Poprzednie częściOstatni rocznik cz. 1

Ostatni rocznik cz. 4

Spojrzałam za okno. Ciężkie, grube łaty zastąpił lekki, prószący śnieg. Jeżeli nic się nie ulegnie zmianie, będziemy mogli niebawem wracać. Wzięłam łyk czekolady, która gorącym strumieniem stopniowo rozgrzewała moje zmarznięte tkanki.

- Marta – tym razem nie usłyszałam zniecierpliwienia, jego ton był wyraźnie rozdrażniony.

Właściwie, którą minutę odwlekałam już tą rozmowę? Oderwałam wzrok od szyby. Westchnął odrobinę zrezygnowany, ale było w tym wiele entuzjazmu. W końcu udało mu się zwrócić na siebie moją uwagę. Nachylił się do przodu, położył ręce na stół, a ciężar ciała oparł o łokcie. Zagapiłam się bezwstydnie, będąc niemal pewną, że moje usta przypominały kształtem małą literkę "o”.

- Posłuchaj – odchrząknął, zaczynając – to, co się wydarzyło – przerwał, zupełnie jakby rozmawiał za małym dzieckiem – więcej się nie powtórzy. – Widząc moją zaskoczoną postawę dodał z lekko drwiącym uśmiechem – Chyba że, naturalnie, sami do tego doprowadzimy.

Czekolada spłynęła mi po brodzie, powodując tym samym lawinę kaszlu. Ja się chyba przesłyszałam! Jak na złość, Wojtek wykorzystał moment przewagi, obszedł stolik i chwilę później siedział już kilka centymetrów dalej, delikatnie poklepując mi plecy. Uniosłam ostrzegawczo dłoń, dając mu tym samym do zrozumienia, że nic wielkiego się nie dzieje

- Jak to? - zapytałam niewyraźnie.

Dłuższą chwilę milczał.

- Masz coś w sobie… Coś, przez co nie potrafię sobie odpuścić – sprecyzował. - Cholera, sam tego nie rozumiem.

Pociągnął nogę na siedzenie między nami, by móc patrzeć mi prosto w twarz. Przyglądałam mu się uważnie, studiując każdy milimetr. To żałosne, zachowywałam się zupełnie jak smarkate z kolekcji Bravo Girl. Zasadniczą kwestią było to, że coś równie absurdalnego nie mogło mieć między nami miejsca.

Wyciągnął rękę i starł czekoladowy ślad z mojej brody. Przysięgam na wszystkie istniejące bóstwa, że jeszcze minuta, gotowa byłam pozbyć go wszystkich przemoczonych ubrań, przy obecnych w pomieszczeniu gapiach.

- Bardzo cenię sobie etykę zawodową – ciągnął, z premedytacją nie odrywając wzroku od mojej twarzy. Leniwym gestem włożył do ust kciuka i uśmiechnął się z uznaniem – dlatego relacja uczeń – nauczyciel jest dla mnie cholernym priorytetem, rozumiesz?

Kiwnęłam twierdząco głową. Ciągle buforowałam niedawną wizję jego usmarowanych czekoladą palców, które z wielką radością samodzielnie mogłabym doprowadzić do ładu. Potrząsnęłam głową. Chwila, co?

- Słucham?

- Gdyby dzisiejsza sytuacja wyszła na światło dzienne, miałabym, mówiąc rzeczowo, mocno przejebane – wyszeptał, minimalnie się przybliżając.

Poczułam jak na moje policzki wypływa krwisty rumieniec. Ba, już rozumiem! Pieprzony egocentryk, martwił się o swój tyłek!

- Zwolniliby cię? – ciągnęłam, próbując przywołać cały duchowy spokój. Chciał się zabawić? - bardzo chętnie.

- Nie sądzę – prychnął – ale nie mam zamiaru tego sprawdzać.

- Więc to jednorazowa, desperacka odskocznia?

- Desperacka? – powtórzył z odrobiną urazy w głosie. Pokiwałam twierdząco głową, przystał na to i porzucił dalszy temat – Okej, desperacka. Kurwa – przeczesał szybkim ruchem rozczochrane włosy – nie miej mnie za dupka. Wiem, że zachowałem się nieładnie, czego mam pełną świadomość. Mam na myśli wyłącznie twoje dobro, maleńka.

Moje dobro – żachnęłam się w myślach. Automatycznie zacisnęłam dłonie w pięści, aby nie zrobić za chwilę czegoś, czego mogłabym żałować przez zbliżające się cztery miesiące. Wyprostował się i rzucił łagodnie, czekając na moją rekcję:

- Możemy po prostu udawać, że tej sytuacji w ogóle nie było.

- Jakiej sytuacji? – rzuciłam, siląc się na największą słodycz, na jaką było mnie w tamtym momencie stać.

Jego gardłowy śmiech przyciągnął uwagę siedzących nieopodal kobiet.

- Grzeczna dziewczynka. - wstał i wyciągnął do mnie rękę – Przestało padać, wolałbym wracać. Tomek może się zastanawiać.

Kosowski, no tak. Jeżeli facet jeszcze nie zszedł na zawał, to będziemy świadkami cudu. Otulił mnie szczelnie kurtką, rzucił na stół banknot i wziął mnie za rękę. Poczułam napływając do oczu łzy, więc jedyną scenerią stała się dla mnie podłoga. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie – zdołowaną i ośmieszoną do granic. Z resztą, która szanująca się kobieta skakałaby z radości? Przez chwilę naprawdę miałam głupią nadzieję, że coś z tego może być. Jest czarujący, inteligentny, a sam rzut okiem na niego sprawia, że moje wszystkie wiązadła miękną. To całkowicie nie fair. Posłał kelnerce uśmiech, a ona radośnie pomachała nam na do widzenia.

Dobry humor nie udzielił mi się nawet w najmniejszym stopniu, dlatego większość drogi spędziliśmy milcząc. Co prawda, do schroniska było naprawdę niedaleko, jedynie kilka minut piechotą. Mimo to, wszystkie próby komunikacji ze strony Wojtka odrzucałam, usprawiedliwiając się zmęczeniem. W sumie nie kłamałam – byłam okropnie wyczerpana, a moim jedynym marzeniem stała się długa, gorąca kąpiel. Kiedy weszliśmy do ośrodka poczułam totalne znudzenie. Zachowałam się wobec Wojtka w równie gówniarski sposób jak on przed godziną. Zignorowałam Kosowskiego i wszystkie ambarasy rzucone na nas na wejściu, minęłam panów i skierowałam się do mojego pokoju. Zamknęłam z hałasem drzwi i osunęłam się na podłogę.

- O Matko Gromniczna!!! – usłyszałam sekundę później - Kurwa, Marta, wesz co ja przeżywałam?!

Spojrzałam na Sandrę. Miała zmierzwione włosy, poszerzone źrenice, a całość dawała wrażenie znerwicowanej staruszki, która nie spała od tygodnia. Jej zbulwersowana postawa uległa diametralnej zmianie w chwili, kiedy tylko mnie zobaczyła. Uklękła obok mnie i z troską odgarnęła mi wilgotne kosmyki z twarzy.

- Co się dzieje? – uniosłam leniwie głowę, a czoło mojej przyjaciółki maksymalnie się zmarszczyło. Pierwszy raz widziałam ją tak przejętą. – Marta – ciągnęła chwytając mnie za dłoń – zrobił ci coś?

Pomyłka, histeria nie przeszła, a raczej wzburzyła się z nową siłą. Sandra delikatnie pociągnęła mnie na łóżko i chwilę później leżałam szlochając w jej koszulę.

Dobrze było się wygadać. Nakreśliłam jej całą sytuację, opisałam wszystko osobie, która – miałam nadzieję – ukaże mi wszystko z zupełnie innej strony.

- Wow – wydukała w końcu – ja widziałam, że coś jest. Ale aż tak…

- Coś? – powtórzyłam niemrawo.

Uniosłam niechętnie głowę, a nos wytarłam w rękaw bluzy, zostawiając na nim mało przyjemny widok ślimaczych glutów. Przejechała kciukiem po mojej twarzy, ocierając ostatki łez. Nie miałam już siły ryczeć, modliłam się tylko, aby nikt nie wparował do pokoju. Inaczej spotkałby go obraz rodem z taniego melodramatu.

- Żartowaliśmy, że pan profesorek to się chyba zakochał. – dodała z lekkim grymasem – Nie mógł się od ciebie oderwać na wykładzie.

Podniosłam się niemrawo do pozycji siedzącej.

- Przestań – złapała mnie za łokieć – wiedziałam, że ci się to nie spodoba, dlatego o niczym nie wspominałam. Poza tym, to były żarty – przechyliła głowę.

- Nie pierwsze i nie ostatnie – wybełkotałam oschle.

Już widziałam oczyma wyobraźni, jak staję się największą konspirantką na wydziale.

- Poważnie, chciałabym ci pomóc. Wiem – ścisnęła moją rękę, kładąc nacisk na słowo – wiem Marta, że nie pozwalałby sobie na podobne akcje z własnymi studentkami. Bądź realistką!

- I jak ja mam się teraz zachowywać? – powiedziałam ze zrezygnowaniem, zasłaniając oczy dłońmi.

- Zawsze możemy odwrócić sytuację. – rzuciła, szczerząc się w moim kierunku – I tak muszę zejść jeszcze na dół, jak spotkam dupka to delikatnie zainsynuuję, że… - zmrużyła oczy, zastanawiając się nad doborem słów. Wyglądała komicznie, zupełnie tak, jakby szykowała się na trzecią wojnę światową – zainsynuuję, że jest dupkiem!

- Nie, nie. Hola, nie! – protestowałam niemrawo. Była tak zdeterminowana, że mogłabym przysiąc o autentyczności jej planów.

Wstała z łóżka, założyła ręce na biodra i przybrała figlarny wyraz twarzy.

– Na dzisiaj koniec. Nie zachowuj się jak zbotoksowana czterdziecha, wskakuj do wanny, bo masz mokry tyłek. Skoczę na dół, przyniosę coś z Tomem Cruisem, popcorn i zrobimy sobie mały maraton. Co ty na to?

Posłałam jej szeroki uśmiech, co potraktowała jako całkowitą akceptację. Rzuciła mi dresy, ręcznik i ruszyła w stronę drzwi.

- Daj mi godzinę! – usłyszałam na odchodnym.

Skorzystałam z okazji i wskoczyłam do wanny. Czułam wszystkie sińce, które za kilka godzin ozdobią moje ciało z ogromną dokładnością. Jedyne pocieszenie stanowił jutrzejszy powrót. Gorszego wyjazdu w życiu nie miałam. Nie spędziłam ze znajomymi nawet godziny na bezstresowej rozmownie, grach, nie mówiąc o alkoholu. To był ostatni wieczór, więc towarzystwo na dole na pewno korzystało z okazji. Zamknęłam oczy, oparłam głowę o krawędź wanny i nieudolnie próbowałam wyrzucić z głowy wszystkie kłębiące się myśli. Moje starania przerwał dźwięk SMSa, więc przybrałam nieludzką pozę i z trudem dosięgłam telefonu.

"Jestem na tyle wyrozumiały, że cierpliwie poczekam. Musimy porozmawiać, więc widzę Cię zaraz na dole.”

Numer nieznany, dlatego dłuższą chwilę zastanawiałam się, kto mógłby być adresatem. Miałam wrażenie, że serce mi stanęło, a cała krew uszła na dno wanny. Kuuurwa – wybełkotałam. Miałam, naprawdę, miałam cholerną nadzieję, że słowa Sandry były żartem, niewinnym dowcipem, ale ta zołza faktycznie musiała go spotkać! Niezdarnie wypełzłam z wanny, poślizgając się przy tym niezliczoną ilość razy. Strzepałam nadmiar piany i drżącymi palcami odblokowałam ekran telefonu. Wystukałam wiadomość.

"Etyka i opory moralne nie idą w parze z tak późną godziną. Dobranoc”

Owinęłam mokre włosy ręcznikiem, zgarnęłam w półki balsam i wróciłam do sypialni. Wygrzebałam z torby koszulkę, kiedy usłyszałam dźwięk telefonu.

"Daję Ci pięć minut. Albo Ty schodzisz na dół, albo ja idę na górę”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania