Poprzednie częściZaklinaczka -Rozdział I

Zaklinaczka -Rozdział VIII

-Teraz mi wierzysz? -pociągnęłam towarzysza za rękę. -Uderzyłam się w głowę?

Machnął na mnie lekceważąco dłonią, wciąż wpatrywał się w postać przed nami. Nieznajomy podchodził coraz bliżej, Krzysztof zasłonił mnie swoim ciałem.

-Przyszedłem po gwiezdną -powiedział grobowym tonem. -Ma iść ze mną.

-Zapomnij -warknął Krzysztof.

Serce podskoczyło mi do gardła, czego ten człowiek chciał ode mnie?

Napastnik dobył miecza i ruszył w naszym kierunku, natomiast my cały czas się cofaliśmy. Oby Krzysztof umiał walczyć, nim skończyłam tę myśl pociągnął mnie do ucieczki. Krzyknęłam przerażona, gdy mało co nie wpadliśmy pod końskie kopyta.

Przebiegliśmy przez wioskę i ruszyliśmy przez żwirowaną ścieżkę. Nie miałam odwagi by odwrócić się i sprawdzić czy wciąż jesteśmy gonieni, doskonale znałam odpowiedź. Krzysztof całym sobą naparł furtkę i wbiegliśmy do ogrodu. W domu czekała na nas staruszka.

-Czemu jesteście tacy zziajani? -zapytała wesoło. -Co ty robisz?

Mężczyzna właśnie zamykał drzwi na wszelkie możliwe kłódki i zapory.

-Ktoś nas gonił -wyjaśniłam spokojnie -miał miecz.

-Ola Boga! -przeraziła się i wzięła mnie za rękę. -Musiałaś się bardzo bać.

-Już w porządku -uśmiechnęłam się słabo.

-Krzysztof, kto to był? -spytała mężczyznę i podała mi kubek. -Napij się, kochanie.

Z wdzięcznością przyjęłam naczynie i przyłożyłam je do ust, nie sądziłam, że chce mi się aż tak pić. Z ulgi przymknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Para przyglądała mi się z pobłażliwymi uśmiechami, moje policzki pokryły się delikatnymi rumieńcami.

-Kim był ten człowiek, który nas gonił? -zapytałam.

Mężczyzna rozejrzał się niespokojnie, jakby spodziewał się go zobaczyć.

-Nie wiem -powiedział z wahaniem -na pewno nie miał dobrych zamiarów.

-Naprawdę?! -prychnęłam. Tyle to sama zauważyłam, dlaczego nas gonił?

-Nie wiem -warknął Krzysztof.

-A co wiesz?! -zerwałam się wściekła. -Mam tego dość, wyjeżdżam stąd.

Szybkim krokiem ruszyłam ku drzwiom i wyszłam na zewnątrz. Zachmurzyło się i z nieba zaczęły spadać duże krople deszczu. Rozejrzałam się dookoła, nikogo tutaj nie było, wręcz przeciwnie, było tutaj za cicho. Nie było tu żadnej żywej duszy, nawet zwierzęta się pochowały. Musiałam stąd jak najszybciej uciekać, nie mogłam czekać tutaj bezczynnie na ojca.

Kto wie co mnie tu jeszcze może spotkać?

Podbiegłam do furtki i kiedy naparłam na nią ktoś pociągnął mnie do tyłu, czyjaś ręka zasłoniła mi usta i wciągnęła mnie z powrotem do domu. Próbowałam się wyrwać, ale ktoś trzymał mnie mocno i mało delikatnie rzucił na kanapę, przytrzymując mnie.

-Uspokój się -polecił Krzysztof. -Uspokój się! Nie możemy teraz się kłócić , ktoś chce cię skrzywdzić. Nie pozwolimy być chodziła teraz sama.

-Mój ojciec mnie uratuje -powiedziałam lekkomyślnie.

Obydwoje zamarli przerażeni.

-Hrabia Douwski, to twój ojciec? -wykrztusił Krzysztof.

Poważnie skinęłam głową i patrzyłam na ich reakcję.

-To już po nas -zawyrokował. -Przez nią wszyscy zginiemy, musimy się jej pozbyć.

-Co?! -wykrzyknęłam przerażona. -Jak to się mnie pozbyć?

-Łucjo, lepiej będzie jak poczekasz w izbie obok -odezwała się kobieta ze wzrokiem wbitym w podłogę.

Wstałam sztywno i przeszłam do sąsiedniego pokoju .

Co zamierzali ze mną zrobić?

Może już powinnam uciekać?

Co jeśli komuś doniosą o mnie?

Jak to się dla mnie skończy?

Trzasnęły frontowe drzwi, już po mnie, z trudem przełknęłam ślinę, muszę stąd uciekać.

Przez szparę wyjrzałam do drugiego pokoju, pusto. Teraz, albo nigdy, pomyślałam i przeszłam przez izbę.

Szło jakoś za łatwo, prawda?

Przez małe okienko przy drzwiach zauważyłam, że ktoś zbliża się do domu.

Był to ten sam mężczyzna, który gonił mnie w wiosce, przerażona zaryglowałam drzwi i skuliłam się na podłodze.

Rozległo się ciche pukanie a ja odruchowo wstrzymałam oddech. Cisza jaka zaległa w okolicy była zwiastunem burzy. Drzwi wyleciały z zawiasów i zatrzymały się na drugim końcu pokoju, mężczyzna wszedł do środka i stanął nade mną. Rzucił mną przez pokój, uderzyłam sobą o ścianę i opadłam na podłogę. Znalazł się przy mnie w paru susach i złapał za gardło, podniósł mnie nad ziemię.

- Jesteś córką tego Douwskiego, tak? -powiedział matowym głosem.

Ledwo zdołałam skinąć głową.

-Masz mu powiedzieć, że chcesz tu zostać i ma odjechać -wysyczał wściekły. - Inaczej znajdę ci ę i zabiję, pamiętaj.

Puścił moją szyję i z hukiem upadłam na podłogę. Nie mogłam złapać oddechu i dusiłam się skulona na ziemi i tak znaleźli mnie domownicy.

Opowiedziałam im co się stało, łzy ciekły mi po policzkach. Staruszka przytuliła mnie i miarowo kołysała.

-Powinnaś się położyć i odpocząć -powiedziała -później porozmawiamy.

Pokręciłam głową.

-Nie chcę być sama -zabrzmiałam jak mała dziewczynka.

-Popilnuję cię, dzieciaku -odezwał się Krzysztof.

-Odkąd jesteś miły? -zdziwiłam się.

Wszyscy zaśmiali się zgodnie.

-Krzysztof jest czasem zdolny do wyższych uczuć -skomentowała młodsza wersja mężczyzny.

-Trzymaj język za zębami, Paweł -warknął po swojemu. -Idziesz czy nie?

Posłusznie ruszyłam za nim i z radością zanurzyłam się pod kołdrę.

Zamknęłam oczy i starałam się nie zwracać uwagi, że Krzysztof rozsiadł się w starym fotelu czytając książkę. W mojej głowie biły . się myśli o tajemniczym mężczyźnie czemu mnie nie zabił jeśli miał ku temu sposobność.

Boi się mojego ojca, tylko co on mógł im zrobić? Może oni też wierzą w moją rzekomą moc?

-O co chodzi z tymi waszymi darami? -zapytałam cicho nie otwierając oczu.

- To nasze moce -poprawił mnie. -Potrafimy nawiązywać kontakt ze swoimi plemionami.

- Ale... -zaczęłam.

-Nie przerywaj mi -powstrzymał mi. -Ty niedługo spotkasz się z ludem gwiazd, powiedzą ci jak korzystać z twoich mocy. Nie możesz okazywać im strachu, bo wykorzystają cię i zabiją.

-Jak to?

-Cierpliwości -westchnął ciężko. -Musisz im udowodnić, że wiesz o nich wszystko i nie pozwól by zabrały cię ze sobą .

-Dlaczego?

-Wielu już nie powróciło z siedzib swojego ludu. -wytłumaczył. -Najwięcej z gwiazd.

Po tych słowach zamilkł, dał mi czas bym przetrawiła jego słowa.

-Mogę już nie wrócić? -wstałam gwałtownie. -Jak to?

-Łucja, to się naprawdę bardzo rzadko zdarza, ziemiacz pojawia się raz na sto lat, a gwiezdna raz na pięćset lat.

-To dlatego tak rzadko to się zdarza, bo pojawiamy się raz na pół tysiąca lat -wrzasnęłam wściekła. - Nie dotykaj mnie!

W tym momencie zaczęło kręcić mi się w głowie i poczułam straszny ból brzucha, coś pociągnęło mnie do góry. Wyleciałam przez dach domu, ale nie poczułam żadnego uderzenia, jakbym stała się duchem.

Znalazłam się na rozświetlonej polanie otoczonej lasem, były tam też różne postacie, od których bił blask.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania