Będziesz ze mną albo z nikim cz.8
Chodzę w tę i we w tę po salonie w domu Malwiny. Razem z przyjaciółką myślimy, jak ukrócić łeb obsesji Marcina, ale nie przychodzi nam do głowy jakikolwiek mądry pomysł. Jedyne, co nam pozostaje w tej sytuacji, to czekać na jego atak. Obydwie jesteśmy tego świadome, ale żadna z nas nie mówi o tym na głos.
Spoglądam na nią, siedzącą na kanapie i widzę łzy w oczach o kształcie migdałów. Momentalnie siadam obok niej i obejmuję ramieniem. Chcę ją pocieszyć. Moje serce krwawi, gdy widzę przyjaciółkę w takim stanie.
– Słuchaj – mówię cicho. – Ja jestem i będę cały czas przy tobie, choćby nie wiem, co się działo.
Kiwa głową w milczeniu, a gdy słyszymy pukanie do drzwi, pośpiesznie mruga powiekami, by pozbyć się dowodów swojej bezsilności i słabości.
– Wszystko będzie dobrze. – dalej ją podnoszę na duchu, ale zaraz potem jakaś złośliwa istota podsuwa mi straszliwą wizję przyszłych wydarzeń. Natychmiast sama przestaję wierzyć w to, co mówię.
– Wejdź, Damian! - krzyczy przyjaciółka, co odrywa mnie od tego wyobrażenia.
Jak na komendę, obydwie podnosimy się z kanapy, gdy drzwi wejściowe otwierają się i do środka wchodzi... Marcin. W ręku niesie ogromny bukiet czerwonych róż. Buntowniczo krzyżuję ręce na piersi i już ruszam, by posłać go w diabły, gdy widzę jak Malwina prawie niewidocznie kręci głową.
Z politowaniem patrzę, jak chłopak pada przed nią na kolana. Jest żałosny w całej swojej postaci.
– Kochanie, proszę, wybacz mi – jęczy, a jego głos brzmi jakoś dziwnie i słabo.
Mam ochotę prychnąć z pogardą, ale z całych sił się powstrzymuję. Czekam na ruch przyjaciółki.
– Nie urządzaj szopki, Marcin. – jest wobec niego stanowcza, czym wzbudza mój podziw. Pomyśleć, że jeszcze chwilę temu nieomal się rozkleiła. – Za dużo razy już ci przebaczałam. Kolejny raz nie popełnię tego samego błędu – deklaruje, na co jej były ledwie widocznym gestem zaciska szczękę.
Jestem przekonana, że ledwie udaje mu się utrzymać nad sobą kontrolę. W końcu, gdyby mu tak nie zależało na Malwinie, już dawno użyłby siły.
Na chwilę spuszcza wzrok na podłogę, a potem znów zerka na nią, unosząc przy tym bukiet róż. Z zadziwieniem patrzę, jak przyjaciółka przyjmuje od niego kwiaty, tylko po to, by zaraz potem cisnąć nimi z całej siły o podłogę. Otwieram buzię, a zaraz potem szybko ją zamykam.
– Zmienię się dla ciebie. – obiecuje Marcin, czerwieniąc się na twarzy i ogarniając szybkim spojrzeniem róże na podłodze. – Daj mi tylko szansę. Proszę.
– Nie – warczy Malwina. – Wyjdź stąd. Nie chcę cię więcej widzieć – dodaje bezlitośnie, nie patrząc na niego.
Chłopak powoli się podnosi. Jego oczy nabierają jakiegoś niepokojącego wyrazu. Przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. „Pośpiesz się, Damian”, proszę w myślach.
– Pożałujesz tego. – odgraża się, ciężko oddychając.
– Powtarzasz się – odpowiada ze znudzeniem przyjaciółka. – Wynoś się stąd. Trzeci raz nie będę tego powtarzać. – staje obok mnie.
W tym momencie do środka wchodzi Damian. Na widok Marcina jeży się jak kot na widok psa i syczy:
– Co ty tu robisz, popaprańcu? Nikt cię tutaj nie zapraszał.
Były Malwiny obraca się na pięcie i niemalże wybiega z domu, tak mocno zamykając drzwi, że aż drżą okna. Dopiero teraz widzę, że ona cała się trzęsie.
– Wiem, ile cię to kosztowało. – zapewniam ją, zamykając w objęciach. – Ale to już koniec.
***
Następnego dnia wybieram się z Malwiną na długi spacer. Mijamy sporo naszych znajomych, którzy patrzą na nas jakoś niepochlebnie, szepcząc sobie coś na ucho. Napięcie zaczyna coraz bardziej rosnąć i przeczuwam, że prędzej czy później, ta bomba z opóźnionym zapłonem wybuchnie.
Instynkt mnie nie myli. Pod koniec przechadzki, zaczepia nas Ada, dziewczyna, która chodziła z nami do jednego gimnazjum. Jest jakaś podenerwowana. To dziwne, gdyż zwykle sprawiała wrażenie spokojnej.
– Zawsze miałam cię za dobrą i miłą osobę. – zwraca się do Malwiny, która wybałusza oczy. – Ale najwidoczniej się myliłam. Jesteś podłą, dwulicową suką, nikim więcej!
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania