Poprzednie częściChłopiec z Targu - 1 - Sprzedany

Chłopiec z Targu - 5 - Doktor Ciećwierz

Szliśmy wąskimi uliczkami w górę i w górę. I w górę, i w górę.

- Tu im kto wyżej mieszka, tym ma większe znaczenie – szepnął mi Trzynasty. – Widzisz, to prawdziwy Doktor Magii!

Minęliśmy Twierdzę po lewej ręce i zaczęliśmy schodzić w dół. Niżej i niżej, niżej i niżej. Trzynastemu mina rzedła z każdym krokiem. Wreszcie zatrzymaliśmy się przy jednej wąskiej furtce. Szok na twarzy Trzynastego był doskonale widoczny, nawet dla Doktora Ciećwierza.

- Dziwi was, że Doktor Magii mieszka w tak na pozór obskurnym miejscu? – zaśmiał się. – To tylko tylne wejście, główne jest od alei. Ale tam mielibyśmy czekać na służbę, oficjalne powitania, no i moja żona… A tu tylnym wejściem się wślizgniemy do mojej pracowni…

Otworzył drzwi kluczem. Już się nauczyłem, że ten metalowy pręcik to jest klucz. Tutaj każdy wszystko zamykał. Dziwne… Na Wyspie nie mieliśmy zamków, kluczy, ani nawet drzwi.

Wąskimi schodami przeszliśmy do małej izby. Okienko było tak wąskie, że nie dałoby radę wyjść. Na podłodze leżały tylko dwa worki wypchane sianem.

- To wasza izba, moi nowi uczniowie – wskazał nam Doktor Ciećwierz. – Rozgośćcie się, a ja zaraz przyniosę coś do jedzenia i picia.

Wyszedł, zamykając starannie drzwi za sobą. Po chwili wrócił, przynosząc misę z jakąś aromatyczną potrawą i dwa kufle z napojem. Postawił przed nami na podłodze.

- Smacznego! I dobrej nocy! Od jutra od samego rana zaczynamy naukę.

Wyszedł. Znowu zamknął drzwi. Szarpnąłem za klamkę.

- Zamknięte! Nie podoba mi się to! – syknąłem. – Znowu jesteśmy uwięzieni!

- Daj spokój – zeźlił się na mnie Trzynasty. – Patrz, ile jedzenia! I siennik do spania! Po co chcesz wyłazić?

- Odlać się – westchnąłem.

- Wytrzymasz do rana – mruknął Trzynasty, sięgając po jedną z łyżek.

Sięgnąłem po drugą. Nabrałem pełną dziwnej potrawy. Powąchałem. Coś mi nie pasowało.

- Jedz, dobre! – mlasnął Trzynasty.

- To jest zatrute! – warknąłem. – Nie zjem!

- Przygłup z ciebie, Kudłaty! Dobry gulasz, mocno przyprawiony!

- Zatrute!

- Ech, gadać z tobą… Sam zjem.

Więcej się do mnie nie odezwał. Zjadł cały gulasz z misy. Jeszcze ją wylizał. Odstawił misę na podłogę.

- To było doskonałe! – uśmiechnął się. – Przygłup jesteś i tyle! Ja sobie spokojnie zasnę z pełnym żołądkiem, a ty bę… - nie dokończył.

Zwalił się jak martwy na posadzkę. Szybko rzuciłem się go cucić. Oddychał, ale obudzić się nie dał.

Próbowałem szarpnąć drzwi. Bez powodzenia. Okno zbyt wąskie i zbyt wysoko. Sprawdziłem kufle. W obu czysta woda. Wypiłem jeden i drugi.. Siedziałem w kucki, zastanawiając się, co z nami będzie. Zgasł ogarek świeczki, który rzucał dotąd odrobinę światła. Zapadła ciemność.

Siedziałem, aż przez okno zaczęło sączyć się światło świtu. Już nauczyłem się, że tutaj powoli robi się jasno, zanim wzejdzie słońce, i powoli zapada ciemność. Na Wyspie następowało to w ciągu kilku chwil.

Wyjrzałem przez okno. Niestety, wychodziło na wąskie kamiennie podwórze, z podobnymi oknami w sąsiednich ścianach. Nie było jak wołać o pomoc.

Po jakimś czasie usłyszałem odgłosy za drzwiami. Ktoś wkładał klucz do zamka. Po chwili drzwi stanęły otworem.

- Nie śpisz? – zdziwiony Doktor Ciećwierz zatrzymał się w progu.

Po chwili się uśmiechnął.

- To doskonale! Pomożesz mi w porannych pracach, a twój kolega dołączy do nas później!

Sprowadził mnie schodami w dół. Teraz w świetle świtu widziałem inne wąskie drzwi, które co chwili ze schodów gdzieś prowadziły w bok. Przeszliśmy obok wąskiej furtki prowadzącej na zewnątrz. Zeszliśmy na dół. Minęliśmy okratowane wejście. Zapach sugerował, że tutaj ktoś przechowuje żywność. Schodziliśmy ciągle w dół, aż schody skończyły się. Przede mną otwierała się wielka komnata. Oświetlało ją kilkanaście świec, ale ich światło nie dało rady rozświetlić całej. Za masywnymi kolumnami podtrzymującymi strop ściany ginęły w mroku.

Podeszliśmy do rzęsiście oświetlonego stołu. Parę ksiąg leżało otwartych, jakieś pojemniki z dziwnymi płynami, pędzle, pudełka jakby z solą, kredą, ziemią…

- Widzisz ten glif? – pokazał mi jeden z rysunków.

To jest glif? Koło, w nim drugie. Pomiędzy nimi napis JESTEM TWOIM PANEM. A w środku KIJANA WA MOTO.

- Ano – kiwnąłem głową.

- Dasz radę go powtórzyć?

- Chyba tak… -wzruszyłem ramionami.

- Pamiętaj! Każda kreska ma znaczenie! Spróbuj na podłodze!

Wręczył mi kawałek węgla. Szybkimi ruchami namalowałem dwa koła, umieściłem napis po środku.

- Tak? – spytałem.

- Idealnie! – Był wyraźnie zdumiony. – Wiedziałem, aby wziąć ciebie na ucznia! Masz talent! Od razu powtórzyłeś poprawnie! Ale na wszelki wypadek… namaluj jeszcze dziesięć takich.

Malowałem. Zatwierdzał rysunek i zmazywał. Malowałem kolejny. Zatwierdzał i zmazywał. Wreszcie dał spokój.

- No to teraz mi na plecach – wręczył mi pędzel i butelkę z jakimś płynem. – Dokładnie tak, jak przedtem.

Wzruszyłem ramionami. Nic trudnego. Namalowałem mu jedno koło, drugie. I w środku napis KIJANA WA MOTO – cokolwiek by to znaczyło. A dookoła JESTEŚ MOIM PANEM. Tak, jestem złośliwy. A on otruł Trzynastego, a ja nie wiem, jak zwiać.

- Doskonale! – ucieszył się. – No to coś trudniejszego.

Przeszliśmy do centralnej części komnaty, tak w każdym razie mi się wydawało. To na kamiennej posadzce wyrysowanych było sporo okręgów i gwiazd. I pełno napisów ANI KROKU DALEJ oraz GRANICA PAŃSTWA – PRZEKRACZANIE WZBRONIONE. Na kolumnach wokół wisiały tablice z identycznymi napisami. Wyglądały na potwornie stare.

- Dasz radę położyć się na środku takiej gwiazdy, aby głowa była w jednym ramieniu, a nogi i ręce w pozostałych? – zapytał się.

- A co za problem? – zdziwiłem się.

Ułożyłem się na posadzce. Coś szczęknęło i kajdany przyczepiły moje stopy, nadgarstki i szyję do posadzki. Ale byłem głupi! Dałem mu się podejść jak dziecko! Którym, no cóż, jestem.

- Puszczaj! – wrzasnąłem.

Próbowałem się wyrwać, ale na nic.

- Faktycznie, słusznie twój koleżka nazywa cię przygłupem – zaśmiał się Doktor Ciećwierz. – Nie szarp się, to robili Magowie Ognia. To się otwiera tylko wtedy, gdy jest puste.

- Jak! – warknąłem, usiłując wykręcić dłonie z okowów.

- Gdy cię już zeżre demon, oczywiście – zaśmiał się.

Odwrócił się i zniknął w ciemnościach. Cały czas próbowałem się uwolnić, ale bez powodzenia. Metal ściśle przylegał do skóry, nie dając możliwości najmniejszego ruchu.

Po dłuższym czasie zszedł Ciećwierz, dźwigając na plecach Trzynastego.

- Patrz, co twój koleżka miał przy sobie – machnął mi znajomą koszulką z różą. – Stamtąd uciekliście? W każdym razie będzie fajna zabawa, gdy demon go dopadnie odzianego w tę koszulkę!

Założył ubranie na nieprzytomnego Trzynastego i położył go w drugiej, podobnej gwieździe. Szczęknęły klamry. Wyjął jakąś fiolkę i podstawił Trzynastemu pod nos. Dziwny, żywiczny zapach dotarł aż do mnie. Trzynasty zbudził się.

- Co jest? – zdziwił się, próbując poruszyć się. – Kudłaty!

- Ciećwierz przeznaczył nas na żer dla demona – mruknąłem. – Ciekawe, którego z nas prędzej zeżre.

- Stawiam na ciebie, przygłupie – zaśmiał się Ciećwierz znikając w ciemności.

Po chwili wrócił jeszcze z jednym chłopakiem, o niebieskiej skórze. Położył go na ostatniej gwieździe. Klamry szczęknęły. Obudził i tego. Nieznajomy nic nie mówił, zerkając tylko co chwilę na lewo na mnie i na prawo na Trzynastego. Ciećwierz dorysowywał według ksiąg kolejne wzory i napisy na posadzce, to kredą, to solą, to ziemią… Rozstawił wokół wielkie woskowe świece. Zapach miodu przypomniał mi Wyspę. Łzy spłynęły mi z oczu. Zrozumiałem, że to już koniec.

- Aaaa! – wrzasnął Trzynasty.

Kątem oka widziałem, jak Ciećwierz polewa go roztopionym woskiem, zerkając co chwilę w kolejną księgę i porównując wzór. Po chwili podszedł do mnie.

Gorący wosk parzył moją pierś i brzuch. Byłbym pewnie tak samo wrzeszczał jak Trzynasty, gdyby nie liczne Próby Chłopców na Wyspie. Gorący wosk ani czerwone mrówki nie robiły już na mnie wrażenia i nie wyrywały duszy z ciała. No, prawie. Szaman nie polewał taką ilością wosku! I nie tak nisko na brzuchu!

- Ałaaa! – rozpłakałem się.

Nie drgnąłem tylko dlatego, że byłem zbyt mocno skuty. Gorący wosk parzył, a mi łzy płynęły coraz mocniej ze wstydu. Gdyby chłopaki na Wyspie słyszeli, że płakałem…

Przed dłuższy moment przez łzy nic nie widziałem.

Uświadomiłem sobie, że nie słyszę wrzasków Niebieskiego. Ciećwierz nawet do niego nie podszedł.

Wyrysował jeszcze jakieś znaki na samym środku, zapalił największą ze świec. Otoczył nas trzech wokół kołem z soli, kołem z ziemi, i jeszcze trzema innymi kołami, nie wiem z jakich prochów.

Stanął zaraz naprzeciw stóp Niebieskiego i zaczął śpiewać. Uszy bolały, tak zawodził. Rozpoznałem Pieśń Zaświatów, tylko strasznie fałszowaną. Oj, Szaman dałby nam popalić, gdybyśmy tak śpiewali! Potem przeszedł do kolejnej pieśni i kolejnej. Nuty coraz gorsze, słowa wstrętne i ohydne! Dobrze, że nic nie jadłem, bo bym się porzygał słysząc, o czym śpiewa.

Zerknąłem na Trzynastego. Leżał, przewracając tylko oczami ze nie na Niebieskiego i Ciećwierza i z powrotem. Tak samo Niebieski. Poczułem, że po środku okręgów, nad głowami naszymi zaczyna robić się cieplej. Kątem oczu widziałem, że płomień wielkiej świecy rośnie i rośnie… Objął ją całą i gorzał jak watra w noce Prób Chłopców. Dalsze słowa wstrętnej pieśni uświadomiły mnie, co się dzieje. Płomień nabrał kształtu ognistej bestii, nieco podobnej do człowieka. Demon!

Kolejna pieśń zachęcała demona, aby się nieco posilił. Ruszył się. Przeszedł nad Trzynastym.

- Niezła propozycja, młody – zaśmiał się trzaskającym głosem. – Kto wie, może kiedyś?

Minął Trzynastego, okrążył nas wszystkich wokół trzy razy.

- Kuźwa, granica dobrze postawiona, nie przedrę się do tego zafajdanego maga. No cóż… - spojrzał mi prosto w oczy.

Wydawało mi się, że mózg przez oczy mi się zagotował.

- Kudłaty, tak? – dotarł do mnie trzaskający głos. – Bo imię Przygłup nie pasuje do ciebie, przyjacielu…

Mówiąc to rzucił się na mnie. Dosłownie. Położył się, jego łapy na moich rękach, jego nogi na moich, jego twarz zbliżyła się do mojej. Poczułem, jak ogarniają mnie płomienie. Jego usta zbliżyły się do moich ust. Cały płonąłem! Ból ognia był niesamowity. Widziałem tylko szalejące ognie oczu demona odbijające się w moich oczach.

Przestałem czuć cokolwiek. Dusza moja wyrwała się z ciała.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Angela 20.11.2021
    Panie Autor, jesteś waść podły człowiek, zakończyć rozdział w takim momencie?
    To się chyba kwalifikuje jako znęcanie nad czytelnikiem : D
    Z niecierpliwością czekam na więcej.
  • Domenico Perché 20.11.2021
    Skargi proszę kierować do mojej polonistki z LO, która po wielekroć wbijała nam, czym wyróżniają się powieści pisane w odcinkach...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania