Poprzednie częściZaklinaczka -Rozdział I

Zaklinaczka -Rozdział III

-Tato, to nie...-próbowałam się tłumaczyć.

Wyciągnął mnie siłą z łóżka i uderzył.

-Nigdy więcej mnie nie okłamuj -wycharczał.

Uderzył mnie w drugi policzek.

Zaprowadził mnie na strych i przekręcił klucz w drzwiach. Upadłam na podłogę i znów płakałam. Teraz na pewno nie będę z Arturem, to było gorsze od wszystkiego co mi się przytrafiło. Będę musiała wyjechać nie wiem jak daleko, nigdy więcej go nie zobaczę. Podbiegłam z nadzieją do okna, było zakratowane. To koniec!

Na pewno jutro stąd wyjadę, na dwa lata.

 

Ojciec obudził mnie następnego dnia z rana i kazał się ubierać. Później wsadził mnie na konia i zawiózł do portu, tam czekał na mnie starszy mężczyzna o dobrotliwym wyrazie twarzy. Ojciec sztywno się ze mną pożegnał i odjechał. Zostawił mnie tutaj zupełnie samą. Staruszek uśmiechnął się do mnie łagodnie.

-Zamek hrabiego jest niedaleko stąd, przejdziemy się jest taki piękny dzień.

Dzień rzeczywiście był piękny. Śnieg połyskiwał w zimowym słońcu, w porcie nie było prawie w ogóle ludzi, tylko marynarze kręcący się przy statkach oczekujących na stopnienie lodu.

-Jaki jest hrabia? -odważyłam się zapytać.

Mężczyzna zamyślił się na chwilę.

-Ostry, wymagający, nienawidzi lenistwa, lecz w głębi serca to dobry człowiek.

- Jest mu pan oddany?

-Służę mu od lat, jestem mu oddany -zmienił temat. -To już niedaleko, tam na wzgórzu to twój nowy dom.

Akurat teraz zebrało mi się na płaszcz, łza spłynęła po moim policzku. Staruszek podał mi chusteczkę, którą przyjęłam z wdzięcznością.

-Na ile ojciec cię przysyła? -zapytał.

-Na dwa lata.

Zachłysnął się powietrzem.

-Musiałaś mocno go zdenerwować, ale poradzimy sobie, nie smuć się już -poklepał mnie po dłoni.

Stanęliśmy przed drzwiami dworu. Był to strzelisty budynek z licznymi wieżyczkami, w kolorze grafitu. Mężczyzna otworzył skrzypiące ze starości drzwi. W przestronnym korytarzu panował półmrok, jego ściany były pięknie żłobione, w białym kolorze, który stał się już bardziej szary. Wszystko tu było stare jak spostrzegłam. Do korytarza weszła kobieta w średnim wieku, podobnie jak staruszek uśmiechała się miło.

-To Adelajda, gospodyni, z pewnością ją polubisz -zapewnił.

Skinęłam jej lekko głową i przyjrzałam się uważnie.

Miała czarne włosy poprzetykane gdzieniegdzie siwizną, piwne oczy i zmarszczki wokół nich.

-Nazywam się Łucja Dokowska -przedstawiłam się.

Adelajda podeszła do mnie i wzięła za rękę.

-Powinnaś się przygotować, Łucjo, zaraz wróci hrabia.

Poprowadziła mnie długim korytarzem i po schodach na górę do wąskiej izdebki, były tutaj dwa łóżka.

-Musisz dzielić pokój ze mną, duża część zamku jest zagruzowana -wytłumaczyła. -Pokaż jakie masz suknie.

Bezwiednie wyciągnęłam wszystko co miałam w torbie, na jej dnie znajdował się list i pierścionek od Artura. Mama musiała to tutaj umieścić narażając się na gniew ojca.

Zdecydowałam się na skromną granatową suknię, wydawała mi się tutaj odpowiednia, włosy puściłam wolno.

-Łucjo, przyszedł hrabia, powinnaś się przywitać -staruszek wszedł do izdebki. -Pięknie wyglądasz.

Nie wyglądałam pięknie, oczy miałam zapuchnięte i podkrążone, a łzy pozostawiły ślady na moich policzkach. Ruszyłam za mężczyzną po schodach do góry. Ta część korytarza była zdecydowanie zaniedbana, okna były zabite spróchniałymi deskami.

Weszliśmy do przestronnego gabinetu, który również służył za sypialnię.

Hrabia siedział za biurkiem pochylony nad papierami.

-Panie, to jest Łucja Dokowska -przedstawił mnie staruszek.

-Widzę Mariuszu, możesz odejść -polecił hrabia.

Mężczyzna pospiesznie puścił gabinet niechcąc narażać się na gniew hrabiego.

Pan zlustrował mnie od stop do głów i uśmiechnął się krzywo.

-Podejdź bliżej, Łucjo.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania