Zawsze będziesz w moim sercu. Rozdział trzeci i czwarty - TOM II

Rozdział trzeci.

Po spotkaniu z Filipem była roztrzęsiona. Otworzył się przed nią. Pierwszy raz od momentu, kiedy się poznali, wypowiedział do niej tyle słów. Była pewna, że wszystko, co mówił, było szczere.

-Filip, ja chciałabym ci móc wierzyć — wypowiedziała na sam koniec.

Obserwowała go, jak zbiera się do wyjścia i przez kilka minut wahała się, czy nie powiedzieć mu, żeby został. Tylko co wtedy? Spędzą razem noc, która zamiast im pomóc, wszystko jeszcze bardziej skomplikuje.

Spojrzała na zegarek – dochodziła czwarta rano, za oknem powoli się rozjaśniało. Ku zdziwieniu nie chciało jej się spać, w głowie miała natłok myśli, który chciała w jakiś sposób uporządkować.

Usłyszała dzwonek swojego telefonu powiadamiający o otrzymaniu SMS-a.

„Przepraszam za wszystko” – przeczytała zaraz po otworzeniu go.

I co miała mu na niego odpisać? Nic się nie stało – to byłoby kłamstwo. Tak bardzo chciałaby, żeby był teraz obok. Tysiące niewypowiedzianych słów piętrzyły się w jej głowie.

Odkąd pamięta, wyznawała zasadę co w sercu to i na języku oraz co z oczu to z serca i chyba najgorsze dla niej było to, że obie te zasady przy Filipie nie zdawały egzaminu. Był zaprzeczeniem wszystkiego, co znała.

Jej pacjenci, to pryszcz przy nim — z wyjątkiem Zosi, ta dziewczyna stanowiła dla niej zawodowe wyzwanie. Wiedziała, że musi zająć się nią i zrobi wszystko, żeby jeszcze jutro wrócić do pracy. Dzięki niej nie miała czasu na myślenie o człowieku, który skradł jej serce.

Kolejny raz jej telefon zadzwonił – spojrzała na wyświetlacz — Dagmara.

Co mogła od niej chcieć? Przecież nie rozmawiały ze sobą praktycznie w ogóle. W pracy wymieniały jedynie grzecznościowe uśmiechy i starały się nie wchodzić sobie w drogę. Nie przepadały za sobą.

-Słucham? – nie chciała ukrywać, że telefon ją zaskoczył. Zwłaszcza o tak wczesnej porze.

-Przepraszam, że dzwonię – ton wrogości w jej głosie dał Malwinie odrobinę satysfakcji – ta nowa, kolejny raz zaatakowała.

Skrzywiła się na słowo „nowa” – nowe to mogą być buty.

-Kogo? – po plecach przeszły jej ciarki, wiedziała już, do czego Zosia jest zdolna.

-Marię.

Maria? Przecież ona się nigdy nie zbliżała do pacjentów. Nie mogła w to uwierzyć. Głównym zadaniem Marii było przechadzanie się po korytarzach i sprawdzanie, czy wszystko jest tak, jak powinno. Jeżeli coś jej zdaniem było, nie tak powiadamiała pielęgniarzy bądź terapeutów i na tym jej rola się kończyła.

Milczała, czekając, aż Dagmara powie coś więcej.

-Świruska próbowała uciec i kiedy myślała, że wszyscy już śpią, wyszła z pokoju – ciche teatralne westchnięcie – być może, udałoby jej się uciec, gdyby nie Maria, która na swoim dyżurze nigdy nie śpi.

Domyślała się już, co było dalej, jednak cały czas czekała, aż kobieta wysłowi się do końca, w międzyczasie szukając kluczyków od samochodu. Gdzie mogła je dać?

-Wiesz, jaka jest Maria, nigdy nie śpi na swoim dyżurze, tylko obserwuje monitoring i jak tylko zobaczyła tą nową – pogarda w głosie działa jej na nerwy – wyszła jej naprzeciw. Na swoje nieszczęście nie zauważyła, że ta dziewucha ma nóż.

Nie chciała już słuchać tego.

-Wystarczy. Postaram się dotrzeć jak najszybciej.

Rozdział czwarty.

Wchodziła do szpitala kompletnie, nie wiedząc, czego może się tam spodziewać. Wyobraźnia podsyłała przeróżne obrazy od tych najbardziej krwawych i wstrząsających aż po zbyt wyolbrzymione przez Dagmarę.

-Malwina – ulga w głosie dyrektora, kazała jej się zastanowić nad tym, co mówiła jej pseudo koleżanka z pracy przez telefon – dobrze, że jesteś.

Nie bez powodu mówiło się o niej w pracy, że jest najlepsza.

-Dagmara mi powiedziała, co się stało — chciała coś jeszcze powiedzieć, ale dyrektor uciszył ją gestem dłoni.

-Przykro mi to mówić — głos mu się łamał – Maria nie żyje. Została zamordowana przez pacjentkę, którą przyjęłaś przed urlopem.

Miała ochotę przypomnieć mu, że to właśnie on wysłał ją na ten urlop, nie pytając nawet czy chce go. Ciążyła jej myśl, że być może, gdyby nie wysłał jej na urlop Maria by żyła – a tak, ona nie mogła już nic zrobić. Zosia, tak czy inaczej, uchodziła za niepoczytalną po zabiciu swoich rodziców i jedyne, co jej groziło, to przedłużony pobyt tutaj. Zastanawiało ją jeszcze jedno – mianowicie gdzie byli w tym czasie ochroniarze? Czyżby po raz kolejny ucięli sobie grupową drzemkę?

-Co z ochroną? – musiała to wiedzieć – gdzie byli w tym czasie. Przecież jasno mieli powiedziane, że w nocy mają mieć zaostrzoną czujność.

Dyrektor nic jej nie odpowiedział, wzruszając jedynie ramionami — nigdy nie odpowiadał na pytania, których odpowiedź mogła sprawić mu trudność. Jej zdaniem kompletnie nie nadawał się do pełnienia tej funkcji.

Większość pracowników w sumie nie powinna tu pracować, nie nadawali się do pracy tutaj – byli zbyt słabi.

Przez moment zastanawiała się, czy nie powinna zgodzić się na pracę u Filipa, nie byłaby narażona na kontakt z ludźmi, którzy mogli jej zagrażać jak na przykład Zosia – niepozornie wyglądająca nastolatka.

Wchodząc do swojego gabinetu, zauważyła na biurku nowe dokumenty. Podeszła do nich i na głos przeczytała nazwisko napisane drukowanymi literami „ZOSIA SZABLEWSKA”. Otworzyła teczkę i przez chwilę nie wiedziała, co ma o niej myśleć.

Dźwięk telefonu dobiegający z jej torebki oderwał ją od przeglądania zawartości akt. Spojrzała na wyświetlacz. Filip

Była zaciekawiona, co on mógł chcieć.

-Słucham – wypowiedziała rzeczowym tonem.

-Cześć – ton niepewności w jego głosie – jesteś w domu?

Przecząco pokręciła głową.

-Jestem w pracy – krótka i rzeczowa odpowiedź.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Jej myśli krążyły teraz przy nim, zamiast nad aktami, którymi wiedziała, że za chwilę będzie musiała się zająć oraz rozmową z Zosią, która zbliżała się wielkimi krokami.

-Mogę przyjechać? Chciałbym, porozmawiać – ciche westchnięcie – proszę.

Prosi? Pierwszy raz powiedział „proszę”. Wiedziała, że musi potraktować to jako dobry znak.

-Przyjedź, tylko nie wystrasza się tym, co możesz tutaj zobaczyć – zanim zdążyła pomyśleć nad tym, wypowiedziała to na głos.

Ku swojemu zaskoczeniu odkryła, że naprawdę chce, by tutaj przyjechał i chce go zobaczyć. Jeżeli kiedykolwiek mieliby być razem, musi poznać miejsce, w którym spędza większość czasu.

-Będę za piętnaście minut.

Nie dając jej dość do słowa, rozłączył się – była ciekawa skąd będzie wiedział, gdzie przyjechać.

Do jej drzwi ktoś zapukał i bez zaproszenia wszedł do środka. Odkąd tutaj pracuje, tylko jedna osoba pukała i od razu wchodziła. Spojrzała w stronę drzwi ciekawa, co mógł chcieć od niej pielęgniarz.

-Przyprowadziłem ci tą nową – gburowaty ton i pogarda w głosie działały jej na nerwy.

W odpowiedzi skinęła głową i wskazała ręką na drzwi.

-Wyjdź i nie zamykaj drzwi – po raz pierwszy nie chciała zostawać z pacjentem sam na sam.

Musiała przyznać sama przed sobą, że tej dziewczyny się boi – przerażała ją. Patrzyła na nią w milczeniu, nie wiedząc, co ma myśleć. Krwawe zdjęcia dołączone do jej akt uzmysłowiły jej, do czego Zosia jest tak naprawdę zdolna – niepozornie wyglądająca nastolatka w rzeczywistości nie miała w sobie żadnych wartości i nawet kajdanki, które miała założone na nadgarstkach, nie były jej w stanie przed niczym powstrzymać, o czym obie wiedziały doskonale.

-I co tak patrzysz na mnie? - lodowaty ton głosu dziewczyny wyrwał ją z zamyślenia.

Odruchowo poszukała dłonią czerwonego przycisku leżącego na biurku, tym razem musi być bardziej ostrożna.

Wzięła głęboki wdech.

-To ci nie pomoże. Jeżeli chcesz jeszcze kiedykolwiek stąd wyjść, musisz chcieć się zmienić, nie muszę ci chyba przypominać, co ostatnio zrobiłaś?

Nastolatka w odpowiedzi roześmiała się i w tym momencie dotarło do Malwiny, że wszystko, co dziewczyna robi, jest działaniem świadomym.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • ausek 04.11.2015
    Zaczyna być ciekawie. Ciekawa jestem co będzie z tą dziewczyną.:) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania