Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Prima Aprilis cz. 13
Po całym kolejnym dniu w fabryce jadę do Przemyśla. Przez całą drogę rozmawiam z Kubą. Dużo się śmiejemy. Nie mamy nawet chwili przerwy. Dojeżdżam na miejsce. Wszyscy już są i zajadają obiadokolację. Boże, jak ja lubię tych chłopaków. Są przesympatyczni. Przysiadam się do nich.
- Co chłopaki? Jak tam? Dawno przyjechaliście?
- Nie, przed chwilą. A gdzie Twoje nowe autko?
- Oj tam, oj tam, nowe autko zaraz. Stoi sobie na parkingu.
Z miłej rozmowy wyrywa mnie dźwięk mojego telefonu. No chyba nie Kuba znowu. Nie, tym razem Michał, którego spotkałam niedawnoz Klubie.
- Hejka! Co tam? Nawet się nie odezwiesz. Martwię się, czy wszystko OK u Ciebie,
- OK. Nawet lepiej. Negocjujemy z mężem. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, ale na wszelki wypadek poszłam do prawniczki, ona jest ponoć najlepsza w rozwodach.
- No niby tak, ale też emocjonalna na rozprawach, raz nawet ze mnę przegrała.
- OK, nieważne, taką podjęłam decyzję, podpisałam jej pełnomocnictwo. Pogadajmy o czymś innym
No i gadamy, tak długo, że zdąża mnie pogryźć całe stado komarów, czy jakichś innych latających gryzoni.
Wracam na kolację. Piwko jedno i piwsko drugie. Idę do pokoju pisać. To teraz jest dla mnie najważniejsze. Nie chlanie. Zresztą na drugi dzień jest ognisko, wtedy sobie popiję.
I tak się dzieje. Ognisko i łowienie ryb. Oczywiście żadnej nie zławiam. Ale bawię się cudownie. Wraz z kilkunastoma przedstawicielami handlowmi uprawiamy leżing i trawing. Rozmawiamy o życiu. Oczywiście o mnie i Kubie. Kuba cały czas pisze smsy. Poza tym, chce przyjechać do mnie na motorze. Ale w końcu tak się nie dzieje. Ma córkę i nie może jej tak zostawić. I prawdę mówiąc, chyba mu się aż tak nie chce.
Wypijam morze piw i spalam mnóstwo fajek. Śmieję się i żartuję z chłopakami. Jest cieplutko. Zjadam mnóstwo pysznego jedzonka. Wracamy do hotelu. Ale nie chce mi się spać. Jeszcze tylko jedno piwko. Kuba dzwoni i rozmawiam z nim ponad godzinę siedząc na tarasie. Chłopacy wychodzą po mnie kilkakrotnie. W końcu daję się ubłagać i dołączam do nich. Tak sobie myślę, że kolejmy raz, zamiast być tu i teraz, z tymi kochanymi chłopakami, robiłam coś trochę wbrew sobie. Oczywiście przyjemność sprawiało mi rozmawianie z Kubą, ale przyjechałam tu, by być z nimi, a nie z nim. No nic. Stało się. Było miło. A poza tym, właściwie, gdzie jest to TU I TERAZ?
Po powrocie do Torunia idę do kosmetyczki. Michał chce wyjść i zostawia dzieci same. Dzwonią do mnie i płaczą. Denerwuję się tym i kosmetyczka nie jest w stanie dokończyć mi paznokci, bo robi mi się słabo z nerwów. Może za dużo wypiłam dzień wcześniej, a może ta podróż mnie zmęczyła? W panice wracam do domu. Po drodze dzwonię do Michała.
- Michał, słabo mi. Wrócisz do domu? Boję się, że zasłabnę.
- Daj mi spokój! Nie wymyślaj, Wyszedłem i nie mogę wrócić.
Kładę się spać. Co za chuj! On był moim mężem przez prawie 12 lat?
W sobotę śpi u mnie Nati. Michał gdzieś wyjechał. Dzeci u mamy. Oglądamy film. I około 24 decydujemy się wyjść do knajpy nad rzeką. Jest przemiło. Spotykam mnóstwo znajomych. Noc jest ciepła. Spotykam też mojego byłego Bartka i dobrego znajomego Darka, z którym kiedyś coś, ale w sumie nic.
Z Bartkem byłam 5 lat, całe studia. Mega namiętny związek, ale się skończył. Bartek tuli mnie mocno na pożegnanie i życzy powodzenia.
Darek, kolega z liceum
- Anka, ale Ty schudłaś! Wyglądzasz jak w liceum! Co u Ciebie?
- Rozwodzę się z Michałem.
- A to dlatego taka chuda jesteś. Trzymaj się, powodzenia.
I też przytula mnie chcąc dodać otuchy. Wracamy około 3. Dzwoni Kuba. Jest znowu na Helu. Jest lekko pijany. Delikatnie mówiąc. Śmiejemy się, a Nati przewraca oczami.
Kolejny tydzień w pracy jest dla mnie dość ciężki, choć miły. Przyjeżdża mój szef. Pracujemy od świtu do zmierzchu plus kolacje. Michał w delegacji. Mama pomaga mi zająć się dziećmi. Umawiam się z Kubą, że po jednej z takich kolacji przyjadę do niego. Mamie powiem, że mam służbowe wyjście. Wrócę o 1 do domu, zdążę się wyspać przed pracą. Jest czwartek, 20 czerwca, kolacja urocza, w pięknej restauaracji. Po niej ide umyć zęby i poddenerwowana wskakuję do taksówki. Jadę do niego. Nie widzieliśmy się od tamtego razu. Nie licząc spotkania przy bramie, kiedy przekazywał mi tabletkę poronną, a potem, gdy pożyczał 600 zł i siedział w moim samochodzie nie mogąc z niego wyjść. Zastanawiam się, jak to będzie, czy nadal będzie mi się podobał? Czy będziemy się kochać od razu, czy choć chwilę porozmawiamy? Wchodzę po schodach, by rozławdować napięcie, ale serce wali mi jeszcze, gdy Kuba otwiera mi drzwi. Witamy się niezgrabnie. Dajemy sobie buzi, ni to w policzek, ni to w usta. Cała drżę. Kuba to chyba czuje. Wymieniamy kilka zdań, ale napięcie jest tak wielkie, że rzucamy się na siebie jak dzicy. W kilka sekund jestem całkiem naga na jego blacie kuchennym i już się kochamy. Tak namętnie i mocno. Jest cudownie. Rękoma trzymam się szafek kuchennych. Trochę boję się, czy się nie zarwą. Ale nic takiego się nie dzieje. Kuba stawia mnie na podłogę i obraca tyłem do siebie. Tym razem jest to szybki seks. Ale tego wieczoru robiliśmy to kilka razy, 3 albo 4. W międzyczasie wzięliśmy też kąpiel, cały czas się głaszcząc i dotykając. Rozmawiamy. Nie piję już prawie nic, bo limit jednego piwa wyczerpałam podczas kolacji a tabletki wciąż biorę. Kuba chce, żebym u niego spała, ale muszę wrócić do domu. Prosi, bym zadzwoniła po powrocie. Dzwonię. On oddzwania. Taki mamy system. Kładę się spać. Tuż przed snem przypominam sobie jednak jedną z rozmów z Kubą po jednym z jego weekendów na Helu w czerwcu.
- Zrobiłem coś totalnie głupiego, coś czego się straszenie wstydzę.
- Co takiego?
- Nie chcę mówić, to naprawdę straszne i wstyd mi okropnie.
- No co? Spiłeś się?
- Też, ale to gorsze.
- OK, wal, mi możesz powiedzieć, jestem Twoją przyjaciółką.
- Tak popiłem, że poszedłem na plażę z jakąś laską i ...
- OK, nie musisz kończyć. Wiem co się stało.
Milczę, nie wiem, co dalej mam powiedzieć. Oddycham głośno, jakbym chciała zebrać powietrze, by to przetrawić. Kuba myśli, że płaczę.
- Płaczesz?
- Nie, dlaczego mam płakać. Nie jesteśmy przecież razem. Mam męża. Rozwodzę się. Każdy z nas może robić, co chce.
- Nie mów tak.
- Ale tak jest. Ponieważ nie wiemy jak to się skończy, rób tak jakby mnie nie było.
- To smutne.
- Ale Twoje zachowanie mówi mi dokładnie to samo.
- Mogłem Ci nie mówić.
- Mogłeś, ale byłbyś wtedy nieszczery i to byłoby bardziej wstrętne.
- Byłem naprawdę pijany i chyba nawet nie wiedziałem, że to się dzieje.
- Proszę Cię. Przestań. Było, minęło.
Dlaczego ta myśl przyszła mi teraz do głowy? Przeżywam z nim cudowne chwile. 26 maja byliśmy takimi bratnimi duszami. Ale to, co mu się przytrafiło nie pasuje do tego. Czy ja byłabym w stanie teraz przespać się z kimś innym? OK, może poprostu się upił i tyle. Nie ma co analizować. Dzisiaj było tak cudownie. Po co w ogóle o tym myślę? Może dlatego głupia, że Twoje pierwsze wrażenie, gdy zobaczyłaś go po latach było takie, że jest psem na baby. Nie pamiętasz?
Uciekam w sen.
Michał wraca z delegacji. Rozmów i negocjacji ciąg dalszy, W ogóle jak on kurcze może mieszkać wciąż ze mną? Przecież po urodzinach Kini powienien się wyprowadzić do niej. Każdy facet tak robi jak zdrada wychodzi na jaw i zależy mu na kochance. A mój mąż? Nie. No to mieszkamy tak sobie. Ja śpię na kanapie, on w naszym łóżku. Po jednej z wizyt u psychologa, podczas której dowiedziałam się, że muszę mu pokazać swoją siłę, bo on przyzwyczaił się do mnie slabej każę mu spać na kanapię.
- Dość tego. Dlaczego ja mam spać na kanapie, skoro to Ty mie zdradziłeś.
Logiczne prawda? Ja mam miec probelmy z kręsgosłupem przez Kinię? Wystarczy mi nerwica.
- Ja pierdolę, dobra, idę na kanapę. Ale na zmianę będziemy spać.
- Nie ma mowy. Ty już ponad miesiąc śpisz na łóżku, teraz ja.
Taki mój mały sukces. Udało mi się mojego męża araba wyrzucić na kanapę! Juhu!
Podczas jednej nocy nie mogę spać. Michał najwyraźniej też, bo chodzi po mieszkaniu jak lew w klatce. W sumie tak jest. Michał jest zodiakalnym lwem i to mieszkanie to chwilowo dla niego klatka. Śmieszne.
Chodzi, pije coś, kładzie się i wstaje. W końcu mówi do mnie.
- Żona.
- Tak?
- Śpisz?
- Nie, a co?
- Może byśmy się bzyknęli, to wtedy lepiej by się nam spało?
- Co? Nie wierzę w to, co słyszę.
- No to co myślisz?
- Wiesz co myślę kotku – mówię z przyzwyczajenia – idź się lecz!
O! Po tych słowach zasypiam błyskawicznie.
Na drugi dzień dzielę sie tą anegdotą z życia rozwódki z koleżankami ze studiów. Są w szoku. Mnie już nic nie dziwi. Np. taka sytuacja. Wracam z pracy, robię pyszne spaghetti, ale naprawdę wychodzi mi doskonałe. Po jakimś czasie do domu wraca Michał. Idzie prosto do kuchni, nie widzi mnie, bo jestem u dzieci w pokoju. Usypiam Kamilka. Staje nad patelnią i wyjada spaghetti aż mu się uszy trzęsą. Kurczę, no mógłby sobie darować. Niech ona mu obiadki gotuje. Ale on najwyraźniej nie widzi w tym nic dziwnego. Zjada prawie całą zawartość patelni. Pękałam ze śmiechu, gdy na to patrzyłam. Żałosny człowiek. Żadnego honoru. Ma kochankę, ale wyprowadzić się nie chce i jeszcze wpierdala moje spaghetti!
22 czerwca jest wesele Weroniki, mojej pracownicy. Mam zaproszenie dla siebie i osoby towarzyszącej. Michał rozważał pójście ze mną albo mi się tak wydawało. Jednak ostatecznie nie pójdzie. Kuba oficjalnie nie może. Idę więc z Magdą z pracy. Ślub jest wyjątkowo wzruszający. Płaczę jak nawiedzona. Na wesele idę, ale mam się z niego urwać i spotkać z Kubą. Znowu nie jestem ani na weselu, ani z Kubą tak naprawdę. Jest pełnia. Co chwilę wychodzę z wesela i omawiam z Kubą, gdzie i jak się spotkamy. Nie za bardzo nam te plany idą. W końcu urywamy się z Magdą i prawie biegniemy do Disco Place. Tam czeka na nas Megan i Kuba. O ile z Megan się oficjalnie witam, o tyle z Kubą nie. Stoi i patrzy przed siebie. Udaje, że nie wie, że ja tam jestem. Ja udaję dokładnie to samo. Jest mój mąż. W końcu decyduję się podejść do niego, za chwilę zjawia się Michał i rozmawiamy w trójkę jakby nigdy nic. Chciałabym dotknąć Kubę. Przytulić się. Ale nie mogę. Wracam do baru i piję z Magdą i Megan. Tańczymy. Bawimy się świetnie. Fajnie tak bawić się wiedząc, że jest na sali ktoś, kto się Tobą interesuje i czeka na Ciebie. Kuba podchodzi do nas. Pije wodę, Jest samochodem bo może gdzieś pojedziemy potem, cokowiek to znaczy. Jest poddenerwowany. Obecność Michała mu przeszkadza. Nie może się wyluzować. W końcu decydujemy się wyjść. Ja mam ochotę na seks. Umawiamy się, że on wyjdzie pierwszy. Potem ja. Dla niepoznaki. Czeka na mnie w samochodzie na parkingu. Dokąd jechać? Nie wiemy. Stajemy na dzikim parkingu, ale po chwili Kuba mówi, że on tak nie może. Chce wracać do domu. Ma wrażenie, że Michał nas śledzi, że wie, on tak nie umie. Ja niezaspokojona kompletnie chcę wrócić do Disco Place. Chociaż się z dziewczynami pobawię, skoro z seksu nici. Kuba podwozi mnie pod klub. W środku jednak nikogo już nie ma. Wracam do domu. Po drodze rozmawiam z Kubą, który chce mnie „odprowadzić” do samych drzwi. Miło, że się martwi. W domu stwierdzam nieobecność Michała. Dzieci są same. Kładę się spać.
Na drugi dzień rano Michała wciąż nie ma. Piszę do niego. Pytam, gdzie jest. Oczywiście nie odpisuje. Pozwala sobie na zbyt wiele. Mieszka z nami, a chodzi do niej na wpół oficjalnie spać. To jakiś żart. Co powiedzieć dzieciom? On zupełnie się tym nie przejmuje. Co za tupet!
Pytam, gdzie był, ale on mnie całkowicie ignoruje. To doprowadza mnie do kurwicy. Wrzeszczę nie zważając na dzieci. Wykrzykuję, że to niedorzeczne, że on ma romans i oficjalnie spotyka się w klubach ze swoją kochanką i śpi u niej zamiast w domu, z którego jednak z jakichś powodów nie chce sie wyprowadzić.
On, chyba jeszcze pijany, bręczy coś nieprzyjemnego pod nosem. Zaczyna sie wymiana zdań. Jest bardzo niemiło. Całą sytuację raportuję na viberze Kubie. Jego rada brzmi – wyjdź z domu. Tak robię. Wykąpana i wystrojona wychodzę, wsiadam do swojego cudnego autka i jadę na zakupy.
Kilka dni wcześniej Megan sugerowała mi, żebym kupiła sobie szorty i bluzeczki w H&M. Są podobno bardzo kobiece. Tak zrobię, hehe. Wchodzę do centrum handlowego i czuję, że świat należy do mnie. Cały czas piszę z Kubą. Potem z nim rozmawiam. Opowiadam mu, co przymierzam, co chcę kupić. I tak, rozmawiając z nim kupuję Kacprowi tenisówki, Kamilkowi spodnie dresowe, a sobie 3 pary szortów i 3 bluzeczki. Biegnę po prezent dla kuzyna moich synków, bo dzisiaj przecież idziemy na jego urodzinki. Ma je dopiero za tydzień, ale urodziny są już dzisiaj. Wsiadam do auta. Ale jestem szczęśliwa. Nic chyba nie może zmącić tego szczęścia.
Nagle słyszę straszny huk. To inne auto wycofując wjechało w moje nowiutkie, jeszcze pachnące auteczko. O matko! To się dzieje naprawdę. Dobra Anka, nie panikuj. Dasz radę, auto ubezpieczone. Naprawią, będzie git. Nie mam jednak pojęcia, jak się postępuje w takich sytuacjach. Więc dzwonię do Michała, jest w końcu moim mężem.
- He?
- Boże, jak Ty odbierasz ten telefon.
- Jezu, o co Ci chodzi?
- O nic ... Wjechał we mnie samochód i muszę spisać oświadczenie, możesz mi powiedzieć, jak mam to napisać, nie mam wzoru.
- Śpię jeszcze. Sama sobie radź.
Nie wierzę, a jednak to się dzieje. Mój mąż ma mnie do tego stopnia w dupie. Nawet w takiej sytuacji.
Dzwonię do Kuby. Oczywiście dyktuje mi treść oświadczenia. Mówi, co mam zrobić, wspiera bardzo. W końcu wyjeżdżam z CH. Teraz wiem, że spóźnię się na urodziny. Proszę Michała, by ogarnął dzieci, ubrał je, bym mogła ich od razu zabrać na imprezkę. Jednak nie gwarantuje mi tego. Cały czas leży i dogorywa. Gdy podjeżdżam pod dom, dzieci są jednak gotowe. Na szczęście.
Pędzimy na urodziny. Na miejscu okazuje się, że to jednak urodziny kuzynki, nie kuzyna. O matko, ale dałam ciała. Na szczęście prezent urodzinowy dałam jej już jakiś czas temu, więc aż tak źle nie jest. Ale czuję się strasznie. Dzieci bawią się w podchody. Rodzice rozmawiają, a ja ćwiczę na trickboardzie. Ale fajnie!!!
Wracam do domu, w którym kompletnie nie chcę być. Umawiam się z Kubą do kina. Michała dla zmyły pytam, czy nie ma ochoty też się przejść. Nie chce. Leży na kanapie. Zatem jadę sama. Nie mogę się doczekać. Kuba już tam jest. Idziemy na jakiś gówniany film, chyba bardziej do kina. Przy wejściu do strefy kinowej Kuba nagle przystaje. Nie wiem dlaczego. Staję także i patrzę na niego pytająco. On i obsługa na mnie i tak dłuższą chwilę patrzymy na siebie wszyscy. Kuba w końcu mówi.
- Nie rób mi obciachu. Przepuszczam Cię, a Ty stoisz tej!
Niesamowite, że na to nie wpadłam. Tak bardzo odwykłam od takiego traktowania!
Cały film trzymamy się za ręce. Tylko tyle i aż tyle. Cudownie czuć jego bliskość. Chciałabym się w niego wtulić, ale nie mogę, bo cały czas boimy się, czy może ktoś nas nie śledzi. Mamy schizę może, ale w mojej sytuacji, kiedy chcę orzekać o winie muszę być czujna. Po filmie musimy się rozstać, choć nie chcemy. Kuba ogląda wgniecenie w moim aucie. Potem prosi mnie, bym go pocałowała, ale ja nie chcę ryzykować. Wracam do domu.
Tu czeka na mnie Michał. Wkurzony, że byłam z Kubą w kinie. Marudzi coś podnosem, tak jakby był zazdrosny, ale ja zupełnie tego nie słucham. Uśmiechnięta idę spać.
C.D.N.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania