Miłość z przypadku - Rozdział 3

Początek wesela trochę sztywny. Przynajmniej dla mnie. Siedziałam jak kołek, nie wiedząc co robić. Z jednej strony chciałam potańczyć, ale z drugiej nie miałam z kim. Chodzenie na wesele bez partnera nie jest dobre. Chociaż może to i lepiej, że Seweryna nie ma tu ze mną. Zaraz robiłby kłótnie o to, że patrzę na innych. Tak, zdecydowanie wolę siedzieć sama i się nudzić.

Naturalnie młodsza siostra ciągnęła mnie na parkiet. Początkowo się opierałam, ale po jakimś czasie już nie mogłam. Moja zwariowana natura popchnęła mnie do tańca. I od razu było lepiej. Mimo, ze nie umiem tańczyć, to bardzo to lubię. Pierwszy, drugi, trzeci i kolejny taniec. Czuję, że żyję. Oj tak, tego mi brakowało. Tego luzu, braku zmartwień, wolności.

 

Zmęczona opadam na krzesło. Szybki łyk czegoś zimnego i dalej na parkiet. Tej nocy mam zamiar bawić się jak nigdy. Mam zamiar mieć w dupie to, co pomyślałby Seweryn. Wiem, że nie spodobałoby mu się to, że tańczę z innymi facetami. A jednak tak jest. Kilku poprosiło mnie do tańca. Chyba nie jestem w tym aż taka zła, bo robili to kilkakrotnie. W efekcie około trzeciej nad ranem nie mam siły. Jestem totalnie wyczerpana, ale zadowolona. To jest życie. Jak mi będzie tego brakowało gdy wrócę z powrotem... Nie, stop. Nie będę o tym myślała. Nie teraz, gdy wszystko jest takie wspaniałe.

Wspaniale wyczerpana wsiadam do autobusu o szóstej rano. Razem z siostrą zajmujemy pierwsze siedzenie. Gdy wszyscy już jesteśmy, ruszamy. Oczy prawie same zamykają mi się ze zmęczenia. Nagle podchodzi kobieta, totalnie pijana. Podstawia mi kieliszek wódki pod nos, pytając czy piję. Kręcąc przecząco głową, słyszę z tyłu czyjś głos „Komu Ty polewasz z przodu, jak tam same dzieci siedzą...” Ojj to nie było miłe. Dzieci? Przepraszam bardzo, mam dwadzieścia lat! Gdybym tylko miała trochę więcej siły, to odgryzłabym się jakimś tekstem. Ale po co się denerwować.

Wysiadam pod domem i pierwsze co robię, to od razu po rozebraniu się, wskakuję pod kołdrę. Starsza siostra właśnie wstaje na uczelnię, a ja idę spać. Oczywiście nie obyło się bez moich tekstów na ten temat, tylko po to, żeby ja zdenerwować.

Kręcę się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Jest mi potwornie niedobrze. Czuje jakbym piła całą noc, a nie tknęłam żadnego alkoholu! Świetnie. Chyba lepiej by było gdybym się opiła. Przynajmniej znałabym powód złego samopoczucia. Jednak po jakimś czasie powoli zasypiam...

 

Wstaję o godzinie jedenastej. Czuję się tak okropnie, że stwierdzam, że nie idę na poprawiny, nie ma takiej opcji. Głowa boli potwornie, a o brzuchu nie wspomnę. W dodatku czuję to, że tak długo tańczyłam. Powoli podnoszę się z łóżka. Trochę ogarniam samą siebie. Rodzice z siostrą szykują się na kolejny dzień zabawy. Gdy informuję ich, że nigdzie nie idę, są trochę zawiedzeni.

Nie mam na nic ochoty. Siadam na łóżku i zaczynam myśleć o tym, co było wczoraj. I nagle nawiedza mnie myśl, albo to przeczucie, że powinnam jednak iść na te poprawiny. Dziwne, ale czuję, że coś mnie ominie jeśli tego nie zrobię. Czuje nieprzyjemne ukłucie w brzuchu, które nie ma nic wspólnego z bólem, który zaczął się już rano. Iść, czy nie iść? Jejku, jeszcze nigdy nie miałam takiego dylematu. Wiem, że to głupie, bo ludzie mają większe, poważniejsze problemy. Ale ja naprawdę nie wiem co robić! Czuję się tak potwornie, że nie mam siły chodzić. Jednak jest to przeczucie. Cholerne przeczucie, że powinnam tam pójść. Chyba go posłucham, bo zazwyczaj mnie nie zawodzi.

Więc od czego zaczynamy? Chyba od tego, że mam niecałe dwie godziny na przygotowanie. Szybko biegnę do łazienki, informując przy tym domowników, że jednak idę z nimi. Wszyscy się cieszą, a ja się spieszę. Mycie, suszenie włosów, malowanie się. Szybko poszło. Nawet nie jest mi już tak niedobrze. Po ogarnięciu się jest o wiele lepiej. Na dziś zdecydowałam się na czarna, obcisłą sukienkę do połowy ud. Do tego buty bez obcasów. Chociaż może założyć szpilki? W końcu nie mam zamiaru tańczyć. Ale na wszelki wypadek zostaję przy pierwszej opcji.

O godzinie piętnastej wsiadamy do autobusu. Jest w nim tylko kilka osób. Na przodzie siedzi kilka starszych par, na końcu dostrzegam ze dwie osoby. Zajmuję pierwsze wolne miejsce i ruszamy. W przeciwieństwie do dnia wczorajszego, dziś dojeżdżamy na miejsce o wiele szybciej.

Siadamy przy stoliku z resztą rodziny. Brr ale zimno. Oby szybko zaczęli grać to rozgrzeję się tańcem. Tak, wiem. Miałam nie tańczyć. Ale nie da się. Ciągnie mnie na parkiet jak cholera.

Już przy pierwszej piosence razem z Zuzią – moją młodszą siostrą – tańczymy. I od razu cieplej. No i ogólnie lepiej. Kilka piosenek i przerwa na złapanie tchu. Już nie czuję zmęczenia. Jest super. Chciałabym, żeby ten wieczór nigdy się nie skończył. Dostaję wiadomość od Seweryna (nie pierwszą) ale ignoruję to. Nie będę psuła sobie zabawy. Już mam zamiar chować telefon do torebki, gdy przychodzi kolejna wiadomość, tym razem od starszej siostry. Pyta jak zabawa. I na to z chęcią odpiszę. Akurat nie leci żadna fajna piosenka, więc mogę trochę popisać. Tak się w to wkręcam, że prawie nie dociera do mnie to, że w pewnym momencie podbiega do mnie Zuzia i ciągnie na parkiet. Właśnie leci jedna z Naszych ulubionych piosenek. Mówię jej, że za chwilę do niej dojdę, tylko napiszę wiadomość. Niecierpliwie czeka przy mnie. Mnie natomiast znów pochłania pisanie smsa. Gdy jestem mniej więcej w połowie, ktoś mi przerywa.

- Zatańczymy?

Odrywam wzrok od ekranu i widzę mega przystojniaka. Pierwsza moja myśl to „On chce ze mną zatańczyć?” Potem przypominam sobie, że kojarzę go z tego wesela. Ale chyba jest z dziewczyną. Tak, na pewno. Wiec czemu prosi mnie do tańca? Jejku czy to ważne?

- Zaraz – odpowiadam i kończę pisać wiadomość. Nie, ja nie kończę. Od razu wkładam telefon do torebki i wstaję.

Zauważam, że chłopak trzyma w ręce swój telefon. Trochę mnie to irytuje. Po co prosi do tańca, a teraz bawi się komórką? Nie robię żadnych uwag, bo gdy tylko widzi, że wstaje, wkłada go do kieszeni. Widzę jeszcze niezadowolenie, a raczej mega wkurwienie na twarzy Zuzi, że nie idę tańczyć z nią. Jestem okropna, ale w tej chwili nie liczy się to dla mnie. Idę za chłopakiem. Trochę się denerwuje, bo właśnie przypomniałam sobie, ze przecież nie umiem tańczyć. Gdy jesteśmy już pośród innych par, chłopak mówi:

- Jestem Maciek, a Ty?

- Kornelia – odpowiadam, po czym, od razu dodaję – z góry mówię, że nie umiem tańczyć.

- Nic nie szkodzi – to Jego słowa. Zaraz po tym, łapie mnie za ręce i zaczynamy tańczyć.

Jak wiadomo, początki zawsze są trudne. Nogi trochę mi się plątają. W porównaniu do niego naprawdę nie umiem tańczyć. A może to tylko moje wrażenie? On wydaje się być zadowolony. Uśmiecha się uroczo i od czasu do czasu spogląda w moje oczy. Jedak, gdy Nasze spojrzenia się spotykają, zaraz odwraca wzrok. Tak jakby go to onieśmielało. Albo.. albo nie wiem co.

Niestety piosenka szybko się kończy i jest przerwa. Maciek patrzy na mnie chyba trochę zawiedziony i mówi, że ma nadzieję, że będziemy mięli okazje jeszcze zatańczyć. Uśmiecham się i podążam w stronę swojego stolika. Wydaję mi się, ze mimowolnie i nawet nieświadomie trzymam go za rękę trochę dłużej niż powinnam. Gdy zdaje sobie z tego sprawę, szybko ją puszczam i przyspieszam kroku.

Gdy już siedzę nie mogę opanować szczęścia. Od razu biegnę w miejsce, w którym jest trochę ciszej i dzwonie do siostry. Mówię jej o chłopaku, z którym tańczyłam. Kamila dyskretnie przypomina mi, że przecież jestem zajęta. Na chwilę tracę humor. Lecz zaraz znowu jestem szczęśliwa. Ignoruję to, co powiedziała i nie zaprzątam sobie głowy Sewerynem. Opowiadam dalej o nowo poznanym. Siostra również się cieszy, ale ostrzega mnie żebym nie zrobiła niczego głupiego. Jejku, za kogo ona mnie uważa. Ten chłopak tylko mi się podoba, zresztą, dopiero go poznałam..

Gdy wracam na salę, zaczynam rozglądać się za Maćkiem. Nigdzie nie mogę go dostrzec. Jest mi trochę smutno z tego powodu. Chciałabym go znów zobaczyć. Jej, jak on wygląda. Mimo, że jest ubrany tak normalnie, to nie można oderwać od niego wzroku. Ma na sobie brązowe spodnie z szerszym krokiem, ale tak tylko trochę szerszym, szarą koszulkę z krótkim rękawem i białe trampki. Do tego te mocno czarne włosy i tak samo czarne rzęsy i brwi. Jest ani gruby, ani chudy. Taki idealny. Gdy tańczyliśmy miałam ochotę przytulić się do niego i stać tak cały czas.

O czym ja myślę? A Seweryn? Czeka na mnie. I na swój sposób mnie kocha, a ja jestem już zakochana po uszy w innym.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • NataliaO 01.05.2015
    Nie ma jak to Ciebie poczytać, to się popłynęło Korneli :) Szkoda, że wesela nie trwają dłużej hehe 5:)
  • Majeczuunia 01.05.2015
    Czy to opowiadanie jest inspirowane przeżyciami z wesela, na którym ostatnio byłaś?
  • BreezyLove 01.05.2015
    Dzięki Natalia :) Można tak powiedzieć Majeczuunia, a dlaczego o to pytasz?
  • Majeczuunia 01.05.2015
    A tak z ciekawości :) Może też tam poznałaś jakiegoś przystojniaka z autobusu ;)
  • KarolaKorman 01.05.2015
    Szczerze? Ja też tak pomyślałam, ale czy to ważne czym jest inspirowane jeżeli czyta się płynnie. Błędów nie widziałam, treść interesująca 5 :)
  • Angela 01.05.2015
    Szybko Jej poszło to zakochanie się : D To uczucie musiało być jak grom
    z jasnego nieba : D A na poważnie fajnie oddałaś klimat zabawy na weselu : ) 5
  • BreezyLove 02.05.2015
    Dziękuję dziewczyny :)
  • DuŚka ^.^ 11.05.2015
    Miło się czytało ^^ coś czuję , że to będzie Twoje kolejne świetne opowiadanie ;)
  • BreezyLove 11.05.2015
    Dziękuję bardzo DuŚka ;)
  • Megi :3 22.05.2015
    Jejku, imię Seweryn bardzo pasuje mi do tago bohatera :D. piąteczka
  • Neli 07.06.2015
    A mnie się Seweryn nie podoba, chociaż sama też w moich opowiadaniach używam brzydkich imion, bo pasują do postaci ;) Nie chcę, żeby on był jej chłopakiem! Niech zerwą. Chyba coś szykuje się z Maćkiem. ^^ Ładne opowiadanie. z przyjemnością się czyta. Zostawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania