Poprzednie częściOstatni rocznik cz. 1

Ostatni rocznik cz. 12

Mało nie udławiłam się własną śliną. Czy ja się, do cholery jasnej, przesłyszałam?! Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy, a ręce zaczynają dygotać w szybkim tempie. Spojrzałam na Wojtka, którego mina wyrażała jedną wielką pustkę. Zwykły obserwator mógłby stwierdzić, że jest całkowicie niewzruszony, ale ja znałam go jak nikt inny na tej sali. Widziałam jego napięte mięśnie, skurczone palce i delikatne tiki powieki, które świadczyły o podenerwowaniu. Odwrócił się i spokojnym skinięciem wskazał na Dakotę, prosząc, aby powtórzyła pytanie. Grał na czas. Tleniona blondi ponownie skupiła uwagę na Wojtku, posyłając mu przesłodzony uśmiech. Kurwa.

- Jakie ma pan zdanie na temat plotek dotyczących romansu Paula Stratherna z jedną z jego studentek, panie profesorze?

Miałam ochotę rzucić długopisem w jej wypolerowane ząbki, a jeszcze większą, aby zapaść się pod ziemię. Co gorsze, wszyscy studenci na sali umilkli, wyraźnie zainteresowani obranym kierunkiem rozmowy. Część zdawkowo się uśmiechała, inni posyłali dziwne spojrzenia. Zaczynałam się coraz bardziej denerwować – co się, kurwa, działo?

- Czy ja wyglądam jak przestarzały Kosowski? – żachnął się, próbując odwrócić uwagę od wyciągniętego z tyłka pytania Dakoty.

- Nie – pisnęła, momentalnie się poprawiając.

Faktycznie, ser profesor kierowane do trzydziestolatka było tak irracjonalne, jak pytania tlenionej blond. Ale zdawało się, że ona dopiero się rozkręca.

- Więc? Można by to uznać za temat tabu, ale pańskie zajęcia odchodzą od stereotypów, dlatego tak bardzo cenimy każdą poświęconą nam minutę – świergotała, odrzucając kilka pasm włosów do tyłu. - Jeżeli już przerabiamy moralność XX wieku, seks wykładowcy i studentki mógłby posłużyć jako przykład, prawda?

Głosy na auli ucichły, wszyscy czekali na odpowiedź Wojtka. Nie obrzucił mnie ani jednym spojrzeniem, stał jak słup i mrużył z rozdrażeniem oczy. Przysięgłam sobie, że jeżeli ta szopka to sprawka Michała, powyrywam mu nogi z tyłka. A patrząc na minę Wojtka, wiedziałam, że myślał dokładnie o tym samym. Miał mord wymalowany na twarzy. Chrząknął.

- Myślenie to ciągły proces zmian, tym bardziej, jeżeli mówimy o przestrzeni tak odległej jak stulecie. – Oparł się tyłem o kant biurka, przeczesując nerwowo włosy. – Nie mi za zadanie porównywać panujące poglądy z poglądami lat trzydziestych.

- Ale tak czysto hipotetycznie – z drugiego końca auli dobiegł nas ociekający arogancją głos. Michał. – Byłby pan zdolny do seksu z własną studentką?

Spojrzałam na Wojtka. Widziałam to – chociaż był na granicy, zachowywał całkowitą neutralność. Uniósł teatralnie brwi, prychając w odpowiedzi, jakby usłyszał właśnie dobry dowcip.

- Co proszę? – zapytał.

Michał przewrócił lekceważąco oczami, recytując kolejno:

- Czy mógłby pan prowadzić kontakty seksualne z uczennicą?

- Właściwie… - moje oczy momentalnie zaczęły przypominać pięciozłotówki. Wojtek z zadumą zaczął gładzić się po brodzie, bez wątpienia szykując dobry teatrzyk. – Gdyby wykosztowała się na mnie więcej niż te kruche 2000, które dostaje od waszego szefa co miesiąc… Czemu nie?

Aula parsknęła śmiechem, a Michał przybrał tak skwaszoną minę, że przez moment myślałam, czy przypadkiem nie wybuchnie płaczem.

Wojtek pokręcił z rezygnacją głową, zatapiając spojrzenie w zegarku wiszącym na ścianie.

- Dochodzi szesnasta – dodał, wrzucając papiery do teczki – koniec na dzisiaj, zbierajcie się.

 

Kiedy czekałam przed uczelnią na Michała, serce dygotało mi jak szalone. Chciałam mu zrobić krzywdę, najlepiej wykastrować przy wszystkich panienkach z wydziału, zwyzywać od najgorszych i rzucać mięsem w każdą stronę – nie poznawałam sama siebie. Dupek. Kiedy dwa tygodnie temu wparował mi do mieszkania z moimi rodzicami wiedziałam, że będę miała przez niego problemy. Ale nigdy, przenigdy nie powiedziałabym, że mógłby być zdolny do czegoś takiego. Znałam konsekwencje. Wiedziałam, że nasza relacja z Wojtkiem może wyjść na światło dzienne i będziemy w przysłowiowej czarnej dupie. Do tamtej pory byłam na to nawet w pewnym stopniu gotowa, ale wtedy? Wtedy, widząc wszystkie złowrogie spojrzenia ludzi z wydziału, miałam ochotę uciec w pizdu daleko, byle nie spotkać żadnej znajomej twarzy.

Kiedy zobaczyłam, jak leniwym krokiem wychodzi z budynku, mało nie rzuciłam się na niego z pazurami. Stanął po kilku krokach, uśmiechając się leniwie, widząc frustrację malującą się na mojej twarzy.

- Ty! – wskazałam palcem na Michała, ciągle idąc w jego stronę. – Co ty odpierdalasz?!

Spojrzał za siebie, potem w swoją prawą, aby w końcu skierować wzrok na mnie.

- Ściany mają uszy – powiedział, dodając szeptem: - przecież nie chcemy, żeby coś się wydało.

- Dupek! – wrzasnęłam, czując, jak do moich oczu napływają łzy. – Miałam cię za przyjaciela.

- Wiem – rzucił łagodnie, dotykając mojego ramienia. Szybko wyrwałam się z jego uścisku. – A ja, jako przyjaciel, od początku ostrzegałem cię, jak to może się skończyć.

Wyciągnęłam w jego stronę trzy palce, zaczynając od środkowego, aby mógł mu się dobrze przyjrzeć.

- Po pierwsze – pokazałam jeden z nich – niszczysz mi życie.

- Dla twojego dobra.

- Po drugie! – przerwałam mu, zanim wybredził kolejną porcję idiotyzmów. Do palca środkowego dołączył kolejny. – Wtrącasz się w coś, co nie dotyczy cię w najmniejszym stopniu.

Michał stał niewzruszony, krzyżując ręce na wysokości piersi. Dziękowałam Bogu, że Wojtek ma jeszcze jeden wykład. Najprawdopodobniej zrobiłby z niego papkę ludzkiego mielonego.

- Po trzecie co? – wycedził, uśmiechając się ironicznie. – Lubisz robić za laleczkę, którą może posuwać, kiedy najdzie go ochota?

Syknął, łapiąc się za piekący policzek. Rozmasowałam rękę, wiedząc, że rano odczuję skutki tego ciosu.

- Kocham go – przyznałam szczerze.

Michał obrzucił mnie szybkim spojrzeniem, a potem wybuchł śmiechem, ciągle łapiąc się za policzek.

- Ty jego tak, ale on się jeszcze nie zadeklarował, mam rację? Ciekawe, co na to jego przyszła żonka – jego śmiech przybrał na wadze. Zaczął się oddalać. Widząc moją minę, rzucił jedynie na odchodnym, mrugając do mnie okiem: - Zapytaj go o Nanę!

Mogłam tylko stać i mimowolnie mrugać oczami. Zdecydowanie najgorszy dzień mojego życia. Może po chwili, może po minucie albo godzinie, do świata przywrócił mnie dźwięk SMSa.

ZA PÓŁ GODZINY U MNIE

Nie musiałam nawet sprawdzać nadawcy. Kim, do kurwy, była Nana?

 

Te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie przez całą drogę do mieszkania Wojtka. Wyłowiłam z torebki zapasowe klucze, oświetlając po chwili przedpokój. Zrzuciłam buty, kurkę posłałam w kąt kanapy. Musiałam się czegoś napić. Pierwsze, na co natrafiłam w kuchni, to na wpół wypite piwo. Zrobiłam dużego łyka, krztusząc się praktycznie w tym samym momencie. Nienawidziłam chmielu. Sięgnęłam po whisky, nie kłopocząc się ze szklanką. Otuliłam butelkę na wysokości piersi i wyłożyłam się wygodnie na kanapie. Siedziałam w ciszy. Bo właściwie, czym innym mogłam się w tamtym momencie zająć? Mogłam teoretyczne zadzwonić do Sandry, ale leżała zasmarkana w łóżku. Dlatego też opuściła wykład. Najprawdopodobniej rozkopałaby Michałowi tyłek szybciej, niż jestem to sobie w stanie wyobrazić. Co za prymityw – pomyślałam, wlewając do ust kolejną porcję alkoholu.

Przymknęłam oczy, stopniowo odpływając, kiedy do świata żywych przywrócił mnie dźwięk zamka. Otworzyłam oczy, spotykając wzrok Wojtka. Rzucił na stół dokumenty, lustrując mnie wzrokiem.

- Cześć – wychrypiał.

- Hej – podniosłam do góry butelkę – poczęstowałam się.

Uśmiechnął się kpiąco, widząc, że zniknęło więcej trunku, niż dwa łyki. Zabrał mi butelkę, wyciągnął szklankę i nalał porcję dla siebie. Przysiadł się obok.

- Kim jest Nana?

Kiedy nie odpowiadał, odwróciłam głowę z nad własnych paznokci na jego profil. Włosy miał w standardowym nieładzie, a na ustach błąkał się szyderczy uśmiech. Dobrze go znałam, domyślił się, że wiem o tym od Michała. A może nawet się tego spodziewał? Wreszcie uwolnił wzrok od szklanki i spojrzał prosto na mnie.

- Nikim ważnym. – Wzruszył ramionami.

Tego już było dla mnie za wiele. Wstałam, z hukiem odkładając butelkę. Odwróciłam się w stronę Wojtka, ale jego spokój i całkowite niewzruszenie tylko podsycało moją kurwicę.

- Nikim ważnym! – wrzasnęłam. Podniósł się, obserwując mnie uważnie, ale ja zdążyłam się już rozkręcić. Prychnęłam: – Twoja niedoszła żonka jest nikim ważnym?!

- Moja była narzeczona – poprawił mnie.

Wyciągnęłam w jego kierunku cztery palce.

- Cztery – syknęłam – miałeś cztery cholerne miesiące, żeby mi o tym powiedzieć. Żeby powiedzieć, że zamierzałeś się hajtnąć, że tracę na ciebie zajebiście cenny czas, i że, kurwa, w cztery cholerne miesiące stanę się pośmiewiskiem całego wydziału!

- Studia to ostatnie, czym powinnaś się teraz martwić. – Rzucił cicho, jakby rozmawiał z rozjuszonym dzieckiem.

- Akurat! Ty niczego nie ryzykujesz.

Podszedł kolejne dwa kroki, obrzucając mnie jednoczenie przeciągłym spojrzeniem.

- Kocham cię. Ryzykuję wszystko.

Pokiwałam bezradnie głową, patrząc na niego z niedowierzaniem. Czy on miał mnie za taką idiotkę? Widząc, że nie zamierzam wydusić ani słowa, westchnął, spuszczając minimalnie wzrok.

- Z Naną rozstałem się rok temu – zaczął. – Różnica temperamentów, inne priorytety, odległość… Właściwie, nie wiem, jakim cudem tak długo ze sobą wytrzymaliśmy. – Podrapał się po głowie, stojąc już właściwie kilka cali ode mnie. – Rzadko kiedy potrafiliśmy się dogadać. Studiowałem z nią ten sam kierunek, ale potem wróciłem do Polski. Poza seksem to chyba wychodziła nam tylko jajecznica. I nie patrz tak na mnie – rzucił, widząc moją minę – właśnie mówię kobiecie mojego życia, że z jedyną eks, którą poznała moja matka, łączyło mnie tylko bzykanie. Wiem, że nie zapunktuje tą informacją, ale mogłabyś mnie przynajmniej zrozumieć. Było miło. Czasami. – Złapał mnie za rękę, zmuszając, żebym skupiła się wyłącznie na jego słowach. – Dlatego kiedy mi się oświadczyła, przyjąłem jej propozycje.

- Oświadczyła ci się? Ona?! – wydukałam bez zastanowienia.

Wzruszył ramionami, jakby to było coś najzwyklejszego na świecie. Skrzywił się, kiedy zrzuciłam ze swoich ramion jego ręce.

- I z tej ogromnej niechęci pomieszkiwałeś sobie z nią po drugiej stronie morza przez ostatnie pół roku? – ciągnęłam sarkastycznie.

- Wróciłem do Danii, bo nasza relacja była – przystanął, szukając odpowiedniego słowa – dziwna. Poza tym, mam tam kilku dobrych przyjaciół, którzy mnie zameldowali na te kilka miesięcy. Ale po tym wszystkim wiem, na czym stoję, wiem, że zwisam jej tak bardzo, jak ona mnie.

- Spałeś z nią?

- Spotkałem się z nią wtedy tylko raz. I nie, nie spałem z Naną.

Mimo, że to wszystko było jak scenariusz rodem z taniej telenoweli, poczułam minimalną ulgę. Minimalną, bo doznałam błyskawicznego oświecenia. Cofnęłam się od Wojtka, wywołując na jego twarzy lekką irytację.

- Reasumując – rzuciłam już całkowicie obojętnie. - Zerwałeś zaręczyny, wróciłeś na stare śmieci, zrobiłeś wielkie wejście i znalazłeś sobie naiwną, która będzie dbała o twojego kutasa.

- Ostrzegałem cię – warknął, znowu robiąc kolejny krok w moją stronę. Był wkurzony. – Ostrzegałem cię od samego początku, Marta.

Splotłam ramiona, zadając pytanie, które gryzło mnie właściwie od początku naszej znajomości:

- Dlaczego akurat ja?

Wyrzucił bezradnie ręce w powietrze, jakby to było coś co najmniej oczywistego. Rzucił mi rozgorączkowane spojrzenie, pytając:

- A dlaczego akurat ja?

Nie zastanawiałam się długo nad odpowiedzią. Podobał mi się od samego początku. I z wyglądu, i z zachowana typowego sukinsyna. Pokręciłam głową – miałam takie płytkie myślenie.

- Chciałam cię po prostu wypieprzyć. – Syknęłam.

Poczułam dziwny impuls, widząc grymas bólu, malujący się na jego twarzy. Zrobił kolejne dwa kroki, tak, że przygwoździł mnie do blatu kuchennego. Złapał mnie za szyję, zmuszając, żebym spojrzała mu w oczy. Czułam go przez spodnie. Był wkurwiony i cholernie napalony. Combo.

- Jesteś idealna. Kocham do ciebie wracać i zamiast jak dupek, czuć się jak wartościowy człowiek. Trzymasz mnie za gardło i za jaja, nie widzisz tego?

- Jesteś beznadziejny – wybełkotałam niemrawo, wycierając niechlujnie nos w rękaw. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobię, czy skończę studia i jak będę zarabiała na życie. Wiedziałam wtedy tylko jedno. – Kocham cię.

Przysięgam z ręką na sercu, że nigdy w życiu nie widziałam u nikogo tak ogromnej satysfakcji, co w tamtej chwili. Nie czekał długo i zanim zdążyłam po raz kolejny pociągnąć niesmacznie nosem, zmiażdżył moje usta swoimi. Wcisnął swój język do mojej buzi i łapiąc mnie za tyłek, runął prosto na kanapę.

- Wiedźma – syknął, skubiąc moją szyję. Wyprężyłam się, przyciągając go jeszcze bliżej. – Miałem cię tylko przelecieć. Przelecieć i wrócić następnego dnia do domu. Coś ty mi, kurwa, najlepszego zrobiła?

Następne częściOstatni rocznik cz. 13

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania