Poprzednie częściKres Bogów

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kres Bogów: Perun

Perun podszedł do ściany i przyłożył rękę do gniazdka. Świecące się jarzeniówki zamrugały, a mężczyzna wyprostował się i uniósł głowę. Był bardzo zadowolony. Jean popatrzyła na niego z ulgą. Pamiętała co przeszedł w bazie Syndykatu. To były złe wspomnienia. Time Flash machnął ręką do Peruna. Ten podszedł bliżej.

 

- Co tam masz? -zapytał Perun

 

- Nic, po prostu martwi mnie obecna sytuacja. Ten bunkier to najlepiej strzeżone miejsce w całym Brooklynie. - odpowiedział

 

- To czemu nie pójdziesz sprawdzić co się tam dzieje? Przecież umiesz manipulować czasem i przestrzenią.- Perun wskazał ręką korytarz przed nimi.

 

- Niby tak, ale żeby się tu dostać trzeba być kimś naprawdę sprytnym. - spod kapelusza wyłoniły sie żółte oczy Harrego. Był w nich coś dziwnego.

 

- Trzeba być bardzo sprytnym, albo bardzo szybkim. - rzekła Jean.

 

- Jeśli ten czerwony frajer znowu na mnie poluje przysięgam że zrobię mu taką dziurę że będzie mógł pobawić się jelitami. - Perun był wściekły. Mimo iż spotkał Red Speeda raz w życiu, miał już dość tego mutanta. Nie wiedział jak można walczyć dla Syndykatu, największego wroga mutantów, samemu będąc zmutowanym. Perun ruszył biegiem przez korytarz. Harry i Jean bez wahania i zastanowienia pobiegli za nim. Za pierwszym zakrętem Perun znalazł cel. Red Speed właśnie przebijał ręką profesora Kristiana Tooda, znanego i szanowanego specjalistę od tortur który pomagał ZRM. Był szurnięty, ale skuteczny. Perun odruchowo wystrzelił błyskawicę. Wiedział że Tood i tak nie przeżyje więc żeby nie zmarnować okazji na dobry strzał, strzelił przez niego. Red Speed odleciał do tyłu, a Perun krzyknął z bólu. Kurtka którą miał na sobie miała metalowe elementy. Perun mógł absorbować energię elektryczną, ale prąd raził go mimo wszystko, a przez te kurtkę ewidentnie przeszła część jego mocy. Gdy zdjął kurtkę i rzucił ją na podłogę Jean która właśnie przybiegła uśmiechnęła się szeroko. Perun był dobrze zbudowany. Oprócz kurtki miał tylko czarny koszulkę bez rękawów. Jego umięśnione ręce wyglądały zacnie w dodatku że żyły świeciły się od nadmiaru energii w ciele.

 

Red Speeda mieli na chwilę z głowy. Zwłoki Kristiana padły na posadzkę. Teraz dopiero Perun zauważył że oprócz Reda i Tood był tam ktoś jeszcze. Trójka żołnierzy Syndykatu w zbrojach Złotych Piór, i zmasakrowana kobieta.

 

- Czyli to nie po mnie przybyli. Szkoda myślałem że mnie lubią.- pomyślał mężczyzna.

 

Time Flash wycelował pistoletem w głowę szczuplejszego mężczyzny. Jean wymierzyła w tego bardziej umięśnionego, a Perun rozprowadził prąd po swoich rękach.

 

- Dajcie nam wyjść. Pozwólcie chociaż że oddamy naszą kapitan w ręce Syndykatu. Ona i tak nie jest w stanie nic powiedzieć. - powiedział szczupły. Ewidentnie grał na zwłokę. Chciał przedłużyć rozmowę do momentu aż Red Speed się ocknie i zaatakuje rebeliantów.

 

- Nie ma mowy. - Perun strzelił błyskawicą powalając mężczyznę. To był łatwy i czysty strzał. Największy nich szybko położył kobietę na ziemi i przeturlał się po karabin kolegi, gdy ten drugi zaczął strzelać. Jean i Perun schowali się za zakrętem, a Time Flash teleportował się do pomieszczenia obok nich. Jean oddała serię w przeciwników, a Harry otworzył drzwi od środka i przyłączył sie do walki. Większy żołnierz zbliżył się do Red Speeda i wbił mu strzykawkę z adrenaliną którą miał zamontowaną w rękawicy. Speedster od razu wstał. Pierwsze co zrobił to wyniósł z bunkra kobietę i nieprzytomnego kolegę. następnie wrócił po dwóch pozostałych. Po kilku chwilach rebelianci zostali sami.

 

- Czemu go nie złapałeś? Harry?- spytała wściekle Jean.

 

- Nie poruszam się szybko, tylko zwalniam czas. To spora różnica, a ten koleś był bardzo szybki. Nawet przy użyciu mocy ledwo go zobaczyłem. - sprostował Harrison.

 

- No to mamy problem. Harry przeniesiesz nas do głównej siedziby? - Perun podniósł kurtkę i spojrzał na nią z dezaprobatą.

 

- Jasne. Dawno nie byłem w Nowym Jorku

 

***

 

Jean, Perun i Harrison pojawili się na samym środku głównej bazy ZRM'u. Kilkadziesiąt osób wycelował do nich z broni palnej lub uaktywnili swoje zdolności. Gdy zobaczyli kto się pojawił od razu wyluzowali i wrócili do swoich zajęć. Po chwili podszedł do nich zdenerwowany James.

 

- Harry, na boga ile można przytransportować dwójkę ludzi? - sypnął spod lekko zakrzywionego nosa.

 

- Mieliśmy małe problemy - odezwała się Jean

 

- Problemy? Problemy to ja mam tutaj. Chodźcie opowiecie mi wszystko. Ze szczegółami- podkreślił James. - A i mamy problem z panem Darhk'iem.

 

- Spore problemy? - zapytał Perun

 

- Ogromne.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania