Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Prima Aprilis cz. 1
ZIMNY PRYSZNIC CZY GORĄCA KĄPIEL?
1 kwietnia - dzień robienia sobie żartów z innych, w taki sposób, że najbardziej czujny da się nabrać. Ze mnie tego dnia żart zrobiło sobie życie…
Rano zjadłam śniadanie z siostrą, która przyjechała na Wielkanoc wraz ze Sławkiem, 20 lat od siebie starszym facetem. On jeszcze spał, a my prowadziłyśmy rozmowy o życiu przy świątecznych resztkach: pasztetach, jajkach, sałatce jarzynowej, niedobrej kawie rozpuszczalnej, której bardzo nie lubi jej facet Sławek. Nie lubi jej do tego stopnia, że nie krępuje się wyrażać tej niechęci na głos, co wprawia mnie w zakłopotanie jako gospodyni.
Siedzimy i prowadzimy te rozmowy o życiu. A wiadomo, o życiu można rozmawiać wiele. Tak więc mówimy, co byśmy chciały w życiu zrobić, i czego nie wiemy i takie tam duperele.
Ja, że chciałabym więcej gotować, więcej czasu spędzać z dziećmi, więcej z Michałem – moim mężem od prawie 11 lat, nauczyć się szyć, być bardziej pewną siebie, uśmiechniętą każdego dnia, mniej marudzącą.
Ona, że nie wie, co zrobić z tym dzieckiem, które rośnie w jej brzuchu od kilku tygodni. Mieć, nie mieć? Być matką, nie być matką? Przewijać pieluchy, nie przewijać? Karmić piersią, nie karmić? Być z nim, nie być?
Na wszystkie te pytania nie znajdujemy oczywiście odpowiedzi, ale robimy sobie drugą kawę, bo fajnie tak siedzieć przy kawie, w dzień wolny i rozmawiać o życiu, kiedy jej facet śpi, a mój wyjechał ze starszym synem na snowboard do jakiejś czeskiej miejscowości niedaleko granicy. Taki typowy świąteczny dzień.
Młodszy – Kamil – jeszcze śpi, a może gra w coś na Ipadzie? Nieważne. Ważne, że my rozmawiamy o tym życiu, choć wcale nie żyjemy, bo życie toczy się gdzieś obok, poza nami. Przy naszym stole czas stanął w miejscu. Zamiast życia – rozmowy, jak można by żyć. Zajebiście!
Wspominamy niedzielę wielkanocną, Zastanawiamy się, dlaczego Michał i Sławek tak szybko odeszli od stołu wielkanocnego i zostawili nas same z Babcią już po 5 minutach od wzięcia do ust ostatniego kęsa. Hmm, po prostu chcieli pograć w FIFĘ? Poczytać? Ch…, że święta i Babcia ma prawie 86 lat. Oni są zmęczeni i mają prawo spędzać dzień wolny tak jak chcą. A my to oczywiście rozumiemy. Wspaniałe, wyrozumiałe kobiety.
Sławek wstaje, przeciąga się i pyta o kawę. Dopada mnie lęk i poczucie wstydu, że nie mam takiej kawy jaką lubi. W końcu skoro ich zaprosiłam na święta, to powinnam ją mieć.
Szkoda, że nie ma Michała. On na pewno podskoczyłby po kawę do Maka, albo na stację. Ostatnio bardzo chętnie wychodzi z domu, by kupić coś, czego w nim zabrakło. Super mąż. Kocham go, kocham!
No ale jest na tym snowboardzie, a Sławek chce kawę teraz. No nic. Sławek wypije kawę w drodze do ojca. Kurwa, co za wstyd. Jest moim gościem, a kawę wypije na stacji. No nic, ale przecież liczy się atmosfera. A atmosfera była zajebista. Przyjechali w sobotę i od razu jak tylko weszli polało się wino. Właściwie polało się zanim przyjechali. Do steków, które zrobił Michał. Kocham go, kocham!
Czyli zaczęliśmy pić już około 14. Święconka? Po chuj święconka. Ups, zestawienie słów kontrowersyjne. Zamiast święconki, szybkie zakupy w P&P i na rynku. Ależ my jesteśmy zorganizowani! Wow! Tak więc święconki nie było, ale było wino i muzyka, którą znajduje mój mąż dzięki aplikacji Shanzam, czy jakoś tam. Kocham go, kocham! Trawimy steki. I już zaraz pojawia się Natalia ze Sławkiem. Rozpakowują siatki, tobołki, torby, kartony. I znowu mi głupio, że jako gospodyni pozwalam, by goście przywieźli ze sobą tyle jedzenia. Ale to przecież siostra ze swoim facetem, nie jacyś obcy, więc czym ja się przejmuję.
Otwieramy kolejne wino, muzyka w tle. Dzieci w pokoju. Cieszą się, że w domu są goście i coś się dzieje. Choć, czy tak naprawdę się cieszą, nie wiem. Wolałyby grać w Minecrafta albo obejrzeć jakiś film. Wino leje się dalej. To nic, że jutro niedziela wielkanocna. I o czym rozmawiamy? O życiu oczywiście. Michał, że gdyby nie dzieci, to pewnie już dawno byśmy nie byli razem. Ja się uśmiecham, jakbym tym uśmiechem chciała zagłuszyć jego słowa. Haha, ale śmieszne. Dołącza do nas przyjaciel Sławka, Bartek, 58 lat, profesor na jakiejś uczelni, strasznie inteligentny i interesujący, trochę dziwak, bo np. nie może sobie wyobrazić siebie jako dziadka, a wkrótce ma nim zostać. Kolejne wino. Michał płynie w swoich wywodach o życiu. O chemii, która się zawsze kończy, i dzieciach, które wszystko psują, o niespełnionych marzeniach. Drugi raz nie miałby już dzieci. Może nawet nie miałby żony. Ja popijam wino i uśmiecham się, jeszcze szerzej niż poprzednio. On przecież tak tylko. Filozoficznie mówi. Kocham go, kocham! Sławek z Bartkiem na balkonie rozprawiają o życiu oczywiście. Pieszczotliwie mówię do nich: starsi panowie dwaj. Obruszają się, ale nadal siedzą na ławce. Michał, Natalia i ja dalej rozmawiamy o związkach, ciążach, chemiach i takich tam. Mój uśmiech zachodzi już za uszy… Sławek wraca i tłumaczy Michałowi, że ma zajebistą żonę, i że ja sobie spokojnie dam radę sama, bo pracę mam super, i w ogóle super ze mnie laska, zgrabna, ładna, inteligentna, z fajną pracą. Ja właśnie wychodzę z łazienki. Przystaję za szafą i słucham co Michał odpowie Sławkowi, ale on tylko przytakuje. Nie ma sensu stać dłużej za tą szafą więc wychodzę z ukrycia z szerokim uśmiechem. Idę na fajkę.
W końcu konkretnie nawaleni idziemy spać.
Nazajutrz budzimy się skacowani, i to ostro. Czy ja kiedyś obudzę się bez kaca?
Chyba nikt nie ma ochoty na tę niedzielę, a jeszcze trzeba jechać po Babcię (sorry Babciu, kocham Ciebie bardzo, ale tak było). Zaczynam przygotowywać śniadanie, nakrywać stół. Jak zawsze staram się bardzo. Serwetki, świeczki, kurki, zajączki. Żonkile i żółte tulipany kupione podczas ekspresowych zakupów dnia poprzedniego wystają ze wszystkich wazonów. Aż trzech zdaje się, bo więcej się nie dorobiliśmy. Po co nam więcej wazonów – Michał zawsze powtarzał. W każdym razie stół, że mucha nie siada. Śliczny! Michał pojechał po Babcię, kurczę ale on kochany, nawet specjalnie nie musiałam go prosić. Tak chętnie sam pojechał. Kocham go, kocham!
W końcu zasiadamy do stołu, tak pięknie przystrojonego. Na stole smakołyki. Zaczynamy jeść, chyba nawet nie podzieliliśmy się jajkiem. Ale nieważne, ważne, że jesteśmy razem i dzielimy się sobą. Rodzina, mąż, Babcia. Cudownie. Ale co to? Michał i Sławek siadają na kanapie. Dlaczego? Przecież tak fajnie siedzieć razem przy stole, rodzinnie, miło. Dzieci też sobie poszły. Przy stole Babcia, Natalia i ja. Skacowane wnuczki słuchające opowieści Babci, o jej miłościach życia, o synu Damianie. Babcia też zadaje pytania.
- Co u Was wnuczki?
- Dobrze Babciu, dobrze. – odpowiadamy, w końcu szczęśliwe jesteśmy, prawda?
I tak przez parę godzin, potem słodkie, potem znowu konkrety. I koniec Wielkanocy. Michal i Slawek nadal na kanapie. Znowu winko. Odwiedza nas ojciec Michała z Basią, swoją nową partnerką. Żona, a mama Michała zmarła kilka wcześniej. Tym razem Michał podchodzi do stołu i siada. Nie pamiętam o czym rozmawiamy, ale chyba jest fajnie i miło. Znowu wino. No bo jak w święta bez wina. Proszę Was.
Michał kładzie się spać, bo nazajutrz jedzie ze starszym synem na snowboard.
- Jedziesz ze mną? – pyta
- Nie mogę. – odpowiadam –ktoś musi zostać z Kamilem.
- Zostaw go z ojcem.
- Nie chcę, by cały dzień oglądał TVkę.
- Przesadzasz. Jak chcesz. Ja jadę.
- Poza tym. Mamy gości, jak mogę ich tak zostawić? Wielkanoc jest.
- Jak chcesz. Dobranoc. Idę spać. Jak chcesz to pij to wino z nimi.
- Pa kotku. Miłego wyjazdu.
No i oglądamy ze Sławkiem i Natalią „Odwróceni Zakochani”, film o miłości. Jak ja lubię filmy o miłości. Pijemy i w końcu zasypiamy. Natalia i Sławek w naszej sypialni. Ja na kanapie. Michał ze starszym synem, Kacprem w jego łóżku.
Rano, bardzo wcześnie Michał i Kacper wyjeżdżają. My jeszcze trochę śpimy. Budzimy się, a potem już wiecie. Rozmowy przy kawie o życiu …
W końcu muszą wyjechać. Ojciec Sławka czeka na nich z Bożeną, jego nową kobietą. Mama Sławka też zmarła kilka lat wcześniej.
Zabieram się za sprzątanie. Poświąteczne porządki. Michała i tak nie ma. Kamilek się bawi. To co tu robić. Czytać nie mogę, kiedy taki bałagan panuje w domu. Nie da się. Pościele trzeba wyprać. Posprzątać jedzenie. Poprzekładać z dużych naczyń do małych. Wodę kwiatom zmienić. Poskładać pranie. Odkurzyć podłogi. Skąd tyle okruchów? To tylko Wielkanoc była przecież, a nie 40 stka mojego męża.
C.D.N
Komentarze (12)
Brak w tym wszystkim jak gdyby sensu, prawda? Poskładać pranie, zmieść okruchy. Raz tylko na jakiś czas, można ogarnąć nawet Wielkanoc.
Pozdrawiam :-)
Napisany dynamicznym językiem, z biglem i fantazją dnia codziennego.
Odwiedza nas ojciec Michała z Basią, swoją nową partnerką. Żona, a mama Michała zmarła kilka lat temu.
Ojciec Sławka czeka na nich z Bożeną, jego nową kobietą. Mama Sławka zmarła kilka lat temu.
Czy na pewno czekał na Sławka ojciec Sławka? Może ojciec Michała? Ojciec Sławka wyskakuje tutaj jak duch z maszyny...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania