Poprzednie częściOcena bitwy #1 ― JARED

Ocena Bitwy #1 ― Arysto

KarolaKorman: „Crescendo”

 

#Technikalia: 6/10

 

Technicznie raczej bez zarzutu – to Ci, Karola, oddaję. Czytanie nie męczyło pod względem technicznym, przecinki tam, gdzie trzeba (kilka robaczków było, ale jestem pewien, że Skoia je wyłapie), jednocześnie nie czułem jakiegoś dysonansu wynikającego z tego, że autorka się pogubiła.

Co mnie jednak męczyło strasznie, to monoemocja obecna w twoim dziele. Nie czuję zbytniej różnicy – poza kolorytem sceny i szczegółowszym opisem – między sceną czytania biletu, wsiadania do samolotu, a sądu ostatecznego lub nawet spokojnego spaceru przez las. Wszystko ma jednakowy wydźwięk, brakuje zmiany i dynamiki na poziomie konstrukcji zdań, brakuje odpowiednio nacechowanych słów i brakuje czegokolwiek, co odróżniłoby te sceny od innych. Mam wrażenie, jakbym odczytywał kardiograf, gdzie serce nie umarło, ale pozostaje bez zmian – w lekkiej śpiączce.

Przyda się większe eksperymentowanie z językiem i formami stylistycznymi. Przyda się, bo chociaż podoba mi się zestawienie ponglisza, nowomowy, użycie popkulturowych i politycznych zwrotów (World Trade Center – świetne. Filmy i anime – super. Popkulturowy rozkład Biblii za pomocą „trailera” – bardzo dobrze), to jednak na poziomie emocjonalnym wybrzmiewają one wszystkie tak samo.

Reszta już w następnym punkcie.

 

#Fabularia: 4/10

 

Całość od pewnego momentu zacząłem pojmować jako surrealistyczne, nieco prześmiewcze spojrzenie na Biblijny koniec świata, Mesjaszy oraz postrzeganie religii we współczesnym świecie. I jako takie naprawdę dobrze się sprawdza – mam jednak nieodparte wrażenie, że wyszło to przypadkiem i pierwotnie to miała być właśnie historia, która przedstawi rozbitków, którzy są potępieni przez samego Boga i ostatecznie karma po nich wróci, by przedstawić im „uczciwą wymianę”. I to wszystko miało być bardzo poważne (z dozą humoru tam, gdzie autorka tak zamierzyła).

Nie mniej – zachowanie wszystkich po rozbiciu się – absurdalne.

Pilot używający określenia „na lewo od lasu”, a nie azymutów lub kierunków – absurdalne.

Samolot, który rozbił się bez strat na polanie w środku lasu – absurdalne i nieprzemyślane.

Zachowanie załogi PO wyruszeniu – absurdalne.

 

Od początku coś mi tutaj nie pasowało. Cała scena z samolotem na początku mogłaby się dla mnie równie dobrze nie wydarzyć, bo w gruncie rzeczy nie miała aż takiego znaczenia – ani symbolicznego, ani fabularnego. Również miasteczko zostało przedstawione jako zwyczajne, z lekkimi odchyłami, które trudno uznać za coś niepokojącego – ale przez Boga zostało to napiętnowane. Bardzo nie spodobał mi się stereotypowy naskok na demonizowane we współczesnej kulturze rozrywki oraz dobra – spożywcze, kulturowe, technologiczne. Bóg również przedstawiony w sposób nad wyraz symboliczny i strasznie sztampowy. Gdyby to był Stephen King – to bym czekał i się spodziewał, że coś się stanie. Ale King na opowi się nie pokazuje ;)

 

Ogółem – mam wrażenie, że te wątki nie do końca się kleją. Że to taka zupa, której czasem brak pomysłu na siebie, więc ma po trochu wszystkiego – buraków, selera, pora, pietruszki, kurczaka, kostki wołowej. I smakuje trochę nijak to wszystko, bo żaden z wątków nie został wyeksponowany jako główny, a jednocześnie ciąg przycznowo-skutkowy jest zbyt ad hoc i zbyt szarpany, by czytelnik mógł go zauważyć.

 

#Wrażenia ogólne: 6/10

 

Nie czytało mi się źle, ale uważam, że czytałem znacznie lepsze prace w Twoim wykonaniu. Mam wrażenie, że praca powstała w pośpiechu i zmęczeniu, że coś nie do końca zostało przemyślane, że była wizja, ale brakowało elementów wypełniających, więc dodałaś coś na poczekaniu, żeby zapełnić luki fabularne. I tak z solidnych cegiełek pomysłów posypał się domek przez zaprawę z nieprzemyślanych rozwiązań.

Do poprawy z pewnością jest wyważenie emocjonalne scen i większe eksperymentowanie z językiem w tej kwestii. Pomysły masz dobre – podobało mi się, naprawdę mi się podobało zestawienie współczesności z całym tym absurdem sytuacyjnych i religijnym, ale właśnie – chciałbym, by ten absurd był założeniem, a nie dziełem przypadku. Literatura to momentami szachownica dla pomysłów – graj spokojnie.

 

 

#Całość: 16/30

Karawan: „Profetorium”

 

#Technikalia: 4/10

 

Znacznie technikalia obniżyły zdania kilkukrotnie złożone, gdzie niewłaściwie postawione przecinki sprawiały, że musiałem, by zrozumieć właściwie brzmienie zdania, zatrzymywać i, przy okazji popijając kawę, robiąc ją wcześniej w ekspresie, który na desce kuchennej stał, czytać je kilkukrotnie (zdanie, bo pewnie już się pomieszało wszystko dla czytelnika), żeby potem się nie pogubić.

Niestety, ale w opowiadaniach, zwłaszcza o limicie znaków, ważne jest coś takiego jak rozkład informacji i ciężaru zdania – czyli wypunktowanie w nim to, co czytelnik MUSI wiedzieć, a zostawienie na koniec to, co jest jedynie dodatkiem, tworzeniem atmosfery i klimatu lub anegdotą (doświadczony pisarz może robić jedno i drugie jednocześnie słowami nacechowanymi emocjonalnie lub wykorzystując atrybuty otoczenia/symbolikę). U ciebie rozkład skupia się na opisie otoczenia, który nie jest nawet ważny dla czytelnika – cały opis Profetorium można wrzucić do śmietnika, a clue opowieści nawet by na tym nie straciło. Podobnie wygląd Profetek, Widzących, Wieszczących. Niepotrzebnie zajęły zbytnią liczbę znaków, co odbiło się na „uciętej” potem końcówce.

Odpuściłbym więc sobie kilkukrotnie złożone zdania, a najpierw popracował nad lepszą interpunkcją i przemyśleniem, jak czytelnikowi serwować informacje w taki sposób, by były jednocześnie one zgodne ze stylem (jeśli chcesz przy tych zdaniach zostań) przy zachowaniu klarowności. W obecnej formie trudno się to czyta i jeszcze trudniej czyta się powtarzającego przez kolejnych kilkadziesiąt tysięcy znaków.

Sprawy nie ułatwia wrażenie, jakbyś w połowie zdania zaczął pisać wierszem, odwracając inwersję zdań w sposób, który znów sprawiał, że musiałem od nowa czytać rzecz daną, co wielce problematyczne było dla powieści zrozumienia. I tak co zdanie. Jakbyś się w ostatniej chwili rozmyślał z tą inwersją, ale już ją tam zostawił.

W narracji unikałbym również takich wtrętów jak „no, może nie do końca” (przy opisie miasta), gdyż jest to coś, co raczej ktoś powie. Burzy to formę narracyjną i zwraca się w nieprzyjemny sposób do pamiętnikarskich wstawek tak, gdzie one najmniej pasują. Zwłaszcza, że chwilę później – ledwie kilka linijek – masz coś takiego: „ No, co tam Ygrenie” – i jest to wypowiedź.

Plastyczna opisowość spodobałyby się mi znacznie bardziej, gdyby nie te wielokrotnie złożone zdania, pochromolona i kompletnie niepotrzebna inwersja i – przez szczegółowość opisów, a zwłaszcza ZBYTNIĄ szczegółowość – dodawanie multum szczegółów tam, gdzie czytelnik tego najmniej potrzebuję. Np. opisując polepie i dookreślając, że jest podłogą.

 

#Fabularia: 7/10

 

Cała historia byłaby znacznie ciekawsza, gdyby punkt kulminacyjny nie zniknął w gąszczu opisów i miałby więcej miejsca na akcję – by ta wybrzmiała i niosła odpowiedni ciężar. W tej chwili brakuje mi w tej historia takiego „pieprznięcia”, które byłoby dobitnym, fabularnym postawieniem kropki nad „i”. W tej chwili mamy po prostu historię dosyć rzemieślniczą – ot, ma początek, ma rozwinięcie, ma urwane, doklejone w Photoshopie zakończenie.

Zabieg z profetyzmem mi się spodobał, magia pokazana w sposób bardzo heroic- i high-fantasy, z całą swoją naiwnością, kolorowymi światełkami i kuglarską pomysłowością nawet mi się podobała, nazewnictwo świetnie, chociaż momentami musisz pamiętać, że niektóre słowa są bardzo mocno przypisane do odpowiednich kontekstów i znaczeń (np. Kasztelan w stolicy? Tutaj miałem syndrom „coś mi się nie zgadza”) i trzeba poświęcić odpowiednią ilość miejsca, by przekazać czytelnikowi, że u Ciebie jest nieco inaczej (co też zostało poświęcone na rzecz opisów). I chociaż ogólny wydźwięk jest nijaki, to jednak historia zainteresowała mnie bardziej niż u reszty współzawodników, dlatego podbijam ją nieco wyżej – szkoda jednak, że nie udało ci się stworzyć bohatera, którym naprawdę bym się zainteresował. Niestety, uznaję je w twoim dziele za kukły fabularne, które poza przekazaniem odpowiednich informacji i pchnięciu wydarzeń dalej, nie mają żadnych innych ról ani cech (prócz impotentnego maga i króla – projektanta ogrodów). Widzisz już, na co zwróciłem uwagę? Diabeł tkwi w szczegółach – ale lepiej te szczegóły poświęcić na charaktery bohaterów niż na opisywanie sklepiska w Profetorium.

 

#Wrażenia ogólne: 6/10

 

Gdyby nie te nieszczęsne zdania złożone, gdyby opowieść miała prostszy, bardziej przejrzysty styl i gdyby zamiast na opisach skupić się na szczegółach zdobiących bohaterów i samej historii, to byłoby to znacznie lepiej napisane. Niestety, wszystkie te rzeczy wystąpiły i chociaż nie miałem jakiegoś wewnętrznego sprzeciwu podczas czytania „Profetorium”, to jednak brakowało mi w nim sporo. Od ostatniego czasu jednak widać, że się rozwinąłeś, co rokuje dobre nadzieje na przyszłość.

Grunt, to eksperymentować i po raz kolejny powiem, że nazewnictwo i mieszanie klimatów masz naprawdę świetne. Heroldowie, Kasztelany, Profetki, Spopielony – to przemieszanie i poplątanie bardzo dobrze ci wychodzi i sprawdza się w twojej opowieści.

 

#Całość: 17/30

Fanthomas: „Cisza”

 

#Technikalia: 5/10

 

Raczej trudno popełnić błędy w tak krótkim tekście. Całość jednak wydaje się być napisana naprawdę pośpiesznie i brakuje mi w tym jakiegokolwiek stylistycznego sznytu – ot, poprawnie napisane zdania bez osobistych cech i znaków charakterystycznych. Napisane bezpiecznie, ostrożnie, niemal z kondomem nałożonym na klawiaturę i pigułką antykoncepcyjną wetkniętą w mysz.

Styl bez smaków i bez zapachów. Krótkie zdania nie wynikają z budowania dynamizmu, tylko pośpiesznego przedstawienia sytuacji. Sam „króciak” jest bez konkretnej pointy, a również niewiele pozostawia do interpretacji oprócz pochodu i kuli. Droga ku światłu? Stado baranów? Jak na tak krótki tekst, brakuje w nim odpowiednich atrybutów i symboliki, które mogłyby naprowadzić czytelnika na jakikolwiek zamysł autora.

 

#Fabularia: 3/10

 

Tak więc, mimo braku rażących błędów technicznych, widzę błędy w stylistyce i wybrakowanie w przyjętej konwencji. Jeśli coś ma wybrzmieć i być krótkie, musi dać umysłowi odbiorcę odpowiednią pożywkę, która będzie stanowiła podstawę do interpretacji, wzruszy go, poruszy, zmusi do myślenia, zestawi jakieś rażące kontrasty, opowie historię atrybutowo w kilku słowach. Tutaj brak pożywki. Jest po prostu scena, a jej główne symbole – kula ciepła, pochód, ściana światła – brakuje im cech i atrybutów, które będą stanowiły o kierunku myślowym autora albo chociaż o ukrytym przekazie.

 

#Wrażenia ogólne: 2/10

 

Lubię szorty. Lubię krótkie teksty i wiersze, które wzbudzają emocje, dają do myślenia, przedstawiają w sposób stereotypowy jakieś zagadnienie i dodają mu nowe znaczenie, albo odwracając kota ogonem, ukazując jeszcze trzecią i czwartą stronę medalu. Tutaj brakuje czegokolwiek takiego – ta scena po prostu jest. I tyle można o niej powiedzieć. Niczemu służy. Nic przedstawia. Niewiele mówi. Nie zostawia pola na interpretację, a ja nie z tych, co klucze wierszom układają.

 

Dobre przykłady krótkich tekstów?

 

„Krótki wiersz o bezsilności”

Już

kurwa

brak mi

Słów.

 

„Krótka przypowieść o miłości”

Przyszedłem do ciebie na herbatę z malinami, a zostałem już na wszystkie inne.

 

One budzą emocje. Coś przekazują. Coś czują. Coś się w nich dzieje. A mają znacznie mniej znaków niż twoja scena.

#Całość: 10/30

 

Drżączka: „Masowy grób wiolonczelistów”

 

#Technikalia: 7/10

 

Parę potknięć się zdarzyło – je jednak z pewnością wyłapie Skoia (to chyba na stałe wejdzie do mojego repertuaru ocen, wybacz Skoia). Chciałbym skupić się na warstwie stylistycznej, która ujmuje moje literackie oczy. Szybko nakreślasz klimat w bardzo prosty sposób – odwołanie do popkulturowego odpowiednika (blues), przedstawienie atmosfery w pomieszczeniu (dym z papierosów), moment gaszenia peta – ważne jest gdzie (na parapacie). Po jednym zdaniu wiem, że w pokoju raczej nikt nie jest super-wesoły, a jednocześnie ktoś ma bardzo w poważaniu, gdzie gasi pety, więc ma większe zmartwienia na głowie. Dobry zabieg, chwalę. Również wejście kobiety robi swoje – mimo perfum dodaje do atmosfery nieco zgnicia, w sposób, w jaki do fetoru dodaje słodki zapach gnijących śmieci. W tej chwili mam już niemal przed oczami całkiem udaną próbę noir, tylko z bardziej PRLowską wersją famme fatale.

Same dialogi wydają mi się całkiem wiarygodne, chociaż od momentu z „robiłem doktorat z detektywistyki” mrużyłem oczy – tutaj brakowało mi emocji, jakiegoś szerszego zakreślenia uczuciowego ze strony ojca zamordowanej – w jego zachowaniu widać, że odczuwa stratę i widać, że to jest dla niego ważne. Ale po jego czynach. Przydałoby się kilka wstawek odnośnie tego, co się dzieje w jego głowie oraz jakie myśli przelatują przez jego głowę, by dopełnić obrazu i położyć większy ciężar na motywacji bohatera. Dokładnie coś takiego, jak zrobiłaś w momencie, kiedy wyobrażał sobie jak Matylda wybiega z klasy, kiedy wspomina.

Również nieprzesadzone – co zdarza się często – są dzienniki zabitej. Miałem wrażenie, że to jest dziennik albo pamiętnik, a nie „zbiór szczegółowych informacji fabularnych o bohaterce i przedstawienie zabitej w nieumiejętny sposób”.

 

#Fabularia: 5/10

 

Nie kupuję tego rozwiązania na końcu. A jeśli – to trzeba byłoby znacznie więcej znaków, by wytłumaczyć to dobrze. W tej chwili wydaje się naciągane i wrzucone bardziej z lenistwa niż z braku umiejętności. Jak na klimat, który obrałaś, brakuje mi tutaj domknięcia, pozostaje jedynie niedosyt i lekkie zniesmaczenie, że potencjał na fajną historię pogrzebano w jednym audiozapisie radzieckiego oficera.

Zwłaszcza, że klimat PRLowskiego Wrocławia, specyfika tamtych czasów, główny bohater, nawet relacja z Oksaną, która obecnie wydaje mi się po prostu zapychaczem znaków – to wszystko mogłoby się złożyć na coś naprawdę dobrego. Zwłaszcza, że umiejętność tworzenia atmosfery i oddawania jej w ledwie kilku atrybutowych przymiotach masz.

Jest zaledwie poprawnie. Mogło być lepiej.

 

#Wrażenia ogólne: 6/10

 

Pomijając zniesmaczenie wywołanie końcówką, to bardzo szybko mnie kupiłaś przedstawieniem scen i zakreślaniem klimatu. Od razu poczułem się jak u siebie – jest atrybutowo, jest nakierowanie, ale nie zbędna szczegółowość, jest wyważenie informacji i dobry dialog, który pasuje do np. Barei (tylko bez absurdu i … bareizmu). To, czego brakuje to szersze konteksty i większy nacisk na to, co rozgrywa się w głowie bohatera, kiedy MÓWI o sprawie i morderstwie córki. Gdybyś położyła większy nacisk na przypadkowe myśli bohatera i to, jak próbuje utrzymać je w ryzach, kiedy stracił kogoś bliskiego, to myślę, że byłoby znacznie lepiej.

Czytało mi się jednak przyjemnie. Tylko żałuję tej końcówki i nic na to nie poradzę.

 

#Całość: 18/30

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Karawan 01.10.2017
    Dziękuję O Nocny! Bardzo dzięki.
  • KarolaKorman 02.10.2017
    Arysto, przeczytałam uważnie i wzięłam sobie do serca. Wrócę za dzień lub dwa i jeszcze raz przeanalizuję wszystkie oceny. Pod tekstem Lucindy zostawiłam dłuższy komentarz. Nie chciałam się powtarzać pod wszystkimi. Pięknie dziękuję i pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania