Poprzednie częściPrima Aprilis cz. 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Prima Aprilis cz. 15

Kuba jakiś taki obojętny, na dystans, ale w sumie radzi mi bardzo mądrze. Cały czas mnie zaskakuje. Myślałam, że to zwykły, prosty chłopak z technikum, a on naprawdę mądrze mówi.

- Anka, postaraj się wypocząć na tym Helu. W końcu ostatnie 3 miesiące to była mega walka, stres. Zasługujesz na wypoczynek i relaks. I tak do tego podejdź. Spędź z mamą i dziećmi miłe chwile. Ciesz się morzem i pogodą. Biegaj, wypoczywaj, pisz książkę. Zapomnij na 2 tygodnie o rozwodzie, alimentach, Michale i tym, co będzie dalej. Bądź szczęśliwa.

- Ok Kuba, ok.

I z takim postanowieniem udaje się do kosmetyczki. Michał wraca wieczorem z Openera. Specjalnie wraca wcześniej, by omówić ze mną, po raz enty, alimenty i rozwód. Pakuję Kacpra na obóz, siebie i Kamila na Hel. Słucham muzyki. Piszę z Kubą. Kuba wychodzi dziś z Radkiem do knajpy nad rzeką. W rytm tanecznej muzyki powoli ja również nabieram ochoty na wyjście. Myślę sobie, właściwie, dlaczego nie. Przecież na Hel wyjeżdżamy około 12 00. Prowadzi Nati. Hura! Że ja na to wcześniej nie wpadłam. Kuba właściwie mi to zasugerował. Gdy tylko Michał wszedł do domu oznajmiłam mu, że wychodzę. Wściekł się.

- Kurwa, specjalnie tu jadę jeden dzień wcześniej, by z Tobą omówić alimenty i rozwód, a Ty sobie wychodzisz z jakimś lovelasem.

- Tak, tak Michał. Cześć!

I wychodzę z radlerkiem w torebce. Popijam po drodze. Gdy zbliżam się do kontenerów dzwonię do Kuby, że już jestem. Odbiera, ale prawie w ogóle go nie słyszę. W końcu jakoś go znajduję. Zachwyca się moim wyglądem, choć moim zdaniem wyglądam nieciekawie, ale ok, przyjmuję komplementy i cieszę się nimi przez resztę wieczoru. Niby nie miałam za duzo pić, ale nie da się. Jeden drink, drugi drink. Zaczepiamy ludzi, rozmawiamy ze wszystkimi. Wygłupiamy się z Radkiem. Z Kubą nie mogę za blisko rozmawiać ani siedzieć, bo przeciez rozwód, Michał itd. Ale gdy tylko to możliwe dotykamy się kolanem, ręką, nogą, whatever, byleby się troszkę chociaż poczuć. Postanawiamy pójść do centrum CC na taras, tam jest dzisiaj ponoć jakaś mega impra. Idąc przez lasek całujemy się w ukryciu. Wydaje nam się, że nikt nie widzi, ale nie jestem pewna. Po drodze sporo rozmawiam z Radkiem, o co Kuba jest bardzo zazdrosny. Tłumaczę mu, że przecież musimy uważać, nie mogę cały czas iść i rozmawiać z nim, bo to wydałoby się podejrzane. Kuba jakoś tego nie przyjmuje. Bierze mnie na bok i bardzo już pijany mówi.

- Ja Ci tyle czasu poświęcam, pomagam, wysłuchuje, doradzam, a Ty mnie tak olewasz, i rozmawiasz z innym facetem.

OOO! Wyrzyg mi uskutecznił. A ja myślałam, że on tak bezinteresownie mi pomaga. No nie ma niestety niczego za darmo. Pijemy dalej. Tańczę i wygłupiam się z Radkiem, kręci mną jak małym dzieckiem nad swoją głową. Jest bardzo śmiesznie. Jestem w centrum zainteresowania, czuję sie piękna i atrakcyjna. Kuba coraz mniej trzeźwy, namawiam go na wodę i kebap. Potem lądujemy w jakimś niby bezpiecznym zakątku i całujemy się bardzo namiętnie, jak bardzo pijani napaleni na siebie ludzie, hahaha. Ale odpowiedzialne, nie ma co! W końcu muszę wracać. Kuba odprowadza mnie prawie pod sam dom. Nie możemy się nacałować, ale w końcu muszę już iść. Wracam podchmielona, zacałowana na śmierć, szczęśliwa. Teraz mogę jechać na wakacje.

Rano budzę się jednak z lekkim kacem. Niemniej daję radę. Michał wychodzi po coś z Kacprem. A ja wtedy tak na wszelki wypadek sprawdzam jego komputer, maile i konto na facie. Boże! Jaki z niego idiota. Wie, że grozi mu orzekanie o winie, a on niczego nie usuwa, niczego nie blokuje. Widzę jak na dłoni całą jego korespondencję z Kinią, milionem serduszek i kwiatuszków, czuję, że sie zrzygam od tej słodkości, ale zamiast tego przesyłam wszystko na swojego maila, całe wiadomości albo print screeny. Dzwonię do Kuby, który nie pamięta połowy z poprzedniego wieczoru i dzielę się z nim moimi detektywistycznymi poczynaniami. Leje ze mnie. Z maili wynika, że Kuba szuka z Kinią mieszkania w Warszawie. Mają całkiem spore wymagania. Taki metraż, taka kuchnia, takie to, takie tamto... Ja pierdolę, i on cały czas utrzymuje, że nie ma romansu, że nie szuka z nią mieszkania...

W końcu ruszamy na wakacje. Nati podjeżdża po mnie. Pakunków mamy jak na miesiąc. Ledwo się mieścimy. Jedziemy tylko z Kamilkiem, bo Kacper nazajutrz jedzie na obóz piłkarski. Jedziemy po mamę i dawaj! Jest piękna pogoda i od samego początku tej podróży czuję, że to będą wspaniałe wakacje. Jest miło. Kamilek jest grzeczny. Za Kacprem będę bardzo tęsknić, ale może i lepiej, że kilka dni będziemy sami. Kamilek będzie grzeczniejszy. Bardziej odpocznę. Po drodze zatrzymujemy sie w Mcdanaldzie. W sumie 2 albo 3 razy. Śmiejemy się z tego.

Przed wjazdem na kamping robimy zakupy w biedronce i w końcu na miejscu! Urządzamy sobie gniazdko. Mami jak zwykle nazwoziła świeczki i serwetki, żeby było przytulniej. Kocyki i poduszeczki. Wieczorem, gdy Kamilek zasypia zaczynamy rozmowę o życiu, rozwodzie, Sławku i Nati. Pijemy jakieś delikatne piwka. Moje postanowienie, to nie pić za dużo. Chcę naprawdę wypocząć. I pisać książkę. Codziennie biegać. Bawić się z Kamilkiem. Nacieszyć mami i Nati.

Prawdę mówiąc ten ambitny plan udaje mi się nawet zrealizować. Biegam codziennie, w butach i na boso, plażą i lasem. Nie piję w ogóle poza 2 wieczorami. Nie wychodzę do żadnych znajomych. Spędzam czas z mamą i siostrą. Praktycznie codziennie mamy piękną pogodę, ale nawet jak jest średnia, to i tak fajnie spędzamy czas. Jedyny minus to ten, że w czas mojego urlopu wpisane są negocjacje z Michałem. Nawet nie wiem, ile smsów i maili wysyłaliśmy do siebie w tym temacie. W połowie urlopu byliśmy umówieni na rozmowę, podczas której mieliśmy wszystko ostatecznie ustalić.

Mama była wściekła, że Michał nawet mój urlop mi psuje. I to kolejny. Pierwszy zezpsuł mi na Majorce. Teraz to. Codziennie ślęczę nad tabelkami, liczę, dodaję, odejmuję i analizuję. Przygotowuję się jak do egzaminu. Nadchodzi termin rozmowy. Dzwonię, dzwonię, dzwonię. Głucho, cisza, nic. Michał nie odbiera.

- Jak to? – myślę.

No nie odpuszczę mu kurwa, nie ma opcji. Tyle przygotowań z mojej strony, cały tydzień urlopu.

Dzwonię do naszego sąsiada.

- Panie Stefanie, bo tak ma na imię sąsiad, dobry wieczór. Mam prośbę, Michał nie odbiera telefonu, a mam mu coś ważnego do przekazania. Czy może Pan zejść na dół i zapukać? Może nie słyszy telefonu.

- Dobrze Aniu, dobrze.

- Dziękuję Panie Stefanie, bardzo dziękuję.

I po chwili dzwoni Michał. Zaspany, zmęczony.

- Co jest? – pyta zdziwiony.

- Jak to, co jest? Byliśmy umówieni na rozmowę.

- Tak, ale jestem zmęczony, nie mam komputera, nie widzę tabelki.

- Michał, ja cały tydzień urlopu się do tego przygotowywałam. Teraz specjalnie mama zajmuje się Kamilkiem. To mój urlop. Chcę to teraz omówić.

- No ok, ale nie widzę tabelki, więc nie wiem, czy wszystko pamiętam.

- Ja mam tabelkę, mogę Ci powiedzieć, co w niej jest.

- Ok. Jezu. Nie bądź taka nerwowa.

- Nie jestem nerwowa, kurwa ... Umawialiśmy się na rozmowę o alimentach dzisiaj, więc trochę się wkurzyłam, że nie odbierasz i nie masz czasu rozmawiać.

- Dobra, ok.

- No więc...

I padawałam kwoty i liczby, kwoty i liczby, wszystkie rzetelnie poparte historią dotychczasowych wydatków.

- Jak kurwa, chyba oszalałaś. Nigdy tyle na dzieci nie wydawaliśmy. Z Twoich kwot wynika, że wydawaliśmy na dzieci około 6 tysięcy w skali średniorocznej.

- No bo tak było Robert, niczego nie wymyślam, sam mi tę tabelkę wysłałeś.

- No ale to z wakacjami, no tak, z wakacjami. Wakacje bierze się pod uwagę, więc z wakacjami.

- Nie, wakacji nie, bo ja nie będę Tobie płacił za wakacje, na które Ty pojedziesz z dziećmi. Czy Ty będziesz mi płacić za wyjazd z dziećmi, na który ja z nimi pojadę?

- No nie zamierzam. To tak nie wygląda. Ja z nimi mieszkam, opiekuję sie, i Ty płacisz mi alimenty, w których są ujęte wszystkie koszty, również te związane z wakacjami. Za coś na te wakacje będę musiała z nimi pojechać przecież.

- Dobra, to ile mam Ci kurwa płacić??? Żebyś była zadowolona???

- 2 500 zł miesięcznie, ta kwota obejmie wszystko.

- Co???? Kurwa??? Oszalałaś?

- Nie, tak wychodzi. Z mieszkaniem, wakacjami, jedzeniem, paliwem, opiekunką, lekarzami etc.

W końcu umówiliśmy się na 1400 coś bez kosztów mieszkania, czy jakoś tak i reszta wydatków po połowie. Ale się cieszyłam. Dzieci miały mieszkać ze mną i co 2 tygodnie widywać się z nim na weekendy od czw do nd. Podział majątku ok.

Byłam przeszczęśliwa. Z rumieńcami na twarzy wybieglam z przyczepy. Pomyślałam, że dzisiaj to opiję. Do Nati przyjechał Sławek i postanowiliśmy z mami, Nati, Sławkiem i dziećmi udać do restauracji uczcić udane negocjacje. Ależ byłam głodna. Już zamówiliśmy i ja już sączyłam piwko, gdy mój telefon zadzwonił.

To Michał.

- Słucham.

- Hej, możesz jeszcze chwilę porozmawiać?

- Tylko chwilę, bo za moment podadzą jedzenie. Jestem na kolacji z mami, Nati i Sławkiem.

- Ok. Tylko chwilkę potrzebuję.

- O co chodzi? Pytam trochę już poddenerwowana i zniecierpliwiona, bo przecież o alimentach już rozmawialiśmy, więc o co mu chodzi.

Stoję przed restauracją kampingową i zniecierpliwiona czekam na to co powie.

- Wiesz ... Chciałem Ci powiedzieć, że byłaś wspaniałą żoną. Naprawdę. Nie zrobiłaś nic złego. Jesteś wspaniałą kobietą, matką i żoną, ale tak po prostu wyszło.

Wzruszyłam się jak dzika. Krokodyle łzy lały się strumieniami grożąc kampingowi powodzią. Nie zważałam na wchodzących do restauracji ludzi, znajomych, dzieci, ani staruszków. W uszach słyszałam tylko jego ostatnie zdanie i tylko ono się dla mnie w tym momencie liczyło.

Ryczałam.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania