Poprzednie częściOstatni rocznik cz. 1

Ostatni rocznik cz. 7

Było gorąco, okropnie duszno. Będąc jeszcze ostatkiem świadomości w objęciach Morfeusza, otulał mnie charakterystyczny, delikatny zapach. Próbowałam z tym walczyć, ale chcąc nie chcąc, uniosłam powieki. Pierwsze minuty były pełne konsternacji. Gdzie jestem? Co robię? Co się, do jasnej cholery, stało? Nie byłam do końca świadoma sytuacji, w jakiej się znalazłam. Za oknem było ciemno - maksymalnie szósta rano, czyli dla susła w ludzkim ciele, sam środek nocy. Próbowałam wstać, ale spotkałam się z cichym warkotem i lekkim, ale stanowczym objęciem. Sandra naprawdę była taką desperatką, że wpakowała mi się do łóżka? Już miałam parsknąć, kiedy uświadomiłam sobie kilka faktów z poprzedniego wieczoru. Przysięgłam na wszystkie żyjące i wyimaginowane bóstwa, że rozpłynę się w otchłań najwygodniejszego materaca, na jakim dane mi było postawić swój zadek, jeżeli czupryna wtulona w moją szyję to własność największego egocentryka ostatniej dekady.

Potarłam z rozdrażnieniem oczy, próbując przypomnieć sobie wydarzenia sprzed kilku godzin. Nie było to jakimś hiper trudnym zadaniem. Odwróciłam minimalnie głowę, a mój wzrok padł na kruczoczarne włosy. Głowę położył na ramieniu, ręką otulił talię, a nogi splótł z moimi. Słowem – byłam całkowicie unieruchomiona. Stwierdziłam, że i tak nie zmrużę już oka, dlatego intensywnie myślałam nad sposobem wyjścia z powstałej celi.

Delikatnie odsunęłam dłoń Wojtka tak, że po minucie walki, runął głową w poduszkę. Zlustrowałam sypialnię. Było ciemno – nic szczególnego, poza koszulą zawisłą na lampce nocnej, nie przykuło mojej uwagi. Naciągnęłam ją przez głowę, próbując jednocześnie rozprostować kości. Po drodze znalazłam upragnione jeansy i tshirt, ale postanowiłam odrzucić je na bok. W pierwszej kolejności musiałam napić się wody. Najlepiej hektolitry wody.

Najciszej jak tylko potrafiłam, zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku kuchni. Na ścianie wisiał ogromny obraz i dwie gitary, na które przy ostatniej wizycie nie zwróciłam namniejszej uwagi. Nie dziwię się – byłam wtedy strasznie zaabsorbowana faktem, czy aby przypadkiem Wojtek nie ma żonki. Gdybym wiedziała… Gdybym wtedy wiedziała, do czego doprowadzi moja ciekawska odsłona… Zakryłam dłonią usta, żeby nie parsknąć z głośnym echem.

Przegryzłam nerwowo wargę. Bezsensowny uśmiech przysparzał mi coraz więcej bólu w okolicach mięśni twarzy – wbicie kła w język było opcją alternatywną.

Przeszukałam kolejno pułki, aż natrafiłam na tą, z której sam wyciągnął dla mnie szklankę kilka dni wcześniej. Zabrałam butelkę mineralnej i ruszyłam w kierunku okien, z których rozchodził się widok na panoramę miasta. Przygniotłam nos do szyby. Zniewalające. Wzięłam kolejny łyk. Sandra od lat miała bzika na punkcie fotografii, oddałaby wszystkie zapasy słodyczy w zamian za sesyjkę w tym miejscu. Momentalnie podskoczyłam. Sandra! Ruszyłam w kierunku wejścia gdzie kilka godzin wcześniej moja torebka została potraktowana w bestialski sposób – lądując z hukiem na drewnianej podłodze. Wyłowiłam telefon. Pięć nieodebranych połączeń i trzy wiadomości.

"O której masz zamiar przytachać do domu tyłek? Nie wiem czy zabrałaś klucze.”

"Wszystko w porządku?”

"Boże, jeżeli dychasz - wpieprzę ci, ZADZWOŃ”

Ostatnie połączenie odnotowano niecałą godzinę temu. Wykręciłam numer, ryzykując rozpętaniem trzeciej wojny światowej. Poprawka – już ją rozpętałam. Miałam się rozłączyć, aż dobiegł mnie piskliwy głosik przyjaciółki.

- Żyjesz? – jękła.

Przewróciłam oczami, opierając się o kuchenny blat. W jednej ręce trzymałam telefon, w drugiej gościła kolejna porcja schłodzonej wody.

- Wszystko w porządku. Nie spałaś?

- Oszalała! – wrzasnęła na tyle głośno, że będąc na głośnomówiącym, równie dobrze mogłaby obudzić Wojtka. – Trzymajcie mnie, bo oszalała! Wiesz, która jest godzina?

Spojrzałam na ścianę, na której tykał zegarek.

- Dziesięć po siódmej.

- Marta… - zaczęła żałośnie. – Wychodzisz wieczorem, nie chcesz powiedzieć z kim. Masz jakieś problemy?

Parsknęłam.

- Co?

- To jakiś alfons?

Powaga w jej głośnie sprawiła, że wybuchłam gromkim śmiechem. Szybko się jednak zrehabilitowałam, zakrywając dłonią usta. Kiedy po minucie głupawka nie ustawała, usłyszałam w słuchawce pikanie. Rozłączyła się.

Przetarłam ręką oczy. Alfons? Znowu postawiła na nocy maraton Killera? Uśmiechnęłam się. Postanowiłam zapytać ją o to, kiedy znowu zadzwoni. Zdążyłam włączyć wibracje, a na ekranie pojawiło się zdjęcie blondynki.

- Już? Wrócił ci rozsądek? – zapytała.

- Przepraszam. Mówię poważnie Sandra, przykro mi, że się martwiłaś.

- Gdzie jesteś?

- Powiem ci – rzuciłam po chwili namysłu. – Kiedy wrócę, wszystko ci powiem.

- O dziewiątej. O dziewiątej jesteś w domu, słyszysz?

- Jestem duża – przypomniałam.

- A ja nie spałam całą noc, ślęcząc nad historią użytkowania metonimy!

- Czego?

- Widzisz! – żachnęła się.

Po raz pierwszy naszły mnie małe wyrzuty sumienia. Czy to możliwe, żeby uczyła się całą noc, aby tylko nie zasnąć? Właściwie, Sandra jest takim nerwusem, że nawet bez sterty książek u boku, nie zmrużyłaby oka do mojego powrotu.

- O dziewiątej – skapitulowałam.

Przerwałam połączenie, wrzucając telefon prosto do torby. Zaczęło się przejaśnić, odsłaniając cały chlewik, który zrobiliśmy poprzedniego wieczoru. Ogarnęłam leżące na podłodze kurtki, uśmiechając się na samo wspomnienie. Rzuciłam okiem na zegarek. Za godzinę powinnam wychodzić, a nie chciałam zwiewać, nie pozostawiając żadnego znaku życia. Wyciągnęłam z szuflady mąkę, mleko i wytłaczarkę jajek. Znalezienie patelni zajęło mi odrobinę dłuższą chwilę. Naleśniki to dobra opcja. Błagam – kto nie lubi naleśników?

Szykując śniadanie, wróciłam myślami do kolacji. Zaczęłam się w to angażować – takie przynajmniej odnosiłam wrażenie – a sama nazwa tego słowa nie wróżyła niczego dobrego. Różnica wieku nie była dla mnie przeszkodą. Zawsze ciągnęło mnie do starszych mężczyzn, wydawali się być znacznie dojrzalsi, a krótkie, niezobowiązujące przygody kompletnie mnie nie ciekawiły. To był właśnie moja główna zagwozdka. Jaki stateczny, szanujący się facet chciałby ryzykować karierę dla ledwo poznanej dziewczyny? Aż do wczoraj miałam wątpliwości. Jakimś cudem przypalając pierwszego naleśnika, nie czułam ani cienia niepokoju. W przeciwieństwie do kilku godzin wstecz.

Nie szykowałam się wtedy na wieczór swojego życia. Wiedziałam, że celem mojej wyprawy jest restauracja, ale nie bardzo mnie to obeszło. Rzuciłam na siebie biały tshirt, skórę, a na nogi wciągnęłam jeansy. Jeansy z dziurami – bardzo adekwatnie do scenerii. To moja ulubiona para. Chyba miałam nadzieję, że ta szmatka doda mi pewności siebie. Jakby się zastanowić – modliłam się o to przez całą drogę do lokalu. Wiedziałam, że spanikuję. Nie potrafiłam wydukać przy nim jednego, sensownego zdania. To nie było normalne. Nie dla mnie. Jak żyję, nigdy nie straciłam głowy w równym stopniu, co w tej sytuacji. Zadziwiał mnie swoją elokwencją, poczuciem humoru, łatwością, z jaką zdobył moje zaufanie. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy to właśnie ten. Ten, który powinien stać obok za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat…

Nie mam przecież piętnastu lat, żeby odczuwać ptaki w brzuchu, czy inne insekty. Powinnam zaskoczyć go swoim racjonalizmem. Pech chciał, że było to właśnie najtrudniejszą rzeczą do zrealizowania.

- Dobry wieczór – mruknął cicho, chwytając za krańce mojej kurki.

Odwiesił ją na hak i – całkowicie mnie tym zatapiając – chwycił moją rękę, kierując nas prosto w stronę stolika, z którego przed chwilą przydreptał. Puścił mnie, odsunął krzesło, spoglądając na mnie wyczekująco.

- Proszę – ponaglił, a ja jak na zawołanie, klapnęłam tyłkiem na siedzenie.

Zajął miejsce naprzeciw, standardowo opierając się na łokciach. Miał ciemne spodnie, podwiniętą koszulę – obraz łączący ignorancję z wyostrzoną elegancją. No, pomijając gniazdo na głowie, które typowo żyło własnym życiem.

Kątem oka postrzegłam kelnera, który przymaszerował z malującym się na twarzy znudzeniem. Miał już zaczynać swój treściwy monolog, ale go wyprzedziłam:

- Wino. Czerwone, najlepiej butelkę. I dwa dania, coś z kurczakiem. Zgłodniałam – wyjaśniałam, teatralnie poklepując burczący brzuch.

Chłopak zaczął notować, ociągając się przy każdym ruchu. Spojrzałam na Wojtka. Patrzył na mnie pytająco.

- Butelka? – zagaił.

- Jesteś samochodem?

Przytaknął. Znowu odwróciłam się w stronę chłopaczka. Miałam wrażenie, że zaraz zaśnie w pozycji pionowej. Wskazałam na Wojtka, ciągnąc dalej:

- Dla pana woda. Najlepiej z lodem, odwiezie mnie prosto pod mieszkanie.

Mężczyzna schował długopis do kieszonki, po raz pierwszy obdarzając mnie szerokim uśmiechem. Przeniósł go na Wojtka, niemalże parskając śmiechem. Chrząknęłam. Chłopak cofnął się o kilka kroków, skinął i zaczął się oddalać.

- Coś cię bawi? – warknęłam.

Nieudolnie próbował zachować powagę, drapiąc się kciukiem po nosie.

- Pod mieszkanie? – wyszczerzył się, dodając cichszym, konspiracyjnym tonem: - Pod moje mieszkanie?

Trafiłam obcasem w piszczel, w duchu dziękując za tak wspaniałego cela. Syknął. Podciągnął kolano do góry, z hukiem uderzając o stół, co z kolei przyciągnęło uwagę gapiów.

- Żartowałem.

Wykonał pod stołem kilka dyskretnych ruchów, jakby rozmasowując naruszoną część ciała. Chwilę potem całe skupienie przeniósł na mnie. Chwycił moją dłoń. Otworzył usta, chcąc zacząć temat, ale przerwało mu chrząknięcie chłopaka. Patrzył na Wojtka z idiotycznym wyrazem twarzy.

- Woda – położył na stole szklankę – i wino. Butelka wina – poprawił się.

Spojrzałam na doktorka. Uśmiechał się, na co pytająco podniosłam brew.

- Będziesz łatwiejsza – wyjaśnił, wzruszając ramionami.

Wbiłam paznokcie w jego dłoń. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia, ale potulnie ją cofnął, sadowiąc się na oparciu krzesła. Podniósł rękę do góry, prezentując światu cztery czerwone ślady.

- Żeby tylko została blizna – westchnął teatralnie.

- Jesteś niemożliwy.

Uśmiech, który dostałam w odpowiedzi, wywołał dziwny ucisk w dolnych partiach mojego brzucha.

- Ja? Na Boga, dziewczyno. Wiesz jaka zmienna jesteś?

Przed nami pojawiły się dwie porcje kurczaka z ryżem. Całość polana była tak aromatycznym sosem, że na sam widok ciekła mi ślinka. Chłopaczek wydukał automatycznie "smacznego” i więcej go nie widziałam. Wzięłam kolejny już łyk wina. Jak tak dalej pójdzie, wstawię się po dziesięciu minutach, a do tego dopuścić nie mogłam. Doktorek i alkohol nie był dobrym miksem.

- Zmienna?

Postanowiłam pociągnąć temat. Nawet nie próbowałam ukrywać – zaintrygowały mnie jego słowa. Wzięłam ostatni łyk wina, sadowiąc pusty kieliszek na blat. Wojtek odłożył widelec na talerz, wbijając wzrok w moje praktycznie nietknięte danie.

- Raz jesteś milusia, potem strasznie oziębła. Innego dnia tryskasz entuzjazmem, a potem całkowicie mnie przekreślasz.

- Lubisz zagadki, co? – palnęłam, uświadamiając sobie, że moje towarzystwo tak naprawdę może stanowić dla niego zwykłą odskocznię od monotonii.

- Lubię ciebie.

Ponownie wgryzłam się w kurczaka, układając w głowie iście szatański wybryk. Ściągnęłam chyłkiem obcas. Nie było to wielką sztuką, zważywszy na fakt, że obrus swoją długością niemalże muskał podłogę. Leniwie przejechałam stopą w górę jego kostki. Spiął się, a jego oczy błysnęły grafitową iskrą. Przełknęłam ślinę, mając nadzieję, że to wyłącznie iluzja.

- Jestem tutaj, prawda? Niczego więc nie przekreśliłam.

Rozsiadłam się wygodnie, z precyzją obserwując jego reakcję. Postronny obserwator mógłby zobaczyć tylko dwójkę wstawionych wypierdków – w końcu kończyłam drugi kieliszek. Ale tylko my wyczuwaliśmy napięcie, które rosło z każdą nieubłaganie długą minutą. Odłożył sztućce z głośnym brzęknięciem. Ruszyłam w górę jego uda, docierając do celu. Wciągnęłam nerwowo powietrze, obserwując jego wwiercający się mnie wzrok. Przecież byliśmy w miejscu publicznym. Jak on…? Czy on…? Ten choleryk miał namiot. Uśmiechnął się, widząc szok malujący się na mojej twarzy. Złapał mnie za nogę, odsunął ją od ciała i pochylając się w moim kierunku, syknął:

- Czego się spodziewałaś?

Przechyliłam kieliszek, wlewając w siebie ostatni łyk. Miałam już sięgać po butelkę, ale Wojtek mnie wyprzedził. Przysunął mi pod nos szklankę wody, a wino odłożył na odległy róg stołu. Jednym słowem – dupek.

- Chcę żebyś była trzeźwa, kiedy cię o to zapytam.

- Zapytasz? – palnęłam, nic nie rozumiejąc

- Zapytam o to – zaczął łagodnie – kiedy łaskawie dasz nam szansę, Marta?

 

Spojrzałam na zegarek, wyrywając się z rozmyślań. Dosyć rozkosznych, ale cholernie dekoncentrujących – spaliłam trzy naleśniki. Wydymałam zrezygnowana usta i pochyliłam się, aby wyrzucić do pojemnika śmieci i cały bałagan, który zdążyłam narobić. Poczułam parę rąk, oplatającą moją talię i delikatny pocałunek na szyi, który rozpętał lawinę dreszczy – od góry, po same koniuszki palców u stóp.

- Cześć – wychrypiał.

Odwróciłam się, a reakcja Wojtka była natychmiastowa. Przycisnął mnie do blatu, nakrywając moje usta swoimi. Złapałam się jego włosów, co skwitował cichym jękiem. Prawa ręka powędrowała w górę koszuli, ściskając moją pierś. Szarpnęłam go, przerywając pocałunek.

- Dzień dobry – wybełkotałam, walcząc z nierównym oddechem.

- Mógłbym się do tego przyzwyczaić.

Jego szeroki uśmiech wydał się być bardzo zaraźliwy. Poczułam się jak podczas jakiegoś gimnazjalnego wybryku.

- To niezdrowe – rzuciłam, wędrując palcem po jego torsie. Coraz niżej, aż do guzika niechlujnie wciągniętych jeansów.

- A to? – wskazał kiwnięciem głowy na zwęglone ciasto.

Ryknęłam śmiechem.

- Nadal jesteś pewien, że nie chcesz zwiać? – zapytałam.

Ujął moją brodę i posłał tak troskliwe spojrzenie, że zakuło mnie w piersi.

- Kijem mnie będziesz odganiać.

Po raz pierwszy nie wątpiłam w jego słowa. Ani trochę. Chwyciłam za rozporek w spodniach, przyciągnęłam i złożyłam na jego ustach szybki pocałunek. Jęknął w proteście, kiedy zanurkowałam nad jego ramieniem.

- Muszę się za niedługo zbierać – wyjaśniłam, chwytając kolejno torbę, spodnie i top. Dreptał za mną krok w krok.

Miałam problem z majtkami, ale ostatecznie wycelował nimi w moją stronę. Rozłożył się na fotelu, obserwując każdy ruch.

- Zobaczymy się dzisiaj? – jego wzrok zatrzymał się na moim nagim tyłku. Zabuczał w proteście, gdy nałożyłam jeansy.

- Obiecałam wieczorem Michałowi, że się spotkamy. Przyjeżdża jego siostra – dukałam, próbując związać włosy w głupiego kucyka.

Nawet tak prosta rzecz wydała się być zawiła, kiedy świdrował mnie wzrokiem. Wyczułam ten dziwny prąd i odwróciłam głowę w jego stronę. Zastygłam w bezruchu.

- O co chodzi?

- Chyba mi się to nie podoba – rzucił dobitnie, na co złośliwie parsknęłam.

- Nie bądź śmieszny.

Zabrałam kurtkę i ruszyłam w kierunku wyjścia. Spojrzałam na Wojtka. Zdążył narzucić na siebie koszulkę. W ręku trzymał szal, którym po chwili leniwie opasał mi szyję. Chwyciłam za klamkę, minimalnie otwierając drzwi. Pociągnął za końce bawełnianej apaszki, przyciągając do siebie moją twarz. Oparł czoło o moje i wzdychał z rezygnacją.

- Baw się dobrze – zaczął. - I z chłoptasiem, i z siostrą.

Palnęłam go energicznie w brzuch, na co zareagował śmiechem. Moje umiejętności bokserskie raczej go nie powalą. Odnotowałam sobie w myślach, że trzeba nad tym popracować. Solidnie.

Przerwałam ten atak głupawki, przyciągając go za włosy. Wygiął mnie w dół, przez co torebka runęła na ziemię z hałasem. Mówił, że mógłby się do tego przyzwyczaić. To był ten moment, kiedy jego słowa wydały mi się całkowicie zrozumiałe. Nagle, spotykając się z moim protestem, poderwał nas w górę, odskakując na minimalną odległość. Usłyszałam chrząknięcie.

- Pukałem…

Spojrzałam w bok. Wojtek stanął kilka centymetrów za mną, robiąc miejsce mężczyźnie. Chłopak przeskakiwał jak po kanałach – patrzył na mnie, na kuchnię, na doktorka i od nowa. Błędne koło.

- Przeszkadzam ci bracie? – wydukał w końcu, nie próbując nawet ukryć rozbawienia.

Zerknęłam na Wojtka. Wzdychnął zrezygnowany, wskazując na mężczyznę, którego szeroki uśmiech wprawiał mojego doktorka w pierwsze fazy kurwicy. Może i był zirytowany, ale sympatia, jaka biła od tej dwójki, była wręcz namacalna. Uświadomiłam sobie, że już polubiłam tego intruza.

- Mój brat, Fabian. – Oplótł mnie w pasie, zwracając się do chłopaka: - Fabian, przywitaj się ładnie z panią. Bardzo, bardzo ładnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania