Będziesz ze mną albo z nikim cz.3
Niedzielne popołudnie i poniedziałek płyną leniwie, jakby w zwolnionym tempie. Jestem w ponurym nastroju. Myślami powracam do sobotnich zdarzeń. Nóż otwiera mi się w kieszeni, gdy przypominam sobie rozpacz Malwiny spowodowaną zachowaniem Marcina. Mam ochotę zrobić coś, co sprawi, że były przyjaciółki oprzytomnieje i się ogarnie, ale żaden mądry pomysł nie przychodzi mi do głowy.
Chwilę później dostaję SMS-a, którego treść prawie zwala mnie z nóg.
– „Wróciliśmy do siebie. Jest o niebo lepiej, niż było poprzednio. Malwina” – czytam na głos.
Mija kilka sekund, nim dociera do mnie sens tej wiadomości. Nie mogę w to uwierzyć. Jak ona może być taka niemądra?
Kusi mnie ogromnie, by cisnąć telefonem o ścianę, ale się powstrzymuję.
– Nie, nie, nie... – mamroczę do siebie.
Trzęsącymi się dłońmi wybieram numer przyjaciółki. O dziwo, odbiera po pierwszym sygnale.
– Cześć, skarbie – wita się ze mną radosnym tonem, cała w skowronkach.
– Hej – mówię, starając się, by mój głos nie brzmiał posępnie. – Masz ochotę na mały spacer? Albo wyprawę rowerami? – proponuję.
Nim słyszę odpowiedź, do mojego ucha dochodzi jej zduszony chichot. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie ma u niej Marcina.
– Może po prostu wpadniesz do mnie? – pyta w końcu.
– Okej – mówię. – Widzimy się za pół godziny. Pa – żegnam się i rozłączam.
***
Jadę rowerem wzdłuż linii identycznie wyglądających domów z zadbanymi ogródkami. Mówię „dzień dobry” mijanym ludziom, gdyż większość z nich znam. W głowie po raz setny układam sobie ten sam plan: muszę dostatecznie mocno „potrząsnąć” Malwiną by sprawić, że przejrzy na oczy i rzuci tego psychola.
W końcu docieram do białego, piętrowego domku z bramą z żelaza. Wchodzę na podwórko, gdzie widzę motor. Jestem pewna na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, że należy do Marcina. Krew ścina mi się w żyłach na myśl, że mogę się z nim spotkać. Opieram rower na stopce i ociągam się z wejściem do domu, nie wiedząc, co począć.
W tym momencie drzwi wejściowe otwierają się na oścież i ze środka wychodzi chłopak przyjaciółki. Obrzuca mnie wyzywającym spojrzeniem. Momentalnie czuję napływającą falę złości. Nie uchodzi mojej uwadze jego triumfalny uśmiech, który mam ochotę mu zetrzeć z tej paskudnej gęby. Mija mnie bez żadnego „cześć” czy czegokolwiek innego na powitanie i kieruje się w stronę motoru.
Potem z wnętrza domu wyłania się Malwina. Uśmiecha się szeroko, wydaje się być naprawdę szczęśliwa. Obejmuję ją i przytulam. Wtedy zza moich pleców dochodzi znaczące chrząknięcie. Odklejam się od niej, rozeźlona.
– Jedź ostrożnie, kochanie – mówi Malwina do Marcina.
Żegnają się długo. Chłopak demonstracyjnie całuje moją przyjaciółkę, a ja wywracam oczami. Niech schowa sobie do kieszeni te marne popisy.
Parę minut później wreszcie zostajemy same. Malwina staje się nagle jakaś przygaszona i już wiem, że nie potrafię się na nią złościć. Patrzę na nią przenikliwie. Chwyta mnie za dłoń i prowadzi do domu.
– Chodź, zaraz wszystko ci opowiem.
Przechodzimy przez pogrążony w półmroku przedpokój, idziemy do salonu i po schodach kierujemy się na piętro. Przyjaciółka otwiera przede mną drzwi swojego pokoju, jak to zwykle ma robić w zwyczaju.
Siadamy na rozłożonej wersalce w ciemnym kolorze, ramię w ramię. Nie odzywam się, z rosnącym napięciem czekam, aż Malwina zacznie opowiadać.
– Marcin przyszedł do mnie wczoraj z kwiatami – zaczyna, wiercąc się niespokojnie na swoim miejscu. – Błagał, bym wybaczyła mu to, co zrobił w sobotę. Zapewniał, że nie chciał mnie skrzywdzić – mówi to rozpaczliwym tonem, bliska płaczu. Potrząsa głową, włosy rozsypują się dokoła jej twarzy. – Opowiadał mi, że po naszym zerwaniu często myślał o samobójstwie. Ze łzami w oczach wspominał nieprzespane noce, podczas których dokuczała mu myśl, że mnie utracił. Błagał, byśmy spróbowali jeszcze raz.
– A ty się zgodziłaś. – dokańczam za nią.
Kiwa posępnie głową. Co za dupek z Marcina! Wykorzystuje wrażliwość Malwiny po to, by nią manipulować. Na usta ciśnie mi się pewne stwierdzenie.
– Nie zrobiłaś tego z miłości – mówię. – Tylko z litości. Było ci go zwyczajnie szkoda.
Wiem, że jestem bezwzględna w tym momencie, ale inaczej nie potrafię. Widząc ją miotającą się pod wpływem różnych uczuć, sama powoli zaczynam się w tym wszystkim gubić. Przychodzi mi do głowy tylko jedno rozwiązanie. Podejrzewam, że nie obędzie się bez ofiar.
Komentarze (6)
Jest ciekawie i dobrze 4 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania