosuj na mnie moich własnych sztuczek! – krzyknęła, otrząsając się nagle. Zerwała się gwałtownie z łóżka i stanęła na równe nogi. W boku ją zakuło i skrzywiła się z bólu.

– Chciałem tylko, żebyś lepiej się poczuła – usprawiedliwiał się anioł. – Nie chcę cię skrzywdzić, jesteś zbyt… – urwał.

– Jestem zbyt…? – dopytywała zaciekawiona Nikola. Zauważyła, że Natiel się speszył i to wzbudzało jeszcze większe zainteresowanie taką reakcją.

– Nie ważne, czasem zbyt dużo mówię – burknął i podniósł się. – Powinnaś odpocząć i dojść do siebie…– zlustrował dziewczynę od stóp do głów – po wypadku – dokończył, uświadamiając sobie, w jakim tak naprawdę jest stanie Nikola. Nic jednak z tym nie zrobił.

Zacisnął usta i bez słów pożegnania chciał wyjść, wymijając dziewczynę. Nikola jednak nie pozwoliła mu na to, łapiąc go za nadgarstek i przyciągając do siebie. Natiel obejrzał się zdumiony jej zachowaniem.

– Chcesz tak po prostu wyjść? – zapytała, nie patrząc mu w oczy. Nie chciała ryzykować, że znowu namiesza jej w głowie. – Chcesz mnie zostawić samą po tych wszystkich rewelacjach?

Tak naprawdę w jej głowie kiełkował nowy pomysł. Skoro i tak jest z góry „potępiona” tylko dlatego, że się urodziła, nie miała pewności, czy będzie zupełnie bezpieczna w tym miejscu. Musiała to bezpieczeństwo sobie zapewnić, a kto inny jej je da, jak nie anioł, który jej współczuł i nie umiał z jakiegoś bliżej nieznanego powodu jej uśmiercić, chociaż to by jego psi obowiązek.

Oczywiście musiała zachować ostrożność, w końcu to anioł, aczkolwiek w tamtej chwili nie widziała innej możliwości, co nie znaczyło, że gdy taka sposobność się nadarzy, zostawi Natiela i ucieknie, gdzie pieprz rośnie przed każdym, kto ma cokolwiek wspólnego z nim, czy z którymkolwiek innym aniołem.

Teraz jednak postanowiła dać mu mały kredyt zaufania.

– Powinnaś odpocząć – odparł łagodnie. – Jesteś zmęczona.

– Nie – sprzeciwiła się gwałtownie i wtedy wbiła twardy wzrok z twarz anioła, zapominając na ułamek sekundy o swoich obawach względem jego zdolności. – Nie zostawisz mnie tutaj. Zabierzesz mnie ze sobą!

– Nie mogę cię…

– Nie prosiłam cię, żebyś mnie zabrał, po prostu bierzesz mnie ze sobą. Bez żadnych dyskusji – dodała na koniec, po czym puściła jego rękę i podeszła do niewielkiej szafki, by stamtąd wyciągnąć swoje mocno ubłocone i potargane ubranie, które zabrała z chatki w lesie.

Nikola się schyliła, starając się bardzo, by nie dać po sobie poznać, że prawie całe poobijane ciało ją boli, a szwy z prawej strony jej brzucha oraz z tyłu na plecach piekły niemiłosiernie, usiłując rozerwać świeżo zaszytą ranę. Zacisnęła zęby ze zgrzytem, a na jej policzkach wykwitły purpurowe wypieki z wysiłku.

Dziewczyna obejrzała się za siebie na stojącego i obserwującego ją w milczeniu anioła, na którego twarzy malowało się zaskoczenie – najwyraźniej nie zdążył się jeszcze otrząsnąć po żądaniach Nikoli, która w tamtej chwili przez chwilę bardzo krótką zastanowiła się, czy aby na pewno dobrym pomysłem jest to, aby przebierać się przy nim.

W końcu to anioł, chyba nie kręcą go takie rzeczy… – pomyślała z przekąsem, cudem powstrzymując złośliwy uśmiech, który usiłował pojawić się na jej twarzy. Naprawdę zastanawiało ją to, czy Natielowi spodobałoby się to, co by ujrzał (nie żeby jej ciało wyglądało teraz najlepiej takie pokiereszowane).

Rudowłosa zerknęła z pobłażaniem na odzież, którą sobie przygotowała. Nie miała chyba innego wyboru jak ubrać się w te „łachmany” (inaczej nie umiała tego nazwać). Złapała więc za koniec koszuli nocnej, którą ktoś jej ofiarował, gdy była nieprzytomna i pociągnęła do góry, ściągając ją przez głowę. Musiała zacisnąć zęby, by nie jęknąć, gdyż nieomal każdy ruchsprawiał, że cierpiała katusze. Nie miała na sobie zupełnie nic prócz majtek i bandaża, który zawinięty był wokół talii dziewczynzboku nasiąknięty świeżą krwią.

Cholera, szwy puściły–przemknęło jej przez głowę.

Nikola założyła zwiewną czarną bluzkę, a na nią poszarpany dres. Każdy jej ruch był dokładnie wyważony i ostrożny. Przysiadła na łóżku, by wciągnąć na siebie dżinsowe spodnie. Na koniec wcisnęła stopy w ciepłe buty i stanęła wyprostowana jak struna, dalej walcząc z kłuciem w boku. Spojrzenie jej powędrowało w stronę osłupiałego anioła.

Niki zmarszczyła brwi.

– Coś się stało? – spytała.

Natiel potrząsnął głową i zamrugał kilkakrotnie powiekami, aby otrząsnąć się. Sam nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się z nim działo.

– Zdaje mi się, że zwyczajnie nie pozostawiłaś mi żadnego wyboru –stwierdził. – Idziemy?

Dziewczyna kiwnęła głową. Syknęła pod nosem, gdy zrobiła krok do przodu, łapiąc się za bok. Anioł wiedział, że nie jest z nią najlepiej i jak dla niego mogłaby jednak zostać w szpitalu, by lekarze się nią zajęli. Podszedł do niej, by złapać ją w pasie. Nikola złapała jego rękę i przesunęła wyżej, omijając tym samym jeszcze świeżą ranę.

– Mogę cię uzdrowić – zaproponował wspaniałomyślnie. – Jeśli chcesz, oczywiście.

– Nie! – zaprzeczyła nagle, prostując się. Pożałowała tego ruchu. – Nie, chcę. Ostatnim razem chyba zapadłam w całotygodniową śpiączkę – wyjaśniła.

Natiel zamyślił się nad jej słowami, po czy skomentował wielce skruszony:

– To efekty uboczne mojej mocy. Na zwykłego człowieka to działa zupełnie inaczej, nie spodziewałem się takiej reakcji. Przepraszam.

Nikola przewróciła oczami.

– Nie ważne, nie jest aż tak źle – skłamała. Ruszyła przed siebie, ciągnąc za sobą anioła.

Nikola myślała nad tym, co jeszcze powinna zrobić, zanim opuszczą mury szpitala. Doszła do wniosku, iż ból jest jednak dość silny, by dała radę wykrzesać z siebie dość wiele, żeby uciec. Odsunęła się od Natiela, zmuszając go tym samym do puszczenie dziewczyny.

– Musimy najpierw znaleźć magazyn z lekami – zakomunikowała. – Potrzebne mi są środki przeciwbólowe, odkażające i opatrunki.

– To kradzież – zauważył. – Tak nie można.

Nikola nie wiedziała, co myśleć. Dla niej nie było to nic strasznego, czy dziwnego – robiła to wielokrotnie. Przewróciła oczami.

– Nie przesadzaj, aniołku – oburzyła się nieco. – Pomyśl, że tylko pożyczamy sobie kilka drobiazgów, poza tym robimy to dla dobra mojego zdrowia.

Otworzyła drzwi od sali i wyjrzała na zewnątrz. Korytarz był pusty, nie było tu w środku nocy żywego ducha, jednak to nie znaczyło, że nie pojawi się tu żaden lekarz, czy pielęgniarka, który będzie akurat robił obchód. Trzeba być ostrożnym.

Światło jarzeniówek po trosze oślepiało Nikolę, odbijając się od jasnych ścian. Zakładała, że to efekt uboczny leków, które jej podawali, poza tym całkiem niedawno była pod narkozą. To zdecydowanie mogło źle na nią wpływać.

Nikola idąc tunelami szpitala z kroczącym jej śladem Natielem, znalazła drzwi z napisem „Pokój lekarski”. Obejrzała się na anioła i posłała mu konspiracyjne spojrzenie. Złapała za klamkę i delikatnie ją nacisnęła. Nie chciała robić hałasu. Zajrzała do środka.

Pusto.

Na twarzy dziewczyny pojawił się mimowolny uśmiech. Wślizgnęła się do środka i gestem nakazała Natielowi wejść za sobą.

– Co robisz? – spytał półszeptem.

– Cicho bądź – zażądała i przyłożyła palec do ust.

Nikola zaczęła buszować po szafkach w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby jej się przydać. Niestety nie znalazła nic, co by ją naprawdę interesowało. Narobiła jedynie ogromnego bałaganu, wyrzucając stertę dokumentów i rzeczy prywatnych pracujących w tym miejscu lekarzy.

Natiel przyglądał się tylko rudowłosej dziewczynie z dezaprobatą.

– Może powinniśmy opuścić to miejsce – zaproponował i w tej samej chwili do pokoju weszła kobieta odziana w biały kitel.

Nikola wychyliła głowę zza drzwi otwartej na oścież szafy.

– Co tu się, u licha, dzieje? – spytała kobieta.

Rudowłosa podniosła się z klęczek. Czuła, że bluzka coraz bardziej nasiąka ciepłą krwią. Ból ciągle narastał i na gwałt potrzebowała leków, które go uśnieżą.

– Wzywam ochronę – zakomunikował lekarka i obróciła się w stronę drzwi, aby opuścić pomieszczenie.

– Zatrzymaj ją! – krzyknęła Nikola.

Natiel, nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, złapał kobietę w niedźwiedzim uścisku, uniemożliwiając jej swobodę ruchu.

– Pomocy! Zostałam zaatakowana! – wykrzyczała lekarka, a anioł zasłonił jej usta dłonią. Kobieta szarpała się, miała dużo siły, jednak Natielowi to nie przeszkadzało, ponieważ był w stanie ją unieszkodliwić.

Nikola podeszła do nich i spojrzała w oczy kobiecie. Zielone oczy jej zabłysły blaskiem mocy. Doskonale wiedziała, jak należy używać wrodzonych zdolności i Kambiona. Chwyciła w dłonie twarz lekarki.

– Nie widziałaś nas, nic się nie dzieje – powiedziała spokojnie Nikola.

Kobieta w uścisku anioła nagle się uspokoiła i przestała szarpać. Głos Nikoli był dla niej niczym jej własny– wewnętrzny. Czuła się oszołomiona, jakby ktoś podał jej psychotropy. Natiel ją puścił, a ona stała nieruchomo, wzrok miała całkiem pusty.

Hipnoza...

– Co jej zrobiłaś? – spytał anioł zaniepokojony. Nigdy dotąd nie miał okazji widzieć jak Kambion wykorzystuje swoje zdolności. Nie miał nawet pojęcia, które z nich dziedziczą po swoich ojcach inkubach.

– Nic jej nie będzie. Za chwilę oprzytomnieje – odpowiedziała, zerkając na niego. Nie mogła zbyt długo nie utrzymywać kontaktu wzrokowego ze swoją ofiarą, gdyż połączenie psychiczne mogło w każdej chwili zostać zerwane. – Potrzebuję kilku rzeczy z magazynu. Zaprowadź nas do niego – powiedziała znów do kobiety tym dziwnie beznamiętnymgłosem.

Lekarka obróciła się i wyszła na zewnątrz. Przeszła przez prawie cały korytarz do windy. Nikola podążyła za nią, a Natiel, nie wiedząc właściwie, co się dokładnie dzieje, skierował się za nimi. Cała trójka weszła do windy. Lekarka wcisnęła poziom poniżej zera, jednak Nikola nie dostrzegła tego, jak był on oznaczony, gdyż widziała jedynie plecy Natiela. Winda ruszyła ze zgrzytem. Jechali w dół.

Kobieta zdawała się być całkiem nieobecna, robiła dokładnie to, co nakazywała jej półdemonica, a anioł był pod wrażeniem wszystkiego, co robiła. On sam nie mógł do samego końca zawładnąć niczyim umysłem. Jego zdolności ograniczały się jedynie do wzbudzania w kimś konkretnych uczuć, a w efekcie do wpłynięcia na czyjąś decyzję. To, co tutaj ujrzał, było całkowitym kierowaniem człowiekiem, niczym opętanie. Taki człowiek był całkiem pozbawiony wolnej woli.

To z pewnością nie jest nic dobrego.

Winda się zatrzymała. Drzwi się otworzyły. Kobieta wyszła z niej, prowadząc za sobą dwójkę intruzów przez kolejny ciemny korytarz, w którym nie było żadnych okien, a oświetlenie lamp na suficie na niewiele się zdawało, tworzyło to atmosferę półmroku.

Nikola podeszła do lekarki i złapała ją za ramię. Kobieta drgnęła, czując ten dotyk, a rudowłosa wiedziała, że pani doktor podświadomie walczy z mocą Nikoli. Nikola jednak siłą woli wzmocniła nacisk na jej umysł.

– Potrzebuję środków odkażających i przeciwbólowych, do tego będą jeszcze potrzebne świeże opatrunki – oznajmiła kobiecie. – Musisz jeszcze zmienić mi szwy, bo te się rozerwały.

– Nie jestem chirurgiem – odparło rozmówczyni Nikoli.

– Ale jesteś lekarzem, wiesz, jak postępować w takich sytuacjach. Musisz mi pomóc – zażądała, ponownie nasilając swoje zdolności. Nikola wiedziała, że nie da rady zbyt długo utrzymać tej lekarki w takim stanie, zaczynała opadać z sił.

Kobieta, poruszając się jak robot, otworzyła drzwi do ciemnego pomieszczenia i zapaliła światło. Nikola nie weszła za nią, a jedynie oparła się o ścianę. Z bólu zaczynało jej się kręcić w głowie. Nie miała już sił.

Natiel do tej pory bez słowa przyglądał się obydwu kobietom, teraz jednak zbliżył się do Nikoli, by ją podtrzymać.

– Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? – spytał anioł z troską.

– Dam radę – zapewniła go z mocą Nikola i chciała wierzyć, że naprawdę nie kłamie. – Nic mi nie jest.

Anioł jej nie wierzył. Umiał rozpoznać kłamstwo, a słowa demonicy zalatywały właśnie oszustwem. Widział, w jakim jest stanie i nie popierał tego, iż chciała opuścić szpital, w którym, był tego pewien, zajęliby się nią należycie. On już raz zawiódł i nie chciał po raz kolejny używać swych zdolności uzdrawiania na Kambionie.

Nikola miała podpuchnięte i przekrwiona oczy z coraz to bardziej narastającego zmęczenia. Natiel dostrzegał także na jej twarzy grymas bólu, który usilnie starała się przed nim ukrywać, by ten jej przypadkiem nie zostawił w tym miejscu. Oczywiście teraz i tak by tego nie zrobił, postanowił jej pomóc, a on zwyczajnie dotrzymywał zawsze słowa.

Kobieta wyszła z niewielkim pudełeczkiem ze wszystkimi potrzebnymi Nikoli specyfikami. Podała je rudowłosej, jednak pudełko chwycił Natiel zanim ta zdążyła wyciągnąć po nie rękę. Dziewczyna nie protestowała.

– Daj mi coś przeciwbólowego, błagam – wydyszała.

Ból musiał być naprawdę silny, skoro zaczęła się go tak nagle domagać. Natiel pluł sobie w brodę, że nie potrafi jej ulżyć w cierpieniu. Złapał się na tym, iż cierpienie Kambiona staje się jego własnym cierpieniem.

Anioł pogrzebał w opakowaniu w poszukiwaniu odpowiedniego leku, wciąż podtrzymując Nikolę, by ustała na nogach. Gdy znalazł to, czego szukał, powiedział:

– Ketanol może być – spytał Natiel.

– Nie wiem, czy to się na cokolwiek przyda, ale warto spróbować– powiedziała Nikola ledwo, chwytając za opakowanie. Wyjęła z niego jedną tabletkę i włożyła do ust. Przełknęła ją na suchoz ledwością.– Pani doktor– zwróciła się do kobiety. – Proszę, niech mi pani pomoże.

Kobieta podeszła do dziewczyny i złapała ją pod ramię, by usadzić na podłodze. Podwinęła ciemną bluzkę Nikoli, która z prawej strony była nasiąknięta wciąż ciepłą krwią. Odwinęła bandaż, który zasłaniał brzuch, talię i jej plecy.

Lekarka miała przy sobie niewielką torbę, w której miała narzędzia chirurgiczne, środki odkażające i strzykawki z jakimiś bliżej nieznanymi medykamentami. Przyniosła ją z magazyny jak poprzednio pudełko dla Nikoli.

Wyjęła z niej gumowe rękawiczki, które naciągnęła na dłonie, spryskała jakimś preparatem w spreju ranę dziewczyny, która skrzywiła się, gdy ta ją zaszczypała niemiłosiernie. Po całym tym krótkim przygotowaniu osłabionej dziewczyny do zabiegu, złapała za strzykawkę i zaczęła napełniać ją jakimś płynem.

– Co pani robi? – spytała przerażona Nikola, łapiąc kobietę za nadgarstek ręki, w której trzymała strzykawkę. Kobieta, chociaż wciąż pod wpływem Nikoli, teraz zachowywała się całkiem normalnie. –Żadnych zastrzyków – sprzeciwiła się.

Natiel przyglądał się z zainteresowaniem na całą tę scenę. Pochwycił spojrzenie swojej nowej podopiecznej i tam dostrzegł przerażenie. Nie mógł się nadziwić, iż dziewczyna, która miała zamiar nawiać ze szpitala, w którym dostałaby najlepszą opiekę medyczną, na jaką mogła w chwili obecnej liczyć, bała się... strzykawki? Anioł podszedł do lekarki i położył na jej ramieniu swoją dłoń.

– Niech pani nic jej nie podaje i robi swoje – powiedział spokojnie, wiedząc, że wpływa na jej emocje, wywołując współczucie.

– To będzie bolało – oznajmiła. – Muszę założyć nowe szwy, inaczej rana całkiem się otworzy i dojdzie do krwotoku.

– Proszę robić swoje – powiedziała Nikola, zaciskając powieki i usta w cienką linię, by nie zacząć krzyczeć, gdy kobieta zacznie wbijać igłę w jej ciało raz za razem.

Anioł spokojnie obserwował poczynania lekarki. Nie trwało to zbyt długo, rana nie była jakaś duża, jednak bardzo głęboka, natomiast Nikola ledwo wytrzymywała ten kłujący ból. Stękała i pojękiwała, a jemu serce się ściskało w piersi, widząc cierpienie na jej twarzy.

Natiel dopiero teraz przyjrzał się dokładnie lekarce.

Oprócz tego, że miała na sobie biały kitel, co rzucało się jako pierwsze w oczy, dostrzegł, na jej piersi plakietkę, na której widniało nazwisko: dr Sylwia Cierpioł. Kobieta miała ciasno ściśnięte ciemnobrązowe włosy gumką na czubku głowy, a na jej niebieskie oczy opadała dość długa grzywka zaczesana na bok. Miała okrągłą twarz, a jej oczy, zdawało się, zajmowały połowę całej jej powierzchni.

Pani doktor skończyła. Wrzuciła zużyte przyrządy do niewielkiego plastikowego pojemniczka razem z zakrwawionymi rękawiczkami. Spryskała jeszcze raz ranę Nikoli i założyła świeży opatrunek, który potem zakryła bandażem, owijając go wokół talii bladej z bólu i zmęczenia rudowłosej dziewczyny.

Natiel teraz zauważył ciemne siniaki i zadrapania na ciele swojej podopiecznej.

Nikola zerknęła na anioła załzawionymi oczami, wyrażając tym samym prośbę, by jej pomógł się podnieść z ziemi. Stróż spełnił tą niemą prośbę dziewczyny, która, gdy już tylko stanęła na równe nogi, spojrzała w oczy kobiety i powiedziała pewnie:

– Wracaj do swoich obowiązków. Nigdy nas nie widziałaś.

Ta pchnięta siłą woli Kambiona, odwróciła się na pięcie i poszła przed siebie. Natiel pomógł Nikoli iść dalej, by wydostać się ze szpitala. Musieli to zrobić niezauważalnie. Zanim jednak ruszyli, Nikola nakazała wziąć mu jeszcze torbę, którą na podłodze zostawiła lekarka. Wysypała wszystko z niej na podłogę z rumorem, po czym zapełniła ją zawartością pudełka, po czym przewiesiła ją przez ramię.

Natiel spojrzał na dziewczynę, wyrażając tym spojrzeniem swoją dezaprobatę. Nikola, widząc jego reakcję na jej poczynania, zrobiła minę niewiniątkna.

Weszli do windy. Nikola podparła się o ścianę, by złapać równowagę i odsunęła się od anioła. Kilka głębszych wdechów pomogło jej uspokoić nieco drżenie rąk i nóg, dzięki czemu dała radę ustać samodzielnie. Wjechali jedno piętro wyżej na parter, drzwi rozsunęły się przed nimi, stając otworem. Skierowali się w stronę głównego wyjścia, jednak okazało się, że o tej bezbożnej porze, a mianowicie o trzeciej nad ranem, drzwi były zamknięte i otworzyć je mógł jedynie dyżurny, pilnujący wejścia.

– Co robimy? – spytała Niki. Przerażenie ścisnęło jej serce. Tutaj nie ominą stróża.

– Przejdziemy przez SOR. Tam zawsze ktoś się kręci, poza tym nie będzie podejrzane to, że ledwie się trzymasz na nogach – zaproponował anioł. – Znam drogę, tamtędy wszedłem.

Zawrócili, po czym skręcili w prawo i podążyli przed siebie korytarzem.

Z jednego z pokoi wyszedł wysoki siwy mężczyzna w kitlu. Nikola stanęła prosta jak struna i starała się nie zachowywać podejrzanie. Natiel również szedł jak gdyby nigdy nic. Mężczyzna nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi wpatrzony w papiery, które niósł.

Nikola odetchnęła z ulgą.

Weszli na SOR i skierowali się do wyjścia, gdzie podjeżdżają karetki. Na poczekalni siedziało dwóch pacjentów po niewielkich wypadkach, a pielęgniarz wprowadził do szpitala starszą kobietę na wózku inwalidzkim. Wyminęli go zręcznie, a Niki cieszyła się, iż nikt się na nią nie patrzył, nikt jej nie zatrzymał. Była szczęśliwa z tego powodu i to szczęście dodało jej sił, by wyjść pewnie ze szpitala.

Chłodne nocne, zimowe powietrze uderzyło w twarz Nikoli. Zadrżała z zimna, nie miała na sobie kurtki. Natiel zdjął swoją skórzaną kurtkę i położył jej na ramionach. Nikola przyjęła ją z wdzięcznością wypisaną na twarzy. Ścisnęła palcami jej końce i opatuliła się nią szczelniej. Niewiele to dało, ale lepsze to niż nic. Dziewczyna miała teraz więcej sił, by kroczyć za aniołem, ból zelżał, zapewne po lekach, lecz także dlatego, iż nie myślała o nim tak intensywnie.

Nagle całe szczęście po udanej ucieczce ze szpitala zniknęło, gdy ktoś złapał Nikolę, ogarniczając jejruchy i sprawiając jej na powrót ból, podczas gdy chwycił za jej brzuch. Druga dłoń napastnika zasłoniła jej usta w chwili, kiedy z jej ust dobył się krzyk przerażenia. Kątem oka dostrzegła, że kto inny uderza Natiela w głowę, a ten pada jak długi na chodnik, tracąc przytomność. Jeden z napastników wciągnął Nikolę do samochodu, po czym przyłożył jej do ust szmatkę nasączoną jakimś środkiem, by odpłynęła w niebyt.

*****

Sługa chóru Potęg– Beliar – od dawna już miał na oku nic nie podejrzewającego Nafilima, który jakimś cudem przeżył wiele lat. Beliar zastanawiał się, w jaki sposób ta wstrętna istota tego dokonała, gdy jej umiejętności nie były jeszcze tak rozwinięte jak w chwili obecnej.

Teraz bękart skrzętnie ukrywał swoją aurę, dlatego Beliar miał niewyobrażalne szczęście, że znalazł się w pobliżu niego, kiedy ten spuścił swoją tarczę i ujawnił swoją naturę demona.

Beliar nie mógł w takim wypadku działać samodzielnie, naraziłby tym samym siebie na ogromne niebezpieczeństwo, gdyż Nefilimy wieki temu nauczyły się wykorzystywać swoje umiejętności do unicestwienia swoich katów. Nefilimy stały się największym koszmarem każdego anioła działającego na Ziemi, ponieważ te zaczęły na atak odpowiadać atakiem. Okazało się to lepszą obroną przed bezwzględnymi aniołami, szczególnie jeśli posiadały tak wielką siłę dziedziczoną w spadku po swoich ojcach. Były nieśmiertelne i zdumiewająco potężne, zwłaszcza posiadając także ludzkie cechy.

Beliar śledził już od dawna Nefilima i zapewne zdobyłby odwagę, by zaatakować go samotnie. Głęboko wierzył w powodzenie takiego przedsięwzięcia. Niestety po krótkim czasie odkrył, że ten nie podróżuje sam. Miał towarzyszkę. Może to jego siostra, a może natrafił na nią jakiś czas temu i nauczył wykorzystywania odpowiednio umiejętności.

Dwa Nefilimy to stanowczo za dużo. To tak jakby porwał się z motyką na wiatr. Tylko głupiec mógł dokonać czegoś tak nierozsądnego.

Teraz anioł skrył się za drzewem i obserwował swoje przyszłe ofiary. Musiał dobrze je poznać, nie było tu miejsca na najmniejszy choćby błąd. Zauważył, że bękarty również na coś czekały pod szpitalem, wyglądało to tak, jakby same miały zamiar dopuścić się równie karygodnego czynu, co sam Beliar, gdyż zabijanie takie właśnie było.

Na co czekały? A może na kogo?– zastanawiał się anioł.

Beliar był za bardzo oddalony od anielskich dzieci, a tym samym stał jeszcze dalej od szpitala. Dlatego właśnie, jeżeli cokolwiek lub ktokolwiek tam był, na kogo te istoty czekały, nie mógł tego wyczuć, ani nawet zobaczyć z takiej odległości.

Nagle Nefilimy ogarnęło wielkie poruszenie. Wsiedli do pomarańczowego seata toledo. Samochód ruszył i podjechał bliżej budynku szpitalnego. Beliar musiał podejść do nich, nie mógł podlecieć, ukazując światu swoją anielską duszę, aby zobaczyć, co się dokładnie dzieje.

Doznał szoku, gdy to ujrzał.

Dwójka Nefilimów porwała właśnie jego brata – Natiela wraz ze wstrętnym Kambionem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania