Miętowe łabędzie. Czerwony tygrys. (cz. 2, rozdział 5)

__________

 

Alex

 

Schodzimy na dół, gdzie w holu stoi czwórka ludzi. Wszyscy są blondynami i mają brązowe oczy, zupełnie nie jak Alice. Ciekawe czy zauważą, że jej jedno oko zmieniło kolor…. Na pewno. To są tak wyraziste kolory, że nie da się przegapić zmiany.

Alice podchodzi do tej gromadki i mówi:

- Dzień dobry. Dawno się nie widzieliśmy, tato, nieprawdaż? Mamo, a ty? Jak wam się tutaj mieszka, w Nowym Jorku, co? - jej słowa dosłownie ociekają sarkazmem.

- Miło cię widzieć, Allie… - zaczyna, wnioskuję, że to jej siostra, ale Alice jej przerywa:

- Nie zdrabniaj tak mojego imienia. - warczy.

- Dobrze, a więc Alice. Miło cię widzieć. - poprawia się dziewczyna.

- Yhm, nie powiem, że mi też, bo byłoby to kłamstwo. - odpowiada Alice fałszywie radosnym głosem. - Chciałabym wam przedstawić moich braci.

Braci. Powiedziała ,,braci”. Czyli do niej doszło. Ja i moja Zgraja… Wszyscy jesteśmy jedną rodziną…

- Oni nie są twoimi braćmi. Masz jednego brata i jestem nim ja. - mówi zdenerwowany blondynek. Nie wygląda w jasnych włosach tak luźno, jak Eddy. On jest wyluzowany i ma poczucie humoru, a ten biologiczny brat Alice… Sztywny elegant. Brr.

- Nie. Ty jesteś moim BIOLOGICZNYM bratem. A serce przewyższa biologię. - wyjaśnia Alice i odwraca się do nas. - Chłopaki, podejdźcie tutaj. To są: Alex, Eddie, Cruz, Arthur, Zavier i Koby. - kolejno wskazuje na nas jedną ręką.

Eddy - jak zwykle - nie zwracając uwagi na obcych dla nas ludzi, zwraca się do Alice:

- Nie jesteś do nich w żaden sposób podobna, wiesz?

- Wiem. Mamo, tato, Donna, Phil. Wiecie, że nie jesteście już moją prawdziwą rodziną, prawda? Oni, Jo i Cami nią są.

- Jeśli tak uważasz. Chcemy tylko, żebyś się z nami pogodziła.

Taaak. Na pewno, yhm - myślę.

- To nasz hotel, więc przyjęcie odbędzie się tu. Justin zaprowadzi was do pokoi. Myślę, Justinie, że trzeba dać im więcej pokoi, nieprawdaż? - zwraca się ojciec Alice do chłopaka, który zatrzymał ją na korytarzu, a teraz stoi tutaj.

- Dobrze, proszę pana. - odpowiada chłopak. Ale on nie wygląda na lokaja… Jest ubrany normalnie, w czarną bluzę i dżinsy.

- Ja się prędzej sam zaprowadzę, Justin. - burczy Eddy.

- Co? - pyta Koby. Eddie podchodzi do Justina i staje obok niego.

- To jest Justin, mój straszy brat. Wyjechał z Waszyngtonu, jak miałem trzynaście lat. - nieobecnym wzrokiem błądzi po pomieszczeniu. Cała Zgraja wie, o czym on mówi. Justin wyjechał w tym samym czasie, co Eddy zaczął przemianę w wampira. Więc było mu jeszcze trudniej.

- Dokładnie tak. - potwierdza Justin. Teraz widzę ich podobieństwo. Oczy oczywiście się nie zgadzają, ale oby dwaj mają piękne blond włosy, takie, których nie spotyka się często.

- Świetnie, to może już pójdziecie. - sugeruje Donna, jak to wywnioskowałem ze wcześniejszej wypowiedzi Alice.

- Tak, chodźmy, chłopaki. - mówi cicho Alice.

 

***

 

Wchodzimy do pokoju za Justinem. Jesteśmy tu całą Zgrają. Alice dalej ma na rękach Mimi. Chłopak odwraca się w naszą stronę i upewnia się, że drzwi zostały zamknięte. Potem zaczyna mówić.

- Słuchajcie, ja nie będę ukrywać, że wiem kim jesteście, ok? Eddy, choć tu. Przepraszam, że cię zostawiłem… Tak samego. W wieku trzynastu lat. Mogłem zostać i uczestniczyć w twojej przemianie.

Po jakiś pięciu minutach, gdy dochodzi do nas, co Justin właśnie powiedział Arthur wychodzi na przód i oszołomiony pyta:

- Wiesz kim jesteśmy?

- Tak, wampirze. Też tkwię w tym świecie, jestem Dzieckiem Wiatru.

Na te słowa Eddie opiera się o ścianie za nim i powoli spływa ku podłodze z zamkniętymi oczami. Od razu do niego podchodzę, mimo swojego szoku.

- Eddy? Eddie, wszystko ok?

- Nie. - odpowiada cicho. Dalej ma zamknięte oczy.

- Hej, nie odpływaj, bracie. - mówię trochę głośniej, żeby go ocknąć.

- Yhm. Daj mi chwilę… Po prostu… - nie kończy.

- I odpłyną. - stwierdza Zavier. Boże, jak ten człowiek mi działa na nerwy…

- Za chwilę wróci. Mam wam tylko do przekazania wiadomość. Chodzi o to, że ja też posiadam dodatkowe zdolności, tak jak ona. - wskazuje na Alice.

- ,,Ona” ma imię, Justin. - irytuje się Alice.

- Ok, sorry. Chodzi mi o to, że czytam w myślach. To szczególnie przyciąga Tygryssy i chciałem was ostrzec, bo Alice dysponuje naszą magią…

- Czyli też może przyciągać te okropne stworzenia. - kończy za niego Arthur.

- Dokładnie tak. Więc bądźcie ostrożni.

- Ale przecież Tygryssy nie żyją w takich miejscach, jak te. - sugeruje Cruz.

- Te ucywilizowane żyją i mogą chcieć zgładzić Alice. Pilnujcie się. I… Powiedzcie Eddiemu, jak się ocknie… Że… Że też tęskniłem. Wyrósł, już nie jest tym samym człowiekiem.

- Żadne z nas nie jest. - informuje smutno Cruz. - Tym, kim jesteśmy już nic nie zmieni. Nie jesteśmy tymi samymi ludźmi, co wtedy.

- Rozumiem. Ja tego nie przeżyłem… Dzieckiem Wiatru się po prostu rodzi. Gdy Siostra Wiatr nam powiedziała o wampirach i o tych, których mają w planach przemienić… Biedny Eddy… Został sam…

- Nie, Justin. On został sam z młodszą siostrą i matką. Tylko. Wiesz ile obowiązków spłynęło na niego? Oczywiście nie wliczając przemian, bo to dopiero jest odpowiedzialność. - przerywa mu Arthur.

- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale…

- Nie ma ,,ale”! Został sam, skazałeś go na nas nie wiedząc kim jesteśmy! - krzyczę.

- Tak, ale nie jesteście źli, pomogliście się mu się ogarnąć i wyjść na przyzwoitego człowieka… - znów próbuje Justin.

- Zauważ, Justin, że on ma siedemnaście lat. Jeszcze nie jest pełnoletni, zdaje się na nas, bo nam ufa. Chociaż ma się do kogo zwrócić. A mnie zna tak mało czasu… Mimo tego, ma zaufanie. U ciebie, pomimo pokrewieństwa go po prostu brak. - odzywa się Alice. - No i nie mów mi, że teraz sobie pójdziesz. Nie, nie, nie, nie. Ty tu zostaniesz. - podchodzi do niego i chwyta go za łokieć. - I zaczekasz aż Eddie się ocknie. - ciągnie go do Eddy’ego. - A później go przeprosisz. - wskazuje ręką raz na jednego, a raz na drugiego z barci.

Justin robi wielkie oczy.

- Nie dziw się, spaprałeś sprawę, to teraz ją naprawisz! - dopełnia Koby i czuć wibracje powietrza.

- Nie wyjdziesz stąd, póki nie przeprosisz Eddy’ego, Justin. Drzwi i okna są zablokowane.

- Dysponujesz magią większą od mojej!

- Tak. - odpowiada Alice i pomimo swojego zaklęcia wychodzi z pokoju. Hm, na nią pewnie nie działa zaklęcie.

Zostajemy sami. Justin oszołomiony tekstem Alice, Eddie na wpół przytomny pod ścianą, a ja siedzący przy Eddiem, Arthur, Koby, Cruz i Zavier patrzymy na siebie, nie wiedząc co robić.

Ta scena wygląda pewnie komicznie.

W końcu parę minut później Eddy wraca do świata żywych i się odzywa:

- Alex?

- Tak? - reaguję od razu.

- Wracamy. Nie chcę być z nim w jednym pokoju. - mówi wstając i wskazując ręką na Justina.

- O ile pamiętam, zanim cokolwiek zrobisz, Justin ma ci coś do powiedzenia. Prawda, Justin?

- Yhm. - odburkuje.

- Jezu, ty tchórzu! Nie umiesz przeprosić za coś, co skrzywdziło twojego młodszego brata! - krzyczy Arth. Wszystkie oczy, włącznie z tymi od Eddiego, wpatrzone są w Dziecko Wiatru. Ten zaś, zamiast coś powiedzieć błądzi wzrokiem po pomieszczeniu unikając naszych spojrzeń. W końcu zaczyna:

- Wiem, że nie powinienem zostawiać Eddy’ego samego wiedząc, że zaczyna przemianę. Ale chciałem was tylko… Tylko was ostrzec…

- Przed czym? - przerywa mu Eddie.

- Później ci powiem, Eddy. - mówię cicho. Eddie rusza głową na znak zgody.

- No, ale nie spodziewałem się spotkania z Eddiem. - wyznaje Justin.

- Co? Chciałeś ostrzec Zgraje, ale nie spodziewałeś się spotkania z bratem?

- Tak, po prostu myślałem, że spotkam tylko… Amber, czy jak jej tam.

- Alice, a nie Amber. - poprawiam go.

- No właśnie. Eddy…

- Nie przyjmuję przeprosin, Justin. I tak za niedługo wracamy. Skoro nawet nie maiłeś nadziei, że mnie spotkasz… No cóż, ja tęskniłem za bratem, który zastępował mi ojca. Ale spoko, ja byłem dla ciebie pewnie tylko problemem. Zapomnij, że tutaj w ogóle byliśmy, ja też zapomnę. - kończy i wychodzi przez drzwi. Justin zmienia się w kolorowy wietrzyk i wylatuje za nim, ale leci w innym kierunku. Zza drzwi wychodzi Alice. Pewnie słuchała całej rozmowy, a słysząc Eddy’ego odblokowała drzwi.

- Nie podoba mi się ten Justin. - mówi. - On coś ukrywa, a poza tym czyta w myślach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania