Poprzednie częściOstatni rocznik cz. 1

Ostatni rocznik cz. 13

Nowy tydzień, jeszcze więcej bałaganu.

- Tak przy okazji – podniosłem głowę na Jaśka, który po kolejnej porażce rzucił padem od konsoli w kąt kanapy. Rozłożył nogi na stoliku i posłał mi przeciągłe spojrzenie. – To nie mogło wyjść samo z siebie.

Podniosłem na niego wzrok.

Ty Szerloku.

Droga dedukcji mojego przyjaciela czasami cholernie mnie zastanawiała.

Odłożyłem na stół swojego pada, biorąc przy okazji kolejny łyk kawy.

- Marta jest w grupie z kuzynem swojej współlokatorki – chrząknąłem, czując automatyczny przypływ agresji na myśl o tym dupku, który pokrzyżował mi wszystkie plany. Że też nie mogłem go nawet dotknąć. Frustrujące. – Przyczepił się jak psie gówno do buta i robi wszystko, żeby postawić wszystkich przeciwko nam. – Wzruszyłem nagle ramionami, prychając: - Chuj wie, o co mu właściwie chodzi.

- U-u – zaalarmowany, posłał mi szelmowski uśmiech. - Zazdrosny?

- Lekko powiedziane, patrząc na wszystkie akcje, które odwala.

Ten fagas działał mi na nerwy od samego początku. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Michała i maślane oczka, które wwiercał w Martę, wiedziałem, że będę miał z nim problem. I wice wersa. Tylko zmieniła się jedna rzecz. Zamiast działać na moją niekorzyść, ten pajac robił wszystko, żeby to właśnie jej uprzykrzyć życie. Jego niedoczekanie.

- To dziwne – Jasiek ziewnął, drapiąc się jednocześnie po głowie. – Przecież trzymacie dystans, nie podciągasz jej ocen i nie liżecie się na parapetach. Nie? – Widząc moje mordercze spojrzenie, poznał odpowiedź. Przybrał inny rodzaj taktyki. – Nie ubiera się chyba wyzywająco czy coś?

Patrzyłem na niego rozgorączkowanym wzrokiem. Poważnie?

- Biorąc pod uwagę fakt, że wpierdoliłbym każdemu, kto zobaczyłby ją tak ubraną? Nie.

Podniosłem się w momencie, kiedy Jasiek zaczął zanosić się śmiechem. Wyciągnąłem papierosa, zaciągając się dymem. Spojrzałem na zegarek. Musiałem się powoli zbierać, miałem wtedy jeden jedyny wykład, tyle dobrego, że z pierwszakami. Jakbym trafił na grupę Marty, najpewniej roztrzaskałbym kogoś na kawałki.

- Coraz gorzej z tobą, brachu. – Jasiek przeciągnął się kanapie, rozwalając obłocone buty na moim stole. – Co będzie potem? Zrobisz jej lewatywę czy mówiąc rzeczowo, sam wejdziesz jej w tyłek? – Zrobił dwuznaczny gest za pomocą palców, mało nie wybuchając śmiechem na widok mojej miny. Złapał się lewą pierś, odchylił głowę do tyłu i szepcząc, zaczął udawać orgazm. – Oh tak, taaak, tak, Martuś. O boże, niech mnie wypierdolą z pracy…

- Możesz mi possać – przerwałem mu, patrząc z rozbawieniem na to marne przedstawienie.

- To ty masz jeszcze jaja, kwiatuszku? – zaniósł się śmiechem.

Potrząsnąłem z niedowierzaniem głową, wrzucając puste opakowanie po chipsach do kubła. Z kim ja się, do cholery, zadaje?

- Tak poważnie – Jasiek stanął na nogi – zostały wam trzy tygodnie. Z tego co mówiłeś, to macie błogosławieństwo twoich starszych, więc nie ma opcji, żeby szefuńcio cię wypieprzył. A twoja piękna kończy ostatni rok, ma staż, papierek, więc jaki jest problem?

- Ma staż, papierek i słabą psychikę. Nigdy bym jej w to nie wplątywał, gdybym wiedział, że…

- Nie pieprz, stary – parsknął. – Jeżeli naprawdę ci zależy, to powtórzyłbyś to jeszcze raz.

Miał rację. Przejechałem ręką po twarzy. Byłem cholernym egoistą. Jasiek podszedł jeszcze bliżej i poklepał mnie przyjacielsko po plecach.

- Jest piątek, wyjdźmy gdzieś. Zadzwonię po Kacpra, ty dasz znać braciszkowi. – Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zdążył się już rozkręcić, grożąc mi palcem. – Jeżeli ma zamiar zabrać Paulinę, to niech zostawią gdzieś tego małego obsmarkańca.

Jezu, mój brat nie był jeszcze tak sfiksowany, żeby zabierać do klubu kilkumiesięczne dziecko. Mimo wszystko nie byłem do końca przekonany. I nie wiedziałem jak zareagowałaby Marta na pomysł poznania moich walniętych kumpli. Jasiek widząc moją minę, jęknął w proteście.

- No weź, stary. Chce w końcu poznać twoją panią!

- Dobra – skapitulowałem. Jego złośliwy uśmiech był coraz bardziej wkurwiający. – Zbieraj się, muszę wychodzić.

Wrzuciłem do torby portfel i teczkę z materiałem, który miałem zamiar zaprezentować podczas dzisiejszego wykładu, i ruszyłem po bluzę. Po drodze wyjąłem jedną z gum, żeby chociaż przez moment zapomnieć o fajkach. Jasiek stał niewzruszony, szczerząc się do mnie w ten idiotyczny sposób.

- Pan profesor – parsknął sarkastycznie, taksując mnie wzrokiem. – Wiedziałem, że w końcu zaliczysz.

Podziękowałem mu za tą uprzejmość środkowym palcem.

 

Ziewnąłem, wchodząc do budynku uczelni. Byłem tak zmasakrowany, że mógłbym zasnąć nawet z twarzą w psiej kupie. Mój stan pogarszała dodatkowo myśl, że czeka mnie kolejna godzina nadawania do siebie. Część grupy nie będzie miała pojęcia, o czym jest wykład, inni będą się zastanawiali, po jaką cholerę wybrali ten kierunek, a nieliczna garstka spróbuje coś przyswoić. Naprawdę nieliczna.

Wziąłem ostatni łyk kawy, celując plastikowym kubkiem do kubła. Była dwunasta, a ja miałem za sobą trzecią porcję kofeiny. Chyba trochę przesadzałem. Tylko trochę.

Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wystukałem wiadomość do głównego powodu mojego niewyspania.

"ZNAJDŹ SPÓDNICĘ NA WIECZOR”

Podałem młodej kobiecie ostatnie drobniaki, które wygrzebałem z dna kieszeni, zabrałem Red Bulla i ruszyłem w kierunku sali. Było prawie popołudnie – fakt, że nie natknąłem się na nikogo w bufecie był jak śnieg w Boże Narodzenie. Innymi słowy – bardzo mało prawdopodobny.

"HA! CO ŚWIĘTUJEMY?”

Rzuciłem torbę na biurko, szybko wystukując wiadomość:

"MOI ZNAJOMI CHCĄ CIĘ W KOŃCU POZNAĆ. TROCHĘ SIĘ PRZECIEŻ NASŁUCHALI… BĘDĄ GRZECZNI, MASZ MOJE SŁOWO;)”

Odpowiedź od Marty przyszła błyskawicznie.

"A TY? TY TEŻ BĘDZIESZ GRZECZNY?”

Nie mogłem ukryć uśmiechu, kiedy przez głowę przeleciało mi tysiące scenariuszy tego wieczoru. Tych przyzwoitych i tych innych, nieco mniej.

Pierwsi studenci zaczęli wchodzić na aulę, dlatego musiałem przerwać tą zabawę, zanim nabawiłbym się kolejnej erekcji. Otworzyłem okno czatu.

”MOGĘ BYĆ NIEGRZECZNY"

 

Kiedy po godzinie wychodziłem z sali, czułem się minimalnie lepiej. Minimalnie lepiej, bo wiedziałem, że dobrze poczuję się w momencie, kiedy zobaczę się w końcu z tą przeklętą kobietą. Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Nadal byłem w szoku, że przez mizerne metr sześćdziesiąt osiem tak szybko stałem się prawdziwą cipą.

- Masz chwilę?

Głos Kosowskiego sprawił, że mało nie potknąłem się o pięciogroszówkę.

Odwróciłem się w jego stronę, dając mu zielone światło.

- Zbliża się czerwiec, robię małe podsumowanie i zależy mi na raporcie każdego z pracowników. Pogadamy?

Spojrzałem na zegarek. Właściwie…

- Jasne – rzuciłem, chwilę później otwierając drzwi do jego gabinetu.

Ściągnąłem bluzę, rozkładając się wygodnie na krześle. Patrzyłem jak Tomek obchodzi biurko i siada dokładnie naprzeciwko mnie. Ostatni raz byłem tutaj na dywaniku z Martą. Skrzywiłem się na to wspomnienie. Starałem się od tamtej pory trzymać na dystans, ale unikanie Kosowskiego było praktycznie niemożliwe. Był wszędzie, nadzorował każdy projekt, wyjazd, prezentację. Miałem cholerne wrażenie, że zaczął mnie kontrolować. Chrząknął, skupiając na sobie moją uwagę.

- Od października wchodzi kilka ustaw. Finanse zostawiam sobie, nie będę nas tym zanudzać. Ale pozostałe z nich… Czy chciałbyś się z nimi zapoznać?

Dlaczego miałbym NIE chcieć? Patrzyłem na niego jak na niespełnego rozumu.

- Powiedz po prostu to, co ci chodzi po głowie.

Starałem się zabrzmieć obojętnie i nie wlewać do tego zdania jadu, ale chyba dość średnio mi to wyszło. Moj ton był cholernie oschły..

Tomek westchnął, znowu obierając inny kierunek rozmowy.

- Jakie masz plany na kolejny semestr, Wojtek?

Uśmiechnąłem się do niego sarkastycznie. Robiło się coraz lepiej.

- Chcesz mnie wylać?

- Nie – zaprzeczył szybko. – Nie naciskam. Dam ci tyle czasu, ile chcesz. Możesz wziąć urlop, przerwę, pójdę ci na rękę. Ten rok był dość intensywny we wrażenia, nie chciałbym powtórki z rozrywki. A to, jak ułożysz sobie życie to tylko i wyłącznie twój interes.

Wiedziałem, że ma na myśli Martę. Mógłbym mu teoretycznie powiedzieć, że to cholernie wielkie ustępstwo z jego strony – w końcu spodziewałem się, że prędzej czy później wywali mnie na bruk – ale powiałoby hipokryzją. Przecież sam zastanawiałem się nad odejściem.

- Pomyślę nad tym – zapewniłem go.

Posłał mi dość niecodzienny uśmiech, którego nie potrafiłem do końca zrozumieć. I wtedy właśnie padło pytanie, na które czekałem, od kiedy usiadłem na tym cholernym fotelu.

- Jak wam się układa?

Normalne, ludzkie zdanie. Jeszcze chwila, a pomyślałbym sobie, że się o mnie troszczy. Ugryzłem się w język, żeby nie ryknąć śmiechem. Uśmiechnąłem się do niego sarkastycznie.

- Mam uwierzyć, że nie wypytywałeś o to rodziców?

Moi staruszkowie i Tomek od zawsze trzymali się razem. Właściwie, z moim ojcem przyjaźnił się od osranej pieluchy, więc pytanie o moje życie osobiste nie stanowiło dla nich żadnej granicy.

Posłał mi przepraszający uśmiech.

- Może i coś wspominali.

"Coś” musiało oznaczać coś pozytywnego. Wyszczerzyłem się na wspomnienie kolacji, podczas której mama mało nie poderwała Marty z obcasów ze swojej irracjonalnej radości. Mimo pozorów, sam byłem najpewniej najbardziej zestresowany tym spotkaniem.

 

To było kilka tygodni po powrocie z Karpacza. Rodzice zaprosili mnie na kolację, a że poprzednie zjazdy miałem w czterech literach, tego spotkania nie mogłem ominąć. A to był największy błąd. Jestem cholernie podobny do mojej mamy, potrafi czytać ze mnie jak z otwartej książki. Kiedy tylko na mnie spojrzała, wiedziała, że coś jest na rzeczy. Do tamtej pory pozwalałem sobie na jednorazowe wyskoki, dobrą zabawę, całkowicie bez zaangażowania i konsekwencji. Mamę doprowadzało to do szału. Dosłownie.

W swoim trzydziestodwuletnim życiu przedstawiłem rodzicom tylko dwie kobiety. Jedną z nich była Nana, która automatycznie zyskała akceptację. Drugą była Marta. I tu właśnie pojawia się moment, kiedy mało nie wypadły mi z wrażenia jedynki. Nigdy, ale to przenigdy, nie widziałem mojej staruszki tak zaangażowanej w relację z drugą osobą. Przyprowadziłem Martę do domu i nie mogłem się napatrzeć. Moja mama skakała jak z kwiatka na kwiatek, zarażając ją swoim entuzjazmem. A najlepszy był fakt, że każdy gest i słowo wychodzące z jej ust były całkowicie szczere. Minęło pięć minut, a moja staruszka zdążyła ją już pokochać. Stałem jak słup, patrząc na to całe przedstawienie. I wtedy do mnie dotarło – moja mama w pięć minut ją pokochała, ja w pięć minut straciłem dla niej zdrowy rozsądek. Nikt mi nie wmówi, że nie jesteśmy podobni.

 

- Jest naprawdę dobrze – uspokoiłem Tomka, wyrywając się ze wspomnień.

- To ta jedna? Jedyna na pięć milionów?

Wstałem z miejsca, zabierając swoje rzeczy. Skoro rozmawiał z moją mamą, dobrze zdawał sobie sprawę, że to jedyna na pięćdziesiąt milionów. Posłałem mu szelmowski uśmiech, łapiąc za klamkę.

- Przecież dobrze wiesz, że tak.

 

Reszta dnia minęła w ekspresowym tempie. Wróciłem do mieszkania, wziąłem szybki prysznic, w między czasie zapewniając piętnastokrotnie Jaśka w SMSach, że wyjście jest aktualne. Podesłał mi tylko adres i godzinę spotkania, a o resztę musiałem zadbać sam. Innymi słowy – miałem pół godziny, żeby przebrać przepocone łachy, odświeżyć i chociaż w minimalnym stopniu porównać się do cywilizowanej istoty.

Umówiłem się z Martą przed klubem. Miała zabrać po drodze Sandrę, więc odetchnąłem z ulgą, kiedy pojawiłem się przed ich przyjazdem. Przed wejściem czekał już Jasiek i Fabian z Pauliną. Posłała mi szeroki uśmiech, widząc, jak idę w ich stronę.

- Siema, młody – skrzywiłem się, rozmasowując obolałe ramię. Kiedyś mi za to zapłaci.

Paulina potraktowała mnie o wiele bardziej ulgowo, dając szybkiego całusa w policzek. Jasiek stał i przebierał nogami, dopóki od tyłu nie wskoczył na niego Kacper. Czarna koszula, czarne jeansy, czarny tusz i kilogramy metalu przyczepionego do twarzy. Tak, to zdecydowanie ten chory pojeb.

- Misie! – rzucił na przywitanie, zatapiając Paulinę w niedźwiedzim uścisku. Nie ominęło to protestu Fabiana, który dosłownie odklejał go od żony.

- No – zaczął Kacper, skupiając się na mnie – to gdzie twoja kicia?

Jak na zawołanie cała czwórka odwróciła się w jedną stronę. Zanim przyswoiłem informacje, zdążyłem rozpoznać ten charakterystyczny chichot. Zamilkł, kiedy jego właścicielka nas spostrzegła. Wyłapałem wzrokiem Martę, posyłając jej najbardziej szelmowski uśmiech, na jaki tylko było mnie stać. Miała na sobie czarną kieckę, ledwo zakrywającą tyłek i sandałki na podwyższeniu. Mogłem się założyć, że nawet mimo tego nie sięgała mi czoła. Rzuciła w moją stronę uśmiech, eksplorując śnieżnobiałe ząbki. I ja, i Jasiek, i wszyscy dookoła wiedzieli, że ten uśmiech był dla mnie. Tylko dla mnie.

Cholera, już czułem jak w spodniach robi mi się ciaśniej, a wieczór nawet się nie zaczął.

- Aha. – Parsknął Kacper. – No więc to jest ta kicia.

Miałem w dupie jego słowa. Jedyne, o czym byłem w stanie wtedy myśleć, to jej długie opalone nogi, owinięte wokół mojego pasa. Kurwa. Potrząsnąłem energicznie głową, próbując się ogarnąć. Kiedy poczułem jej charakterystyczny zapach, mało się nie zmoczyłem. Jezu, naprawdę byłem żałosny.

- Cześć, słonko! – świergot mojego brata podziałał jak kubeł zimnej wody.

Przytulił ją, cmokając przy okazji w czubek głowy. Paulina przywitała ją z sympatią wymalowaną na twarzy, komplementując wybór sukienki. Tak – była zajebista. I sukienka, i moja kobieta.

- Cześć – wychrypiałem, uświadamiając sobie jednocześnie, jak bardzo zdołałem zatęsknić za nią przez te kilka godzin.

Złapałem jej twarz w dłonie, przejeżdżając nimi po aksamitnej skórze. Idealna.

Chwyciła mnie w ten sam sposób, przyciągając moje usta do swoich. Złączyłem się z nią w jedność, mając w dupie wszystkich dookoła. Niestety – jak można było się spodziewać – ta chwila nie trwała zbyt długo, bo ostudziło nas zniecierpliwione chrząknięcie. Oderwałem się od Marty, ciągle trzymając jej twarz i parsknąłem śmiechem dokładnie w jej usta. Przejechałem ręką po włosach, skinięciem witając się z Sandrą. Jasiek nie dawał za wygraną. Stanął dokładnie w centrum, tupiąc rytmicznie stopą.

Ustawiłem się dokładnie za Martą, obejmując jednocześnie jej talię.

- Poznaj moich przyjaciół – najpierw wskazałem na Jaśka, który zdecydowanie usadowił się na pierwszym planie – Jasiek, Kacper.

Posłała im szeroki uśmiech, łapiąc kolejno podane dłonie.

Przejechałem nosem w okolicach jej ucha, zwracając się do tych dwóch fagasów. Mało nie dostali ślinotoku. Wyszczerzyłem się do nich sarkastycznie, recytując kolejno:

- A teraz przywitajcie te panie na tyle kulturalnie, żeby nie dostać ode mnie w zęby.

 

W klubie było na tyle tłoczno, że gdyby nie wcześniej zarezerwowany stolik, nie mielibyśmy nawet gdzie usiąść. Wcisnęliśmy się do loży, chociaż standardowo brakowało jednej osoby. Kacper popędził do baru, załatwiając już pierwszą kolejkę. Znając go zapewne i drugą, trzecią…

- Co jeżeli ktoś nas zobaczy?

Marta przyłożyła usta do mojego ucha, starając się przebić przez dźwięki muzyki. Posłałem troskliwe spojrzenie, zakładając jej kosmyk włosów.

- Niech się twoja śliczna główka tym nie przejmuje. To jest nasz wieczór.

Kiwnęła mi na potwierdzenie głową, minimalnie się rozluźniając. Kacper podsunął mi pod nos szklankę z burszczynowym napojem, ale podałem ją dalej. Postawiłem tylko na sok. Po pierwsze byłem zmęczony, po drugie miałem trochę inne plany na koniec tego wieczoru. Po trzecie, przyjechałem cholernym autem. Właściwie, to rozwiązanie wcale nie wydawało się być takie głupie…

Kiedy rozmowy rozkręciły się już na dobre, rozprostowałem ręce pod stołem, ocierając się jednocześnie o nagie udo Marty. Obserwowałem jej reakcję. Jej oczy w ułamku zrobiły się duże jak spodki. Odwróciła się moją stronę, mierząc mnie jednocześnie podejrzliwym spojrzeniem. Posłałem jej szeroki uśmiech mówiący "no co? Przecież ja nic nie robię”`

Wróciła do rozmowy z Kacprem, który nawijał jej o jakiś seksualnych ekscesach. Gdybym miał opisać tego gościa w trzech słowach byłyby nimi: metal, seks, żarcie. Góra żarcia. Chyba dlatego się dogadywaliśmy.

Widząc, że znowu podjęła próbę rozluźnienia, przejechałem palcem wskazującym po złączeniu jej kolan. Natychmiast złączyła uda, unieruchamiając mi rękę między nimi. Przyłożyła do ust szklankę, biorąc gwałtownego chlusta.

Pogłaskałem wolnym kciukiem skórę na udzie, zachęcając, aby wpuściła mnie głębiej. Widziałem jak miarowo oddycha. Ciekawe czy miała w tamtym momencie chociaż w połowie tak niegrzeczne myśli jak ja? Rozluźniła minimalnie uścisk, a ja mogłem sunąć wyżej, odsuwając strzępki sukienki.

- Wszystko w porządku, Marta? – głos Pauliny wydawał się dziwnie rozmyty.

- Ja… Oh, jasne. – Rzuciła, unikając jej spojrzenia.

Rozchylała stopniowo nogi, chowając skromność za szklanką whisky. Cholera, musiałem ją gdzieś dopaść, bo sam znajdowałem się na pieprzonej granicy.

- A niech mnie, dziewczyno! – Jasiek zagwizdał z zachwytem, patrząc na pustą szklankę Marty. – Nieźle ci idzie. Kolejna?

- Nie! – pisnęła zbyt szybko, żeby mógł zareagować. – Chyba to za dużo jak na mnie. Przewietrzę się.

Wstała gwałtownie, poprawiając ukradkiem dół sukienki. Posłała mi błagalne spojrzenie, prosząc, żebym ją wypuścił. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, ku jej przerażeniu także wstając z miejsca. Złapałem ją za rękę, odwracając się do przyjaciół.

- Zajmę się nią. – Mrugnąłem dla rozładowania atmosfery. Pochyliłem się, tak, żeby nikt poza naszą dwójką nie mógł usłyszeć już ani słowa. - Oj, zajmę.

Noc była wyjątkowo ciepła. Wszystko się do mnie kleiło, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Potrafiłem myśleć tylko o tej czarnej szmatce, która wtapia się teraz w jej skórę. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, Marta gwałtownie nabrała powietrza. Prychnąłem mimowolnie. Zabawa dopiero się rozkręcała.

Pociągnąłem ją w stronę parkingu, nie puszczając jej ręki ani na moment. Wyłowiłem z kieszeni pilota i jednym przyciskiem otworzyłem samochód. Chwała jeepom i ich pokaźnym tylnim siedzeniom. Otworzyłem przed Martą drzwi, uśmiechając się krzywo. Jeszcze minuta i mógłbym się porządnie poplamić. Czy ta kobieta naprawdę nie wiedziała, co ze mną robi?

- Wskakuj.

Rzuciła szpilki w kąt samochodu, gramoląc się na tylnie siedzenie. Podążyłem zaraz za nią, zatrzaskując za nami drzwi. Parking był pusty, a szyby przyciemniane, co działało na naszą korzyść. Przez niefortunne wejście wyłożyła się na całej długości siedzenia, z czego skorzystałem, rozkładając się na jej kuszącym ciałku. Jedyna myśl, jaka kłębiła się wtedy w mojej głowie to to, że będzie cholernie niesamowicie.

Schowałem usta w zgłębieniu jej szyi, smakując ten kawałek skóry, o którym marzyłem od chwili, w której zobaczyłem ją przed klubem. W głowie nadal łomotała mi piosenka sprzed kilku minut, a krew niemiłosiernie buzowała w uszach. Wiedziałem, że ona czuje dokładnie to samo.

- Proszę. – Jęknęła żałośnie.

Pchnąłem ją pod sam koniec siedzenia, tak, że jej głowa niemal spadała w dół. Musiałem mieć miejsce, to musiało być tu. Podciągnąłem sukienkę, skupiając się na jej nagim brzuchu. Przegryzłem okolice pępka, na co rzuciła się gwałtownie w górę.

- Cii. – Przejechałem kciukiem miejsce ukąszenia, chcąc zniwelować uczucie pustki. – Ufasz mi?

Jej rozpalone spojrzenie omiotło mnie na wszystkie strony. Z trudem uniosła głowę, patrząc mi prosto w oczy, kiedy ostatkiem sił wypuszczałem oddech przed gumką jej majtek.

- Jak nikomu innemu.

Dobra odpowiedź. Odchyliłem skrawek koronki, jednocześnie z Martą wypuszczając jęk przyjemności.

- Dobrze cię przygotowałem, słodka – szepnąłem z dezaprobatą, czując jej wilgoć na palcach.

Kurewsko doskonała.

Wyprostowałem się minimalnie, sięgając do kieszeni po prezerwatywę. Miała poszerzone źrenice, rozchylone usta, przyklejone do czoła kosmyki i wzrok, który wwiercał się we mnie z autentyczną fascynacją. Przełknąłem gulę w gardle. Chyba mógłbym dojść od samego patrzenia na nią.

Rozpiąłem rozporek, nakładając prezerwatywę. Odsunąłem skrawek jej bielizny, ciągle patrząc jej głęboko w oczy.

- Niech to szlag – jęknąłem w agonii, czując ciężar zaufania, jaki zaczęła na mnie przelewać. W każdej sytuacji, w każdym sensie tego zdania. – W porządku?

Przytaknęła, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Jakby to było w ogóle możliwe.

Jęknąłem jednocześnie z nią, czując jak gorąca i gotowa jest na mnie w środku.

- Wreszcie tam, gdzie chciałem być przez cały wieczór - westchnąłem, zamykając oczy.

O. Mój. Boże. Jeżeli ktoś kiedykolwiek zapyta mnie, czy można być stworzonym dla drugiego człowieka, najpierw dam mu w mordę, że w ogóle w to zwątpił, a potem powiem, że tak – bo mam tego cholerny dowód.

- Nie wychodź – załkała, wbijając mi paznokcie w ramię.

Konkretnie w świeże użądlenie osy, ale mój syk na nic się zdał.

Trąciłem jej policzek nosem, uśmiechając się w żałosnej błogości.

- Wejdę tak głęboko, że zaczniesz się modlić, żebym był w stanie wyjść.

 

/ Cześć! Wstawiam tylko w weekendy, jeżeli ktoś jakimś cudem nadal jest na bieżąco - niech da znać w komentarzu, to wstawię dziś całość do końca.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kociara 07.05.2016
    Ja jestem na bieżąco :D możesz wstawić :D
  • Kobra 12.10.2016
    Cudne daje 5 i czekam na cd :-*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania