Poprzednie częściChłopiec z Targu - 1 - Sprzedany

Chłopiec z Targu - 6 - Kijana wa Moto

Grzałem się w promieniach południowego słońca, a brat bliźniak smarował mi plecy kokosowym tłuszczem. Jego gładkie dłonie masowały każdy zakątek mego ciała, potęgując ciepło dostarczane przez słońce. Upał mi nie przeszkadzał. Na Wyspie zawsze było gorąco, a ja uwielbiałem się grzać w słońcu. Przejechałem ręką po jego plecach. Zamruczał z radości. Skórę już miał śliską. Nie pamiętałem, abym go smarował, ale to nieważne. Zawsze to robiliśmy.

Z ośmioosobowego miotu przeżyła tylko nasza para, a pozostała szósta zginęła w dziwnej zarazie, jaka pojawiła się w noc naszych urodzin. Zaraza zabrała większość mieszkańców wioski, zabiła naszą matkę. Ojciec zdążył wyjąć nas żywych z jej brzucha. Przez trzy godziny się nami pocieszał, zanim zaraza zabrała i jego.

- Wiesz, że urodziliśmy się tej samej nocy? – szepnął mi brat do ucha. – Dokładnie pięć tysięcy siedemset pięćdziesiąt dni temu. Za dziesięć dni będą nasze szesnaste urodziny…

Zawsze był nieco głupszy ode mnie. Człowiek rodzi się tylko raz. Są tylko pierwsze urodziny, nie ma drugich, trzecich i kolejnych, tym bardziej szesnastych. Był głupszy, ale sprawniejszy fizycznie. Lepiej przechodził Próby Chłopców. I miał więcej kóz w stadzie…

- To była niezwykła noc, gdy bramy do tego Świata się otwarły – szeptał mi dalej.

Szaman tak twierdził, ale nie wiedział, kto to spowodował.

- Wszystkie osiem Księżyców ustawiło się w jednej linii tej nocy pomiędzy Ziemią a Słońcem – szeptał mi do ucha. – Moi rodzice czekali na to od wieków.

Pierwszy raz słyszałem, że coś o tym wiedzieli. Kto mu o tym poopowiadał? Szaman? Może, podczas Prób Chłopców każdemu szeptał coś, co duchy kazały im przekazać, sam często tego nie rozumiał. Ale żeby wierzyć w bajki o ośmiu Księżycach?

- Są tylko dwa Księżyce – zaprotestowałem. – Reszta to istnieje tylko w bajkach.

- Faktycznie, ty jesteś Przygłup. Jeśli czegoś nie widzisz, nie znaczy, że tego nie ma… – warknął ze złością.

Ciepło płonącego ogniska przygrzewało mnie przyjemnie. Zaraz zacznie się kolejna Próba Chłopców. Tylko na czas Prób rozpalano tak wielkie ognie.

Zadrżałem. Mimo gorąca bijącego od rozpalonego ognia spłynął po mnie zimny pot. Próba Chłopców! Próby miały pokazywać nasze rosnące męstwo. Po przejściu Próby chodziliśmy dumni jak pawie, naśmiewając się niemiłosierni z tych, co zawiedli. Pierwsza wydawała się strasznie odległa, ale pamiętam, jak płakałem wysmagany pokrzywami. Nie przeszedłem jej i aż do następnej wszyscy chłopcy się ze mnie śmiali. Potem była Próba Pszczół, Próba Wosku i Próba Czerwonych Mrówek. Ostatnio musiały mnie całego pokąsać, aby mój Duch odleciał w Zaświaty. Teraz przyjdzie kolej na przedostatnią Próbę Skorpionów. Nie bałem się ich. Bolało strasznie ich ukąszenie, ale tyle razy na plaży wlazłem na skorpiona, że wiedziałem, że przetrwam…

- Boję się skorpionów… - wyszeptał mi brat do ucha.

Ogień jakby przybrał na sile. Nie dziwił mnie strach brata. Już dwa razy przystępował do Próby Skorpionów, ale oblał obie. Ja sobie poradzę, byłem pewny.

- Ale jeśli Skorpiony nie przerzucą mego Ducha w Zaświaty – nagle uświadomiłem sobie ze zgrozą – to Szaman może przejść do Próby Drzewa Żywej Śmierci. To ostatnia próba, i tylko raz można było do niej podejść. Kto ją przetrwał, zostawał Uczniem Szamana, pozostali przechodzili do grona Ojców. Każdy się jej bał. Z czasów, gdy byłem chłopcem, nie pojawił się żaden Uczeń Szamana. Na samą myśl o tym, co działo się z chłopcami w czasie tej próby, zsikałem się ze strachu.

Od dawna pęcherza nie opróżniałem, uświadomiłem sobie. Sikałem i sikałem. Ale brat mnie nie odtrącił, tylko przycisnął jeszcze mocniej i… pocałował.

- Jesteś genialny, Kudłaty – wyszeptał mi do ucha. – Najpierw zmieniłeś glif, a teraz przerwałeś granice…

O czym on gada?

Nagle po kolei obrazy rzuciły mi się przed oczy. Wyspa. Połowy ostryg. Piraci. Targ Niewolników. Bakałarz Hiacynt. Piwo u Małego. Imię Kudłaty. Sąd Kupiecki. Sędziowie. Trzynasty. Doktor Ciećwierz. Demon.

Otworzyłem z przerażeniem oczy.

Ognisty Demon obejmował mnie całego. I właśnie pocałował w usta.

- Co… - nie zdążyłem wydusić głosu z siebie.

Wpakował mi ognisty ozór w usta. Dziwne, że nie parzył. To było dziwne. Nigdy się z nikim tak nie całowałem. I w pewien sposób… przyjemne. Jakbym kawałek mocno dojrzałej papai włożył w całości do ust, nie mogąc przełknąć. Wreszcie po chwili mnie puścił.

- Wrócimy do tego, Kudłaty – szepnął mi Demon. – Ale najpierw muszę skorzystać z twej przysługi, zanim ten durny mag zorientuje się, co się stało.

Spojrzałem na niego. Gdyby nie ciało utkane z płomieni, i skrzydełka nietoperze na plecach, i małe różki i ogon jak długa linka, wziąłbym go za mojego rówieśnika, zwykłego chłopca.

Zaraz, moment! Chłopca!

- Ty jesteś chłopakiem! – zawołałem. – Fuj! Całowaliśmy się!

- No – potwierdził z uśmiechem. – Fajnie było, nie?

- Fajnie… - machinalnie przyznałem.

Ten smak dojrzałej papai na języku…

– Zaraz! Nie fajnie! Tak nie można! Chłopaki się nie całują!

- Nie? – zdziwił się Demon. – A co robią?

- No… bawią się razem, polują, pływają, czasem się biją! Ale nie całują! Ani nie tulą się! – Doszło do mnie, że przez cały czas to nie był mój brat bliźniak, tylko Demon.

- Jakoś z bratem się tuliłeś co noc! Spaliście razem! Czytałem twoje wspomnienia! Nie okłamuj mnie! – wrzeszczał na mnie Demon.

- Ale to brat! – wrzasnąłem na niego. – Z jednego miotu jesteśmy! To co innego!

- A ja jestem demonem – wystawił mi język. – To też co innego.

- Ale…

- Potem pogadamy – przerwał mi. – Najpierw zjemy maga.

- Chyba zabijemy – sprostowałem.

- Żywy jest smaczniejszy – wzruszył ramionami. – Nie gadaj, tylko do roboty. Za chwilę nawet największy kretyn zorientuje się, że coś jest nie tak.

Rozejrzałem się ze zdziwieniem wokół. Stałem po środku komnaty. Teraz widziałem ją bez problemu całą, mimo ciemności. Widziałem świecące się własnym żółtym światłem wymalowane glify i napisy. Koła tworzyły płonącą niebieskim ogniem granicę dookoła nas, za którą stał Doktor Ciećwierz. Po jednej stronie miałem przykutego Trzynastego. Kajdany świcily na czerwono. Trzynasty miał na sobie koszulkę z Czerwonej Róży. Faktycznie, napis na niej jarzył się własnym żółtym światłem. Czyżby jednak to była magia? Nie wierzyłem dotąd w magię Dużych Ludzi, ale przecież sam widziałem na własne oczy… Na całym ciele Trzynastego widniał długi napis GŁODNEMU WSZYSTKO SMACZNE. To ten napis z wosku wykonywał Ciećwierz po przypięciu go tutaj. Napis ze zwykłego żółtego wosku świecił się intensywnym żółtym światłem. Obok leżała jakaś dziwna bestia, ni to koń, ni to wąż, ni jaszczurka. Niebieski stwór otoczony był białą poświatą. Pomalowane na nim napisy świeciły na zółto-niebiesko, wpadając w zieleń. Dwa napisy powtarzały się wielokrotnie: CIĄŻA – PRZYROST WAGI, KTÓRY CIESZY czy SZCZĘŚCIE RODZI SIĘ W BRZUSZKU. Kolejna magia?

Odwróciłem się. Moje ciało było przykute kajdanami do posadzki. Wyglądało na zszarzałe. Tylko napis woskiem pełgał jasnożółtym świtałem GŁODNEMU WSZYSTKO SMACZNE. Ciekawe, czy jestem smaczny?

I niestety, moje ciało zsikało się. Mocz spłynął ku ścianom komnaty, zmywając w jednym miejscu linie płonące niebieskim ogniem.

- Wyjdź na zewnątrz – polecił mi Demon. – I podejdź do maga od lewej. Ja wylecę za tobą i zaatakuję go od prawej.

Wyszedłem ostrożnie. Demon wyleciał za mną i ruszył na maga. Dopiero teraz Doktor Ciećwierz zorientował się, co się stało.

- Szlag by to trafił – mruknął. – Szczeniak zsikał się i przerwał krąg. No nic, najwyżej demon trochę poszaleje po mieście. Grunt, że jestem bezpieczny.

Demon z wielkim uśmiechem zbliżał się ku niemu.

- Odejdź – wrzasnął Ciećwierz do demona. – Jestem twoim panem, Kijana wa Moto!

- Nie – uśmiechnął się Demon złośliwie. – Ja, Kijana wa Moto, jestem twoim panem! Płoń, pieczęci!

Napis na plecach maga buchnął żółtymi płomieniami.

- Jak? Kiedy? – mag padł na kolana.

Spojrzał na mnie. To znaczy na moje ciało przykute w kręgu.

- Jak ten gnojek mógł się pomylić? – wrzasnął. – I to ułożyć poprawny glif! Nie ma takiego w księgach demonologów!

- Co za problem zmienić kilka liter? – zdziwiłem się.

Dopiero teraz spojrzał na mnie. To znaczy mojego Ducha.

- Ty – wychrypiał. – Kim ty jesteś? Ty rozumiesz te glify?

- A co w tym trudnego? – wzruszyłem ramionami. – Każdy to umie.

- Jesteś Bogiem! – padł przede mną na twarz. – Obroń mnie przed tym złośliwym demonem! Rzeknij Słowa Mocy i unicestwij tę szkaradę!

- Szkaradę? – Demon kopnął go w dupę. – Jestem ładniejszy od ciebie!

Przyjrzał się starannie swojemu wyglądowi.

- Zdecydowanie ładniejszy, mój Niewolniku! – wrzasnął. – Powtarzaj! Nie ma ładniejszego od Chłopca Ognistego .

- Nie ma ładniejszego od Chłopca Ognistego … - martwym głosem powtórzyło ciało maga.

- Zniszcz wszystkie glify i rozkuj ich! – polecił demon.

- Rozkucie ich jest niemożliwe, Panie – martwym głosem odpowiedział mag. – To kajdany magiczne, wykonane przez Mistrzów Ognia. Otwierają się tylko, gdy są puste. Miałeś ich zeżreć, według planu.

- Wszystkich trzech? – zdziwiłem się.

Jeśli te napisy miały jakieś znaczenie… to napis na niebieskim stworze nie pasował.

Ale mag mnie zignorował.

- Odpowiedz na pytanie! – zażądał zaciekawiony demon.

- Nie, do pożarcia miałeś mieć tylko tych dwóch. Trzeciego miał zeżreć twój syn, gdy się narodzi.

Spojrzałem na demona. Ładny chłopak, w sumie. Spojrzałem na niebieską kreaturę. Miał mieć dzieci z tym… koniowężem? Skrzywiłem się.

- W sumie mógłbym was tu zostawić i tylko zeżreć maga – głośno zastanawiał się demon. – Ale polubiłem cię, Kudłaty – spojrzał na mnie. – Świetnie całujesz.

- Jestem chłopakiem! – zawołałem z oburzeniem. – I ty też!

- Demonom nie robi to różnicy – wzruszył ramionami Ognisty Chłopak. – Zresztą wielu ludziom w tym mieście też nie. Myślisz, że co miał robić Trzynasty w Czerwonej Róży?

Spojrzałem na Trzynastego, na jego koszulkę, napis na niej i zrozumiałem. Zwymiotowałem.

To znaczy mojego Ducha skręciło, a wymiociny wypłynęły z ust ciała, kilka metrów dalej.

- No dobra, dobra, żartowałem – westchnął demon. – Ale nie pozwolę ci tu umrzeć. Ani cię nie zeżrę, choć ten glif na twoim ciele kusi… Wracaj do ciała!

- Ale jak? Nie potrafię – wyjąkałem. – Przy Próbach Chłopców Duch sam wracał z Zaświatów. Nie wiem, jak się wraca.

- Przygłup – westchnął demon.

- Mag! – wrzasnąłem.

Wykorzystując naszą pogawędkę, Doktor Ciećwierz przeczołgał się do biurka i zaczął wyśpiewywać jakieś zaklęcie.

- Milcz! – wrzasnął demon. – Nie ruszaj się!

Mag znieruchomiał.

Demon przeszedł powoli do magicznego okręgu, kierując się przez dziurę w granicy. Podszedł do niebieskiej pokraki, pazurem się zadrapał i spuścił w koński pysk kroplę swojej krwi. Potwór się wzdrygnął. Dziwny ryk wydobył się z jego pyska. Podszedł do Trzynastego. Kolejna kropla demonicznej krwi wylądowała w jego ustach. Momentalnie zesztywniał i zaczął wrzeszczeć. Podszedł do mojego ciała. Kropla krwi demona wylądowała w moich ustach. Poczułem, jak pali, jak najgorszy ogień, jak jad skorpiona, rozpalając całe moje ciało. Mojego Ducha szarpnęło. Nagle byłem z powrotem w swoim ciele, wrzeszcząc z bólu. Łzy spływały mi z oczu. Dojrzałem, że demon wychodzi z okręgu, podchodzi do maga zaczyna go zjadać. Żywcem. Zaczął od lewej ręki. Wrzask maga dołączył do naszych wrzasków i ryków...

Po chwili zapanowała cisza. Stwierdziłem ze zdumieniem, że nic mnie nie boli. Nawet głodny nie jestem. Tylko mag wrzeszczał. Zerknąłem, na ile mogłem odwrócić głowę. Szybko ją cofnąłem. Demon powoli zjadał nogę maga. Dopiero po jakimś czasie wrzaski ustały.

- Lekka przekąska przed obiadem – beknął demon. – Pora wracać do domu.

- Zjadłeś go całego? – zdziwienie mieszało się we mnie z obrzydzeniem, - Był większy od ciebie!

- To co? – zdziwił się demon. – Jestem demonem, nie pamiętasz? Co to jest jeden człowiek…

- Uwolnisz nas teraz? – poprosiłem.

- Nie potrafię – rozłożył ręce.

- Ale jak to! – oburzyłem się. – Obiecałeś!

- Ale nie potrafię – westchnął. – Naprawdę.

- Mówiłeś, że mnie lubisz – rozpłakałem się. – I… i… pocałowałeś mnie!

- Ha, wiedziałem, że ci się podoba! – zawołał. – Mamusia mówi, że nie ma bardziej uroczego demoniątka ode mnie!

- I zostawisz mnie… - płakałem.

- Nie zostawię, Przygłupie – pogłaskał mnie po włosach. – Lubię cię! – Oblizał się.

- Zjesz mnie? – nagłe przerażenie odebrało mi wszelką nadzieję.

- Ech, jesteś Przygłupem, Kudłaty. Gdybym chciał cię zeżreć, to bym to zrobił od razu.

- To co zrobisz? – nie rozumiałem już nic.

- Tobie, Przygłupie, mama zmarła przy narodzinach, dobrze pamiętam twoje wspomnienia? – westchnął Ognisty Chłopak. – To dlatego ty nie wiesz, co robi każde dziecko, gdy ktoś mu zrobi ałkę, nie? MAMO, MAMO, TEN PAN MNIE ZACZEPIA! – wrzasnął nagle, aż w uszach mi zadzwoniło.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Angela 21.11.2021
    "- Zjadłem go całego? – zdziwienie mieszało się we mnie z obrzydzeniem, - Był większy od ciebie!" - chyba ZJAŁEŚ,
    bo mówił do demona.
    Kolejna świetna część, z której bardzo się ucieszyłam : )))
  • Domenico Perché 22.11.2021
    Poprawione, dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania