Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Prima Aprilis cz. 7
ANIOŁ, NIEBO i PIEKŁO
Piątek, weekendu początek. Nie wiem, czy Kinia gdzieś wyjechała, ale mamy z Michałem wyjść do Disco Place. Razem z nami Kuba. Cieszę się bardzo. Po powrocie z pracy kąpię się rozmawiam z milionem koleżanek, spalam miliony fajek i nagle coś każe mi sprawdzić facebooka na na naszym rodzinnym ipadzie. Michał biega, więc mam czas.
Otwieram ikonkę i o dziwo nie muszę wpisać hasła. Otwiera się przede mną calutki i nagutki profil na fb mojego męża. Serce bije trochę mniej niż 1 kwietnia, ale i tak intensywnie. Z zaciekawaniem przeglądam jego wiadomości, jakbym czekała, aż coś znajdę. Chyba czułabym się mocno zawiedziona, gdybym niczego nie znalazła. Dziwne, jak teraz o tym myślę. Skoro go tak kochałam i chciałam z nim być, to czemu tak bardzo chciałam coś znaleźć? Jestem nienormalna? W końcu znajduję. Całą korespondencję z nią. Ciągnie się od lutego.
Ona do niego, że dziękuję za super bieg, że on ją motywuje, że ona czeka na niego rano, że życzy mu słodkich snów, że doskonała przyszłość przed nimi. Dość tego.
Chwytam za telefon. Nigdy nie byłam cierpliwa. Zdyszany biegiem odbiera właściwie od razu. Stoję przy drzwiach balkonowych. Wpatruję się w naszą ulicę i krzyczę.
- Ty chuju, biegałeś z nią już w lutym. Teraz też pewnie z nią biegasz. Jak możesz mnie tak okłamywać. Znalazłam całą korespondecnję na fb. Dość tego. Koniec z nami. Oszuście i chamie, chuju ... słów mi już brakuje. Nigdy nie byłam dobra w synonimach.
- Zaraz wrócę z biegania, to pogadamy.
- OK.
Wraca, a ja pokazuję mu na fb całą jego korespondencję z Kinią Prynią, której nawet nie skasował. Tak samo jak nie kasował maili od niej i do niej. Co za tupet! Jak ja bym go zdradzała, to starałabym się zacierać ślady, a on jest tak bezczelny, właściwie nie wiem jak to nazwać, może leniwy, zawsze był, że nawet tego nie zaciera. Niesamowite.
Pokazuję mu więc całą tę korespondencję, a on niewzruszony tłumaczy mi chłodno każdą linijkę.
- To przecież zwykła korespondencja dwóch biegających osób. Że miło się biegało i nie możemy się doczekać następnego biegania.
- Ale dlaczego ja nie wiedziałam, że Ty z nią biegasz??? I dlaczego ona czeka na Ciebie gdzieś rano, skoro wieczorem biegaliście???
- Nie chciałem Ci mówić, że biegamy, bo byłoby Ci przykro.
- No byłoby mi na pewno i jest teraz cholernie. Ja chciałam z Tobą biegać, robić tyle rzeczy, a Ty w ukryciu biegasz z nią od kilku miesięcy.
- I dlaczego czekała na Ciebie rano?
- Nie wiem, nie pamiętam.
Mam dość, to już wszystko naprawdę składa się w niezłą całość. Na co ja jeszcze czekam? Aż zobaczę ich pieprzących się w naszym łóżku?
Przychodzi Kuba. Michał cały z siebie zadowolony. Jakby się nic nie stało. Uśmiechnięty i dumny jak paw. Kuba trochę zażenowany, bo przecież wie ode mnie co się dzieje. Wchodząc udajemy jednak, że nie mieliśmy kontaktu od imprezy u Doroty, 2 lutego. Dobrze nam idzie.
Michał i Kuba piją whisky. Ja Radlera, bo biorę te leki i nie mogę w ogóle pić alkoholu. W końcu wychodzimy do Dobre Piwo, naszej ulubionej knajpy. Po drodze spalam papierosa. Gdy wchodzimy do Dobrego Piwa robi mi się słabo. Czuję, że muszę stamtąd wyjść. Michał też nie do końca dobrze się czuje. Doprowadzam do szybkiego wyjścia stamtąd. Idziemy do Disco Place. Tam piję małe piwka. Bawię się głównie z Kubą. Dużo tańczymy. Ale w pewnym momencie każdy z nas ma już swój film. Michał gdzieś się włówczy. Kuba też ginie w tłumie. Ja tańczę. Nagle, zupełnie nie wiem skąd, podchodzi do mnie nieprawdopodobnie przystojny chłopak, zdaje się znacznie młodszy ode mnie. Mówi do mnie po angielsku. Pyta, czy może zaprosić na drinka.
Jasne, że może, spadł mi z nieba w tej całej zagmatwanej sytuacji. Jest piękny. Ma piękne i dobre oczy. Mimo że po angielsku rozmowa idzie nam płynnie. Rozmawiamy o pracy, HR, jego życiu, przejściach z ostatnią dziewczyną i oczywiście Michale i o mnie. Stoimy i rozmawiamy przy barze jakieś 4 godziny. Nie czuję tego czasu. Widzę tylko jego twarz i oczy. Poza tym jednym drinkiem nie pijemy już więcej. Nie mamy czasu. Rozmowa całkowicie nas pochłania. Jest mi z nim cudownie. W miedzyczasie podchodzi do nas Michał i żegna się. Bjorn, bo tak ma na imię, jest trochę zdziwiony, że mój własny mąż żegna się ze mną i nie chce, bym wróciła z nim do domu. Jakiś czas potem podchodzi do nas Kuba i też się żegna. Trochę się zatacza. Jest nieźle pijany. Objaśniam Bjornowi, kim jest Kuba, że znamy się z dzieciństwa i takie tam.
Rozmawiamy dalej. Niechcący dotyka ręką mojej ręki i czuję, jak zalewa mnie miłe ciepło i jak bardzo bym chciała, by dotykał mnie całą. Boże, przecież jestem przy barze, o czym ja myślę. Nagle uświadamiam sobie, jak jest późno i że powinnam już iść. Żegnamy się, choć ciężko nam to idzie. Chcielibyśmy się pocałować, ale to byłoby zbyt oczywiste. Głupie jakieś. Odchodzę w kierunku szatni. Obracam sie, by zobaczyć go po raz ostatni. Idzie do mnie. Uśmiecha się.
- Wiesz, pomyślałem, że dobrze byłoby mieć Twój numer. Podasz mi?
- Jasne, z przyjemnością.
I wymieniamy się numerami. Jak miło. Wracam przeszczęśliwa i zauroczona do domu, do mojego wstrętnego męża, który zdradza mnie od stycznia tego roku.
Pijana jednak, mimo małej ilości alkoholu, kładę się spać, wcześniej oczywiście spalam fajkę. Rano budzę się z wielkim uśmiechem na twarzy. Bjorn!
Gdy kąpię się przychodzi sms. To Bjorn. Pyta, czy się wyspałam i jakie mam plany na sobotę.
Odpisuję, że czuję się dobrze, a co do planów, chętnie przeszłabym sie do kina. Daję mu do zrozumienia, że chętnie poszłabym z nim, choć nie jest to oczywiste. Podchwytuje temat i prawie się umawiamy, ale za chwile pisze, że to byłoby bardzo nierozsądne. Że jestem bardzo dużą pokusą i jedynym sposobem na pokusę jest ponoć jej ulec, ale w mojej sytuacji to chyba nie najlepszy pomysł.
Boże, myślę sobie, jaki dojrzały młody mężczyzna. Ma zaledwie 26 lat a jest znacznie mądrzejszy ode mnie. Ja poszłabym do tego kina i może nawet nie na film ...
Jest mi trochę przykro, ale muszę mu przyznać rację, Wymieniamy jeszcze parę smsów. Wieczór spędzam z Michałem i dziećmi. Oglądamy Voice of Poland, ulubiony program Kacpra. Przez cały wieczór piszę z Kubą na fb. Po każdej wiadomości od niego śmieję się. Michał zastanawia się z kim tak koresponduje, ale na bardzo zazdrosnego nie wygląda. Piszę też trochę z Bjornem. Jestem szczęśliwa, że go poznałam. Michał ma swoją Kinię, ja swojego Bjorna. Kuba jest ze mnie „dumny”, że tak gościa pozamiatałam. Żartujemy sobie sporo. Wypijam 2 piwka, spalam o wiele za dużo fajeczek i idę spać.
Nazajutrz idziemy z dziećmi do kina. Po drodze spotykamy ojca Michała wraz z jego partnerką, Basią. Idę z nią przez chwilę i tłumaczę, że dłużej już tak nie dam rady, że kupuję samochód, by się uniezależnić od Michała. I tak miałam go kupić. Poza tym odejdę od niego. On ma romans i nie ma się już co oszukiwać, to koniec.
Nie płaczę. Jestem wściekła, że tak dałam sobie życie spieprzyć.
- Spokojnie Ania, spokojnie.
Idziemy do kina. Siadamy z popcornem, ja tradycyjnie z kawką, taki mój luksusik. Za wiele ich nie mam. Cały film płaczę. Michała to irytuje strasznie. Płaczę, bo dla dobra rodziny nie spotkałam się z Bjornem. A co mam w zamian? No co? Mąż, który ma mnie w dupie, totalnie. Po co w ogóle ta gra, dlaczego poprostu nie odejdzie ode mnie, do niej. Nie da mi spokoju? O co tu chodzi. Czy ja naprawdę miałam być tą jego jedyną – cudowną – wspaniałą, a on byłby od czasu do czasu z innymi kiniami i zosiami?!?!
Przez resztę niedzieli przygotowuję prezentację na przyjazd Julie, babki zarządzającej kadrami i płacami w całym KORPO. Nie jestem przygotowana i nie mogę się skupić. Poza tym boję się, że nie dam rady nerwowo, że zasłabnę, że źle się poczuje. Jakoś jednak kończę prezentację.
Rano jadę po Julie i Kasię (pracownicę kadr i płac na ESEER). Gdy wchodzę po nie do hotelu prawie mdleję, ale gdy moje oczy spotykają się z oczami Julie wszystkie problemy znikają gdzieś za mną. To niesamowite, ale ta kobieta ma w sobie coś tak pozytwynego, co daje mi energię na cały tydzień. Nie jest mi słabo. Prezentuję swoje kilka slajdów. Wspólnie zjadamy pyszny lunch. A po pracy idziemy na dobry obiad. Zabieram też Werkę, która już niedługo odchodzi z firmy i wychodzi za mąż. Przed wyjściem zamieniam numery telefonów mój i Kinii, bo chcę sprawdzić, czy zaraz po moim wyjściu z domu Michał będzie do niej dzwonił. Dzielę się swoim pomysłem z Kubą. Jest pod wrażeniem moich kombinacji, Rozmawiając z nim nie zauważam, że siadam na ptasiej kupie. Z tą kupą spędzam już resztę wieczoru. Michał oczywiście dzwoni do mnie, czyli do niej. Gdy orientuje się, co zrobił wysyła oficjalnego sms „przepraszam pomyliłem się”, co miało mnie zbić z tropu. Dupek.
Codziennie wieczorem odkrywam kolejne nieodebrane, odebrane i wychodzące połączenia od niego do niej i odwrotnie. Każde konsultuję praktycznie od razu. Z każdej Michał wykręca się jak ostatni idiota, a ja udaję, że się uspokajam. Codziennie wieczorem mamy namiętny seks, czasem nawet dwa.
- Boże jak Ty mnie wciąż podniecasz. I ten Twój tyłek. Tyle lat razem, a on wciąż mnie kręci.
- Kotku, to cudownie – mówię w ekstazie. Mówię wiele innych rzeczy, ale nie będę ich tu przytaczać. W każdym razie seks w kwietniu jest jednym z lepszych jaki kiedykolwiek mieliśmy.
- Stałaś się jakimś wampem ostatnio. Co się z Tobą dzieje? Podoba mi się to strasznie. Może to te leki tak na Ciebie działają?
- Nie wiem kotku, Ty tak na mnie działasz pewnie – i kochamy się dalej i mocniej i bardziej.
Po każdym takim seksie zasypiamy wtuleni. Ja tulę go, albo on mnie. Zazwyczaj muszę go o to poprosić, ale jednak tulimy się, trzymamy za ręce. Jest nam tak wygodnie i przytulnie. Nadal dwa puzzle. Tak jak 12, o pardon, 11 lat temu.
Ciekawe, czy z nią też tak leży wtulony i czy też im tak wygodnie przez całą noc. Bo ona jednak jest. Nie zniknęła. On nadal jedzie do Egiptu. To się niestety nie zmieniło. Codziennie pytam go, czy ona też jedzie, a on codziennie odpowiada mi, że ona jeszcze nie wie i prosi, żebym przestała pytać.
Natomiast dni wyglądają nieco inaczej niż wieczory i noce. Codziennie odwozi mnie do pracy, zostawia na Podgórnej i od razu potem ma zajętą linię. Po pracy sprawdzam jego telefon służbowy, bo do iphona się nie dostanę, ma kod. Codziennie po tym jak zostawia mnie pod biurem dzwoni do niej. Dosłownie po chwili. Albo ona do niego.
- Dzwonisz do niej codziennie rano. Przeciez do koleżanek nie dzwoni się tak wcześnie. Kim ona dla Ciebie jest, że tak wcześnie rano rozmawiacie.
- Znowu grzebałaś w moim telefonie???? Jesteś obrzydliwa!!!! Grzebiesz we wszystkich moich rzeczach. Brzydzę się Tobą!!!!
- Każda by grzebała na moim miejscu. Nie chcesz się przyznać do romansu, więc sama szukam. Dlaczego nie chcesz się przyznać?
- Nie mam żadnego romansu. To tylko koleżanka. Daj mi spokój!!!!
Tak kończą się wszystkie rozmowy. Mimo to wszystkie wieczory wyglądają tak samo seksownie jak wcześńiej opisany.
Pewnego dnia po pracy umawiamy się z Michałem na obiad z dziećmi w Centrum Handlowym. Podjeżdżam taksówką na ulicę niedaleko. On tam zaparkował. Stamtąd idziemy do CH. Zjadamy z dziećmi w KFC. Potem udajemy się na zakupy. Nie planowałam niczego tego dnia kupować. Ale... Michał ostatnio sporo sobie kupił i tego dnia także miał zamiar. Coś we mnie podpowiadało mi: Anka, idź na całość, nakupuj sobie dzisiaj na maksa, on jedzie z nią do Egiptu, coś przed Tobą ukrywa, co się kurwa będziesz przejmować, kupuj!”
No to kupuję. Kilka par spodni, kilka takich samych sweterków w różnych kolorach. Kilka takich samych bluzek w róźnych kolorach i wzorach. Michał udaje, że nie jest zdziwiony. Płacimy prawie dwa tysiące złotych! Potem idziemy do marketu, bo w domu nie ma co jeść. Gdy jesteśmy przy kasie, mówię do niego że skoczę jeszcze tylko na Poznańską do Intimissimi kupić sobie jakąś bieliznę. Michał prosi, żebym kupiła mu kilka par majtek. Uśmiecham się i wybiegam ze sklepu. Wracam po 15 minutach.
Zdyszana i uśmiechnięta oznajmiam mu, że wydałam prawie 800 złotych. Z trudem powstrzymuje wkurwienie.
Ale fajne popołudnie!
Kilka dni lub tygodni później robię podobny numer i podobnie jak wcześniej jest to zupełnie nieplanowane. Idziemy z dziećmi po sportowe ciuchy do Intersportu. Nie lubię tego sklepu, więc informuję Michała, że skoczę tylko na chwilkę do Stefanel. Wracam po 10 minuatch z pięknym spodium za jedyne 550 zł!
Michał ponownie powstrzymuje wkurwienie. Widocznie gryzie go nieczyste sumienie. A ja czuję, że żyję. Moja garderoba już dawno wymagala odświeżenia.
W intimissimi kupiłam sobie błękitną koszulkę nocną. Do mojego opalonego ciała wygląda cudnie. Chodzę w niej w domu, do tego szare emu. Michał nie może powstrzymać zachwytu. Ja triumfuję. Czuję się piękna i atrakcyjna. Zaczęłam bardziej dbać o strój, włosy, gładkie nogi, kosmetykę, obcasy. Michał ewidentnie nie jest obojętny.
Zbliża się kolejny weekend Tym razem Michał nie wychodzi. Ja muszę. Nie mam z kim. Kuba też nie ma z kim, więc wychodzimy razem. Najpierw pijemy w domu z Michałem, potem idziemy sami do Disco Place. Jest jakaś masakryczna impreza otwierająca sezon windsurfingowy. Właściwie całą imprezę siedzimy na kanapie na przeciwko szatni i rozmawiamy o jego byłej, Izie i o Michale.
- Powiedz mi jak mężczyzna, dlaczego on się po prostu nie przyzna. Odeszłabym i miałby spokój. O co mu chodzi?
- On po prostu ma na nią ochotę i tyle, może wcale nie chce od Ciebie odchodzić.
Z całego zdania zapamiętałam tylko „ma na nią ochotę”. Jak to? Przecież my cały czas uprawiamy seks.
- Jak to? Przecież my cały czas uprawiamy seks. Mógłby tak? Mieć na nią ochotę i kochać się tak namiętnie ze mną?
- Jest facetem – uśmiecha się Kuba.
Kurwa nie wiem, czy chcę tego słuchać.
- Chodźmy do baru.
Pijemy whisky. Mój organizm przyzwyczaił się już do tabletek. Poza tym wpadłam na sprytny pomysł nie brania ich w dniu imprezy. Po niedługiej chwili mam już konkretną fazę. Spotykamy kolegów Kuby. Jeden z nich jest całkiem całkiem. Kuba mówi mi nawet, że kolega pyta, co to za fajna laska, ale ja nie wierzę, zresztą, co to znaczy właściwie? Fajna do zerżnięcia? Przecież on mnie wcale nie zna. Skąd wie, że jestem fajna?
Wracam do domu.
Na drugi dzień znowu kac.
Przed nami długi weekend majowy. Mamy jechać do Berlina z dziećmi, ale ja czuję, że tam nie pojedziemy.
Tydzień wcześniej, 25 kwietnia dowiaduję się z fb, że Kinia ma urodziny, Znajduje jej numer w internecie i postanawiam wysłać życzenia urodzinowe.
- Kiniu, wiem od Michała, że masz dzisiaj urodziny. Nie wiem, czego Ci życzyć. Chyba spełnienia marzeń.
Kinia odpisuje „dziękuję”.
Tydzień po tym smsie dostaję od niej eskę z zaproszeniem na imprezę urodzinową. Prawie w tej samej chwili dostaję smsa od Michała, że Kinia zaprasza nas na urodziny. Dziwi mnie jego sms. Dzwonię do niego.
- Dlaczego piszesz do mnie o jej urodzinach?
- Nie wiem, tak napisałem.
- Ale co, jak to? Rozmawialiście? Razem je urządzacie? Dostałam już zaproszenie od niej. Dalczego ty zapraszasz mnie w jej imieniu skoro to Twoja koleżanka?
- Jezu, nie marudź.
Zamykam sie. Ale i tak wiem swoje. Dlaczego on mnie tak zwodzi???
W weekend przed długim weekendem majowym kłócimy się tak strasznie, tak że Michał w zasadzie nie ma już ochoty ze mną rozmawiać. Sprawy się nawarstwiają wszystko sięga zenitu. Po jednej z takich kłótni dzwonię do mojego znajomego, który jest pośrednikiem nieruchomości i ostentacyjnie głośno mówię mu, żeby znalazł mi mieszkanie w centrum Torunia, bo niestety przytrafiła mi się taka sytuacja życiowa, że muszę się jak najszybciej wyprowadzić z mojego obecnego mieszkania. Obiecuje coś znaleźć.
Michał jest wściekły.
- Po co do niego dzwoniłaś? Musisz wszystkim opowiadać o naszych sprawach?
W ostatni dzień kwietnia atmosfera jest już nie do zniesienia. Michał ma serdecznie dosyć mojego grzebania, podejrzeń i mnie.
Niby mamy próbować, ale ten jego Egipt nie daje mi spokoju, nie mówiąc już o niej. Choć on cały czas zaprzecza. Pewnego dnia stwierdza, że nie ma już siły. Nie chce probować, że tyle ostatnio robiłam scen, tak się zachowywałam, że on się zniechęcił i nie daje już rady.
- Jak to? Kotku? Przecież mieliśmy spróbować? A tu dopiero dwa tygodnie minęły odkąd zaczęliśmy. Dajmy sobie więcej czasu. Proszę Ciebie. To wszystko przez to, że jedziesz do Egiptu i ona też, ja wciąż się tym denerwuję i nie mogę spokojnie próbowac nas naprawiać.
- Nie wiem, ja chyba nie chcę już próbować. Mam dość.
- No to nie!
Ale już po chwili żaluję tych slów.
- Spróbujmy proszę!
- Ale ile? Tydzień, dwa?
- No nie wiem, myślę, że przynajmniej kilka miesięcy trzeba pobróbować.
- Za długo.
- Jak to za długo? Co można spróbować w tydzień, czy miesiąc? No co?
- Ok. Ustalmy, że próbujemy do 17 maja.
Kurwa, 17 maja, magiczna data. Dzień jego wylotu do Egiptu oraz przypomnienie w jego kalendarzu, że do tego dnia musi schudnąć i poprawić sylwetkę – ciekawe dlaczego.
- Dlaczego do 17 maja?
- A dlaczego nie.
- No nie wiem, dajmy sobie czas chociaz do końca maja, proszę.
Płaczę, błagam, proszę, poniżam się tak jak tylko można to sobie wyobrazić. Na jego miejscu nie chciałabym już na mnie patrzeć. W końcu zgadza się, choć nie do końca jestem pewna, czy mieliśmy na myśli tę samą datę.
Rano, zaraz po przebudzeniu, pytam go, czy naprawdę spróbujemy.
- Przecież powiedziałem, że nie, kurwa!
- Jak to, przecież ustaliliśmy. Zgodziłeś się. Proszę, kotku!
- OK, do końca maja i ani dnia więcej.
Boże jak sie cieszę! Mój kochany mąż, po 12, a nie, przepraszam, po 11 latach małżeństwa daje mi kolejny miesiąc na spróbowanie. Cudnie!
Ale w rzeczywistości cudnie nie jest. Kłócimy się. Egipt, Kinia, Egipt, Kinia.
Nie jedziemy do Berlina, natomiast idziemy kilka razy na obiad, bo ja nie jestem w stanie gotować, idziemy też do naszych ulubionej knajpy nad rzeką. Trzeba przyznać, że w weekend majowy wychodzimy z dziećmi na mnóstwo lodów, kawek i obiadów. Nie jest aż tak tragicznie. Podczas tych obiadków nawet trochę rozmawiamy i się śmiejemy, choć trochę to wszystko wymuszone. Ale ok, nie narzekam. Cieszę się.
4 maja umawiam się z Klarą i Magdą z pracy na imprezkę. Michał wychodzi nawet ze mną. Towarzyszy mi przez piewrsze 45 minut. Potem, idzie do kumpli, a ja zostaję z Magdą i jej mężem. Po jakimś czasie dochodzi Klara.
- No hej piękna moja! Tej, schudłaś chyba, nie?
- No schudłam, schudłam kochana. 20 kilo.
- O fuck, no to nieźle! Jestem z Ciebie dumna.
- Chodź, siadaj, mamy tu krzesełko dla Ciebie, To jest Magda z mojej pracy i jej mąż. Michał już poszedł do kumpli, do Klubu 55.
- OK, siadam. I zamawiam. Co pijemy?
- Ja piwka, ale z Tobą chętnie się napiję czegos mocniejszego.
Zamawiamy Mohito.
- Co u Ciebie? Ostatnio widziałyśmy się sto lat temu. Pamiętasz jak się nawaliłyśmy 3 butelkami białego wina? Dopóki siedziałyśmy było OK, ale jak wstałyśmy, by wrócić do domu, masakra...
- Pamiętam, hehehe.
- No to co u Ciebie?
- A u Ciebie?
- Ja chyba rozstaję się z Michałem. Chyba ma romans. Do końca nie wiem, bo cały czas zaprzecza, ale coś mi się tak wydaje. Ach mówię CI. Wszystko zaczęło się 1 kwietnia, kiedy odkryłam jego maila do niej, czułego i po hiszpańsku.
- No coś Ty? Jestem w szoku.
- No ja też. Ale mów co u Ciebie?
I pokazuje mi palec bez obrączki, a pobrała się z moim przyjacielem raptem 2 czy 3 lata temu.
- Nie gadaj! Rozwiedliście się?
- Nie, jesteśmy w separacji. Od miesiąca.
- Ale jaja, to znaczy, nie jaja, ale zbieg okoliczności, że i u mnie i u Ciebie takie historie.
- Wypijmy za to!
Pijemy, rozmawiamy o swoich przejściach. W końcu idziemy do Disco Place. Czas na zabawę, a jak!
Przez głowę przelatuje mi myśl „a może by tak coś wciągnąć?”. Pić już nie chcę, ale chętnie bym coś wciągnęła. Nie robiłam tego od wielu lat. Hmm.
Dzielę się tym świetnym pomysłem z Klarą. Oczy jej się zaświeciły. Boże, ale jesteśmy odpowiedzialne. Ona w separacji, ja na krawędzi rozwodu i ćpać nam się chce. Żałosne. Ale w danym momencie wydaje nam się zajebiste.
Tylko od kogo coś wziąć?
Przelatuję wzrokiem po sali, i nagle, przy barze zauważam Wojtka i jego kumpla, który właśnie rozwodzi się ze słynną celebrytką. Bez wahania podchodzę i zagaduję. Niby o samochód, który chce kupić, a on ma mi pomóc go znaleźć. Michał do niego zadzwonił kilka dni wcześniej. Mówi, że właściwie chętnie sprzeda swoją beemkę, seria 1. Może do mnie podjechać za kilka dni i pogadamy. Czuję, że z nim tego nie załatwię, To w końcu brat Kini. Ale za moment wita się ze mną jego kolega. Chwila kurtuazyjnej rozmowy i walę.
- Słuchaj. Jestem tu z kumpelą i chętnie byśmy coś przyjęły, no wiesz. Masz coś może?
- Tak się składa, że mam. Chwyć ten mały woreczek, który zaraz wyciągnę z kieszeni.
Tak sie składa? Myślę. Pewnie zawsze coś ma. Dobra, biorę i idziemy.
Idziemy do kibla. Idealne miejsce dla 37 letniej menadżerki i matki dwojga dzieci. Wciągamy koks. Już po chwili czujemy jak błogie ciepełko rozlewa sie po naszym ciele. Resztę oddaję koledze.
Myślę, czy to był dobry pomysł łączyć koks z tabletką uspokajającą, ale pod wpływem koksu szybko zapominam o tym problemie. Szalejemy przy barze. Tańczymy w ekstatycznej radości. Nie ma faceta, który by na nas nie patrzył, ale z drugiej strony trudno nas nie zauważyć. Tańczymy jak byśmy były przy ognisku, a nie w klubie. Jest mi cudownie przyjemnie. W pewnym momencie podchodzi do mnie Wojtek z kolegą i pytają, czy nie mamy ochoty skoczyć nad rzekę.
- Jasne, że mamy, super pomysł. Klara let’s go.
- No coś Ty? Ale jaja.
W ręce mam piwo, żeby móc je wynieśc poza teren klubu chowam je do torebki, i wydaje mi się, że mam je pod kontrolą, ale wkrótce okazuje się, że nie do końca. Zalewam iphona i komórkę służbową i przestają działać. Ale w tym momencie mało mnie to obchodzi. Jak zabawa to zabawa. Wychodzimy i zaraz po wyjściu zaczepia nas Kinia. Tak, „TA” Kinia. Dziwi mnie, że ją spotykam, byłam pewna że jest z Michałem. Nawet mam ochotę ją zapytać – „a Ty nie z Michałem?”. Ucieszyło mnie to, bo to znaczy, że nie ma żadnego romansu. Jakby na potwierdzenie moich przemyśleń Kinia woła mnie i Klarę i mówi.
- Nigdzie nie idziecie, dzisiaj są moje imineiny. Pijemy. Do Disco Place, dalej.
No to wracamy. Piwo cieknie mi z kieszeni, do których włożyłam przemoknięte telefony. Ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Jest bosko. Michał nie ma romansu. Kinia to po prostu kumpela. Koks działa błogo. Jest cudnie.
Idziemy do baru. Jakoś tak odruchowo oczekuję, że Kinia postawi mi drinka, ale ona tego nie robi. Mi natomiast robi się głupio i żeby jakoś wyjść z tej głupiej sytuacji z twarzą pytam, czy ma fajkę. Ona też kiedyś mnie o kilka fajek poprosiła, więc nie widzę w tym nic złego.
Nie ma jednak, więc zamawiam drinka i odchodzę. Żegnam się z nią życząc wszystkiego dobrego z okazji imienin.
- Dzięki, do zobaczenia za tydzien na moich urodzinach.
- See you.
Wraz z nią przyszedł do Disco Place Mikołaj, moja platoniczna miłość z autobusu. Wpadamy na siebie i zaczynamy rozmawiać. Oczywiście wspominamy autobus i późniejsze perypetie z tym związane. Moje ciało wygina się i pręży. Jakbym czegoś chciała. Jakoś w dwójkę wpadamy na pomysl wciągnięcia kolejnej dawki koksu. Idziemy na zaplecze do WC, ja siedzę na ziemi, a on przygotowuje porcje. Wciągamy z klapy WC. Zajebiście.
Wracamy na salę i stojąc o wiele za blisko siebie, choć jednak uważając, by nie przekroczyć pewnej niebezpiecznej granicy rozmawiamy o życiu.
- No i kurwa, nigdy nie miej dzieci. Mówię Ci Mikołaj, never. One wszystkko popsuły między mną a Michałem. Nie ma na nic czasu, tylko dzieci, dzieci, dzieci, organizacja ich życia, bycia, srycia.
- Ale my właśnie z Zuzą planujemy i chcemy.
- Kurwa, mówię CI, żadnych dzieci. Wiem, że ludzie nie uczą się na cudzych błędach, ale proszę Cię, bądź mądrzejszy. Wiesz... Michał nie chce już ze mną być. Ma kogoś moim zdaniem. Nie powiem Ci, kto to, ale znasz ją.
Tak naprawdę nie pamiętam do dzisiaj, czy mu powiedziałam, że to Kinia, czy nie. Znając siebie wypaplałam pod wpływem koksu, ale nic się nie stało.
- Spoko Anka, jesteś bardzo atrakcyjną kobietą, na pewno kogoś znajdziesz.
- Wiem, dzięki – wpatruję się w niego, jakbym od razu chciała zaproponować zweryfkowanie mojej atrakcyjności.
Ktokolwiek obok nas przechodzi zostaje poifnormowany przez Mikołaja, że się we mnie kochał, i że znamy się z autobusu. Bosko mi. Klara przy barze rozmawia namiętnie z jakimś facetem z bujną czupryną. Serdecznie brzydki.
Impreza dogasa. Koks też. Czas do domu. Wracam.
W domu Michał zdziwiony pyta mnie, co tak długo, przecież normalnie o 24 wracałam z imprez.
- Bawiłam się z Mikołajem. Braliśmy koks, było bosko. Spotkałam Twoją Kinię ...
I zasypiam.
Po przebudzeniu uprawiamy namiętny i wyuzdany seks. Raz albo dwa.
Potem idziemy na obiad z dziećmi nad rzekę. Ja lekko skacowana i słaba. Ale nie chcę przegapić wspólnego wyjścia z Michałem. Leżymy na leżakach, sączymy piwko za piwkiem i rozmawiamy o życiu. Zawsze nam się fajnie rozmawiało. Naprawdę zawsze. Lubię z nim rozmawiać. Te nasze rozkminki o innych ludziach. Ich życiach. Rozważania o metodach wychowawczych innych, karierach zawodowych etc.
Po powrocie Michał oznajmia, że wychodzi sam na spacer ze słuchawkami na uszach. Dopaada mnie niepokój. Jak to? Było tak fajnie, dlaczego chce wyjść sam, i czy na pewno sam.
Robię małą aferę. Dzieci się bawią, idę spać. Michał wraca po 3 godzinach!!!
- Gdzie byłeś.
- W knajpie przy torach.
- Sam?
- Tak sam?
- Akurat, nie wierzę.
- To nie wierz, mam dość tych Twoich podejrzeń. Byłem sam, sluchałem muzyki i piłem piwko.
Wieczorem znowu seks. Śpimy dobrze.
W poniedziałek postanawiam zakończyć pewną sprawę. Dzwonię do Bjorna. Muszę to zrobić, bo od 19 kwietnia, kiedy to się poznaliśmy, wysyłaliśmy do siebie troche smsmów. Moje byly dość tendencyjne. Chcę się jakoś wytłumaczyć. Siadam przed galerią handlową, zapalam fajkę i dzwonię. Odbiera. To niesamowite, jak zupełnie inaczej zapamiętałam jego glos.
- Cześć, to ja Ania z Torunia.
- Aaaa, cześć Ania. Jak się masz?
- OK, OK, wiesz. Chciałam Ci powiedzieć, że między nami to naprawdę nic nie ma sensu. Przepraszam za te nocne smsy. Wiesz, ciężko mi, w końcu za kilka miesięcy będę rozwódką. To trudne i pewnie chciałabym przejść od razu w inny związek, a może się odegrać. Ale zdałam sobie sprawę, że muszę się zachować jak duża, dorosła kobieta. Dlatego dzwonię, by powiedzieć, że bardzo się cieszę, że Ciebie poznałam i jednocześnie przeprosić za smsy. Jesteś fajnym facetem i z pewnością znajdziesz odpowiednią partnerkę dla siebie i będziesz z nią szczęśliwy. I pamiętaj dbaj i celebruj każdą chwilę spędzoną z nią.
On rewanżuje się równie miłymi słowami na mój temat i kończymy.
Z tej ławki przed galerią dzwonię jeszcze do Kuby i Martyny, mojej przyjaciólki z dzieciństwa. Niesamowite jest to, że właściwie do końca kwietnia o całej sytuacji wiedziała moja siostra, moja mama, ojciec, kilka osób z pracy, Marlena, Zoya, Beata i jeszcze pare innych osób. Ale nie wiedziała moja najlepsza przyjaciólka Martyna. Bałam się jej o tym wszystkim powiedzieć, bo ona nigdy nie była przekonana do Michała. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy jej o tym wszystkim powiedziałam. Chyba na początku maja właśnie. Była wściekła i postanowiła przyjechać do mnie tak szybko jak to tylko możliwe. Zawsze wiedziałam, że mogę na nią liczyć, ale nie sądziłam, że tak szybko się o tym przekonam. Przyjeżdża na drugi długi weekend majowy, z dziećmi. Będzie spać u brata, na, 5 minut drogi ode mnie, z Nowo.
Czuję, że nie mogę wrócić do domu, że się przelało. Że Michał mnie oszukuje, a ja się daje zwodzić. Dosyć. Dzwonię do niego, że nie wracam do domu. Jadę do mamy. I co słyszę?
- Ok, jak chcesz.
Ja pierdolę. Straszne. Nic dla niego nie znaczę? Idę jeszcze do prawnika. W końcu się umówiłam. Dowiaduję się kilku szczegółow o separacji, orzekaniu o winie, podziale majątku, władzy rodzicielskiej, o tym, że dobrze jest mieć wykaz wszystkich wydatków na dzieci, najlepiej z ostatnich 12 miesięcy, by mieć dobre uzasadnienie do alimentów. etc. Robię notatki, bo na pewno zapomnę. Nie płacę nic, bo to partner mojej dobrej kumpeli. Obiecuję wino.
Wracam jednak do domu.
- Jednak jesteś, dlaczego zmieniłaś zdanie?
- Nie wiem, chcę z Tobą być, chcę spróbować, ale jestem kompletnie zdezorientowana. Nie wiem, co robić.
Nie mówię mu o tym, że wkrótce zamierzam podpsiać umowę najmu i wyprowadzić się z dziećmi w czasie jego pobytu w Egipcie, że napisałam do kilku firm przeprowadzkowych z zapytaniem o cenę takowej. Nie mówię mu tego, bo chcę, za radą Kuby, nim potrząsnąć. Kiedy wróci z Egiptu i zobaczy, że w domu nie ma nikogo, mnie, dzieci, mebli, może się otrząśnie. Taką mam nadzieję. No nic. Jakoś muszę dotrwać do tego czasu. I jeszcze te urodziny Kini. Iść na nie, czy nie? Na piątek po pracy umawiam się do psychologa, poleconego przez Kubę. Zaczął do niej chodzić, gdy Iza od niego odeszła do innego gościa, a także, by poradzić sobie z córką, którą sam wychowuje od 6 roku życia.
Michał podwozi mnie prawie do samego psychologa. Jedzie po Kacpra na trening, Idę pieszo jakieś 15 minut. Nie mógł mnie podwieźć pod sam gabinet, bo to nie po drodze. Dzięki temu mogę spalić kilka fajek.
- Dzień dobry Pani Aniu.
- Dzien dobry.
- Co się dzieje?
Opowiadam wszystko, bardziej lub mniej po kolei od 1 kwietnia, a może nawet od narciarskiego wyjazdu Michała w styczniu. Pani rysuje mi kółeczka demonstrujące mnie i Michała. Nasze światy. Pokazuje, że jeśli kółeczka się nie stykają, to nie ma części wspólnej. Logiczne, tyle też widzę. Jeśli nachodzą na siebie, to jest część wspólna. Ja i Michał to 2 kółeczka delikatnie stykające się ze sobą. Jest szansa, by znowu naszły na siebie, ale do tego potrzebna jest duża ilość pracy. Może Michał chciałby przyjść tu ze mną. Na bank! Smieję się sama do siebie z tego pomysłu. Już niedługo zdziwię się bardzo.
- No i też chciałam zapytać, czy mam iść na te urodziny Kini, czy nie?
- Niech Pani idzie, Pani Aniu, niech Pani zobaczy, co między nimi jest. Na pewno Pani to zobaczy, jeśli coś faktycznie jest. Jeśli nie, to może mąż po prostu potrzebuje adoracji innych kobiet, w tym i Kini, adoracji, której Pani mu nie daje.
Coś w tym jest kurcze. Mądra kobieta. Dobrze, że tu przyszłam. Płacę 120 zł. Zamawiam taksówkę i jadę do domu. Po drodze dzwonie do Michała i proszę, by zrobił mi kanapki, bo umieram z głodu. O dziwo chętnie je robi. Gdy wchodzę do domu, on się kąpie. Kanapki czekają. Michał nalewa nam drinki. Trochę się dziwię, bo rzadko sami pijemy przed wyjściem, ale wypijam bez wahania.
Zamawiamy taksówkę i wychodzimy. Do dzieci przychodzi ojciec Michała.
Podjeżdżamy pod dom ojca Kini. Pada deszcz, a impreza jest na dworze. Wszystko naprawdę pięknie przygotowane. Kinia wygląda zjawiskowo. Jest taka szczęśliwa. Wita się ze mną. Całuje.
Mnóstwo gości, w tym sporo znajomych. Między innymi Mikołaj. Prosi mnie, bym nie wspominała o naszej zeszłotygodniwej imprezce. Zuzka byłaby zła. No nie dziwię się w ogóle.
Michał nakłada mi sałatki, kurczaczki. I z początku jest naprawde fajnie. Jednak z każdym drinkiem wypitym przez niego coraz częściej gdzieś znika. Chodzę i szukam go, co doprowadza go do furii. Z trudem powstrzymuje krzyk. Wciąga koks z Mikołajem. Jestem zła, że i mi nie załatwił. Tłumaczy się jakoś. Jest coraz bardziej wściekły. Ale za każdym razem udaje mi się go jakoś ułagodzić. Rozmawiamy dłuższą chwilę z ojcem Kini. O samochodach. Temat na czasie, bo chcę kupić. Potem wszyscy są już grubo pijani. Ja też. Ale staram się z całych sił obserwować jego i ją. Przytulam się do Michała. On odtrąca mnie jak muchę. Ja napieram, on odtrąca. Ona siedzi na przeciwko nas. Cały czas pisze coś na swoim iphonie. On też dość często zagląda w telefon. W pewnym momencie, gdy idziemy razem do toalaty, czyli w niedalekie krzaki widzę, że ostatnia wiadomość na iphonie Michała to wiadomość od Kini. Potem jestem już tylko skupiona na tym, by zobaczyć jego kod do telefonu. Resztę sprawdzę w domu. Po którejś próbie mojego przytulenia się do niego Michał bierze mnie na stronę.
- Opdierdolisz się w końcu ode mnie?!?!?!?!?! Mam Ciebie kurwa serdecznie dosyć. Odczep się ode mnie i przestań mnie osaczać kobieto. Rzygam, gdy na Ciebie patrzę, Co ryczysz? Czego ryczysz, kurwa, Spierdalaj.
Nie widzę nikogo. Ale wiem, że wszyscy musieli to słyszeć. To był mały ogródek.
W totalnym amoku dopijam drinka i wychodzę. Michał nie idzie za mną, na co liczę. Idę jak zbity pies paląc fajkę za fajką. Do domu nie mam daleko. Idę. I ryczę.
Prawie pod domem dzwonię do niego.
- Jestem pod Klubem.
- Akurat. Nie słyszę muzyki.
- Ale jestem. Baw się dobrze. Pa.
- Pa.
Nie wiem, po co skłamałam.
Wracam do domu. Ojciec Michała z troską w oczach, ale też lekkim niesmakiem pyta, co się tu kurwa dzieje i wychodzi. Idę na balkon na fajkę, ryczę. Jestem cała rozmazana. Kładę się spać, ale mimo kompletnej bomby śpię jedynie godzinę, połtora maks.
Gdy się budzę i orientuję, że Michała ze mną nie ma, dzwonię do niego, a gdy nie odbiera dzwonię do Wojtka.
- Hej, sorry, że tak późno dzwonię, nie wiesz, gdzie jest Michał? Boję się, że coś mu się stało.
- Nie wiem, ja już skończyłem i idę spać.
Dzwonię jeszcze raz do Michała, ale wciąż nie odbiera. Dzwonię więc do samej Kini Pryni.
- Hej, sorry, że tak późno, wcześnie w zasadzie, dzwonię, ale niepokoję sie o Michała, nie wiesz, gdzie jest?
- Nie wiem, ja już w domu jestem.
- A-ha. Spoko. Dzięki za imprezę, chyba dużo sprzątania będziesz miała.
- No, jutro zaraz jak się obudzę jadę sprzątać. Jest syf na maksa. Ale spoko. Dzięki, że przyszlaś.
Już prawie kończę, ale pewnie przez alkohol, którego mam w organiźmie więcej niż krwi pytam.
- Słuchaj, głupio mi o to pytać, ale pewnie jestem pijana i w ogóle. No i martwię się od 1 kwietnia. Słuchaj, dlaczego pisałaś do mojego męża „słodkich snów”, „I can’t wait tomorrow morning” etc?
- Nie wiem, nie pamiętam.
Kurcze, druga, co nie pamięta. Pasują do siebie idealnie.
- Jasne.
- Wiesz, ja jestem bardzo wylewna i taka otwarta. I pewnie dlatego tak pisałam do niego. Jesteście fajnym małżeństwem.
- A-ha, ok. Bo wiesz, my się prawdopodobnie rozstaniemy. Od kilku tygodni jest bardzo źle i dlatego zastanawiam się, dlaczego to napisałaś.
- Nie, spoko. Tzn. możesz być spokojna. Między nami nic nie ma. Życzę Wam jak najlepiej.
Kończymy.
Dzwonię do Michała. Tym razem odbiera.
- Zaraz będę.
I jest. Napierdolony jak ostatnia świnia. Chyba też porządnie naćpany.
Czycham aż zaśnie. Przez pomyłkę bierze mojego iphona pod poduszkę i kładzie się spać na kanapie. A ja ze spokojem odpalam jego i wpisuję kod, który udało mi się po godzinach trudu odczytać z ruchu jego palców i z jeszcze większym trudem zapamiętać.
4721
Wprowadzam. Iphone odblokowany. Szybko przechodzę do smsow. Są. Całe mnóstwo. Jestem tak pijana, że z trudem je czytam, ale kilka jest tak oczywistych, że po pijaku też do mnie docierają.
Ona do niego:
„Kiedy w końcu będziemy razem?”
„Anka była dzisiaj u psychologa, doradził jej separację, więc jeszcze trochę”
Jestem w szoku, ale dlaczego właściwie, przecież ja to wiedziałam już wcześniej. Jednak coraz bardziej sie trzęsę. Czytam dalej.
Ona do niego:
„Gdzie będziemy się całować?”
On do niej:
„Kocham Cię”
Tego już za wiele. Na całkowicie gołe ciało zakładam dźinsy i marynarkę za 250 zł. Wciskam pierwsze z brzegu buty. Biorę torebkę, wrzucam jego iphone. Liczę kasę. Na taksówkę do mamy starczy. Udaje mi się wyciągnąć spod poduszki, na której leży jego parszywy łeb, mój telefon. I biegnę. Na postój taksówek. Prawie wsiadam, gdy zdaję sobie sprawę, że nie mam ładowarek. Ryzykowne, ale decyduje się wrócić po ładowarki. Bez nich ani rusz. Muszę to wszystko przesłać, skopiować, przeczytać ze spokojem.
Wracam, biorę ładowarki, ale niestety budzę go. Uciekam. Goni mnie, ale tylko do drzwi. Biegnę do taksówki. Do mamy. Chcę do mamy. Dzwonię do Kuby, ale nie odbiera. Nie dziwię się, jest niespełna 6 rano w sobotę. Dzwonię do mamy, by ją uprzedzić, że nadjeżdżam. Nie odbiera. Za to dzwoni Michał.
- Ty chuju!!!, zdradziłeś mnie, kurwa, zdradziłeś mnie. Oszukiwałeś cały czas! Chuju, chamie pierdolony. Widziałam smsy. Napisałeś, że ją kochasz!
Krzyczę i ryczę. Zapominam, że jestem w taksówce. Taksówkarz przerażony patrzy na mnie z politowaniem.
Michał mówi coś do mnie, ale nic nie słyszę. Słyszę tylko swój krzyk rozpaczy. Jestem juz całkowicie rozmazana. Prawie naga w tej taksówce. Włosy rozczochrane. Jak kurwa jakaś z Pigalaka. Ale ja nie jestem kurwą, tylko zdradzoną żoną. Ja!!!
Odkładam słuchawkę. Michał wydzwania jak oszalały. Nie chę z nim rozmawiać. Próbuję zrobić moim iphonem zdjęcia tych smsów. Będę miała dowody w sądzie. Kurwa, wykończę go tam. Będę orzekać o winie. Dzwoni cały czas.
Taksówkarz w końcu zdobywa się na kilka słów.
- Nie jest Pani wart. Pani taka ładna i młoda. Znajdzie Pani kogoś lepszego. On nie jest Pani wart.
Pukam do drzwi mamy, właściwie rąbię. Nawet nie zdaję sobie sprawy, jakie to musiało być dla niej straszne. Obudzić się tak rano w sobotę. Ma problemy ze spaniem, a ja ją tak budzę. W końcu otwiera. Jest w szoku. Rzucam się na nią, płaczę i krzyczę.
- Mamo, mamo. On mnie zdradził, Wszystko wiem. Napisał, że ją kocha. Całowali się, mamo!
- Aniołku, Aniulku kochany, tak mi przykro. Zrobię Ci herbatkę. Chcesz?
- Tak, melisę poprosze.
Siadam roztrzęsiona na kanapie. Nie mogę jednak usiedzieć na niej. Wstaję. Chodzę po pokoju. Nie wiem, co mam robić. Jestem skacowana, ale nie zasnę po tym wszystkim.
- Mamo, masz jeszcze te tabletki? Chyba muszę je wziać.
- Nie mam. Skończyły się.
- Kurcze. Ok, jakoś dam radę.
Michał dzwoni już 50 ty raz. W końcu odbieram.
- Wracaj natychmiast do domu i oddaj mi iphona. Albo nie wpuszczę Ciebie, ani Twojej matki tu już nigdy, i nigdy już nie zobaczysz swoich dzieci, ani nie będziesz mogła wziąć żadnych rzeczy.
Odkładam słuchawkę i powtarzam jego słowa mamie.
- Boże Aniu, co za cham. Połóż się spać. Potem pomyślimy co dalej.
Nagle zdaję sobie sprawę, że nie wzięłąm klucza do domu i faktycznie mogę tam już nigdy nie wejść. Nie jestem tam nawet zameldowana. O Boże i co teraz?
Michał dzwoni.
- Wracaj i oddaj mi iphone Ty dziwko i złodziejko.
Zamawiam taksówkę. Boję się go. Nie uwierzycie, ale podjeżdża ten sam taksówkarz.
- Wiedziałem, żę to Pani, jak zadzwonili z centrali. Myślałem o Pani, co się z Panią stanie. Dlaczego Pani wraca?
Tłumaczę.
- No tak. Ale niech się Pani rozstanie z nim. On nie jest dla Pani.
- Dobrze proszę pana.
Odpowiadam, jak dobrze ułożona dziewczynka. Zawsze taka byłam.
Wracam do domu. Dzwonię domofonem, ale Michał nie odbiera. Dzwonię do ojca i proszę, by mi otworzył bo Michał nie chce. Ojciec stoi na klatce i widzi mnie, rozmazaną kurwę z Pigalaka.
- Tato, on mnie nie chce wpuścić. Zdradził mnie!
Tata kiwa głową. Ja idę dalej, na górę. Do mieszkania.
- Kacper, Kacper otwórz mi proszę.
Kacper, biedny synek, otwiera rozmazanej i pólnagiej mamie.
Michał leży w łóżku. Oddaje mu iphona. Nie udało mi się zrobić żadnych zdjęć niestety. Iphony się rozładowały.
- Ty suko, chciałaś się wyprowadzić z domu i wszystko wziąć. Wsystkie meble, kwiaty, rzeczy. Wróciłbym z Egiptu i zastałbym pustkę. Ty suko.
Kurcze. Wlamał się do mojej poczty. Wszystko wie, mój plan B nie uda się. Muszę odwołać ten najem. Trudno.
- Ty jesteś na mnie zły???? Ty????
- To Ty mnie zdradziłeś i oszukiwałeś przez tyle czasu. Jak mogłeś? Przez Ciebie mam nerwicę. Przez Ciebie się poniżyłam. Jako mogłeś?
- Nie dam CI kluczy. Będziesz mogła wyjść, ale wejdziesz tylko wtedy, kiedy będę chciał.
I tak to było. W najgorszym koszmarze bym sobie tego nie wyśniła.
Zasypiamy. Dzieci oglądają bajki i jedzą płatki.
W ciągu dnia powoli się uspokajamy. Po południu siadamy nawet przy stole i rozmawiamy spokojnie.
- Michał, uważam, że powienieneś się wyprowadzić do niej teraz, kiedy to wszystko stało się już jasne.
- Dlaczego ja mam się wyprowadzać? To mój dom.
- Nie, to nasz dom. Gdy facet zdradza kobietę i to wychodzi na jaw, wyprowadza się do kochanki.
- Nie mam zamiaru się wyprowadzać.
- To jak to sobie wyobrażasz? Będziemy tak mieszkać razem, a Ty się będziesz z nią spotykał?
Albo ona albo ja. Musisz wybrać.
- To nie takie proste.
Jak to? Niesamowite. Napisał, że ją kocha, zdradza mnie z nią od 5 miesięcy, i gdy proponuję mu, by się wyprowadził do niej i wybrał, on twierdzi, że to nie takie proste! To jakiś obłęd.
Mówi mi, że ja jestem zajebista, i że mnie kocha, i nie jest pewien, czy tam, z nią, to wyjdzie.
- To czego ode mnie oczekujesz? Że będę czekać, aż się dowiesz? Nie ma mowy.
- Ale psycholog doradził Ci separację, może to jest dobry pomysł, może to się jeszcze da naprawić.
- Separacja? A Ty się będziesz z nią spotykał? Mowy nie ma.
W końcu staje na separacji. Choć moim zdaniem on tylko dlatego jej chce, by uniknąć orzekania o winie, bo taką opcję zapewnia prawo.
Wieczorem czytam trochę o separacji. Opinie internautów są podzielone. Mówię to Michałowi, i wyjaśniam, że o wiele skutczniejsze są terapie małżeńskie. W końcu godzi się. Nie wierzę, ale się godzi.
Tego wieczoru także uprawiamy seks. Jest to żałosne, ale czego kobieta nie zrobi, by odzyskać męża. A on? Korzysta z okazji do dobrego seksu. Facet w końcu.
Na drugi dzień bombarduję Kinię smsami. Tłumaczę jej, że mamy w planie separację i terapię, ale dopóki ona będzie w jego życiu nie mają one szans. Michał oczywiście nic nie wie.
Wieczorem oznajmia mi jednak, że wychodzi się z nią spotkać, bo ona chce mu coś ważnego powiedzieć. Przeczuwam co, więc godzę się na to bez bólu. By jednak nie oszaleć, idę w tym czasie pobiegać. Całą drogę słucham muzyki i myślę, co w danej minucie robią, czy ją dotyka, jak na nią patrzy, czy ona mówi mu: „To koniec” i żegnają się czule? Dziwne, że przez ostanie kilka tygodni w ogóle ich sobie razem nie wyobrażałam.
Wraca przygnębiony. Aż mi go żal.
- Nie wiem dlaczego, ale powiedziała, że to koniec.
- Przykro mi kotku.
Cieszę się strasznie i piszę do Kinii. Myślę sobie, jednak jest dobra. Źle ją oceniałam. OK. Zauroczyła się, popłynęła, ale teraz opamiętała się na moją prośbę. Nawet głupio mi się zrobiło, że ją tak źle oceniłam. Taka dobra mi się tego wieczora wydała.
Jestem spokojna. Michał zgodził się na terapię, ona się wycofała, szkoda, że nie on, ale dobra, nie narzekam. Będzie dobrze.
Nazajutrz dzwonię do Kuby, Martyny, mamy, Zoyi, Marleny, Natalii, piszę do ojca, mówię wszystko Weronice i Magdzie. Prawdopodobnie zapomniałam tu o kilku osobach, ale trudno mi się dziwić.
Wieczorem Michał idzie biegać. Pytam, czy mogę z nim? Będzie biegł crossa. Niechetnie zgadza się. Biegniemy. Wiecie jak to jest, gdy wdepniecie w gówno i nie możecie się pozbyć tego gówna z buta i tego ciągnącego się zapachu, który idzie za Wami, gdziekolwiek Wy nie pójdziecie? W trakcie tego biegu ja byłam tym gównem a mój mąż przede mną uciekał. Z perspektywy czasu zastanawiam się, co było bardziej poniżające, bieg, czy seks z nim po 1 kwietnia. I bieg chyba wygrywa. Biegłam co sił, by mu dorównać, by mnie pochwalił, że mimo, iż dawno nie biegałam tak świetnie sobie daję radę. A bieg był ciężki, to cross w końcu, a ja dopiero co przebiegłam 10 km dzień wcześniej, ważę już 48 kilo i jestem wykończona. Ale dorównuję mu tempa, choć często mnie wyprzedza, ucieka od gówna. Dobiegamy do domu. Nie mówi nic.
- Powiesz, że jesteś ze mnie dumny? Że dałam czadu?
Tak napisał do niej w lutym, po jednym z ich wspólnych biegów.
- Tak, jestem dumny i dałaś czadu.
Szczęście bezgraniczne mnie zalewa.
Ale po kąpieli dopada mnie znowu niepokój.
- Ale skoro ona się wycofała, tzn. że do Egiptu nie jedzie, tak?
- Ty znowu o tym Egipcie, kurwa, nie da się tego wytrzymać.
- No wiesz, mamy iść na terapię. Próbować, etc. Ten Egipt jakby CI to powiedzieć, nie do końca się wpisuje w ten scenariusz.
- Nie wiem, czy pojedzie.
Akurat. Jest poniedziałek, wyjazd w piątek, a on nie wie. Jasne.
We wtorek idę do wróżki, niech ona mi powie, co mnie czeka, bo się lekko gubię. Nie wiem, czego chcę, co robić? Martyna pisze codziennie odkąd wie. Naprawdę książka, by się spokojnie zebrała z tych jej smsów i maili. Pociesza mnie i daje wskazówki, jak go zostawić. Kuba też wychodzi z siebie. Reszta wspiera. Z tego wszystkiego kreci mi się już w głowie. Niech wróżka rozstrzygnie.
100 zł i wiesz wszystko.
W żadnym wypadku niech Pani do sądu nie idzie. Jego romans potrwa pótora roku, Pani też, z przyjacielem, jeszcze się nie zaczął, ale to kwestia czasu. Jego kochanka wyjedzie potem z kimś innym za granicę. A Wy jesteście sobie i tak przeznaczeni.
Nie wiem, czy tego się spodziewałam. Wracam pieszo do domu. To dość daleko, więc dzwonię do Kuby i Marleny. Spalam milion fajek.
Przyjaciel? Kto to może być? Ja mam mieć romans? Z tym przyjacielem? Hmm.
Ale skupmy się na Michale. Co z nim?
Im bliżej jestem domu tym bardziej myślę, że terapia, na którą mamy jechać nazajutrz rano jest zupełnie bez sensu. On wciaż o niej myśli, jedzie do Egiptu, to ona się wycofała, nie on, i to pod moim wpływem. Czy ja chcę tak na siłę próbować? Czy ja tego naprawdę chcę?
Dzwonię do Michała.
- Słuchaj. Mam pewien pomysł. Wyjdźmy gdzieś na pół godziny, chcę coś Tobie powiedzieć.
- Nie możemy w domu?
- OK, nie będę się upierać. Może być balkon.
Tak też robimy. Siadamy na balkonie i w formie godzinnego monologu informuję go, że podjęłam decyzję, by nie iść na terapię, bo Egipt, M etc.
On kwituje to krtókim:
- Może masz rację.
I tyle.
Odwołuję wizytę u psychologa i idę biegać. Muza na uszach i czuję, że żyję. Czuję się sto kilo lżejsza, jeśli to jeszcze możliwe. Przebiegam 11 km. Na koniec dzwonię do Kuby. Jest ze mnie dumny.
- Zachowałaś się jak 100 % kobieta. Jestem z Ciebie dumny.
Jestem naprawdę szczęśliwa. Podjęłam męską decyzję. Koniec szarpania. Rozwodzę się.
14 maja, w urodziny mojej młodszej siostry podjęłam jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu i poszłam biegać.
C.D.N.
Komentarze (4)
Zakończenie tej części sprawiło, że i ja, jako czytelniczka, poczułam to, co wyraziła bohaterka opowieści:
Czuję się sto kilo lżejsza, jeśli to jeszcze możliwe.
"Jeśli to jeszcze możliwe" - hmmm. Walka o związek była tutaj podobna do zbierania kamieni i wrzucania ich do plecaka, noszonego codziennie na plecach. Czy ten plecak nie przyrósł aby do tych pleców? Czy ten ciężar już rzeczywiście spadł?
Ciekawe, co będzie dalej.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania