Poprzednie częściOcena bitwy #1 ― JARED

Ocena bitwy #3 - Arysto

Bitwa Literacka Składu Oceniającego #3

Temat główny: „Głową muru nie przebijesz”

Temat dodatkowy: „Klepsydry w ścianach”

Oceniający: Arysto

 

Riggs — Głową muru nie przebijesz

 

Technikalia:

 

Zdecydowanie jest kilka rzeczy, które warto poprawić — choćby zamiana dywizów na myślniki, niechlujny sposób dzielenie tekstu i niezrozumiałe dla mnie odstępy oraz znaki wykorzystane, by połamać opowiadanie. Wychodzę również z założenia, że nadużywanie znaków eksklamacyjnych świadczy o raczej kiepskim warsztacie autora, ale w tym wypadku jestem w stanie przymknąć na to oko, ze względu na to, że trochę już znam twój styl pisarski.

 

Na co jednak chciałbym zwrócić uwagę, to byś zobaczył, ile zajęło Ci miejsca opisanie wyglądu — który nie był moim zdaniem potrzebny — by odpowiednio oddać wygląd matki oraz ojca. W tak krótkich opowiadań przekładanie ciężaru na to, jak bohaterowie wyglądają, jest raczej zabójcze dla ogólnej pointy i fabuły. Sprawia, że to wszystko wygląda, ale niekoniecznie brzmi.

 

Polecałbym maksymalnie skrócić wygląd postaci do dosyć ogólnikowych, ale naprowadzających stwierdzeń (o czym możesz poczytać w moich artykułach z serii Storytelling), żeby czytelnik miał kotwicę. “Zdradziecka matka odziana w czerń i kolory zawiści” albo “jej gieroj, który wystroił się tylko po to, by móc w spokoju ignorować sprawę”. I byłoby finito — tymczasem Twoje opisy wyglądu zajmują ZBYT wiele linijek jak na takie krótkie opowiadanie…

 

Fabularia:

 

...przez co odpowiednio zabrakło emocji — cały wydźwięk niby tutaj jest, ale brakuje napięcia, brakuje rozbudowania emocji do tego stopnia, by to wzbudzało dreszczyk, by naprawdę martwić się o wyrok rozprawy. Większość linijek zjadła plastyka, gdzie tak naprawdę trzeba było wypełnienia i mocnego ładunku emocjonalnego. Przy pisaniu krótkich tekstów liczy się pointa i katharsis — tutaj jest ono wymuszone i nie idzie naturalną drogą budowania emocji. Bardzo ładny miałeś moment i opis uczuć, kiedy ojciec i synek przytulali się do siebie — ale takich potrzeba byłoby znacznie więcej. Również w momencie, kiedy matka mówi “głową muru nie przebijesz” — to nie jest tekst, który rzuca się na powitanie, nieprzemyślany i spontaniczny. To jest coś, co mówi się z rozmysłem, a tutaj wydaje się po prostu tekstem rzuconym ot tak, byleby temat pracy pasował.

 

Co mi się jednak podobało to skrócenie bełkotu prawniczego do głównych linijek. Ładnie naprowadza, nawet buduje napięcie i jest zrozumiałe — przez zdenerwowanie bohater rozumie piąte przez dziesiąte.

 

Wrażenie ogólne:

 

I mamy tutaj powtórkę z historii — masz tendencję do tworzenia tekstów niedokończonych, nieprzemyślanych do końca, o nierównym stopniu rozłożenia treści względem pomysłu. Zamiast emocji mam plastykę, która do niczego nie jest potrzebna, a zamiast oczekiwanej pointy i katharsis mam próbę wymuszenia. Niby występuje w tym opowiadaniu KONFLIKT, który jest rdzeniem emocji, jak również MOTYWACJA — choć ona jest jedynie domyślna i aż prosi się o szersze rozpisanie, co pomogłoby tekstowi — ale nie ma żadnej widocznej DROGI, przez co całość jest miałka. Jesteśmy od razu w punkcie kulminacyjnym, gdzie w gruncie rzeczy, ten punkt kulminacyjny nie potrafi sprawić, że usiądę na skraju krzesła. Brakuje kontekstu. Brakuje ładunku.

 

Karawan — Reportaż z warsztatu

 

Technikalia:

 

Przedstawiony tekst miejscami wołał o myślnik (kilka półpauz się wkradło), po dwukropkach raczej stosowałbym małą literę, toć nasz temat żadna świętość, coby ją wielką wołać, zdarzały się też literówki (“powidziała moja Ulubiona”), a estetyka czasem obrywa ze względu na zapomnianą spację (o tutaj: Nie polecamy firmy Komandor, Amica,Philips etc.) albo przecinek niewłaściwy (poprawny zapis zadania: No, więc sędzia zgasł, był mniej lub bardziej boleśnie u stóp skarpy).

 

Ogółem jednak tekstu nie czytało się problematycznie — nie ukrywam jednak, że techniczna strona to najmocniejsza Skoi, więc jestem pewien, że w tej kwestii wyłapie więcej ode mnie. Wolę się skupić na samej konstrukcji tekstu… a ta jest do przedyskutowania.

 

Przede wszystkim zabawa językiem jest żywa i bardzo pozytywna — czuć, że się siedzi w czyjejś głowie, a nie, że ktoś na siłę próbuje wymyślić nowe wyrazy, by nadać tekstu sztucznej oryginalności. Bełkot literacki — czy też strumień świadomości — tutaj jest jednak bardziej ustrukturyzowany, nie jest to bezładny kłębek słowny, z którego nic nie wynika, a który trzeba potem bronić górnolotnymi ideologiami.

 

Fabularia:

 

Mimo braku oczywistego Konfliktu w tej opowiastce, widoczna jest jednak Droga, którą przebywa pisacz — główny bohater, a moment zahaczenia dzieje się już na samym początku, prostym, ale skutecznym zabiegiem przebicia czwartej ściany i nawiązania wprost do tego, co się dzieje na Opowi.pl. Jest to trik, Karawan, i jest to trik, który Ci uszedł płazem i jednocześnie wyszedł z twarzą, winszuję.

 

Mimo braku otwartego Konfliktu, ten jednak występuje, lecz w formie zamkniętej i ukrytej — pod zwykłymi rzeczami, które odwodzą pisacza od wykonywania swojej ulubionej czystości. Dodatkowo można pokusić się o wskazanie tutaj postaci antagonistycznych — Ulubiona (mimo tego, że jest pozytywną postacie, to w roli fabularnej jest antagonistką do celu protagonisty), Autocenzor, a nawet o Towarzyszy — czyli Namiastka. Sprawia, to że zostają tutaj spełnione klasyczne walory dobrej fabuły, a przeto także Drogi — czyli ostatecznej autorefleksji nad tym, że jednak kiczowate dzieło dla Trybunału nie powstanie (doceniam tutaj ironiczny meta-literacki żart sytuacyjny).

 

I ostatecznie, tylko z końcówką mam problem — bo zabrało mi tutaj przedmiotu magicznego, jakim jest mur. Ten mur wprawdzie przedstawia się zalewem rzeczywistości, który odciąga pisacza od wyimaginowanej rzeczywistości, lecz ostatecznie nie wydaje się jakąś niepokonaną ścianą. Chętnie zobaczyłbym tutaj jeszcze więcej abstrakcji, dystrakcji, odciągaczy i opóźniaczy, byleby pisacza z równowagi wyprowadzić (bo zauważ, że ostatecznie przerwanie rutyny nastąpiło na samym końcu — co jest nietypowym zabiegiem nawet dla krótkich opowiastek). Stąd też ten tekst, że “głową muru nie przebijesz” wydaje mi się po prostu na wyrost i niekoniecznie na miejscu, jest nienaturalny, nie następuje w wyniku drogi, lecz widocznego zamysłu autora, który w tej chwili został przyłapany.

 

Stąd — mimo poczucia spełnienia i przebytej podróży z bohaterem — nie czuję się w pełni usatysfakcjonowany.

 

Wrażenia ogólne:

 

Było nawiązanie do Tarantino, widzę, że Tkaczyk nie idzie w las i że uczysz się wiele od niego, a także czytanie moich artykułów, mam nadzieję, gdzieniegdzie Ci pomogło. Fabularnie porwałeś mnie w ten ciąg myślowy i strumienie świadomości tworzącej osoby, doceniam żart na co najmniej kilku poziomach meta (od nawiązania do Opowi.pl przez samą tematykę powstania-niepowstania tekstu dla Trybunału), a także warstwa językowa i zabawa ze słowami mnie nie zawiodły, wprowadzając do tekstu rubaszność, życiowość i ten swobodny dystans, który udało Ci się, Karawan, utrzymać do samego końca.

 

Czyta się to dobrze. A pamiętam, że jeszcze poprzednim razem rugałem.

 

Brawo, panie Karawan. Bra-wo!

 

Fanthomas — Głową muru nie przebijesz/Klepsydry

 

Technikalia:

 

Na pierwszy rzut oka rzuca mi się niekonsekwencja w operowaniu półpauzami, dywizami i myślnikami. Tutaj należałoby nie tylko to uściślić, ale też poprawić — zapis dialogu powinien odbywać się z myślnikami, czego mnie samego wielokrotnie uczono. Znak ten można zamienić poprzez funkcję ctrl+h w edytorze tekstu typu Word albo Google Word.

 

Kolejną rzeczą, która bardzo mi przeszkadzała w odbiorze tekstu, jest niekorzystanie z didaskaliów w trakcie dialogów. Przypomina to w tej chwili bardziej obudowany scenariusz, gdzie aktorzy sami sobie dobierają ton głosu i sposób wypowiedzi do sytuacji. Przez to dialogi są nijakie — są jedynie nośnikiem informacji, nie wzbudzają większych emocji, nie rysują postaci, nie opowiadają o jej reakcjach i charakterze. Cały aspekt konwersacji, jakim jest niewerbalne reagowanie na sytuacje i słowa, został tutaj pominięty, bohaterowie to kukły, którym przypisano daną linijkę tekstu. Oczywiście, sytuacja jest narysowana — w szkicowy, dosyć ambiwalentny sposób — ale nie na tyle, by te dialogi mogły brzmieć same z siebie.

 

Ostatnią rzeczą, na jaką chciałbym zwrócić uwagę, jest poszatkowanie tekstu. Brak tutaj praktycznie dłuższych zdań, które pozwoliłby czytelnikowi chociaż na chwilę terkować w swojej głowie, a przez ich brak, nie wiadomo również, który moment ma za zadanie dynamizować i aktywować czytelnika w bardziej angażujący sposób. A kiedy wszystko jest dynamiczne, szybkie i zawrotne, bo akcja, akcja, akcja — to nie wiadomo, gdzie jest tak naprawdę akcja.

 

Warto też przyjrzeć się powtórzeniom — zwłaszcza tym fragmencie: “>Charles< skorzystał z okazji i czmychnął. Wyszedł na korytarz. Nie był sam. Inni również opuścili mroczne cele. Nie interesowali się >Charlesem<, tylko wolnością. Z okrzykami radości ruszyli ku wyjściu. >Charles< podążył za nimi. Korytarz doprowadził ich do Sali z klepsydrami. Pod ścianą ktoś leżał. Nie ruszał się” — gdyby zdania były dłuższe, zawierały więcej informacji i niosły cięższy przekaz emocjonalny, to myślę, że byłoby znacznie lepiej.

 

Fabularia:

 

O ile spodobał mi się motyw klepsydr — przyjemnie poetycki i jednocześnie dosadny w swym kontekście czasu — tak rozpisanie tego wszystkiego już niekoniecznie. Zabrakło mi tutaj czegoś więcej, w tej chwili mam wrażenie, że historia jest niedopracowana.

 

Charles nie wzbudza większych emocji i rozumiem to, gdyż jest on tutaj kukłą fabularną użytą do przedstawienie pewnej koncepcji, ale sama walka i bicie się o wyjście z więzienia nie ma takiej dramaturgii, jaką mieć powinno. Brakuje tutaj krzyków rozpaczy, strachu, brakuje gdybań, a scena “przejęcia władzy” jest niemal komiczna, kiedy się ją sobie wyobrazi. To nie wzbudza takiego dreszczyku, jakiego powinno, by zwyczajnie zostało to przedstawione sucho — nawet nie tyle behawioralnie, co raportowo i opisowo.

 

Pointa jednak, co, jak pamiętam, w twoim poprzednim tekście kulało, została zawarta. Głową muru nie przebijesz, z początku potraktowanie dosłownie, w końcu przeobraża się w próbę pokonania muru w sposób inny — krwawy, pełen poświęceń i cierpienia. I ostatecznie pytanie spoczęło nieodpowiedziane: czy mur zawsze wygrywa?

 

Felicjanna — Potyczki Brunona — Kopciuszek

 

Technikalia:

 

Stylizowanie języka może być trudnym zadaniem. I chociaż Tobie wyszło dobrze, to jednak istniały rzeczy, które można byłoby znacznie poprawić oraz napisać lepiej. Do pierwszych z nich zaliczę nadużywanie wielokropka, które niby ma wprowadzić jakieś niedopowiedzenie oraz, być może, nutę tajemniczości, w ostateczności jednak sprawia, że uważam wieśniaków za trepanowanych. Im więcej wielokropków, tym mniej one znaczą, a niedopowiedzenie można wprowadzić w formie didaskaliów — co, jak zauważyłem, nie jest praktycznie używane przez większość autorów Opowi.pl.

 

Kolejną rzeczą, na którą chciałbym zwrócić uwagę, jest przesadna inwersja i momentami przeinaczenie zdań tak, by brzmiały na stylizowane, jednak w sposób, który znacznie utrudnia zrozumienie tekstu odbiorcy. Wieśniacy również momentami wydają się nader elokwentni, by w drugiej sekundzie sadzić równoważnikami zdań — widzę tutaj pewien dysonans pomiędzy tym, co chciałaś osiągnąć, a tym, co czyniło tekst w miarę spójnym, czyli zachowanie konsekwencji na poziomie dialogu. Rozjeżdża się to zwłaszcza pod koniec, kiedy akcja narasta, a wieśniacy im bardziej znerwicowani, tym bardziej wygadani. Jednocześnie przez nadmierne stylizowanie, niestety, momentami trudno jest połapać się, o co chodzi w sytuacji, zdaniu, a nawet który bohater jest który, bo to też rozmazywało się na palecie historii.

 

Bardzo mi się spodobał podział tekstu (wzór, który przypominał utkane, góralskie symbole) i za to muszę pochwalić — jeśli zamierzone, to winszuję, jeśli niezamierzone, to cóż, fajnie wyszło.

 

Sama stylistyka języka i zastosowane środki stylizujące tekst na swojską rubaszność (przy czym historia zmagała się raczej z mrocznymi wątkami) zasługuje na pochwałę, jednak jest sporo miejsca na dopracowanie.

 

Fabularia:

 

Historii zdecydowanie przyda się nieco więcej ekspozycji bohatera i silniejszego zarysowania protagonisty na początku tekstu. Nie tylko ze względu na to, że tak naprawdę trudno potem wyczuć jakąkolwiek silniejszą osobowość (Talinda była dosyć mocno opisana, Bruno się rozmywał, Łowca był rekwizytem fabularnym, antagonistą był Karnił w gruncie rzeczy), ale też dlatego, by szybciej emocjonalnie zaangażować się w historię. Warto byłoby dodać mu jakąś historię z innej perspektywy (może rzut Łowcy?), więcej poświęcić miejsca na to, co się dzieje w jego głowie, a mniej na opisywanie, chociażby, dekoltu Talindy. Mamy tutaj raczej mieszankę behawiorystyczną, jeśli chodzi o przedstawienie bohatera, ale mam wrażenie, że nie pochodzi ona z zamysłu, lecz po prostu braku odpowiedniego rozłożenia ciężaru tekstu na odpowiednie filary tworzenia fabuły.

 

Szczerze mówiąc, widzę tutaj zakłócenie klasycznej DROGI fabularnej — nie ma za bardzo punktu przemiany, jest jedynie śmierć/morderstwo Talindy, jeśli dobrze zrozumiałem, zakończenie jakiegoś rozdziału w życiu pomniejszej wioski, ale nie przedstawia mi to żadnej wizji zmiany. Ot, świat pozostaje taki sam… i chociaż ładnie się to wpisuje w metaforyczne ujęcie “głową muru nie przebijesz”, to jednak pozostaje mi niedosyt. To mogło mieć mocniejsze uderzenie, to mogło rąbnąć mocniej po czaszce, odbić się rezonansem w mózgu. A tak, w historii zajmie to tylko szufladkę z podpisem “zdarzyło się”.

 

O ile przy protagoniście zarysował się wyraźny czarodziej fabularny — łowca rozwiązujący problemy — tak nie jestem przekonany, co do roli innych osób. Talinda jest motywacją konfliktu, jak jednocześnie konfliktem, co wyszło całkiem zgrabnie, jednak trudno mi przypisać do niej inną rolę, jak archetyp niewinnej. Podobnie rzecz ma się w przypadku Karniła, który z początku ma być odkrywcą świata przed odbiorcą, gdzie później przechodzi w antagonistę-odkrywcę. Jest to przemiana, tylko szkoda, że nie następuje ona właśnie w głowie protagonisty, lecz jedynie na schemacie fabularnym — tak się zadziało, ale ciąg przyczynowo-skutkowy zagubił się po drodze i albo wynika to z pocięcia tekstu, albo też po prostu z tego, że taki był zamysł fabularny. Jeśli był — mnie on nie kupuje.

 

Sama sprawa z naszyjnikiem również wydaje się być jedynie sprawą rekwizytową, by pchnąć fabułę ku konkluzji, a nie naturalnym stanem rzeczy, który wynikł w ciągu historii.

 

Tutaj wiele do poprawki. Ta historia mogła kopać mocniej, ma potencjał, lecz mam wrażenie, że technika grała tutaj główne skrzypce, a sama opowieść zeszła na dalszy plan.

 

Wrażenia ogólne:

 

Czytało się, mimo momentami walki z nieustającą stylizacją, dobrze. Tekst mógłby by klarowniejszy oraz zawierać bardziej dopracowane elementy fabularne — rozkład ciężkości tekstu i podkreślenie głównych jego filarów tak, by wkręcić czytelnika — ale ostatecznie jest to porządna, rzemieślnicza robota. Osobiście mam w tej chwili dylemat między Karawanem a Tobą, jednak myślę, że ostatecznie werdykt wyjdzie także z decyzji innych sędziów.

 

Liczę na Ciebie w przyszłości, Felicjanno :)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Karawan 12.02.2018
    Dziękuję,bo to już druga konstatacja, że nie cofam się, a pełznę do przodu. Zarówno Tkaczyk jak i Twoje świetne felietony mają w tym ogromny udział. Dziękuję!!
  • Felicjanna 12.02.2018
    kurczę. Nie mogłam znaleźć Twego podsumowania, chyba nie ma go na głównej.
    Ale, dziękuję przede wszystkim i no cóż. Jest już po ocenach i lepiej niż w poprzednim punktowo, czyli chyba brnę w przód, jak Karawan.
    Cała Wasza trójka zarzuca mi małą ekspozycję Bruna, ale tutaj tak miało być. To był wycinek życia Talindy. Bruno jedynie tamtędy przejeżdżał, a zaistniał dla wygody osadzenia opowiadania w świecie zamieszkałym przez niego.
    Naszyjnik był rekwizytem, uniemożliwiał przemianę i męczył dziewczynę. Na noc najprawdopodobniej zdejmowano go, stąd rano czuła się lepiej. Nie wiem, nie widziałam, nie opisałam- domysł.
    Wiele zagadek bez wyjaśnień, bo i nie miało ich być. Istotne było tylko to, czy można było coś zrobić, by żyli długo i szczęśliwie i odpowiedź, że ze względu na to, co ją spotkało - w domyśle porzucona w lesie przez matkę, która nie była w stanie zabić zarażonego dziecka - niestety nie. Jej czas się skończył.
    Cud istnienia, lecz tylko przez chwilę.
    Skoro są obiekcje, nie do końca zostałam zrozumiana, a co do mocy uderzeniowej zakończenia, to jest to mój pierwszy uśmiercony niewinny bohater [z tych wydrukowanych], ponieważ robić tego nie potrafię i zawsze mam obiekcje.
    Tak, wiem jak to o mnie świadczy, jako o kimś, kto chce napisać powieść w średniowiecznych klimatach.
    Pozdrawiam. Uwagi wykorzystam, a czy uda mi się je wdrożyć sensownie w swoje prace, pokaże czas.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania