Poprzednie częściPrima Aprilis

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Prima Aprilis część 3

FALOWANIE I SPADANIE

 

Jest 20 00. W końcu przyjechali.

- Jak było Kacper? – pytam w połowie zainteresowana.

- Fajnie – standardowo odpowiada mój 10 letni syn.

- No to się cieszę. Jesteś głodny?

Na szczęście nie jest. Czyli rozmowa już zaraz. Już zaraz Michał mi wszystko wyjaśni. I wszystko będzie jak dawniej. Choć do końca nie mam pewności, czy tego chcę… Dziwne uczucie. Przecież ryczałam całe popołudnie, drżałam z zimna, wypaliłam całą paczkę fajek. Musiałam sto razy tłumaczyć Kamilkowi, że kroiłam cebulę, tyle łez się polało. Ciekawe ile faktycznie cebul bym już obrała. Ale chyba nie to jest teraz ważne. Rozmowa. Zaraz się zacznie.

Dzieci śpią. Czekam z piwem na kanapie. Piwo, mój wieloletni przyjaciel. Pomaga mi czekać. A czekam trochę. W końcu Michał musi się rozpakować, wykąpać, zadzwonić tu i tam.

Robi się dziewiąta. Piwo powoli się kończy. Biorę kolejne. Zimne. Pyszne. Michał siada obok mnie.

- Chciałaś porozmawiać.

Właściwie nie wiem, czy to pytanie, czy stwierdzenie, ale odpowiadam

- Tak. Chciałam tylko powiedzieć, że jeśli chcesz być z kimś innym, z kim myślisz, że będziesz szczęśliwy, to ja nie chcę stać Tobie na drodze do tego szczęścia. I tyle.

- Nie rozumiem.

- No przecież mówiłam Tobie. Kamilek niechcący otworzył jakiegoś maila od tej Kingi. Potem ja zaciekawiona grzebałam. Wiem, wiem, nie powinnam. Ale sam rozumiesz. Ta impreza, potem co jakiś czas przewijała się w naszych rozmowach, teraz ten mail, więc grzebałam. Przepraszam. Ten mail po hiszpańsku szczególnie mnie zabolał.

- Jaki mail? Nie pamiętam żadnego maila. O jakiego maila chodzi.

- Przecież wiesz. Ten mail, w którym martwisz się o nią, jest Ci smutno, że nie odbiera telefonu. I żegnasz ją czule „dobranoc kochanie”

- Nie pamiętam. Tysiące maili wysyłam.

- Proszę Cię. Przecież widziałam. Jak chcesz mogę CI go pokazać.

- Nie, nie będę oglądał żadnych maili. Może napisałem tak. Nie pamiętam. Ale to nieważne. Mam mnóstwo koleżanek. Zawsze miałem. A Ty zawsze byłaś o nie zazdrosna.

- Nie byłam. No może raz o Basię B. ale o żadną inną. Jednak tym razem coś poczułam, i stąd ta niepewność.

Przez cały czas dłubie w Ipadzie, ogląda TVkę, spogląda na telefon. Ale w pewnym momencie obraca się do mnie i mówi.

- Słuchaj. Ta nasza chemia, którą przeżyliśmy na początku była czymś niesamowitym. Nigdy wcześniej, ani później nic takiego mi się nie przytrafiło – Dobrze, że nie później – pomyślałam

- A Kinga podoba mi się jako kobieta i dziewczyna, zafascynowała mnie.

- Jak zafascynowała? Jak to podoba Ci się jako kobieta? Co to znaczy? – pytam już konkretnie zaniepokojona.

- Nic. Może użyłem niewłaściwego słowa. Jest po prostu ciekawą osobą.

- No tak i jeździ na desce i kajcie …

- Przestań. Tak nie będziemy rozmawiać.

- OK. czyli mogę być spokojna. To NIC? Bo jestem pełna niepokoju, a przede wszystkim nie chcę stać na drodze do Twojego szczęścia.

- Jakiego szczęścia. Nie wymyślaj. Możemy już zakończyć rozmowę?

- OK. A powiedz mi jeszcze tylko. Całowaliście się?

Patrzy na mnie tak jak nasz starszy syn, kiedy myśli, że my myślimy, że coś przeskrobał.

- Nie.

Ale coś mi w tym spojrzeniu nie pasuje. Jednak jak każda kobieta eliminuje z rozmowy wszystko to, co złe, przesiewam i zostawiam tylko to, co dobre, a właściwie to, co daje nadzieję, że będzie dobrze.

- Wiesz co, ja chyba nie pojadę na tę Majorkę. W takiej sytuacji nic tam nie odpocznę.

- Chcesz wyrzucić tyle pieniędzy w błoto? Dopiero co wykupiłaś tę wycieczkę.

To fakt, kupiłam ją w sobotę wielkanocną i tak się z niej cieszyłam. Po półtora roku ciężkiej harówy w pracy, w której walczyłam o czas nieokreślony na umowie o pracę marzyłam o tygodniu w cieple przy basenie. Postanowiłam wziąć mamę. W końcu po 11 latach pomagania nam przy dzieciach należy jej się jak nic. Już dawno powinnam była to zrobić, ale coś mnie zawsze powstrzymywało. On?

- Nie wiem, może pojadę z Tobą na tego kite’a jednak. Widziałam, że jej tez przesłałeś ofertę. Ty będziesz miał jedynkę, więc idealnie. Ona też pojedzie i będziecie mogli w nocy robić, co tylko dusza zapragnie.

- No teraz już przesadzasz. Zwariowałaś. Przesłałem jej ofertę, jak koleżance. Normalnie, Wiem, że pływa, i że może pojedzie z kolegą i koleżanką. Ale jeszcze nie wie. Przesadzasz. Możemy już zakończyć tę rozmowę? Rozmawiamy już całą godzinę. Jestem zmęczony.

Już nie pamiętam, czy się przytuliliśmy, czy pocałowaliśmy. Kurcze, w ogóle tego nie pamiętam …

Poszliśmy spać. Ja oczywiście zaliczyłam balkon. Miejsce na moje przerwy od życia. Ja i fajka, czasem ja, fajka i piwo. Taka chwila zawieszenia pomiędzy praniem, wycieraniem pupy Kamilka, składaniem prania. Końcem dnia i początkiem nowego. Tym razem to była fajka niepokoju. Z jednej zrobiło się kilka. W końcu poszłam spać.

Rano pobudka. Dzieci jak zawsze w humorze. Same robią śniadanie i biegną umyć zęby ☺

Szybko poruszamy się po mieszkaniu, by zdążyć do pracy, szkoły, przedszkola.

Dzisiaj Michał mnie podwozi. Ostatnio częściej mu się to zdarza. Ja płaczę. Nie wiem, dlaczego. Przecież wszystko mi wyjaśnił. To ze mną miał super chemię życia 11 lat temu. To ja jestem Jedyna, Cudowna, Wspaniała.

Dlaczego więc płaczę? Cebuli nie kroiłam.

- Nie płacz – mówi i patrzy mi prosto w oczy.

- Przykro mi, bo do mnie już dawno nie napisałeś takiego maila, ani smsa.

- Niech Ci nie będzie przykro. Miłego dnia.

Wysadza mnie pod biurem.

- Idę do pracy i nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.

Mówię Weronice, mojej pracownicy, która pobiera się 22 czerwca. Ma 29 lat i jest taka niewinna i dobra. Zaniepokojona patrzy na mnie, jakby tym spojrzeniem chciała powiedzieć, czy może pomóc?

Pracujemy. W naszej korporacji nie ma czasu na długie dyskusje o życiu. Maile trzeba pisać, maile, a nie roztkliwiać się nad sobą.

Ale myśli same przychodzą do głowy. Piszę maila do ojca. Opisuję mu całą rozmowę z Michałem. Słowo w słowo. Na odpowiedź czekam długo, bo ojciec w USA i różnicę czasu trzeba wziąć pod uwagę. W końcu jest. Otwieram i czytam. Krótko i zwięźle. Jak to mój ojciec.

- Aniu, masz do wyboru, albo mu uwierzysz, albo nie. Radzę Ci uwierzyć i zacząć wszystko „na nowo”. Jaka zbieżność. Teraz mi to przyszło do głowy. Mieszkamy na NOWO – grodzkiej

No skoro ojciec tak radzi, to chyba trzeba się do tego zastosować. W końcu sama się do niego po tę radę zwróciłam dzień wcześniej. W Prima Aprilis. Po rozmowie z Natalią zadzwoniłam do niego na Skypie. Nigdy nie lubiłam tych wymuszonych rozmów podczas jego wyjazdów do Stanow. Zazwyczaj dzwonił w niedzielę wieczorem, kiedy my z Michałem i dziećmi oglądaliśmy „Żonę na niby” albo inną komedię romantyczną. A on właśnie wtedy dzwonił i chciał rozmawiać, co u mnie, co u Michała, co u Kacpra i Kamilka. Do tego zazwyczaj byliśmy skacowani, nie tyle po imprezie co po sobotnim wspólnym piciu. Tak więc nie lubiłam tych rozmów, ale wypadało, więc rozmawiałam. Oczywiście ani Kacper ani Kamilek nie mieli ochoty porozmawiać z dziadkiem, nie mówiąc już o Michale, który nigdy nawet nie raczył „zagadać” teścia. Co więc nakłoniło mnie, by po primaaprilisowym odkryciu zadzwonić właśnie do niego? Przecież z mamą jestem znacznie bliżej. Rozmawiamy częściej, zdecydowanie. Tyle mi pomaga. A jednak. Może to, że ojciec jest po prostu mężczyzną, a może to, że sam także zdradzał i wydał mi się autorytetem w tej materii? Niezłe! Tak, czy owak, to właśnie do niego zadzwoniłam. Ledwo zaczęłam mówić łzy zaczęły mi napływać do oczu, usta drżeć, ryczałam. Nie mogłam do końca składnie opowiedzieć tego, co się zdarzyło. W tle widziałam Elę, tę dla której ojciec odszedł od mamy. Czy ona też będzie mi doradzać? Pomyślałam. Rozmowa z ojcem uspokoiła mnie tyle o ile. Powiedział, że mam porozmawiać z Michałem, zapytać, i przede wszystkim posłuchać, co ma do powiedzenia. Właściwie sama to planowałam, ale ojca rada mnie wzmocniła.

Jego mail następnego dnia był krótki i rzeczowy, jak cały on. Niemniej nie ilość znaków świadczy o treści, a ta treść była niewykle trafna i prawdziwa. Albo uwierz i zacznij od nowa albo nie i …

OK.

Pracuję dalej. Jedna kawa, przerwa na fajkę, druga kawa, maile. I nic do jedzenia. Żołądek mam ściśnięty. Dzwonię do Zoi.

- Halo?

- Hej, to ja, co tam?

- A nic, brzuch rośnie. Helenka szaleje.

Zoja ma córeczkę Helenkę i jest w ciąży, chłopiec. Znamy się z pracy w poprzedniej firmie. Dzwonimy i spotykamy się regularnie. Ona częściej, bo to ja nie mam na nic czasu.

- No to fajnie.

- A co u Ciebie Kowal?

Miałam taką ksywkę w tej firmie właśnie.

- Wiesz co. Odkryłam wczoraj takiego maila. Michał napisał go do takiej KIngi. Poznał ją na nartach w styczniu. Napisał go o 22 z minutami w niedzielę 10 marca, ja musiałam być obok na kanapie … Treść do końca nie jest jednoznaczna. Martwi się o nią, gdzie jest i dlaczego nie odbiera telefonu.

- Hmm, dziwne.

- No właśnie. Dlaczego napisał tak do niej?

- Pytałaś go?

- Tak. Tego samego dnia. Najpierw do niego zadzwoniłam, bo akurat był z Kacprem na nartach. I powiedziałam o swoim odkryciu. Wieczorem, kiedy wrócił, zaprzeczył, jakoby to coś znaczyło. Powiedział, że jest fajną koleżanką i tyle. Choć powiedział też, że mu się podoba jako kobieta i go zafascynowała, ale fascynacja do mnie kilkanaście lat wcześniej była silniejsza.

- No to Anka nie martw się. Uwierz mu i tyle. Może faktycznie tak jest i przesadzasz.

- No tak, ale on wysyłał jej ofertę wyjazdu na kite’a. A widziałam, że ma wynajętą jedynkę. I tak sobie pomyślałam, że ona w nocy będzie do tej jedynki przychodzić. Kurcze.

- Ale ona jedzie do tego Egiptu?

- Nie wiem. Widziałam tylko jego maila do niej z ofertą. Nie widziałam odpowiedzi.

- To zapytaj go, czy ona jedzie i sprawa będzie jasna.

- OK. Dzięki, Muszę lecieć do pracy.

- To buźka. Zadzwoń jak będziesz po rozmowie z nim.

Kończę sześćdziesiątą fajkę i wracam za biurko. Maile, maile, maile. Mam niezłą stawkę godzinową jak na kogoś, kto przez 8 do 10 godzin pisze maile. Ale skoro firma tak chce! No ok., od czasu do czasu mam też telekonferencje. Tak więc piszę i omawiam ważne sprawy i projekty. Piję kolejną kawę. Wciąż nic nie jadłam. Po co. Kawa i fajki wystarczą.

W międzyczasie mam spotkanie z Magdą, którą zastępowałam podczas jej dłuższej nieobecności. I zostałam w firmie po jej powrocie. Na jej stanowisku. Trudna sytuacja, ale poradziłam sobie z nią doskonale. Mamy dobry kontakt. Ona nie ma do mnie pretensji. Spotkanie dotyczy spraw bieżących, jakiegoś projektu na skalę Europy. Mamy na to przeznaczoną godzinę. Ale nie mogę się powstrzymać i dobre pół godziny rozmawiamy o mailu, którego odkryłam dzień wcześniej i Michale. Jej mąż pracuje za granicą i wszystko, co mówię ona odnosi do swojej sytuacji.

- Kurcze – mówi – mam nadzieję, że mnie się to nie przytrafi. Wiesz może u Was tak się stało, bo on tyle wyjeżdża i wiesz, kiedy wraca do domu z tych swoich delegacji doznaje szoku. Wiesz, taki kontrast: na wyjazdach bujanka, hotel, basen, kolacje, a w domu dzieci, życie codzienne. Poczuł na nich wolność, której w domu, w Toruniu nie ma.

- No może tak. Jego siostra zawsze mówiła. On tyle jeździ. Buja się. A Ty to wszystko ogarniasz. Zapierdalasz jak dziki osioł. Praca, zakupy, dzieci, sprzątanie, ogarnianie. Wszystko na Twojej głowie. A on pełen relaks i bujanka. A ja jej zawsze tłumaczyłam, że on tak do tego nie podchodzi, że on tęskni na tych wyjazdach za nami, że ma ich dość i wcale mu tam tak dobrze nie jest. Tak przynajmniej myślałam.

- Może ona miała rację. Wiesz, widziała to z boku. Ty byłaś w tym i mogłaś tego nie dostrzegać.

- Hmm, może tak. Może tak było.

No i przechodzimy do tematu spotkania. Kończymy. Dzwoni Natka. Pyta, co Michał powiedział wieczorem. Relacjonuję ze szczegółami rozmowę z nim. Rozmowę z ojcem. Maila od ojca i rozmowy z koleżankami. Zajmuje mi to jakieś pół godziny. Muszę kończyć. Przecież popracować trzeba.

Wychodzę z pracy. Idę na tramwaj. Tak. Jestem Managerem w amerykańskiej korporacji, ale nie mam samochodu. Uważam, że jest mi niepotrzebny. Wszędzie mam blisko. To po co mi samochód. No i tak sobie jeżdżę tramwajem, Wcześniej chodziłam pieszo, bo pracę miałam blisko. A dzieci dawałam radę zaprowadzać do przedszkola i szkoły. W deszczu, zimą, nieważne. Wracam więc do domu i myślę w tramwaju. Całe 30 minut. Czy to się dzieje naprawdę? Przecież byliśmy takim fajnym małżeństwem. Ale czy aby na pewno? Czy tylko mi się tak wydawało? Faktycznie ostatnio mijamy się. Nie robimy niczego razem. Ja praca, on praca, ja siłownia, on bieganie, ja dom, on delegacje, ja piwko i film, on wyjścia do klubów. O kolację przy świecach nie mogę się doprosić od 11 lat. Myśli kłębią mi się w głowie.

Wchodzę do domu, ale zaraz wychodzę, na siłownię. Muszę to wypocić. Robię sobie taki trening, że pot spływa po mnie jakbym stała pod prysznicem. Cardio, ergowiosła, potem maszyny. To niesamowite, że gdy byłam młodsza wstydziłam się ćwiczyć na maszynach przy innych ćwiczących, głównie mężczyznach. Teraz zupełnie mi to nie przeszkadza. Mogą patrzeć, nie patrzeć. Mogę robić coś źle, dobrze, wyglądać źle, dobrze. Nieistotne. Ważne, że ćwiczę. I teraz też ćwiczę na tzw. maksa. Jadę z koksem i myślę o maliu, mailach, o naszym związku z Michałem, o mnie.

Wracam do domu i kąpię się. Nie jestem w stanie ogarnąć niczego innego. Myślę tylko o tym, by z nim porozmawiać. Bo to wszystko nie daje mi spokoju.

- Porozmawiamy dzisiaj?

- Przecież wczoraj rozmawialiśmy.

- No tak, ale mam pewne przemyślenia. Chciałabym się nimi z Tobą podzielić.

On już leży w łóżku. Trzyma w ręce telefon, na kołdrze leży ipad. Minę ma niezadowoloną. Bo ma ze mną znowu rozmawiać.

Siadam i zaczynam. Monolog. On patrzy na mnie i słucha.

- Myślałam o tym cały dzień i to straszne. Pisałeś do jakiejś laski, obcej laski, tak czule. Nie daje mi to spokoju. Jak mogłeś. Ja z siatami biegałam do biedronki, rossmana, żeby było taniej, z dzieciakami spocona, w deszczu do i z przedszkola i szkoły. Sprzątałam, ogarniałam i organizowałam, a Ty do obcej laski piszesz takie maile? Jak mogłeś? Czym sobie na to zasłużyłam.

- Nic nie pisałem. Ustalilismy wczoraj wszystko. – Jak zwykle chętny do rozmowy.

- Nie przerywaj mi. Nic dla mnie nie zrobiłeś. Tak prosilam, żebyśmy biegali razem, chodzili do kina, na drinka, biegać, a Ty co? Wiesz jak ciężko pracowałam, jaka byłam zmęczona. Cale ostatnie póltora roku harowałam jak wół, do tego komunia. Widziałeś jaka byłam zmęczona. Od maja zeszłego roku zaczęlam posypiać po pracy.

- Nie zauważyłem. – stwierdził oschle.

- No właśnie, nie zauważyłeś. Stałam się dla Ciebie niewidzialna. Nieważna. Oddaliliśmy się od siebie przestaliśmy dbać. Praca, sport, praca, dzieci, praca, zakupy, ot co nas łączy.

- Nie jest tak. Przesadzasz. – powiedział bez przekonania. – Chodźmy spać.

- Nie mogę spać, jak mam spać, kiedy napisałeś do niej tak czule,

- Przecież już mówiłem.

- Tak, tak, wiem.

- Idę na fajkę. – Palę jedną i palę drugą.

Kładę się spać, ale nie mogę zasnąć, widzę tego maila, czytam go w myślach. W końcu zasypiam. Przebudzam się w nocy, zapalam papierosa. Kładę się znowu.

Budzę się wcześnie rano. W bojowym nastroju, Myślę sobie. Kurwa. Mam go w dupie. Niech pisze do kogo chce i co chce. Ja wychodzę. Niech teraz sam ogarnie dzieci. Kąpię, się, ubieram, zakładam słuchawki i idę na przystanek tramwajowy, ale zamiast czekac na trmawaj decyduję się zaszaleć. A co tam. On może, To ja też. Postanawiłam iść do Maka. Kupuję kawę latte, moją ulubioną i kubek. Jest zimno, a chcę wziąć kawę na wynos. Uwielbiam chodzić z kawką latte po ulicy. Więc słucham tej muzy, popijam kawę i czuję, że świat należy do mnie. A on? Ja jeszcze mu pokażę. Słucham „Dare Me (Warren Clarke Club Mix – Junior Jack). Słucham tego z kilkanaście razy zanim dochodzę do pracy. Oczywiście sącząc kawę i spalając po drodze pół paczki fajek. Michał dzwoni.

- Gdzie jesteś? Co tak wystrzeliłaś z domu?

- Chciałam być sama. Potrzebuję przestrzeni. Daj mi spokój.

- Ok., jak chcesz. – Kurwa, to jego „jak chcesz” będzie mnie prześladować do końca życia. Dwa slowa, a całe morze obojętności.

No to co? Za robotę trzeba się brać, maile czekają. Kompletnie niewyspana i nabuzowana odpalam kompa. Zaczynam pracę. Ale w międzyczasie dzwonię do Natki, Zoji – koleżanki z poprzedniej firmy, piszę do ojca, rozmawiam z Werką i Magdą. Mam też spotkanie z Wice Prezesem. Rozmawiamy o polityce samochodowej, którą mamy wprowadzić do końca roku fiskalnego w regionie ESEER (East South Eastern Europe & Russia). Omawiamy i omawiamy, aż w końcu nie wytrzymuję i mówię, co mi się przytrafiło. Właściwie nie wiem, czy Wice Prezes zagadnął, czy ja sama zaczęłam. Świetny gościu, radosny, wyluzowany, z zasadami. Jak wchodzi do pracy, od razu chce się pracować, nawet żyć się chce. Pamiętam moje pierwsze dni w firmie. Jego „dzień dobry” rozbrzmiewające radośnie punktualnie o 8 00 dodawało mi wtedy sił, by móc stawić czoła pierwszym paru miesiącom pracy. A łatwo nie było. Ma na imię Michał, jaka zbieżność.

- Wiesz – mówię – odkryłam, że mój mąż ma koleżankę, do której trochę jakby czule napisał i chyba planują wyjazd do Egiptu.

- Nie chciałem mówić, ale kiepsko wyglądasz, oczy zapuchnięte, twarz przepełniona stresem i zmęczeniem.

Opowiadam mu w skrócie, co się wydarzyło, i że w wyniku tych zdarzeń doszłam do wniosku, że małżeństwo, które uważałam za idealne, wcale takim nie jest.

- Zaniedbaliśmy się z Michałem całkowicie, oddaliliśmy się. Nie wiem, czy w wyniku pracy w korporacjach, czy po prostu coś się wypaliło. Przestaliśmy dbać o siebie. Zanikły między nami relacje. Nie ma Michała i Ani. Są rodzice, gospodarze domu, organizatorzy życia, dodatkowych zajęć dla dzieci, konsumenci, twórcy list spraw do załatwienia. I tyle.

- Wiesz, akurat tak się złożyło, że w minioną niedzielę napisałem artykuł, właściwie krótki tekst o relacjach. Naprawdę krótki. Co prawda po angielsku. Ale dość prostym angielskim napisany. Prześlę Ci. Przeczytaj. Może on też będzie chciał.

Jasne – myślę - na bank przeczyta.

- Dobra, prześlij mi koniecznie. Przeczytam z nim dzisiaj wieczorem. Pomyślimy nad tym razem. I zaczniemy nas naprawiać.

- Wiesz, ja jeszcze mam stronę O Szczęśliwym Życiu. Może chcesz linka? Jest tam np. taki test sprawdzający stan szczęścia. Kilkanaścice pytań. Zobaczysz, w jakim stanie jesteś.

- Super, dzięki Michal. Już przestaję się mazać. Mam plan: artykuł, test, strona o szczcęściu, rozmowa z Michałem. Działam.

- Dokładnie Ania, zobaczysz wszystko się ułoży. Tak, czy siak. Będzie ok. Cokolwiek się stanie, w końcu będzie dla Ciebie dobrze.

Wychodzę z jego biura natchniona nadzieją.

Zabieram się za pracę. Maile, maile, maile.

Chcę już wrócić do domu.

Wracam.

Wciąż nabuzowana wchodzę do domu. Postanawiam się wykąpać. O tak. Długa kąpiel. Obok kładę ipada, by posłuchać muzyki. Znowu „Dare Me (Warren Clarke Club Mix – Junior Jack). Słucham tego na okrągło. Utwór nakręca mnie. Dodaje sił do walki. Do walki z myślami o mailu do niej. Bo nie chcą mnie jakoś opuścić. Myslę sobie, co za chuj. Jak mógł. Ja taka zajebista, a on, co on? Niech teraz radzi sobie z dziećmi, domem, praniem, sprzątaniem. Niech działa, a ja się zrelaksuję w wannie. A wieczorem porozmawiam z nim ze spokojem. O tym artykule, o nas.

Siedząc w wannie udaję, że nic mnie nie interesuje. Chcę mu pokazać, jaka jestem zajebista, jak bardzo mam go w dupie, ale on jakby nie bardzo się tym interesuje. Chodzi po domu. Zajmuje się dziećmi, robi kolację, szykuje im rzeczy do szkoły. Rozmawia z Kacprem o treningu, o minionym dniu. A ja kąpię się wsłuchując w grającą muzykę. Robię coraz glośniej, by bardziej pokazać Michałowi jak nic mnie nie obchodzi on i jego Kindzia Pryndzia - laska, do której napisał czułego maila o 22 00 z minutami 10 marca 2012r.

Kurczę. Zaraz się odmoczę. Muszę wyjść z wanny. Ile można demonstrować swoją obojętność. Wykąpana, wygolona, nasmarowana wyłączam ipada i udaję się do sypialni. Dzieci już w łóżkach. Żegnam się z nimi, szczęśliwa, że nic już wokół nich nie muszę robić. Michał na kanapie z telefonem. Nie wiem, czy czyta, czy pisze do kogoś. W każdym razie na mnie uwagi nie zwraca. Zadaję sobie pytanie, kto jest lepszy w byciu obojętnym, i czy można ją udawać i tymbardziej demonstrować.

W końcu idziemy do sypialni. Kładziemy się. Udaję, że zasypiam. Przyczajam się. Czekam na odpowiedni moment, by podjąć temat naszego związku, naszych relacji.

- Wiesz – mówię – fajny artykuł Wice Prezes mi przesłał na maila. O związkach i relacjach. Przeczytać Ci? Jest tam kilka fajnych wskazówek, jak zadbać o relację między kobietą a mężczyzną w sytuacji, kiedy ta relacja została zaburzona.

- Teraz?

- No tak. Przecież rozmawialiśmy o tym, że się oddaliliśmy, że coś się z nami stało. To kiedy, jak nie teraz? Chcesz poczekać, aż wszystko się do końca rozwali? Wtedy nie będzie już czasu na artykuły i rozmowy o nich?

- Nie potrzebuję artykułu o relacjach, by naprawiać nasz związek. Oddaliliśmy się od siebie i musimy pomyśleć, co z tym zrobić. Może przez ten tydzień, kiedy będziesz na Majorce, pomyślimy, co zrobić, by nas naprawić, ale nie teraz proszę Cię.

- Jak to? To Ty też uważasz, że nas należy naprawiać? Przecież to ja wczoraj Ci to wyłuszczyłam. Ty twierdziłeś, że wszystko jet OK, i że ja jak zwykle przesadzam. A teraz to Ty uważasz, że jest źle! Nie, no to się nie dzieje.

- No wczoraj tak nie myślałem, ale po tym, co wczoraj powiedziałaś, cały dzień dzisiaj to analizowalem i doszedłem do wniosku, że masz rację, że coś jest nie tak, i że powinniśmy coś z tym zrobić, bo byliśmy, jesteśmy ze sobą 11 lat i jesteśmy to sobie winni. Tzn. powinniśmy spróbować nas naprawić, bo jesteśmy tak długo razem, i tyle fajnych momentów razem przeżyliśmy i mamy dzieci.

Momentów? Jak to, momentów? 11 lat kurwa, a nie momentów!

- No ok. To tym bardziej skoro i Ty tak uważasz, to uważam, że przeczytanie tego artykułu mogłoby nam pomóc odnaleźć wspólną drogę. Artykuł jest po angielsku, ale ja Ci mogę przetłumaczyć i przeczytamy go razem.

- OK., ale nie dzisiaj. Jestem zmęczony.

Zmęczenie to moja wymówka przed niechcianym seksem z jego odrapanym tyłkiem i aparatem na zębach. W jego przypadku zmęczenie to doskonała wymówka przed rozmową ze mną. Od razu widać, jak bardzo różne mamy potrzeby.

W każdym razie tym razem to on się wykręca przed realizacją mojej potrzeby. Ot, taka złośliwość losu.

Po wyczerpującej rozmowie idę na zasłużoną fajkę, i jeszcze jedną.

Całkowicie niespokojna próbuję zasnąć. Myślę o mailu, artykule, mailu i artykule. O nas, i próbie, o tym, co mamy przemyśleć podczas mojego pobytu na Majorce. Pełna nadziei w końcu zasypiam, ale już po 2 godzinach przebudzam się i czuję, że muszę zapalić i to natychmiast.

Wychodzę na balkon. Palę, palę, palę. Myślę, myślę, myślę. Balkon, fajka i ja. Świat stojący w miejscu. Lubię ten stan. Takie zawieszenie. Jakby świat faktycznie stanąl na chwilę po to, by Anna Kowalska (Kowal) mogła przeanalizować kilka spraw ze swojego życią. Zazwyczaj to analizowanie nie przynosi żadnych efektów poza smrodem, ale co tam. Poanalizować zawsze można.

- Czemu nie śpisz?

- Nie mogę. Myślę o nas. O tym mailu. Nie zasnę. Nie ma opcji.

- Zaśniesz. Jezu, jak śmierdzi. Musisz tyle palić? Nie dam rady spać w tym smrodzie.

- To niesamowite. Ja się denewuję naszym związkiem a Ty mówisz o smrodzie fajek.

- Dobrze, śpij już.

- Wiesz, ja chyba nie pojadę na tę Majorkę. Nie dam rady w tej sytuacji. Cały wyjazd będę się denerwować, co z nami będzie.

- Po prostu zaśnij i tyle Co tu dużo myśleć.

- Jak możesz tak mówić! Przecież chodzi o nas. O nasz 12 letni związek.

- Niecałe 11 lat, nie 12.

- Niech Ci będzie. W każdym razie nie mogę zasnąć. Nawet jak zasnę, nie mogę spać. Nic.

Zaczynam płakać. To go denerwuje.

- Dlaczego ryczysz. Kurwa. Jestem zmęczony po pracy, a Ty mi jazdy robisz.

Przez głowę przelatują mi różne myśli, na różne tematy. Np. film pt. „Plac Zbawiciela”. Pamiętam, jakie wrażenie na mnie wywarł. Rozpacz i bezsilność tej kobiety, zdradzonej, porzuconej, oszukanej przez męża i życie. Czy ja też tak skończę? Czy jak też się tak upokorzę? Ale o czym ja myślę w ogóle? Przecież u mnie wszystko ok. Mąż jest, dzieci są. Jakaś tam koleżanka się pojawiła, ale przecież już niejedna była. Więc o co mi chodzi.

- Dobrze, spróbuję zasnąć. Kochasz mnie?

- A dlaczego pytasz?

- Bo jestem Twoją żoną i chcę wiedzieć, po prostu.

- Tak, kocham Cię.

- OK.

On zasypia w tzw. 3 sekundy. Ja walczę. Spalam miliion fajek i roztrzęsiona kładę się do łożka.

W końcu zasypiam. Budzę się po 2 lub 3 godzinach. Wszystko wydaje się takie strasze w nocy. Najmniejszy problem urasta do rangi potwornego, któremu nie wiesz, jak zaradzić. Czekasz na zaśnięcie lub na poranek. Więcej opcji nie masz. Świt lub odpłynięcie w sen.

Odpływam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania