Poprzednie częściPrima Aprilis

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Prima Aprilis cz. 8

NOWE ŻYCIE

 

Maj, piękny miesiąc. Czuć nadchodzące lato. Wszystko budzi się do życia. Drzewa, które codziennie obserwuję z balkonu paląc fajki oszałamiają swoją bujną zielenią. Chce się żyć. Nawet mi. A już na pewno mojemu mężowi, który już za kilka dni wyjeżdza do swojego wymarzonego Egiptu ze swoją wymarzoną Kinią. Robi te żałosne pompki i brzuszki licząc na przyspieszone efekty. Naiwny. Niektórym facetom nigdy nie zrobi się na brzuchu kaloryferek. Sorry kotku. Pije te swoje soki z cytrusów, fakt, że przy okazji robi i mi. Jakiś pożytek jest. Niech już jedzie. Ja w tym czasie kupię sobie auto.

W środę zamiast na odwołaną terapię małżeńską Michał podwozi mnie do salonu Hondy. Jest niedaleko mojej pracy, więc wysiadam i rzucam niezobowiązujące „pa”. Wchodzę do salonu w swoim zajebistym spodium Stefanel za prawie 600 zł, kupionym, jak drożdżówka o poranku. Zsuwam okulary słoneczne i witam się z przedstawicielem handlowym.

- Witam, w czym mogę Pani pomóc?

Odpowiadam rzeczowo i bez owijania w bawełnę.

- Chciałabym kupić auto. Hondę – śmieję się, bo to chyba oczywiste, choć na parkingu stoi kilka innych marek samochodów. Hondę civic. Mam 30 tysięcy.

- Mamy tu akurat taką idealną dla Pani. Honda Civic Type S, wersja executive (cokolwiek to znaczy).

- A ile kosztuje?

Pytam o konkrety, co mnie będzie facet zwodził, jeśli cena byłaby nieodpowiednia.

- 55 tysięcy.

- Ale ja mam tylko 30.

- Spokojnie. Jak ma Pani na imię?

- Anna.

- Pani Aniu, może się przejedziemy, oceni Pani, czy ten samochód Pani odpowiada.

- OK, przystałam naiwnie, nie wiedząc, że to stara sztuczka przedstawicieli handlowych – wypróbuj a nie oprzesz się zakupowi…

Wsiadamy i jedziemy. No muszę przyznać, że auto ma kopa, ale to w końcu 1,8. Milion koni. I w ogóle.

Wracamy, a ja już wiem, że chcę mieć to auto i żadne inne, z resztą o żadne inne nie pytałam. W końcu po co? Czuję, że jednak powinnam dołożyć ciut więcej staranności. Dzwonię do przyjaciela, tego, który jest w separacji z Klarą. Sto lat do niego nie dzwoniłam, więc trochę głupio, ale w końcu od czego są przyjaciele.

- Hej Damian możesz gadać?

- Mogę. Kupę lat Anka.

- No, kupę, ale wiesz co teraz nie mogę długo gadać. Jestem w salonie Hondy i oglądam tu takie autko i chciałam Ciebie zapytać, co powinnam sprawdzić zanim je kupię.

Damian objaśnia mi wszystko, zadaje pytania, a ja podekscytowana przekazuje je przedstawicielowi, który ani na trochę nie traci opanowania. Nie takie pytania już mu zadawano. Gdy wszystko już sprawdzone podejmuję decyzję, chcę mieć to auto. Dzwonię do Michała, choć jego to interesuje o tyle, ze musi zrobić przelew wszystkich naszych oszczędności. Oczywiście mędzi coś pod swoim sterczącym nosem, ale mam to szczerze w dupie. Załatwiam umowę kredytową na brakującą kwotę oraz inne formalności i dwa dni później, dokładnie w dzień wyjazdu Michała do Egiptu wyjeżdżam z salonu roczną Hondą Civic Type S. Nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że kupiłam sportowy samochód. Nieźle!

Jestem przeszczęśliwa. W końcu po 12 latach małżeństwa mam coś swojego. Podłączam iphona do jack jacka, rozsuwam szklany dach i jadę, jadę! Juhu!

Ale coś nagle przerywa to szczęście. O kurcze! Na śmierć zapomniałam o dniu matki w przedszkolu. Miało się zacząć o 15 30. A jest 15 45. Matko boska. Co ze mnie za matka. Przebijam się jakoś przez korki i jestem. Spóźniona całe pół godziny. Biedny Kamilek. Na miejscu dowiaduję się, że przedstawienie zaczęło się z kilkunastominutowym opóźnieniem, więc nie jest tak źle. Gdy wchodzę do sali dzieci już wystepują a Kamilkowi trzęsie się bródka. Gdy mnie dostrzega płacz powoli ustepuje uśmiechowi i występuje dalej. Niemniej do końca przedstawienia jest w nim jakiś smutek. We mnie też. Z trudem powstrzymuję łzy. Widzę tych wszystkich rodziców razem i łzy same napływają do oczu. Wiem, że nie mogę, Kamilek nie może tego zobaczyć. On musi widzieć mnie uśmięczniętą. To dzień matki w końcu. Występuje cudnie. Jaki on kochany. Nie ma już rodziców, ale ma mamę i tatę. To i tak nieźle.

- Kamilku, pięknie występowałeś. Mamusia Cię kocha. A teraz przejedziemy się nowym autem mamy.

- Dasz gazu?

 

- Tak dam kochanie Ty moje.

Michał dzwoni.

- Kurczę, nie mam klucza, a zostawiłem w mieszkaniu iphone. Będziesz zaraz? Za chwilę mam samolot.

Mogłam powiedzieć, że nie, że mam to w dupie, ale lecę na łeb na szyję, żeby mu otworzyc i dać tego pieprzonego iphona. Dowód zbrodni, narzędzie kochanków.

- Proszę.

- Dziękuję, naprawdę.

- Miłego bzykania kotku.

- Nie mów tak.

- Dlaczego?

- No bo to nie prawda.

- Proszę Cię. Pa!

Spędzam wieczór w domu. Pijąc to i owo. Rozmawiając z mami, z którą umawiam się, że następnego dnia zawiozę dzieci, bo mam majówkę firmową, a potem chcę wyjść. Rozmawiam też z Kubą. I to całkiem długo. Piszę z Martyną. Idę spać. A dzieci? Dzieci coś tam oglądają i też w końcu idą spać.

W sobotę po śniadaniu zawożę chłopców do mamy. Wracam, biorę rower i jadę na majówkę nad Maltę. Jadę rowerem, świeci słońce, wiatr we włosach. Jestem szczęśliwa. Nie wiem do końca dlaczego. Ale tak czuję. Zamieszczam opis swego stanu na fb. Na majówce bawię się doskonale. Jestem najlepsza we wszystkich konkurencjach sportowych. Nie piję alkoholu. Oszczędzam siły na wieczór z Klarą, jej przyjaciółką, Nati, Beatą i jej siostrą. Wracam rowerem do domu. Słońce zachodzi. W uszach muzyka. Czyż świat nie jest piękny? Mój mąż w Egipcie gzi się z tą dziunią, a ja wychodzę z laskami na jumpa. Zajebiście.

Pierwsza przychodzi Klara. Nie wiem w co się ubrać.

- Zakładasz to wdzianko Stefanel i kropka. Do tego obcasy i jakaś biżuteria i wymiatasz mała, a nie te dżinsy i t-shirt. Proszę Cię.

Reszta przychodzi po chwili. Klara z przyjaciółka piją tequillę. Ja radlerka. Siora bezalkoholowe. W końcu jest w ciąży i tylko to ją powtstrzymuje. Beata z Angelą łoją wódkę z sokiem. Mamy też jaranie. A jak!

Girls wanna have fun – mój wpis na fb tego wieczora.

Piję i jaram najmniej, ale śmieję się najgłośniej. Jakbym coś chciała zagłuszyć. Dzwoni Kuba, że jedzie na jakieś urodziny, a potem może wpadnie do nas do Klubu.

Wychodzimy porządnie szmernięte i uspawane. Ja najbardziej trzeżwa ogarniam to stado prawie 40 letnich pijanych bab.

Wchodzimy do Klubu, dj dobrze gra. Czuję, że będzie dobra impra. Faceci calkiem całkiem. Sporo ludzi. I już przy barze spotykam Michała, dawnego kumpla z liceum i z czasów studenckich.

- Co u Ciebie?

- Rozwodzę się. A u Ciebie?

- Skaczę z kwiatka na kwiatek, jestem seksoholikiem .

Do końca nie wiem, czy tak powiedział, ale nie musiał, To było widać.

Pijemy i dylamy. Dylamy i pijemy. Idziemy do chilloutu, tam więcej widać. Mniejszy tłok. Każda ma swoją bajkę. Wykrzywiona Beata pląsa na środku parkietu. Jej siora ma focha o coś, ale nikt nie chce dowiedzieć się o co. Przyjaciółka Klary śmiertelnie poważna. Ja z Klarą rozmawiamy, dylamy i pijemy. Dzwoni Kuba, że już jedzie. OK, niech przyjedzie. Ja i tak sie dobrze bawię. Przyjeżdża.

Klara zauważa, że on ma na moim punkcie bzika. Ale ja w to nie wierzę, przez ponad miesiąc tysiąca rozmów z nim ani razu nie przeszło mi przez myśl, że on i ja, że coś. Owszem, jest przystojny i zawsze mi się podobał i nawet, gdy byłam mała, chyba się w nim podkochiwałam, tak na swój dziewczęcy sposób. Ale nie żeby teraz coś. On jest dziwny. I pierwsze wrażenie, jakie na mnie zrobił, gdy go spotkałam po wielu latach niewidzenia się, to to, że jest psem na baby, takim babskim lujkiem. Może być moim kumplem, ale nic więcej. Niech tak zostanie.

Ale fakt, że tego wieczoru nie może oderwać ode mnie wzroku. Klara cały czas z nim rozmawia i troszkę się na niego grzeje. Ale w końcu w separacji jest. Kuba cały czas przy barze. Klara obok, ja trochę tańczę, trochę do nich podchodzę i dołączam od czasu do czasu do rozmowy. Schodzimy na dół. Mam wrażenie, że one już dawno poszły do domu, ale nie przeszkadza mi to. Tańczę i jest mi dobrze. W pewnym momencie podchodzi do mnie chłopak. Bardzo fajny.

- Hej, od kilku minut Cię obserwuję i zastanawiam sie, skąd Ciebie znam.

- Widziałam, że mnie obserwujesz. Nie mam jednak pojęcia skąd możemy się znać.

- Do jakiego liceum chodziłaś?

Matko, standardowe gadki nie wiedzącego jak poderwać gościa. Po kilku tym podobnych pytaniach proponuję mu, by odszedl na stronę i zastanowił się, skąd może mnie znać, bo teraz chcę potańczyć. Potulnie odchodzi i po kilku minutach faktycznie wraca.

- Już wiem! – krzyczy uradowany.

- No dawaj.

- Biegasz dookoła Rusałki.

- To fakt, biegam.

Jak on mnie do cholery pokojarzył?

No i rozmawiamy, o życiu, rozwodzie, relacjach damsko męszkich, Klubie i innych, aż ... okazuje się, że on ma laskę. Kurcze, a tak fajnie się rozmawiało. Naprawdę. I w dodatku jedyna inteligentnta twarz w całym Klubie. Mówi się trudno.

W końcu wychodzimy z Klubu. Beata, jej siora i ja. Klara z przyjaciółką już dawno pojechały. Poznany przeze mnie chłopak taże wychodzi i krzyczy do mnie, że już nie może się doczekać spotkania nad Rusałką. Ja też, ale nie oczekuję, że faktycznie się spotkamy.

Siostra Beaty twierdzi, że widziała, jak Kubie laska robiła loda w kiblu. Nie wierzę, ale nawet gdyby, co z tego. Facet w końcu.

Spać, spać, spać.

Kac, kac, kac.

W niedzielę odbieram dzieci i jedziemy na termy maltańskie na urodziny kolegi Kacpra z klasy. Jest to dla mnie traumatyczne przeżycie, bo wszystkie dziecki przyjechały z dwojgiem rodziców. Tylko ja sama. Bez męża. Łzy cisną mi się do oczu. Zostawiam Kacpra na urodzinach i wraz z Kamilkiem udaję do części rekreacyjnej. Jest mi strasznie smutno, choć staram się to ukryć przed Kamilkiem i bawię się z nim mimo wszystko. Przypomina mi się, jak całkiem niedawno, chyba podczas długiego weekendu majowego, byliśmy tu z Michałem i dziećmi i było naprawdę przemiło. Michał podziwiał moją figurę i wygląd, wręcz zachwycał się. A teraz on jest w Egipcie a ja tutaj sama. Bawię się z Kamilkiem jak nigdy dotąd. Skaczemy przez fale, brodzimy w wodzie, zjeżdżamy na małej zjeżdżalni, śmiejemy się. Nie wiedziałam, że bawiąc się z dzieckiem może być tak wesoło.

Tydzień bez niego mija na pracy, odbieraniu dzieci i spędzaniu z nimi czasu po pracy. Jest ładnie i ciepło, więc codziennie coś robimy, ja oprocz tego biegam i bardzo dużo rozmawiam przez telefon. Głównie z Kubą. Przed zaśnięciem slucham Get Lucky i wyobrażam sobie moją kolejną miłość. Widzę prawie jego twarz i czuję zapach. Wiem, że jest blisko, że już wkrótce go poznam, mam wrażenie, że jest tuż za rogiem.

Z poniedziałku na wtorek Michał wysyła mi sms. Śpię tak czujnie, że odbieram go od razu. Pisze, że nie może spać, że serce mu wali, chyba ma napad nerwicy. Albo odruchowo, albo z miłości odpisuję mu od razu, że to tylk schiza, że nic mu nie jest, żeby się uspokoił i dał mi znać, jak się dalej będzie czuł. Piszę jeszcze kilka razy, ale potem chyba musiało mu sie zrobić lepiej, bo przestał pisać. Ja zostałam z tymi jego smsami w ręce, leżąc na kanapie, bo od urodzin Kini to moje łóżko, i z myślami. Dlaczego do mnie napisał? Z przyzwyczajenia? Z lęku? Jej jednak nie ma w jego pokoju? Jej boi się przyznać, że źle się czuje? Dla mnie to znak, że może jednak się nie rozwiedziemy. Skoro do mnie pisze, gdy mu źle. Może... Ale zaraz, przeciez decyzja już podjęta. Przecież ja chcę się rozwieść. O matko. Zapomniałam! Zasypiam.

Przez resztę tygodnia Michał pisze tylko jak mają się dzieci i to wszystko. Ja slucham Get Lucky i przygotowuję się na rozmowę o rozwodzie, podziale majątku i opieki nad dziećmi.

W piątek, w dniu jego przyjazdu jadę z dziećmi do Marleny. W trakcie szykowania pysznego obiadu, bo Marlena jest mistrzynią gotowania, pyta mnie tysiąc razy, czy na pewno chcę się rozwieźć.

- Na pewno Marlena. Sprawy zaszły za daleko. On pojechał z nią do tego Egiptu. Wybrał. A ja doszłam przez te ostatnie tygodnie do tego, że nie byłam z nim szczęśliwa, więc to postanowione.

- No tak, ale tak łatwo się w dzisiejszych czasach rozstać. Może jednak spróbujecie.

- Marlena, gdyby on chiał, to może, ale on nie chce. Co mam zrobić.

Wracam do domu. Poddenerwowana dzwonię do Kuby.

- Nie wiem, boję się jakoś tej rozmowy. Nie wiem, czy to nadzieja, że może jednak nie będzie rozwodu, czy lęk, jak ta rozmowa się potoczy. Boję się go.

- Idź pobiegać przed. Dasz upust swoim nerwom, wykąp się i potem porozmawiajcie.

- OK.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • rozwiazanie dwa lata temu
    Jak nie Kinia to byłaby inna, a rozwód to dramat, który wszystko zmienia. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania