Poprzednie częściPrima Aprilis

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Prima Aprilis cz. 5

CZY WYJDZIE W KOŃCU TO SŁOŃCE?

 

Taxi podjechała pod dworzec. Dzwonię do mamy. Już czeka na mnie. Wjeżdżam ruchomymi schodami do nowej części dworca. Mama wypatruje mnie. Potem lustruje. Ogląda, w jakim jestem stanie. Niczego nie wie, poza tym, że się domyśla. Nie wie, że znalazłam maila. Nie chciałam jej denerwować. W minionym tygodniu była u nas nawet na kawie i to chyba nawet we wtorek, dzień po moim odkryciu. Nie pisnęłam słówkiem. Michał zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Tak więc, mama nie wie nic, ale pewnie swoje widzi. Widzi moją zmęczoną twarz.

- Aniołku, na zmęczoną wyglądasz.

- Jezu, mami, musisz zawsze mówić takie miłe rzeczy.

- Aleś Ty przeczulona jesteś. Mówię to z troski. Niczego złego nie mam na myśli.

- Dobrze. Chcesz kawkę?

- Nie dziękuję.

- Ja mam jeszcze swoją z McDonalda. Podgrzałam ją przed wyjściem.

- Taka skromna jesteś. Podgrzewasz kawę z rana. Przecież stać Ciebie na nową.

- Mamo, Boże, to nie o to chodzi prrzecież, czy mnie stać, czy nie. Nie wypiłam do końca. Nie chciałam zmarnować i poza tym lubię ją bardzo. Jezu!

- Jaka Ty nerwowa jesteś. Kiedy to się w końcu zmieni.

- Jak mam nie być nerwowa. Jestem wykończona. Te półtora roku pracy w KORPO wycisnęło ze mnie wszystkie soki. Harowałam jak wół, by dostać umowę o pracę. Komunia. Michała delegacje. To wszystko dało mi się we znaki mamo. Więc jak mam nie być nerwowa.

- Dobrze już Anulku dobrze. A jak urodzinki Kacpra.

- OK. Jak wychodziłam zaczęli wchodzić pierwsi goście. Wszystko fajnie przygotowaliśmy. Michał nawet sprzątał, ścielił łóżka. Byłam zdziwiona i zaskoczona jego zaangażowaniem w przygotowanie tych urodzin. Miałam nawet takie dziwne uczucie, że jestem mu dzisiaj niepotrzebna. To nie było przyjemne.

- Hmm.

- Chodźmy już na peron. Ładny ten nowy dworzec, prawda?

- Tak.

Za chwilę podjechał pociąg. Pociąg do Warszawy do moich wymarzonych wakacji, tak długo wyczekiwanych.

Ale się cieszę. Tak. Radość mnie przepełnia. Wypełnia po brzegi. Jednak coś mąci ją delikatnie. A objawia się to małymi ściskami w podbrzuszu. Niby nic, ale od czasu niepokoi to moje ciało.

W przedziale kilka innych osób. Nieciekawych i nie inicjujących konwersacji.

Jedynymi rozmawiającymi jestem ja i moja mama.

Mówimy szeptem, tak jakby to miało pomóc w niesłyszeniu nas. Waham się, czy powiedzieć mamie, czy przemilczeć. Nie mija kilkanaście minut i nie wytrzymuję.

- Mamo …

- Tak?

- Wiesz, nie mówiłam Tobie, bo nie chciałam, żebyś się niepokoiła, ale 1 kwietnia odkryłam, że Michał napisał do tej Kingi czułego maila. I kilka innych, mniej czułych, ale dotyczących wyjazdu na kite’a.

- To do tej samej Kingi, o której mówiłaś, że była u Doroty na imprezie 2 lutego?

- Tak do tej samej. Jak Ty to pamiętasz.

- Jak mam niepamiętać. Jestes moją ukochaną córeczką.

- Mami ciszej.

- Oj dobrze. Nikt nie słyszy.

- Tak. Oczywiście. – Mówię poirytowana, tak jakby wyznanie mojej mamy było gorsze dla jadących z nami w przedziale osób niż moje opowieści o mężu i jakiejś Kindze.

- Hmm. I co myślisz Anulku?

- Nie wiem, z jednej strony możliwe, że to zwykła kumpela, on miał ich zawsze trochę, A z drugiej strony nie wiem. To trochę zbyt czuły mail jak na zwykłą koleżankę.

- A rozmawiałaś z nim?

- Tak. Jeszcze tego samego dnia. Powiedział, że to, co spotkało jego i mnie te 11 lat temu było niesamowite i jak dotąd to była największa namiętność, jaką przeżył. A ona podoba mu się jako kobieta, dziewczyna, trochę go zafascynowała. Ale przyrzekł, że to nic.

- Znam trochę Roberta i wiem, że w takiej sytuacji powiedziałby Tobie prawdę. Jeśli powiedział, że nic go z nią nie łączy, to tak pewnie jest.

- Też mi się tak wydaje. Ale z drugiej strony coś mnie męczy. Nie daje spokoju.

- A rozmawiałaś z tatusiem?

- Tak. Właściwie był drugą osobą, do której zadzwoniłam po Natce. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Zadzwonilam do niego, bo wydawało mi się, że jako facet będzie mógl mi bardziej pomóc ocenić sytuację.

- Nie mam Aniołku. Przecież to Twój ojciec. A co powiedział?

- Że mam albo uwierzyć w jego zapewnienia i dalej już nie drążyć. I zacząć życie z nim niajako na nowo. Albo nie uwierzyć i zacząć wszystko od nowa, ale już sama.

- Hmm.

To „Hmm”, niby nic, a jednak tak wymowne. Co mama miała na myśli wydając z siebie ten dźwięk, do dzisiaj nie wiem. Może chciała mnie nim wesprzeć, może okazać, że się zastanawia, bo sytuacja jest skomplikowana? Może przyznać tacie rację, ale bardziej wprost nie przeszło jej przez gardło?

Jedziemy dalej, mama, ja i parę przypadkowych podróżnych, wyjatkowo nieatrakcyjnych, nie pod kątem wyglądu, choć to też, ale pod kątem nawiązania ewentualnej rozmowy.

Zapada chwila milczenia. Między mną a mamą. Mama prawdopodobnie trawi, to co przed chwilą usłyszała i zastanawia się, co z tym zrobić. Pocieszać córkę, czy nie pocieszać. Kontynuować rozmowę, czy nie. Ja myslę, czy dobrze zrobiłam mówiąc jej o tym. Bo mam taką teorię, że dopóki się czegoś nie powie, to tak jakby tego nie było. Dlatego od 1 kwietnia powiedziałam tylko Natalii i ojcu, No może paru innym osobom z pracy też, no i Zoji z poprzedniej pracy. Ale na przykład, co ciekawe, nie powiedziałam Martynie z Rzymu. Wydawało mi się, że jak jej powiem, to już naprawdę będzie realne. Tak jakby to coś zmieniło. Dziwny jest człowiek. Doprawdy. A może w jej przypadku po prostu się bałam, że powie „a nie mówiłam”. Ona zawsze uważała, że nasz związek z Michałem jest dziwny, że on za dużo sam wychodzi, baluje, wyjeżdża sam. Ja wtedy zawsze jej tłumaczyłam, że to nieprawda, i że ja także przecież wychodzę i wyjeżdżam. Ale nigdy jakoś nie umiałam jej przekonać.

Aaa, teraz sobie przypominam, że jest jeszcze jedna osoba, której coś napomknęłam przed wyjazdem. Marlena Dobra Rada. To określenie bardzo dobrze do niej pasuje. Marlena zawsze dobrze doradzi i poradzi. Zadzwoniła do mnie pogadać tak po prostu bez konkretnego celu w piątek lub czwartek przed wyjazdem. Zaczęłyśmy od dzieci, szkoły i zwyczajnych tematów. W końcu wspomniałam jej, że wyjeżdżam na Majorkę z mamą. Na co ona dziwnie odpowiedziała:

- Wiesz, powinnaś zaszaleć trochę tam. Bądź otwarta. To czasem dobrze robi.

- Kurcze Marlenka, będę i to nawet nie wiesz jak.

- No coś Ty? Dlaczego tak mówisz?

- Marlena… – chwilę się wahałam, no bo przeciez, jeśli powiem, to znaczy, że to się dzieje, że to się nie śni – coś się stało i w związku z tym myślę, że będę tak otwarta, jak jeszcze nigdy przez ostatnie 11 lat małżeństwa nie byłam.

- Ale co się stało? Ania? Co Ty mówisz?

- Znalazłam maila Michała do takiej Kingi, Ty ją chyba znasz. Kinga Lipnicka.

- Tak znam ją, ona była przez chwilę żoną Konrada.

- No właśnie, to ona.

- Michał napisał do niej w jakiś niedzielny wieczór, że martwi się o nią, bo ona nie odbiera telefonu. I że mu trochę smutno z tego powodu. I wiesz co, napisał tego maila po hiszpańsku.

- No coś Ty?

- No tak.

- I co? Rozmawiałaś z nim?

- Tak. Od razu, tego samego dnia. Wiesz, ja tego maila znalazłam niechcący na ipadzie – Kamil na nim grał – pierwszego kwietnia, wyobrażasz sobie?

- Nie mogę w to uwierzyć.

- No ja już wierzę. Marlena, tylko nie mów nikomu.

- No coś Ty.

- Rozmawiałam z nim tego samego dnia wieczorem. Najpierw jeszcze do niego zadzwoniłam, kiedy był w górach z Kacprem na desce i powiedziałam o swoim odkryciu. Udawał, że nie wie, o co chodzi. Potem, kiedy przyjechał do domu nie mogłam się doczekać, kiedy położymy dzieci i kiedy w końcu porozmawiamy.

- No i?

- Usiedliśmy na kanapie. I porozmawialiśmy. On nadal utrzymywał, że nie ma pojęcia, o jaki mail chodzi. Ale zapytany o nią, powiedział, że jest fajną kobietą, że go trochę zafascynowała itd. Zapytałam go też, czy się z nią całował.

- I?

- Oczywiście odpowiedział, że nie. Ale ten uśmiech na twarzy. Musiałabyś to zobaczyć. Po nim tak samo jak po Kacprze widać, kiedy kłamie. Coś czuję, że całował się z nią. A z drugiej strony jakie to ma znaczenie. Tak, czy owak napisał do niej, że się o nią martwi. I to prawdopodobnie siedząc ze mną na kanapie w niedzielny wieczór. Wyobrażasz sobie?

- Nie. Ania, nie wyobrażam sobie. Kurcze. Faceci. Ja myslę, że to prędzej, czy później może się przytrafić nam wszystkim. John, na przykład. Wiecznie na wyjazdach. Codziennie inna pokusa. Wolę nie myśleć, co się tam dzieje.

- Marlena, John Ciebie kocha bardzo i nie wierzę, żeby zrobił coś takiego. Pokusy ma. Na pewno. Ale to nie znaczy, że się im poddaje. Jakoś nie mogę go sobie wyobrazić zdradzającego Ciebie. To było by zbyt oczywiste dla takiego faceta. Dla faceta, który Ciebie kocha. Ma to w oczach wypisane, zawsze miał,

- Może masz racje. Obyś miała.

- Muszę kończyć. Siedzę w łazience i Michał zaraz nabierze podejrzeń, z kim rozmawiam i o czym. Pa Marlena. Zadzwonię po powrocie z wakacji.

- Baw się dobrze. Pamiętaj, bądź otwarta i wypocznij.

I tak oto powiedziałam kolejnej osobie. I to takiej, której bym się nie spodziewała powiedzieć. Pierwszej powinnam Martynie. To niesamowite, że w takim momencie życia myślę o tym, komu powinnam powiedzieć, a komu nie, i czy ktoś będzie miał mi za złe, że dowiedział się jako ostatni. Ale fakt, że Martynie powinnam powiedzieć wcześniej. Jedynym moim usprawiedliwieniem jest kilka rzeczy. Po pierwsze, nie chciałam by wyrzuciła mi, że miała rację, po drugie, nie chciałam jej martwić. Mam nadzieję, że ona to zrozumie.

Jedziemy dalej pociągiem. W ręce wciąż trzymam kawkę na wynos. Tak przeze mnie uwielbianą. Nie myślę o dzieciach, ani o urodzinach Kacpra, które właśnie trwają, a na których mnie, matki, nie ma. Myślę o Michale, o sobie, o tym, co myśli moja mama i podróżujący z nami przypadkowi ludzie.

Mama nagle oznajmia, a właściwie nie oznajmia. Rozmawia przez telefon i z tej rozmowy wynika, że Janusz, jej partner, a ojciec mojej siostry, przyjedzie po nas na dworzec.

Jestem co najmniej wściekła, bo od ostatnich zajść z nim, nie miałam, ani ja, ani Michał, i nie zamierzałam mieć kontaktu.

- Mamo, jak możesz mi to robić bez zapowiedzi, bez uprzedzenia. Jeszcze dodatkowo w sytuacji, w której obecnie jestem. Nie mam ochoty, ani siły mentalnej na spotkanie z Januszem. Proszę, byś odwołała go. Nie chcę się z nim spotkać. Niech Natka po nas przyjedzie.

- Aniu, uspokuj się, dlaczego się tak denerwujesz.

- Nie rozumiesz?

Pasażerowie podróżujący z nami udają, że nas nie słyszą. Nawet nieźle im to wychodzi. Mój stanowczy szept staje się dość głośny. Mama lekko przerażona. Ale stanęło na moim. Janusz po nas nie przyjedzie. Uff.

Wyrodna córka ze mnie? Może mama chciała się z nim zobaczyć, a ja jej popsułam plany. Ale po tym wszystkim powinna mieć na tyle taktu, by mnie uprzedzić. Jak ja przetrwam te wakacje z nią?

Dojeżdżamy. Wysiadamy i lecimy na zamówioną przez Natalię taxówkę. Krążymy po dworcu w poszukiwaniu właściwego wyjścia. Wychodzimy, ale okazuje się, że nie trafiłyśmy. Ciągnę dwie walizki i biegnę nerwowo. Chcę już być u Natki. Napić się wina. Przegadać swój temat. Może Natka coś poradzi. W końcu w taxówce. Podajemy adres. Jedziemy. Natka schodzi po nas. Jak dobrze ją widzieć. Zawsze działa na mnie kojąco. Zaraz coś zjemy, wypijemy i obgadamy. Natka pichci. Sławka nie ma. Mami chodzi po mieszkaniu i patrzy co się zmieniło, jakie meble doszły. Natka pichci i wciąż nie nalewa wina. Ma piwka. Jestem wykończona. Mami i Natka to potwierdzają. Ważę 49 kilo. W tydzień od 1 kwietnia schudłam klka dobrych kilogrmamów. Mam wory pod oczami, bo przez cały tydzień nie spałam za wiele. Jestem możnaby z powodzeniem rzec, wrakiem człowieka. Czekam na telefon Michała, ale on nie dzwoni. Jestem ciekawa jak się udały urodziny Kacpra, ale on ani nie odbiera, ani nie dzwoni. Zaczynam piwo. Niech chociaż ono ukoi moje nerwy. Choć to pewnie nie jest dobry sposób. Michał w końcu oddzwania i zwięźle opisuje urodziny. Rozmawiam też z Kacprem i pytam, jakie dostał prezety, ale niestety zanim skończył je wymieniać ja już ich nie pamiętałam. Moje myśli były skupione cały czas nas na czymś zupełnie innym. Niemniej resztkami sił zdobywam się na kilka czułych słów w stosunku do Kacpra i Kamila, że będę tęsknić i takie tam. Do Michała ma przyjść Kuba. Nasz kumpel, którego ja znam z dzieciństwa, a Michał poznał go kilka lat temu przez Dorotę. Pewnie gdzieś razem wyjdą. Kuba zawsze go gdzieś wyciąga. Niby ma laskę, ale za każdym razem, kiedy wychodzą razem Michał wraca późno, albo wcześnie rano. Zanim ponownie spotkałam Kubę kojarzyłam go tylko w dzieciństwem. Mieszkałam w blokowisku. On kilka pięter nade mną. Przychodził do mnie, bo miałam komputer. Ja chyba się w nim kochałam, podkochiwałam, ale on nie, dla niego chyba najważniejszy był ten komputer. Potem on do technikum, ja do liceum i nasze drogi się rozeszły. Widziałam go później z przepięknymi laskami. Wyglądali bosko. On brunet i one brunetki. Patrzyłam z zazdrością, ale gdy znikał mi z oczu zapominałam o nim i tyle. Teraz, parę lat temu pojawił się na nowo i na Nowo . Wygląda świetnie. Zabójczo przystojny, męski, dobrze zbudowany. Ale nieważne. Tego dnia miał przyjść do Michała i mieli prawdopodobnie gdzieś wyjść. Michał oczywiście nie wie, ale on tak zawsze mówi, a potem wychodzi. Wracam do rozmowy z mamą i Natką. Co zaczcynam zdanie to zaczynam ryczeć. Nie wytrzymuję tego. Chcę zapalić. Natka idzie ze mną. Mami kręci głową.

- Natka, sorry, że wyciągam Cię na fajkę w Twoim stanie – mówię, choć i tak z egoistycznych względów cieszę się, że mam kompana do palenia. Chuj, że dziecko w brzuchu. Ważne, że ktoś ze mną pali i wsłuchuje się w moje pierdy o życiu i Michale.

- Dobra, Ania, i tak mi się chciało palić. Tylko głupio, że mami widzi.

No głupio, to fakt, ale mami już więcej nie komentuje. Czeka na nas grzecznie przy stole. Pewnie dalej przygląda się mieszkaniu Natki i Sławka, właściwie Sławka i Natki. I krytycznie analizuje każdy kąt. Pewnie sama urządziłaby inaczej.

Na fajce mówię siostrze, jak mi źle, szukam u niej pocieszenia, zaprzeczenia rzeczywistości, która tak uwiera, i której nic i nikt nie zmieni. Michał ma romans choć nie chcę tego przyznać, a ja jakoś nie umiem tego przyznania się na nim wymusić.

Wracamy do Mami. Ja ledwie pocieszona. Siadam przy stole, niby zaspokojona spaleniem dwóch fajek pod rząd. Ta parzystość mnie kiedyś zabije.

Romawiamy dalej. Staram się skupić na ciąży Natki i jej opowieściach o Sławku, ale mi szczerze nie wychodzi. Chce pić, więcej i mocniej. A tu tylko piwka. Kurcze. Muszę pić. Upić się . Może wtedy zasnę. Czemu Michał nie dzwoni. Czemu tylko zdawkowo opowiedział o urodzinach Franka. Czemu nie powiedział: „całuję” na dobranoc. Cokolwiek. Czemu jest taki obojętny. I jeszcze ten Kuba, który do niego przychodzi wieczorem. Na pewno go gdzieś wyciagnie. Pewnie na laski. Na bank. On taki wolny strzelec. Jest niby z taką Izą, ale jakoś ich związek mnie nie przekonuje. Są razem, ale jakby razem nie byli. Tak przynajmniej czuję. Dzwoni Michał. Biegnę podniecona po telefon.

- Tak?

- Cześć.

- Cześć. Jak dzieci? Co robisz? Afryka już przyszedł? – Afryka to ksywa Kuby, bo trochę swoją urodą prosi się o taką ksywę.

- Tak. Przyszedł. Wiesz, chciał zrobić Ci niespodziankę. I zaprosił też Basię i Dorotę. Myślał, że lecisz dopiero jutro.

- Przecież mówiłeś mu leżąc w wannie, że wyjeżdżam już dzisiaj. Nie słyszał tego?

- Nie wiem. Myślał, że będziesz. Tak więc są, Basia i Dorota. Rozmawiamy o życiu. Nie uwierzysz, ale wszystkie związki są do dupy i nieszczęśliwe.

- No i?

- No nic. Tylko wszyscy udają, że jest zajebiście, a wcale tak nie jest.

- No to faktyczni fajnie.

- No nie fajnie, ale naprawdę dobrze się rozmawia. I wszyscy są tacy szczerzy. Dorota też narzeka na Daniela. Basia na Tomka. Mówię Ci, niesamowite.

- No ok. A Ty też narzekasz?

- Ja nie mówię obcym o naszych sprawach.

- A może czasem powinieneś... A powiesz mi coś miłego?

- Ale co?

- No nie wiem. Coś miłego. Wiesz, że od kilku dni jestem smutna. Jadę na te wakacje, choć wolałabym zostać. Jestem kłębem nerwów.

Mami i Natka nadstawiają uszu. Słuchają, czy wszystko ok. I pewnie analizują każde słowo.

- To powiesz?

- Mam gości. Muszę do nich wracać, a nie mówić Tobie coś miłego.

- No ale wystarczy, że powiesz i koniec rozmowy.

Jestem już mocno pijana, choć nie wypiłam za wiele. Ale tak zmęczonemu organizmowi niewiele trzeba. Chyba nawet niewyraźnie mówię i to drażni Michała.

- Proszę powiedz coś miłego. Tak bardzo tego potrzebuję.

- Jezu! Osaczasz mnie. Ja pierdolę. Mam gości kurwa.

- Wiesz co?

- Nie. Co?

- Odpierdol się i wracaj do gosci skoro Cię osaczam.

Rzucam słuchawką naśladując filmowy gest. Tak jakbym miała nadzieję, że Michał go zobaczy.

Dopijam resztki alkoholu, idę na parę fajek do pokoju obok, w ukryciu przed Natką, bo tam palić nie można, petuję do szkalnki, czy słoika jakiegoś. Kładę się spać na nowej kanapie Sławka i Natki za bagatela 70 tysięcy PLN! Obym się wyspała!

Budzę się już po kilku godzinach i szybko sięgam po telefon. Ale tam nie ma żadnej wiadomości. Nul. Dzwonię do Michała, ale nie odbiera. Jest prawie 5 rano, więc to zrozumiałe.

Nie mogę już zasnąć. I tak zaraz muszę wstać. Wylot za parę godzin.

Mami już się krząta. Też dospać nie mogła.

- Aniu, nie śpisz?

- Nie. – odpowiadam wykończona i skacowana.

- Zrobić Ci kawkę?

- Chętnie mami.

Ubieram się, zamawiam taksówkę i wypijam kawę.

Schodziy do taksówki. Uśmiecham się na przekór swoim odczuciom. Ale w końcu jadę na wymarzone wakacje po roku cieżkiej orki w KORPO. To co mam się kurwa nie uśmiechać. W taksówce rozmawiamy z mami o życiu. O tym, że Michał taki dla mnie był dzień wcześniej przez telefon. O tym, że przez cały nasz związek taki dla mnie był. Z roli ofiary wpadam z nieprawdoppdobną łatwością w rolę buntowniczki. Czuję jak to we mnie narasta, zmienia się. Jak rozmowa z poprzedniego dnia przelała szalę goryczy. Dość tego – myślę sobie – kurwa dosć – ja go osaczam? Kurwa? Chyba mu się w dupie poprzewracało! Jadę na wakaje i od dzisiaj mam go w dupie. Niech kurwa skomle o mnie.

Wchodzimy na lotnisko. Kolejka, że ja pier ... Dobra. Spalam fajkę przed wejściem. Właściwie dwie. Bo przecież długi lot nas czeka i nie popalę sobie przez dobre parę godzin. Mami z miłością i niepokojem patrzy na moje wychudzone ciało wciągające nikotynę, ale nie mówi nic. Bo wie jak mi ciężko. Czuje to, choć nic nie jest dopowiedziane do końca.

Dołączamy do kolejki, Dowcipnie komentujemy kolejkowiczów. A ci tacy, a ci sracy. Ci pewnie razem od 10 lat, a ci to kochankowie. A ci jakie fajne mają dzieci. Pierdoły.

W końcu odprawione i gotowe na przygodę na Majorce. Zapraszam mamę na kawę i kanapkę. Zamawiamy. Siadamy przy stoliku. Obok nas pseudobiznesmeni. Ale jakże przystojni. Kelnerka przynosi nam zamówienie. Kawę i kanapki oraz ... bilet lotniczy, który w roztargnieniu zostawiłam przy kasie. Dobrze, że tam, i że ona go znalazła i przyniosła.

Piję kawę, Gorzej z kanapką. Mimo iż podgrzana nie daję rady jej zjeść. Kąsam jakbym się jej bała. Jakby miała mnie poparzyć. Mami wcina swoją i przerażona patrzy na mnie, wychudzoną. Ledwie 49 kilo wykończonej 37 latki. Wpycham w siebie pół kanapki. Resztę kelnerka pakuje mi na wynos. Chyba pierwszy raz zdarza jej się coś takiego, bo nie potrafi ukryć swojego zdziwienia.

Idziemy do Duty Free. A chuj. Kupię sobie to i tamto. Zawsze oszczędzałam. To teraz sobie kupię. Moje ukochane perfumy Jil Sander i coś body shopu. Dobra, nie będę przesadzać. Kupuję tylko Jil Sander. Body Shop byłby już przesadą.

Wsiadamy do samolotu. Z niecierpliwością czekam aż podadzą wino. Piję jedno za drugim. Mami też, więc chociaż teraz nie jest mi gupio. Robię zdjęcia chmur. Piękne.

Jakoś tak samo wyszło z tym spisywaniem co nie tak poszło w moim życiu z Michałem. Mialam jakąś gazetę, party, czy show, i przeglądałam w niej obrazki. Zdjęcia właściwie, z życia celebrytów.

Były też zdjęcia z życia Rozenek. Akurat się rozwodzi w przyjaźni wielkiej ze swoim mężem. I rozpisuje się jak to ciężko przez to przebrnąć, ale jakże warto się postarać dla dzieci rostać się w przyjaźni. Co za bzdury – myślę i nie mogę już tego czytać dalej. Mówię nawet do mami, że odpuszczam ten artykuł, bo nie chcę się zarazić tym rozwodem. I zupełnie nie wiem jak to się stało, ale nagle, na tylnej stronie tejże głupawej gazety same spod ręki i długopisu zaczęły mi wychodzić uwagi, spostrzeżenia na temat naszego związku z Michałem. Ot tak. Nie musiałam nawet specjalnie się zastanawiać. Słowa wysypywały się na gazetę jak okruchy z krojonego chleba.

- że nie dbal o mnie,

- że nie chciał mnie zabrać na kolację,

- że nie chiał ze mną niczego robić,

- że nie szanował mojej mamy,

- że nie szanował mojej rodziny,

- że krzyczał na moją babcię (inna sprawa, że ja nie stanęłam w jej obronie),

- że nie trzymał ze mną wspólnego frontu w kwestii wychowania dzieci,

- że nie szanował nawet własnej rodziny,

- że grał w fifę na okrąglo, i wolał to niż spędzanie czasu ze mną,

- że tulił się do lasek, obcych, znanych i uważal, że to jest OK,

- że nie robił mi prezentów,

- że nie zawoził do pracy, nawet przy minus 15 stopniach,

- że, kiedy urodzilam dzieci, nie zadbał o mnie, tak jak powinien mężczyzna o kobietę w takiej sytuacji

- że .......

No właśnie, lista nie miała końca. Nie wiem, czy to sprawka wina, czy naprawdę było aż tak źle, ale tylna strona gazety okazała się niewystarczająca.

W końcu, po 5,5 godzinach lotu samolot zaczął zniżać się do lądowania. Pilot albo był nowy w zawodzie, albo warunki atmosferczyne były tak sraszne, w każdym razie było to jedno z najgorszych lądowań w moim życiu. Z radością poczułam, że dotknęliśmy płyty lotniska.

Jaka ulga.

Tak, z jednej strony ulga, a z drugiej strony wylądowanie oznaczało powrót do działającego telefonu, tym samym do możliwości kontaktu z Michałem i nowych nadziei, co ten kontakt ze sobą przyniesie. Postanowiłam zadziałać zanim popadnę w bolesne oczekiwania. Dumna z siebie wysłałam do niego smsa mówiącego, że już wylądowałam i proszę, by dzieci do mnie zadzwoniły, nie on, bo nie chcę go osaczać. Reakcja była natychmiastowa. Telefon zaczął wibrować. To dzwonił Michał. Z wielką satysfakcją patrzyłam na telefon i pojawiającą się na nim informację o telefonie przychodzącym od niego. Oczywiście nie odebrałam. Niech kurwa poczuje jak to jest czekać na telefon, albo na to, jak ktoś odbierze. A Chuj.

Mami trochę przerażona, ale dumna ze mnie mimo wszystko. Patrzy znowu z niepokojem jak spalam perwszego papierosa na Majorce. Nie wie biedulka jeszcze ile ich w sumie tam wypalę.

Wsiadamy do autobusu, który ma nas zawieść do naszego hotelu, wymarzonego miejsca wypoczynku ...

Zanim dojeżdżamy na miejsce telefon wibruje jeszcze kilka razy. Z satysfakcją nie odbieram. Jak nastolatka, którą wystawił dzień wcześniej chłopak na dyskotece nie odbiera jego telefonów na drugi dzień. Trochę śmieszne, ale w danym momencie nie podchodzę do tego w taki sposób. Napawam się nie odbieraniem. Dojeżdżamy do hotelu. Nie jesteśmy pewne jak wypełnić dokumenty, i która część hotelu jest nasza, ta lepsza, czy ta gorsza, i która tak naprawdę jest gorsza, a ktora lepsza? W każdym razie zostaje nam przydzielony pokój, a właściwie apartament, z dwoma pokojami i aneksem kuczhennym. Pięknie! Robię zdjęcia apartamentu i odruchowo chcę je wysłać do Michała. Ale się powstrzymuję. W końcu postanawiam odebrać telefon i poważnie z nim porozmawiać. Mówię mamie, że zamierzam powiedzieć Michałowi o swoich przemyśleniach z ostanich kilku dni, szczególnie z lotu. A takża zapytać go, czy naprawdę nie łączy go nic z Kinią. Gdy telefon dzwoni po raz kilkunasty wychodzę na taras i zapalam papierosa.

- Halo.

- No Halo.

- Daj mi proszę dzieci.

- OK, ale chcę porozmawiać . Po rozmowie z dziećmi proszę zostań na linii.

- Oczywiście.

- Kacper jak mija Wam dzień? Jak urodziny? Jakie prezenty?

- Fajnie.

- A-ha, a coś więcej mi powiesz?

- No fajnie mamo.

- Dobrze kochanie, mama tęskni za Wami bardzo. Ale jest / była tak zmęczona, że musiała wyjechać na wakacje odpocząć.

- Dobrze mamo.

- Ok., daj mi Kamilka.

- Mamo, tęsknię za Tobą – w słuchawce pojawił się przesłodki głos Kamilka. Jak ja go kocham, ile w nim miłości i czułości. Cudo moje.

- Kamilku, mamusia tęskni strasznie, ale była tak bardzo zmęczona, że musiała pojechać na wakacje

Po rozmowie z dziećmi słuchawkę przejmuje R.

- No, to co?

- Jak to co?

- Chciałeś porozmawiać ...

- No tak, ale to Ty w sumie chciałaś.

- Michał, nie mam czasu na takie rozmowy, więc albo rozmawiamy poważnie, albo wcale.

- OK.

- Dużo myślałam o nas od zeszłego tygodnia, kiedy niechcący wygrzebałam tego maila do Kini.

- Proszę, tylko nie zaczynaj o mailu.

- Przestań. Daj mi dokończyć.

- Tak więc dużo myślałam i uważam, że mamy problem. Jest mnóstwo rzeczy, które nie grają w naszym związku. Oczywiście wina leży po środku, ale na razie skupiłam się na tym, co nie podoba mi się w Tobie, w tym jak mnie traktujesz.

- No, co np.?

Tu przytaczam Michałowi długą listę zarzutów z samolotu i inne luźno zapisane w głowie.

Michał przyjmuje to wszystko o dziwo bardzo dobrze i mówi:

- Masz rację, trzeba coś z tym zrobić. Potraktujmy Twoje wakacje jako czas na przemyślenie tego wszystkiego. Ja pomyślę tu, w Toruniu, Ty pomyśl tam, na Majorce. Pomyślmy, jak to wszystko można naprawić i zmienić.

Kurcze, brzmiał tak przekonywująco. Czułam, jak jego męski, ukochany przeze mnie głos, uspokaja mnie z każdym słowem.

- Ok – mówię – ale zanim poświęce tydzień swoich wakacji na przemyślenia o nas proszę powiedz mi, że między Tobą a Kinią Prynią nie ma nic, że się w niej nie zakochałeś, że nic między Wami nie ma.

- Przysięgam, że się w niej nie zakochałem i nic między nami nie ma.

- Boże, Michał, nawet nie wiesz, jaką ulgę czuję. Dziękuję Ci za to bardzo!

- OK, to muszę już kończyć, bo muszę dzieciom zrobić śniadanie.

- OK, kotku, pa!

- Pa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Przez tę część po prostu się biegnie. Akcja, akcja! Jest troszkę zgubionych lub dołożonych niepotrzebnie ogonków przy "e", drobnych literówek (np. "mami" zapisujesz raz małą , a innym razem dużą literą, podobnie "OK", i inne), ale to nawet wydaje się naturalne w przypadku chwytania zdarzeń, które wprost "mkną" do przodu.
    Na korektę przyjdzie czas... później:)
    Czyta się!
  • Kobietazrecyklingu dwa lata temu
    Ale mi się miło czyta Twój komentarz. Wielka wielka radość i wdzięczność :) Aż się wzruszyłam. Tak zwlekałam z pokazaniem światu mojej książki… I jak się w końcu odważyłam takie dobro mnie spotyka :) Dziękuje za każde słowo i uwagi. :)))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania