Poprzednie częściWybacz mi. - Prolog.
Pokaż listęUkryj listę

Wybacz mi cz 12

Nim się całkowicie rozpakowałam, była już czternasta. Słońce wpadało do mojego pokoju przez okno i drzwi balkonowe. Rozpakowywałam, wszystko jak popadnie, lecz jednej rzeczy nie miałam odwagi nawet otworzyć. A mianowicie tego pudełka, które dała mi babcia. Bałam się, że znów nie będę w stanie normalnie funkcjonować, bo emocje wezmą górę. Położyłam więc pudełko na biurko. A obok niego postawiłam najcenniejszą rzecz, jaka mi została po Bilu. Nasze zdjęcie oraz bransoletkę, którą dostałam od niego. Właśnie tu cztery lata temu, podczas podwieczorku. O wpół do trzeciej przyszła Linda.

 

- Pani Lili, proszę iść na obiad. Piękna bransoletka.

 

- Dziękuje. Mój narzeczony miał dobry gust.

 

- Słyszałam co panienkę spotkało. Przykro mi z tego powodu. Ale drogie dziecko słyszałam, że twój Bil nawet po śmierci pomógł innym.

 

I nie wytrzymałam, znów do oczu napłynęły mi łzy. A myślałam, że tu będzie mi lżej.

 

- Panienka nie płacze. Proszę.

 

Linda zaczęła mnie pocieszać, a z nią o dziwo mogłam spokojnie rozmawiać. Ona takich ludzkich dramatów widziała setki. Nim zaczęła prace jako gosposia, pracowała jako pielęgniarka. Lecz jej życie nie potoczyło się tak jakby chciała.

 

- Łatwo się pani mówi. On był wszystkim co miałam. Co nadawało mojemu życiu sens.

 

- Lili, ja pracowałam w szpitalu. I uwierz mi, takich tragedii jak twoja widziałam miliony. A ty należysz do tej grupy osób, jakie nazywam marzyciele z charakterem.

 

- Naprawdę. Ale dlaczego pani nie jest teraz na emeryturze? Skoro pani wie o mnie prawie wszystko, a ja nie wiem o pani nic.

 

- Kiedyś pracowałam w miejscowym szpitalu jako pielęgniarka. Kochałam te prace. Lecz zdarzył się pewien mały wypadek.

 

Widziałam, że do oczu kobiety napływają łzy.

 

- Jeśli pani nie chce, nie musi pani mówić.

 

- Chcę. Nim zdarzył, się ten wypadek zdążyłam, wyjść za mąż, urodzić dwóch synów. Moje życie było jak bajka. Lecz pewnego dnia mój mąż miał wypadek. Lekarze robili, co mogli, jednak mąż zmarł. Było mi ciężko, wdowa i dwójka dzieci. Przechodziłam ciężkie chwile. A w pracy również nie było lekko. Byłam po nieprzespanej nocy, bo mój młodszy syn był chory. I w pracy popełniłam błąd. Podałam zły lek, a pacjent był na niego uczulony.

 

- Pacjent zmarł?

 

- Tak, a jego rodzina kazała mi wybierać. Albo proces i wpis w papiery, że nie umyślnie kogoś zabiłam. Albo się zwolnię, i już nigdy nie będę, mogła robić co kocham. Bo wtedy zaczną prać brudy.

 

- A pani dobrowolnie odeszła. Bo bała się procesu?

 

- To nie było takie proste. Bo ja podałam lekarstwo, ale nie ja je przygotowałam. Tylko moja koleżanka.

 

- A pani nie chciałam ciągnąć za sobą koleżanki.

 

- Tak, ale państwo Jors nie dotrzymali słowa. Wnieśli pozew do komisji etyki, i tak mi nabruździli w życiu. Pracy po tym zdarzeniu nie umiałam znaleźć, dwa miesiące.

 

- Matce z dziećmi było ciężko, rozumiem. I jak się pani znalazła u mojej babci?

 

- Twój dziadek mnie znalazł, gdy żebrałam na ulicy. Przyprowadził i powiedział, że gosposia odeszła i jak chcę, to mogę zacząć prace, nawet od zaraz. A twoja babcia, była szczęśliwa, że dotrzymywałam jej towarzystwa. Pomogli nawet moim synom. Mnie jako gosposi nie było stać by posłać ich na studia. A twoja babcia sfinansowała im naukę.

 

- I chce mi pani, tą historią powiedzieć. Że po burzy zawsze świeci słonce. A na niebie maluje się tęcza.

 

- Otóż to. Każdy cierpi, a na świecie nigdy nic nie dzieje się bez powodu. A teraz chodź na obiad.

 

- Dobrze.

 

Idąc za nią po schodach, postanowiłam, że muszę oczyścić jej dobre imie. Gdy zeszłam, na dół babcia już była, w jadalni.

 

- Chodź Lili. Obiad stygnie.

 

- Już babciu. Szybciej nie umie.

 

- A tak poza tym, dzwonił Luis. Znalazł biorcę nerki.

 

- Kto to?

 

- Jakaś kobieta. Ale sama do niego zadzwoń. Wszystko, co wytłumaczy, dobre wieści są takie, że ta kobieta jest ze Szkocji.

 

- A konkretniej?

 

- Nie zajmuj się tym na razie. Dobrze wiesz, że samej ci nie pusze.

 

- Dlaczego.

 

- Bo ostatnim razem jak gdzieś poszłaś sama, ratowałaś samobójców.

 

Moja babcia ona zawsze miała specyficzne poczucie humoru. No cóż, będę musiała znaleźć kogoś, kto zawiezie mnie do tej kobiety. Ale wątpię, że wybiorę szofera babci.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Margerita 16.07.2016
    Pięć
  • Tina12 16.07.2016
    Dzięki
  • Margerita 16.07.2016
    Tina12
    Moim marzeniem jest żeby Życie Basi wydać w postaci książki dlatego zbieram pieniądze na ten cel
    a czy byłaby chętnie kupowana i czytana
  • Tina12 16.07.2016
    Margerita
    Zawsze jest ryzyko niepowodzenia.
  • Margerita 16.07.2016
    Tina12
    Ale ja już wiem do jakiego chcę iść wydawnictwo Psychoskok oni nie odsyłają książek tylko je sprzedają tak długo aż sprzedadzą i umowa jest bezterminowa
  • Tina12 16.07.2016
    Margerita
    Mam nadzieje, że ta determinacja będzie trampoliną do sukcesu.
  • Tina12 16.07.2016
    Margerita
    Czyli czytamy kolejną premierową książke.
  • Margerita 16.07.2016
    Tina12
    zanim to nastąpi jeszcze długa droga przede mną najpierw muszę kasę uzbierać i rozdziały dopisać dopiero mam przecież 12
  • Tina12 16.07.2016
    Margerita
    Ja nie wydaje książki. A dziś te- mnie napadł brak weny.
  • Margerita 16.07.2016
    Tina12
    nigdy
  • Tina12 16.07.2016
    Margerita
    Jak o książke chodzi to teraz nie. Czas pokaże.
  • lea07 16.07.2016
    Ciekawa a zarazem smutna historia z tą kobietą. Ciekawe kogo ze sobą weźmie. Może tego Jacka? Świetne 5 :)
  • Tina12 16.07.2016
    Zobaczysz. Powiem tylko tyle, wszystko się okaże.
  • anonimowa 16.07.2016
    Bardzo ciekawa historia, pięć ;)
  • Tina12 16.07.2016
    Dzięki, za odwiedziny

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania