Poprzednie częściWybacz mi. - Prolog.
Pokaż listęUkryj listę

Wybacz mi cz 86

Gdy już się ogarnęłam i byłam gotowa do wyjścia na śniadanie. Dostałam SMS-a o treści.

 

HEJ WIEM, ŻE MOŻESZ BYĆ NA MNIE ZŁA. ALE O 10.00 JEDZIEMY NA ZAMEK. TAM BĘDZIE CZEKAĆ JOSEFIN.

 

I nie mylił się byłam trochę zła. Bo nie cierpię jak ktoś bawi się moimi uczuciami. Jednak musiałam stawić czoło problemom. Gdy zeszłam, na śniadanie Jack już czekał na mnie w restauracji. Ale ja nie chciałam z nim gadać. Dla tego usiadłam przy innym stoliku. Jack tylko patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, ale ja nie potrafiłam patrzeć mu w oczy. Gdy złożyłam już zamówienie, pan hrabia nie wytrzymał i dosiadł się do mnie.

 

- Lili proszę wydrzyj się na mnie. Ochrzań, za co tylko chcesz. Ale nie zabijaj mnie milczeniem.

 

- Ale co ja mam ci powiedzieć? Że zabolało mnie to jak próbujesz brać mnie na litość!

 

- Nie biorą cię na litość. Czemu ty mi nie wierzysz? O co tym razem chodzi?

 

- O nic. Może o to, że mnie okłamałeś?

 

- Było minęło. Sama dobrze wiesz, że czasu nie da się cofnąć.

 

- I wierz, co bym zmieniła?

 

- Mogę zgadywać. Że nie pozwoliłabyś na to byśmy się poznali.

 

- Otóż to. A teraz wybacz, muszę zjeść śniadanie.

 

- W takim razie czekam na ciebie w samochodzie.

 

- Okej.

 

Kiedy już zjadłam śniadanie, poszłam do samochodu.

 

- Już jestem. Możemy jechać.

 

- Jak chcesz.

 

Przez połowę drogi panowała cisza, której nawet śpiew ptaków nie ośmielił się przerwać. W końcu Jack chyba nie wytrzymał wyrzutów sumienia lub czegoś w tym stylu. I zaczął rozmowę.

 

- Możesz mi powiedzieć mi Lili, o co ci tak na prawdę chodzi?

 

- Szczerze o zemstę, którą sobie obiecałam. Dlatego na razie nie mam ochoty na jakie kol wiek miłostki. A ty i twoje wyznania mi tego nie ułatwiacie.

 

- Zemsta na kim?

 

- Na tym, który odebrał mi Billa.

 

- Ale przecież sprawca wypadku podobno nie żyje?

 

- Ja mam dziwne przeczucie, że policja kłamie. A, żeby tego było, mało serce podpowiada mi, że mój cel jest blisko.

 

- Acha.

 

Po tej krótkiej rozmowie Jack zamilkł. A ja miałam mętlik w głowie. Bo z jednej zwrotny zemsta, a z drugiej strony strach. Że to co mówił wczoraj Jack nie wzbudza we mnie litości, lecz jakieś inne nieokreślone uczucia. Punktualnie o dziesiątej byliśmy na parkingu. A tam czekała na nas Josefine. Była to wysoka kobieta o brązowych włosach. Ubrana była w swój mundurek przewodnika. Gdy wysiadłam z samochodu Josefine nas przywitała.

 

- Witam państwa. Ty to pewno Lilianna.

 

- Tak. A to Jack mój przyjaciel.

 

- Wiem, wiem. On i jeszcze jeden chłopak jak mu tam było na imie?

 

- Liam?

 

- Tak wszystko to zorganizowali. A teraz zapraszam was na krótką wycieczkę.

 

I poszliśmy na spacer przez przepiękne Cirtachijskie ogrody. Które o tej porze roku pełne są kwitnących rododendronów. Na pierwszy ogień oglądany był Dziki Ogród dostępny dla zwykłych ludzi. Była to po prostu ścieżka, po której obu stronach rosły piękne rododendrony. Później przeszliśmy do typowych Zamkowych Ogrodów. Można powiedzieć, że mieliśmy szczęście, bo one były otwarte dla ludzi parę dni w roku. Ja podczas tej wędrówki rozkoszowałam się widokiem. Jednak, po chwili z zadumy wyrwał mnie Josefin.

 

- Pani Green jak to się stało, że pani koledzy mnie znaleźli?

 

- Po prostu chciałam znaleźć tych, którym Bill uratował życie.

 

- A ten Jack to pani przyjaciel czy coś więcej? Bo to jak on na ciebie patrz,y mówi samo za siebie.

 

- Nie on chciałby, tak było.

 

- A czemu tak nie jest?

 

- Bo ja sama nie wiem, co już czuje. Bo pani pewnie wie czemu?

 

- Oj wiem. I uważam, że to nie powinno mieć wpływu na wasze życie. Bo one jest zbyt krótkie, by unosić się dumą.

 

- To nie duma. To strach.

 

- To może czas się przełamać?

 

- Może tak, może nie. Czas pokaże.

 

- Tak swoją drogą ciesze się z pani wizyty.

 

Z Josefin spacerowaliśmy dobre dwie godziny. A po tem no cóż, pojechaliśmy do hotelu, spakowaliśmy rzeczy i wrócili do domu. A tam już czekał na mnie mini komitet powitalny. Gdy tylko przekroczyłam próg domu Emma zasypała, mnie lawiną pytań. A ja opowiedziałam jej wszystko po kolei.

 

- Lili i co masz zamiar dalej z tym zrobić.

 

- Nic.

 

- Jak to nic?

 

- Normalnie. A teraz wybacz, padam z nóg.

 

Życie po powrocie z Cortachy płynęło prawie normalnie. Tak jak zawsze pracowałam, chodziłam na zakupy i oczywiście robiłam rzeczy. Których teoretycznie nie wypada mi robić. A co do Lindy wybudziła się ze śpiączki dzień po moim powrocie. No cóż a dziś jest już lipiec a ja przeprowadziłam mały remement w sercu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Margerita 31.08.2016
    55555
  • Tina12 31.08.2016
    Dzięki
  • Margerita 31.08.2016
    Tina12
    a o jakich niedociągnięciach mówiłaś pytajniki już zlikwidowałam
  • lea07 01.09.2016
    Małe niedopatrzenie, ale już jestem :). Rozdział bardzo fajny i w ogóle świetnie. :). Zostawiam 55 :) Nie no szkoda, że nie mogę :(
  • Tina12 01.09.2016
    Dzięki wielkie. Jak na razie dopadł mnie brak weny na cd.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania