Zawsze będziesz w moim sercu. część 12

Siedzieli u niej w salonie na wyłożonej pluszem bardzo miękkiej i wygodnej kanapie pijąc kawę, rozmowa toczyła się lekko. Tematy zdawały się im nie kończyć. Im dłużej z nią rozmawiał, tym bardziej chciał ją poznawać. Chłonął każde jej słowo, miała tak wiele do powiedzenia, a jej ogrom wiedzy świadczył, że w przeszłości nie próżnowała na lekcjach, a w późniejszym czasie na wykładach, czego nie mógł powiedzieć o sobie.

W szkole średniej zajmował się wszystkim tylko nie nauką, a jego głównym zajęciem było wdawanie się w bójki i udowadnianie swojej wyższości nad rówieśnikami. Studia z kolei upłynęły mu na podrywaniu dziewczyn. Ileż to razy, Teresa zastanawiała się, czy jej syn kiedykolwiek spoważnieje i pomyśli poważnie o swoim życiu i przy okazji zastanowi się nad swoim dotychczasowym postępowaniem?

-Kiedyś twoje zachowanie, sprowadzi cię na manowce i jeszcze będziesz tego żałował – tak mówiła po każdej nocnej przygodzie.

Co miał poradzić na to, że dziewczyny same pchały mu się do łóżka?

-Oj mamo, przesadzasz. Takie czasy – zawsze tak odpowiadał, przeciągając się leniwie.

Patrząc na to z perspektywy czasu, z ciężkim bólem serca musiał przyznać mamie rację, żałował. Większości imion dziewczyn, z którymi sypiał, nie pamiętał już na drugi dzień. Kac moralny męczył go do dzisiaj.

-O czym myślisz? – kobieta oderwała go od wspomnień, przywracając do rzeczywistości.

Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem

-O tym, jaki byłem kiedyś.

Malwina przyjrzała mu się uważniej.

-To jaki byłeś kiedyś? – zadała pytanie, na które nie chciał odpowiadać. Bał się tego, co może sobie o nim pomyśleć, a z jakichś nieznanych mu przyczyn chciał, by myślała o nim tylko dobrze.

Pokręcił głową. Czy mógł jej powiedzieć? Była w końcu psychiatrą. Rachunek, jaki wystawi mu na koniec, mógł odbić się czkawką. Nie chodziło o pieniądze, tylko o zbyt szczerą opinię na swój temat. Cenił sobie szczerość, prostolinijność i prawdomówność jednak żaden człowiek nie chce usłyszeć o sobie, że jest zepsuty do szpiku kości.

-Bardzo zły – próbował uciąć temat.

Chwyciła jego dłoń, w sposób dodający odwagi.

-Opowiadaj, zamieniam się w słuch.

Zrobił tak, jak chciała i ku swojemu zaskoczeniu nie żałował. Do tej pory Teresa była jedyną kobietą, wiedzącą o swoim synu, rzeczy, których nie powinien wiedzieć nikt.

Głośne westchnięcie, nie mogło oznaczać niczego dobrego.

-Byłeś bardzo rozpieszczany przez rodziców i to chyba dlatego, robiłeś to, co robiłeś – starała się być bardzo delikatna w swojej opinii, za co był jej bardzo wdzięczny.

W zrozumieniu pokiwał głową.

-Żałosny brak kontroli nad własnym życiem, tak kiedyś mama określiła moje zachowanie.

***

Siedział w biurze, opracowując bardzo ważny projekt, od którego zależało, czy uda mu się wejść na zagraniczny rynek, czy nie. Judyta co trochę donosiła kolejne dokumenty, za każdym razem marudząc na nadmiar pracy przewyższający jej kompetencje. Denerwowała go, nie mógł znieść jej posępnej miny i ciągłych pretensji.

-Jeżeli nie odpowiada ci praca, zwolnij się – jego wybuch podziałał na nią jak kubeł zimnej wody.

Usta dziewczyny wygięły się w podkówkę. Był pewny, że jeszcze moment i wybuchnie płaczem.

-To nie tak – próbowała się tłumaczyć – jestem przepracowana. To wszystko.

Przepracowana? A co on miał powiedzieć? Jest tutaj od wczoraj, cały czas bazując tylko na kawie. Czy odbieranie telefonów, obsługa ekspresu i donoszenie dokumentów aż tak bardzo może przeciążyć organizm?

Jego zdaniem, rozleniwiła się. W ostatnim czasie zaniedbał firmę, do czego zresztą przyznał się przed zarządem, zrzucając to na karb śmierci Natalii — nadszedł jednak moment, by stanąć na nogach i wziąć się za siebie.

Telefon na biurku zadzwonił, spojrzał na wyświetlacz – gestem dłoni odprawił Judytę. Nie chciał przy niej rozmawiać.

-Jesteś zajęty ? – miły głos po drugiej stronie telefonu poprawił mu zepsuty chwilę wcześniej humor.

-Nawet bardzo, a coś się stało? – nie chciał pokazywać, że każdy jej telefon uskrzydla go.

Mógłby się założyć, że właśnie teraz się uśmiecha.

-Nic się nie stało. Pomyślałam, że może wyciągnę cię na lunch – cichy ton nadziei

Pokręcił głową. Nie może się oderwać, bo nie będzie wiedział, na czym skończył.

-Lunch musi przyjść do mnie – zaproszenie do biura, to najlepsza alternatywa.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Zastanawiał się, czy zgodzi się przyjść.

-Co byś zjadł?

Tak naprawdę, nie mialo to znaczenia, zje wszystko co nadaje się do jedzenia. Głód zaczął dawać się we znaki - burczało mu w brzuchu.

-Wszystko, co ma w sobie kalorie.

Uwielbiał od czasu do czasu objadać się niezdrowym jedzeniem. Kilka razy w miesiącu pozwalał sobie na taką rozpustę, jak to on określał. Matka natura była wyjątkowo łaskawa dla niego, obdarzając go szybką przemianą materii.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 24.10.2015
    Bardzo fajna część. Dowiedzieliśmy się trochę o przeszłości Filipa :) Zostawiam 5 :)
  • Lady_Makbet 24.10.2015
    Zależy mi na tym by to opowiadanie było autentyczne. Miało w sobie życie, ale takie normalne szare codzienne, a nie przesłodzone.
    Dziękuję KarolaKorman.
  • ausek 28.10.2015
    Tak się zastanawiam jak to musi być w związku z psychiatrą? Na początku pewnie nieco drętwo. Bohater ma obawy, ja też bym je miała. :) 5
  • Lady_Makbet 28.10.2015
    Zwróć uwagę, że oni razem nie są.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania