Miętowe łabędzie. Czerwony tygrys (cz. 2, rozdział 4) ❤️

__________

 

Alice

 

Siedzę w samolocie wpatrzona w fotel przede mną. Mimo tego, że już wylądowaliśmy nie potrafię przywrócić umysłu do jego dawnego stanu.

- Choć, Alice. - słyszę głos Alexa. - Musisz wstać, bo nie wyjdziesz. - mówi.

- Yhm, już. - Powoli wstaję, ale kręci mi się w głowie, więc muszę przytrzymać się siedziska. Lot samolotem był okropny, a wliczając stres przed zobaczeniem rodziców… No jest po prostu katastrofa. Wolałabym lecieć tutaj jako jakiś ptak.

- Alice, przewrócisz się zaraz. - wzdycha mój brat, obejmuje mnie ramieniem i prowadzi do wyjścia. - Wyglądasz jakbyś się upiła. Naprawdę tak działa na ciebie lot samolotem? Ciekawe jak to wyglądało, gdy leciałaś z Francji do Anglii.

- To był mniejszy dystans. - mamroczę nieprzytomna. - A poza tym, nie widziałam się z nimi tak długo… Chcą mnie wykorzystać! - to krzyczę już w pełni przytomnie. Na moje słowa stewardessy krzątające się po pokładzie oglądają się za mną i Alexem. Ten nie zwraca na nie uwagi, tylko dalej ciągnie mnie do wyjścia.

- Jeszcze nie wiemy czego o ciebie chcą. - odpowiada spokojnie.

- Ja wiem…

- Nie, nie wiesz czego chcą. - przerywa mi. - Dobrze, że Eddie ma młodszą siostrę i umie zająć się Camille. Gdyby była tu Jo, było by łatwiej. - zaczyna inny temat.

- Nie, nie byłoby. Ona nie wie, że jesteśmy wampirami, przypominasz sobie?

- Tak, pod tym względem było by o wiele trudniej. Ale chodziło mi o opiekę Cami. - gdy to mówi, ja strzepuję z siebie resztki samolotowego odoru i chowam stres w najgłębszym zakamarku mojego ciała. Podchodzę do Eddy’ego z Mimi na rękach.

- Hej, Cami, może pójdziemy po coś do picia, co? - pytam jej.

- Yhm. - mruczy. Jest na wpół śpiąca. Biorę ją na ręce i szukam miejsca, w którym można by było coś kupić.

 

***

 

Stoimy w ósemkę pod drzwiami budynku numer 104. Ja z Cami na rękach, Alex, Arthur, Eddy, Cruz, Koby i Zavier. Alex, jako mój brat będzie moją osobą towarzyszącą, a Zgraja… No nie będę ukrywać, że oni po prostu zapewniają nam bezpieczeństwo.

- Będziemy długo tutaj stać, czy wejdziemy do środka? - irytuje się Eddie.

- Jeszcze trochę postoimy. - zapewnia go Alex, na co Eddy przewraca oczyma. Gdy na nowo zapada cisza, podchodzę do drzwi i je otwieram.

Wita nas olbrzymie lobby. Wszystko jest pomalowane na złoto z drewnianymi dodatkami. Olbrzymi żyrandol jest wielkości dzwona kościelnego. Na mnie nie robi to jakiegoś olbrzymiego wrażenia - wychowałam się w takim miejscu, ale na Zgrai wywiera ogromne.

- No cóż… Co teraz? - zagaduje Arth.

Ogarnia mnie złość na rodziców, że kazali mi przyjechać do tego ohydnego miejsca przypominającego dzieciństwo. Odwracam się, oddaje Mimi pierwszemu lepszemu wampirowi i szybkim krokiem idę w stronę kolosalnych schodów. Czuję na sobie wzrok całej szóstki, ale nie zwracam no to uwagi. Dziwi mnie, że Alex za mną nie bie…

- A co ty planujesz, siostrzyczko? - pyta materializując się przede mną. No tak, niektóre zwierzęta są szybsze od ludzi. Choćby na przykład gepard, w którego się zmienił.

Nie odpowiadam tylko sama zmieniam się w jaskrawo zielonego motyla i wznoszę się do góry. Dobrze, że ludzie nie mogą pamiętać naszych zmian.

Lecę w górę schodów.

 

- Alice! - Alex

 

Nie odpowiadam. Mam cel - znaleźć rodziców i powiedzieć… Wykrzyczeć im, co przez nich przeżyłam, jak się czułam i sto innych rzeczy.

 

- Niezależnie od tego, co chcesz zrobić, przestań! - Alex

- BO CO?!

- Bo doszliśmy do wniosku, że wcale nie jesteście inną Zgrają. Stanowimy jedność, cała siódemka. Słyszymy nawzajem swoje myśli, Alice. - Eddie

- Młody ma rację. - Arthur

 

Gwałtownie staję na nogach, a razem ze mną Eddy, Alex i Arthur. Wszyscy trzej byli motylami, tak jak i ja.

- Co? - pytam. Na piętrze, w korytarzu, do którego doleciałam nie ma nikogo prócz nas. Na dole też było tylko parę osób.

- Jesteśmy jedną Zgrają, Alice. Taka prawda… - zaczyna Koby, który przyszedł tu z Cruzem i Zavierem, ale mu przerywam:

- I skoro wszyscy o tym wiedzieliście, to kiedy zamierzaliście mnie o tym poinformować? - pytam sarkastycznie.

- Po przyjęciu, w Anglii, na spokojnie. Przeżyłaś dużo stresu związanego z tą podróżą. - tłumaczy Alex.

- Świetnie, a czy teraz pozwolicie mi znaleźć rodziców? I gdzie jest Cami? - mówię cicho.

- Tutaj. - Zavier podchodzi do mnie i oddaje mi Camille. Robię duże oczy ze zdziwienia. Zavier? On… On się praktycznie nie odzywa, to po pierwsze. Po drugie, nigdy mnie jakoś specjalnie nie lubił, miał głupie odzywki. A teraz tak nagle, magicznie potrafi być poważny…

- Dzięki. - odpowiadam tylko i zaczynam iść. Nie wiem gdzie szukać, co robić…

Mimo tego dalej idę przed siebie. Nie zatrzymuję się. Nagle staję jak wryta, bo przede mną pojawia się jakiś chłopak i przygląda mi się, jakby mnie długo szukał i wreszcie znalazł. Po paru chwilach milczenia w końcu pytam:

- W czym mogę ci pomóc?

- Cześć - mówi zamiast mi odpowiedzieć. - Nie musisz mi pomagać, ale ja wiem, gdzie są twoi rodzice. I Donna oraz Phil. Chcesz ich znaleźć, tak?

Szukam wzrokiem jakiś wskazówek w oczach nieznajomego chłopaka, ale obcy pozostaje niewzruszony.

- Skąd ty…

- Przepraszam, Alice…! Nic ci nie jest. - słyszę nagle za sobą Alexa. Odwracam się w jego stronę.

- Nie, a co się stało? - pytam.

- Twoi rodzice są na dole. Kazali ci się przyprowadzić.

- Właśnie. Alice. - wtrąca się cicho nieznajomy.

- Ok. - mówię i kieruję się za Alexem.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Akwadar rok temu
    Takie sobie słabe
  • Sandra rok temu
    No cóż, bywa. Nie każdemu musi się przecież podobać, prawda? Cenię sobie ludzką szczerość. Jeśli to miało być niemiłe i w jakiś sposób zadziałać na mnie w negatywny sposób... Nie udało Ci się. Jeżeli nie, to dziękuję za opinię. A może po prostu warto przeczytać pierwszą część i poprzednie rozdziały, bo to jest akurat cząstka, w której nie za dużo się nie dzieje :) Miłego!
  • Akwadar rok temu
    Aleksandra Koczy nie jest mym celem być niemiłym. Stwierdziłem tylko, że tekst słaby. Nie sama historyjka, bo co jednym się nie podoba, dla drugich może być zajebiste, słaby jest zapis treści. Mnie zniechęca do czytania.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania