Poprzednie częściPrima Aprilis

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Prima Aprilis cz. 11

Dzwonię do Michała i błagam, by przyjechał z dziećmi, bo chcę z nimi odwiedzić babcię, czyli moją mamę. Niczego nie obiecuje i napawa się tą przewagą, którą wydaje mu się, że nade mną ma. Leżymy i rozmawiamy z Nati. Trochę się zmieniło od naszej ostatniej kawy pitej tutaj w marcu, na Wielkanoc. Ona już w ciąży. Boi się i cieszy na zmianę. Ja w zaawansowanym rozpadzie małżeństwa po upojnej nocy z Kubą. WTF!

Michał wraca z dziećmi. Kacper jakby zły na mnie. W końcu spałam u obcego mężczyzny. Ja, jego nieskazitelna mama. Tego dnia nie dostaję od nich kwiatów, nie zasłużyłam.

Szykujemy się do wyjścia. Michał cały czas podniecony sytuacją wrzeszczy na mnie, że taraz inaczej będziemy negocjować. Zupełnie mnie to nie obchodzi, wcześniej, zanim wrócił, zadzwoniłam do prawnika i on mnie uspokoił, że to zupełnie bez znaczenia, choć nie do końca wtajemniczyłam prawnika w szczegóły minionej nocy.

Dzieci schodzą z Nati do samochodu. Michał wrzeszczy, ja trzaskam drzwiami, ale muszę się po coś cofnąć. On siedzi na kanapie i wpatruje wciąż w aplikację znajdź iphone.

- Inaczej teraz będziemy negocjować. Powtarza, jakbym wcześniej nie słyszała.

- Nie Michał - mówię zupełnie spokojnie, nawet powieka mi nie drgnie, co za stan -niczego nie będziemy negocjować, i wychodzę.

W trakcie wizyty u mamy Michał dzwoni i przeprasza mnie za swoje zachowanie. Widocznie się wystraszył. Chciał mnie sprawdzić. Ale nie wie, co się tak naprawdę wydarzyło u Kuby i dlatego wymiękł. Płaczę w słuchawkę i cieszę się jak dziecko, że mąż mnie przeprasza i chce porozmawiać spokojnie.

Do domu wracam totalnie szczęśliwa, rozmarzona. Uśmiecham się do siebie. Jadę moim zajebistym, sportowym autkiem i wspominam każdy szczegół minionej nocy. Na swiatłach staje obok mnie bardzo przystojny facet w jakimś bardzo drogim samochodzie i uśmiecha się do mnie. Szczęśliwej i uśmiechniętej kobiety. Bosko!

W domu kolejne rozmowy z Michałem. Nie dochodzimy do niczego, bo Michałowi cały czas się wydaje, że ja za dużo chcę tej kasy. Późnym wieczorem wyjeżdża w kilkudniwą delegację, więc rozejm. Pewnie idzie spać do niej, ale zupełnie mnie to teraz nie interesuje.

Przed snem rozmawiamy z Kubą, trochę boję się, że w domu jest podsłuch, więc rozmawiam albo z balkonu, albo w zaszyfrowany sposób na kanapie. Wspominamy noc. Upajamy się tymi wspomnieniami. Jednak jest mały zong. Boję się, że coś mogło się dostać do środka. Kuba proponuje, że załatwi mi tabletkę poronną. Robi to jeszcze tego samego wieczoru. Skąd on ma takie znajomości? Często takie tabletki załatwia? Nieważne. Ważne, że było tak cudownie. I że załatwił, tak od razu. Przywozi mi ją w konspiracji, wychodzę wyrzucić śmieci, on czeka na mnie przy bramie i podaje tabletkę. Daje mi też małą karteczkę. W domu otwieram ją. Jest na niej adres lekarza i telefon. Mam się do niego umówić na wizytę, by sprawdzić, co się tam w środku wydarzyło. Wszystko jest już opłacone. Kochany Kuba. Ja nie miałabym jak zapłacić, bo Michał śledzi mój każdy wydatek. Co za paradoks, że tak się kiedyś cieszyłam z tego wspólnego konta…

Przeszczęśliwa kładę się spać. Tabletka już we mnie.

U lekarza okazuje się, że w minioną sobotę byłam w epicentrum owulacji. Wszystko jasne. Stąd ta determinacja w pojechaniu do Kuby i wskoczeniu mu do łóżka. Bez założenia wkładki nie ma gwarancji, że unikniemy zapłodnienia. 600 zł. Kuba pożycza. Oddam jak będę mogła. Zakladam, bez znieczulenia. Boli strasznie. Kuba dzwoni i przeprasza, że to przez niego. Nie mam pretensji, w końcu też tam bylam.

- Spoko, nie czuj się winny. Ja też byłam tej nocy nieodpowiedzialna, ale miło że się przejmujesz. Jaka ja wyrozumiała…

Tydzień mija na czekaniu na przyjazd Martyny z dziećmi. Bardzo się cieszę. Moja najlepsza przyjaciółka przyjeżdża na ratunek. Ale czy on jest mi tak jeszcze potrzebny? Przecież ja już jestem taka silna, i jest Kuba, choć to nic, między nami nic nie ma, ale jest, i jakoś daje mi siłę. Martyna przyjeżdzża. Kuba jedzie na Hel, popływać. Michał też tam jedzie z Kacprem. Kinia pewnie jest gdzieś w okolicy. Ja zostaję z Kamilkiem. Więc tak spokojniej w domu. Nikt nie krzyczy, nie hałasuje. Martyna przychodzi jak tylko dzieci zasypiają. Mieszka u brata na niedaleko. Jakieś 5 minut. Przynosi wino. Ja niewiele piję. Rozmawiamy.

- Anka, jesteś zajebista. On nigdy nie był Ciebie wart. Nigdy nie motywował Ciebie do niczego dobrego. Miłość, taka prawdziwa motywuje do czegoś dobrego, do rozwoju. On Ciebie hamował.

- Tak wiem Martyna, wiem.

- Jemu chodziło tylko o imprezy i o niego. Nie dbał o Ciebie. Nic dla Ciebie nie zrobił. Ty jesteś zajebistą kobietą. Inteligentną, zgrabną, zobacz jak wyglądasz po dwóch ciążach, a jak ja.

Patrzę, faktycznie, figurę mam niezłą.

- Tak wiem Martyna, wiem.

- Nie szanował Ciebie, ani Twojej rodziny. Niczego. Fifa, kanapa...

- Tak wiem Martyna, wiem.

- I ten Hel. Co roku chciałaś pojechać gdzie indziej, ale zawsze stawało na jego Helu. I ty się na to godziłaś.

- Tak wiem Martyna, wiem.

- I nie chciał z Tobą spędzać czasu, nie chciał Ciebie wziąć na kolację, choć wiedział, że to dla Ciebie takie ważne. Tak go prosiłaś.

- Tak wiem Martyna, wiem.

I naprawdę to wiedziałam, ale jakoś tak to wszystko na mnie podziałało, że zamiast iść do przodu, cieszyć się, że już nie będę z tym łysym i odrapanym dupkiem, rozpłakuję sie. Martyna mnie przytula, tak jak prawdziwa przyjaciółka powinna. A ja ryczę. Ale nie długo. Ogarnąć się muszę. Ogarnąć.

Odpalamy film, silver lininigs playbook. Ksiażkę o tym samym tytule zaczęłam czytać dzień po poznaniu Bjorna. Ale nie dałam rady. Styl odtrąca już przy spisie treści. Oglądam i nie wierzę, film jest o mnie i Michale i chyba nawet o Kubie W filmie ja i Kuba na końcu jesteśmy razem, ale przecież w realu tak nie będzie. Dwa światy, on pies na baby, bez sensu. Niemniej rozpłakuję się. Martyna nie wie, dlaczego. Piszę do Kuby „dobranoc”. On też.

Pisze i dzwoni do mnie przez cały weekend. Wspominamy naszą magiczną noc. Zdaje mi sprawozdanie z pobytu Michała na Helu. Sam niewiele pływa, bo nie wieje, za to sporo pije.

W sobotę wpada do mnie Marlena, Patrycja i Martyna. Nie ogarniam niczego, więc nie mam nic do jedzenie, tylko wino i ser. Ja piję wodę, biorę tabletki i naprawdę nie chcę już pić. Patrycja też nie pije, bo karmi i przyjechała samochodem. Martyna i Marlena chleją za nas dwie.

Kamilek śpi obok w pokoju. A my rozmawiamy o tej całej sytuacji. Patrycja bardzo się tym wszystkim przejęła. Radzi mi orzekanie o winie.

- Anka, Ty nie zrobiłaś nic złego, to on Ciebie zdradził. Masz pełnie prawo do zadośćuczynienia. Powodzenia i trzymaj się. Dasz radę. Jesteś silna. W razie potrzeby dzwoń.

Wychodzi, trzeźwa, świeża, piękna i pięknie ubrana. To naprawdę laska z klasą. Takich lasek już prawie nie ma. Zawsze była moim ideałem.

Martyna twierdzi, że w niczym nie jestem od niej gorsza. Nie powinnam mieć na tym tle żadnych kompleksów.

Nie jestem przekonana.

Następne częściPrima Aprilis cz. 12

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania