Poprzednie częściNajszczęśliwszy z kwiatów 1

Najszczęśliwszy z kwiatów 16

Dla Marg, gdyż to ona upomniała się o kolejną część.

Dla Justysi, której obiecałem inne zakończenie tej historii,

oraz wszystkich, którzy zechcą jeszcze na to opowiadanie rzucić okiem.

 

Śnieg przestał sypać. Dziewczyna wtulona w ciepłe palto, z czapką z zabawnym pomponem na głowie nie pasującą zupełnie do jej nastroju, siedziała od dłuższego czasu, wpatrując się w zamkniętą, starą i podniszczoną książkę, jakby nie miała odwagi jej otworzyć.

– No, w końcu! – padło z westchnieniem, gdy Karolina przełamała opór i otworzyła wolumin. – Zamknęłaś mnie w tym śmierdzącym ciastami czytadle, jak kiedyś Artur! Co z wami ludzie?!

– Byłam na jego grobie i… – dziewczyna zawahała się przez chwilę. – Rozmawiałam z jego mamą.

– A… – głos z książki zabrzmiał, jakby nagle wszystko stało się jasne.

– Wiesz, kiedyś powiedziałam mu tyle nieprzemyślanych, głupich rzeczy… – Kobieta zamyśliła się na dłuższą chwilę.

– Ty, Karola, zimno cholera jest. Wiesz, ja jestem zasuszona i tego… Może lepiej pogadamy w domu, przy kominku? Dlaczego siedzisz tu, tak na mrozie?

– Tam, widzisz? – Terlecka uniosła książkę, aby pokazać swojemu rozmówcy z wnętrza poradnika kulinarnego coś ważnego. – Tamtą kładkę nad stawem?

– Przepraszam, ale czy u pani wszystko w porządku? – zapytał przechodzący obok mężczyzna, widząc, że dziewczyna mówi do siebie i tłumaczy coś książce kucharskiej. – Nie potrzebuje pani pomocy?

Karolina spojrzała na człowieka dziwnym, nierozumiejącym spojrzeniem i odpowiedziała cicho:

– Co? Nie… Wszystko w porządku, ja tylko rozmawiam z moją różą.

– Z różą…? – Facet spojrzał jakoś dziwnie na Terlecką. – Może odprowadzę panią do domu, albo zadzwonię po kogoś, bo... – chwila zawahania – wie pani taki ziąb i zaczyna się ściemniać. – Wyraz twarzy mężczyzny i ton głosu wskazywał, że nie był przekonany czy Karolina powinna zostawać sama.

– Niech pan się nie martwi, chcę jej tylko coś pokazać, bo to teraz moja jedyna przyjaciółka – gestem wskazała nieznajomemu zasuszony kwiat. – My jeszcze chwilę tu sobie posiedzimy, chcemy pobyć trochę same, rozumie pan?

– To już pogadać na ławce sobie nie można?! – obruszyła się Czerwona. – Karola, nie gadaj z tym gościem!

– Nie, no tak… rozumiem.

Mężczyzna odszedł, oglądając się co jakiś czas, widocznie nie do końca przekonany, czy ma do czynienia z dowcipem, czy z osobą niespełna rozumu.

– I co z tym mostem? – Róża wróciła do przerwanego wątku.

– Tam Artur próbował… już wtedy to podejrzewałam, ale byłam taka głupia…

– Co próbował? Mów jaśniej, ja nic nie rozumiem.

– Na balu…

– Na tym, co mnie na niego nie zabrałaś? – Czerwona przerwała Karolinie kąśliwym pytaniem.

– Przecież już cię przepraszałam za tamto… No, więc na tym balu było jak w bajce, tylu ludzi, muzyka, a widziałam, czułam, że dla Artura jestem tam tylko ja i jak dziś, to wszystko wspominam. Inni ludzie, jakby byli tylko dla nas tłem, jakbyśmy byli tam tylko we dwoje.

– Ale co ma bal do tej kładki, ja dalej nie rozumiem? – spytała lekko poirytowana róża.

– Poczekaj, cierpliwości. Kiedy wybiła północ i wszyscy składali sobie życzenia, my z Arturem byliśmy akurat na antresoli, i gdy wymieniliśmy się życzeniami, i zwyczajowo cmoknęliśmy się w policzki… – na wspomnienie minionych chwil Karolinie rozbłysły oczy. – To było jak wybuch wulkanów. I cały świat zawirował, i jakby w jednej chwili przestał istnieć, i powstał od nowa inny lepszy - z naszym uczuciem, z tym czymś, co rozgorzało wtedy między nami i miało już nas na zawsze łączyć. W tamtej chwili wiedziałam, że nie będę nigdy chciała innego mężczyzny. Rozumiesz?

– Szczerze? To nie bardzo. Jak to się stało, że to wszystko o czym teraz mówisz, tak się posypało? – Skołowany kwiat nie nadążał za tokiem myślenia dziewczyny. – Gdzie tkwi haczyk? I co ma do tego ten mostek? Ja coraz mniej rozumiem – stwierdziła Czerwona.

– Wiesz, ja szłam na bal z nastawieniem, że to będzie nasze pierwsze i ostatnie spotkanie w realu, i tylko czekałam, aby Artur dał mi pretekst do zerwania, bo Aga…

– Ach ta twoja Aga! – westchnął kwiat. – I on, Artur, nie dał ci żadnego powodu, prawda?

– Nie, nie dał – odparła smutno Karolina. – Wszystko było wspaniale jak ze snu.

– I…? – padło ponaglenie, gdy dziewczyna dłuższą chwilę siedziała zamyślona bez słowa.

– I później, gdy wyszliśmy na spacer, aby złapać świeżego powietrza, wyczułam, że Artur chce mnie zapytać o coś bardzo ważnego, coś po czym nie mogłabym i nie miałabym siły już z nim zerwać. Rozumiesz?

– Nie! Do jasnej cholery, nie rozumiem! Nie było mnie wtedy tam i nie mam w głowie tego, co ty – cierpliwość Czerwonej doszła do wartości krytycznej. – Mówże jaśniej dziewczyno, co się stało?!

– Ja… – Karolina zawahała się, lecz po chwili wyrzuciła jednym tchem: – Ja jak głupia, nawet nie dałam mu dojść do głosu. Nagadałam mu tych wszystkich bezsensów, co usłyszałam od Agi, że mi do pięt nie dorasta, że jest nikim, że nawet nie ma auta i inne takie tam bzdury. Chciałam go do siebie zniechęcić i zrobiłam to koncertowo.

Nastąpiła cisza. A w tym czasie zapłonęły uliczne latarnie, dzień szybko się kończył przechodząc w mrok. Karolina i róża nie odzywały się dłuższy czas.

– I pewnie dziś dalej nie wiesz, o co chciał zapytać? – pierwsza milczenie przerwała Czerwona.

Kobieta nim odpowiedziała, westchnęła cicho i wyciągnęła malutkie, kwadratowe, obłożone aksamitem pudełeczko.

– Mama Artura znalazła to w jego mieszkaniu, po tym jak… – wciąż słowo śmierć w odniesieniu do Artura, nie mogło przejść Karolinie przez gardło. – Jak on został na tej przeklętej górze i uznała, że to powinno należeć do mnie. – Wyciągnęła ze środka pierścionek z brylantem. – Tam są nasze imiona.

– Jak to, nasze imiona? Moje i twoje? – dopytywał skołowany całą opowieścią kwiat.

– Nie! – Dziewczyna ocknęła się jakby z letargu. – Moje i Artura. – Westchnęła ciężko, oglądając wygrawerowany wewnątrz napis. – Wiesz, ja myślę, że on wtedy chciał mi się oświadczyć... – dziewczyna wzięła ponownie głęboki oddech – i gdybym nie była tak głupia… Gdyby tylko można cofnąć czas.

– Co mówisz?! – Czerwona się ożywiła.

– Mówię, że chciał mi się oświadczyć, ale byłam taka głupia…

– Nie! – kwiat nerwowo przerwał dziewczynie. – To drugie, mów szybko jeszcze raz!

– No, powiedziałam, że gdyby można było cofnąć czas…

– No, właśnie! Można! – podekscytowana roślina krzyczała w niebogłosy. – Karola, można cofnąć czas, Igielnica mówił, że można!

– Ciszej Czerwona, bo ludzie tu chodzą i patrzą się tak dziwnie, jak krzyczysz. – Terlecka posłała nieśmiały uśmiech do przyglądającej się jej starszej kobiety. – Nie drzyj się, bo ludzie się gapią – powtórzyła.

– Aj tam. Oni i tak mnie nie słyszą, to najwyżej ty wyglądasz na wariatkę, która gada z zasuszonym kwiatem. – wraz z nadzieją naprawienia wszystkiego, Czerwonej powrócił humor.

– Co…? – dziewczyna zastanowiła się chwilę. – Faktycznie, oni mogą mnie brać za szaloną. Ale jak to? Mówisz, że można cofnąć czas?! Przecież to niemożliwe! – Karolina zaczęła nieśmiało zarażać się wiarą od rośliny.

– Ta! Niemożliwe, niemożliwe… – róża przedrzeźniała Karolinę. – Że kwiaty gadają, też jeszcze niedawno mówiłaś, że to niemożliwe!

 

***

Karolina piła herbatę z cytryną, wpatrując się w opadające płatki śniegu, gdy telefon poinformował ją o przychodzącej wiadomości. Spojrzała i zniesmaczona odrzuciła komórkę.

– Kto to? – zainteresowała się róża.

– Aga – burknęła bez żadnych wyjaśnień Karolina.

– Co chce?

– Ojeju! – obruszyła się Terlecka. – Chce, żebym poszła z nimi na imprezę noworoczną. Ten wspaniały Robert, z którym mnie swata, podobno prosi, żebym dała mu szansę. Nie chce mi się, o tym gadać w ogóle.

– Nie pójdziesz? – Nie dawała spokoju Czerwona.

– Nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. Będę się gapiła przez okno cały dzień, aż do Nowego Roku. Możesz dać mi już spokój?

– A dlaczego nie pójdziesz do tamtej kwiaciarni i nie zapytasz kaktusa, jak można cofnąć czas? Nie chcesz?

– Yghhhh – warknęła nerwowo dziewczyna. – Nie to, że nie chcę. Ja po prostu wiem, że to jest niemożliwe. Możesz mi przestać w końcu suszyć głowę?

– Ale co ci szkodzi? – nie odpuszczała róża.

– A to, że już wczoraj pół miasta widziało mnie, jak gadam z kwiatem, siedząc na ławce w parku. Jak teraz pojadę do kwiaciarni gadać z kaktusem, to tylko patrzeć, jak wyląduję u czubków. Ludzie nie gadają z kwiatami, ja już nawet nie wiem, czy cię słyszę, czy zwyczajnie zwariowałam.

– Acha – kwiat odparł wymownie. – Czyli nie spróbujesz odzyskać miłości, bo boisz się, że wezmą cię za wariatkę?

Nastąpiła napięta i nieprzyjemna cisza. Karolina siedząc w kucki na stole obok okna, naciągnęła na nogi swój długi, wełniany sweter i upiła spory łyk ciepłego napoju.

– Zmarzłam wczoraj – rzuciła mimochodem po jakimś czasie, nie wiadomo, czy do siebie, czy do róży.

– Do mnie mówisz? Przecież z kwiatami się nie rozmawia – odparła nadąsana Czerwona.

– Ojeju! No, dobrze poszukamy tej głupiej kwiaciarni, bo przecież nie dasz mi spokoju!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Czytam niektóre części, przyznaję się, a nie tak powinno być, ale i tak wystarczy, aby stwierdzić, że to ciepłe i magiczne opowiadanie. Obiecuję sobie i Autorowi, że kiedyś przeczytam całość, bo warto.
    p.s. Trochę niedociągnięć i stwierdzam, że lubisz, Maurycy, słowo "to" ;)
    Czekam na kolejną część Piekarni, niecierpliwie czekam, gdyż uważam, że w tej chwili jak dla mnie, to najlepsza opowieść na tym portalu.
    Za ten tekst 4+,
  • „To” to fakt, lubię :)
    Piekarnia powstaje w bólach, także bardzo zapraszam.
    Nie wiem czy warto czytać resztę tego opowiadania, opinie są podzielone, ale bardzo zapraszam. Dzięki bardzo za wizytę tutaj i ocenę!
    Pozdrawiam.
  • Justyska 18.03.2019
    Bede wieczorem obowiazkowo :)))
  • No Justysia, ty raczej powinnaś, jesteś „winna”, że ta historia toczy się tym torem a nie innym:)
    Zapraszam serdecznie!
  • Margerita 18.03.2019
    Przeczytałam za jak zawsze mi się podoba trochę smutna ta część szkoda że ten łobuz Artur nie żyje a Karolina lepiej niech na ulicy nie rozmawia z różą bo wezmą ją za wariatkę
  • Hej Marg :)
    Ale jeśli jest prawdą to co mówi róża, że jest szansa cofnąć czas, to może jest jeszcze nadzieja dla tego łobuza... W końcu to trochę bajka, a to znaczy, że wszystko może się jeszcze wydarzyć.
  • Justyska 18.03.2019
    Lubię tę opowieść za jej lekkość i bajkowość. Aż chce się uwierzyć w gadające kwiaty... No i jest nadzieja na happy end:))
    Dziękuję za kontynuację:)
    Pozdrawiam!
  • Dzięki, że zajrzałaś i zostawiłaś komentarz :)
    Pozdrawiam:)
  • Justyska 18.03.2019
    " A tym czasie zapłonęły uliczne latarnie, " z wrażenie zapomniałam o tym co skopiowałam:) "w" zabrakło
  • A dziękuje Justysia zaraz dodam. :)
  • Bożena Joanna 19.03.2019
    Oryginalna seria, trochę bajkowa i psychologiczna, w której prym wiedzie "Czerwona". Pozdrowienia!
  • Miło mi Bożeno, że zajrzałaś.
    Pozdrawiam!
  • MarBe 24.03.2019
    Ładnie i zgrabnie ująłeś stracony czas i chęć naprawienia błędu. Jednak strach przed ośmieszeniem potrafi bardziej sparaliżować niż lęk przed popełnienie gafy.
    Pozdrawiam.
  • Trafne spostrzeżenia, dzięki Ci za zerknięcie i komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania