Wybacz mi cz 53
Około godziny dwudziestej pierwszej postanowiłam opuścić tą szampańską zabawę. Był tylko jeden problem, byłam skazana na to o której do domu zechcą wrócić moi towarzysze. Zaczęłam więc szukać Liama, ale on przepadł jak igła w stogu siana. No cóż, babcia była moją ostatnią deską ratunku. Znalazłam ją niedaleko sceney rozmawiającą z panem Gilbertem.
- Babciu gdzie jest Liam?
- Dostał wezwanie do szpitala. Kierowca Gilberta go odwiózł.
- Acha.
- A dlaczego pytasz?
- Bo mam już dość tych głupich spojrzeń i szeptów na mój temat. Chcę wracać do domu.
- Lucy to może Jack ją odwiezie.
- Panie Gilbercie wątpię. On jest zajęty tą swoją zołzą.
- Lili!
- Lucy dziewczyna dobrze mówi. Ona tylko czeka, aż Jack będzie zdesperowany i poprosi ją o rękę.
- Haha. Muszę pana zasmucić, że ona uczepiła się jego jak rzep psiego ogona.
- Biedny ten mój syn. A dzień trzydziestych piątych urodzin jest blisko.
- Babciu, o co z tym chodzi?
- Nie ważne wnusiu.
Między czasie Gilbert poszedł poszukać Jacka. Swoją drogą współczuje mu, dzisiejszego towarzystwa.
- Babciu to ja jestem w ogrodzie.
Usiadłam więc na tej samej huśtawce co przedtem. I zaczęłam przyglądać się gwiazdą. Miałam szczęście dzisiejsza noc może nie była zbyt ciepła. Ale niebo było bez skazy.
- Lili podobno mam cię odwieźć. O znowu medytujesz?
- No tak. Ale jak nie patrzeć na takie niebo. Na duszę bez skazy, w której lśnią nasze dobre uczynki.
- Nie posądzałbym cię o taką poezję. Zwłaszcza dziś.
- Nie wiesz jeszcze o mnie wielu rzeczy.
- Ani ty o mnie.
- Tylko mi nie mów, że my dla siebie jesteśmy jak otwarta książka?
- A niby nie?
- Nie wiem. To co jedziemy? Bo ja nie mam zamiaru zostawać tu ani minuty dłużej.
-Dobra z chęcią się wyrwę spod pilnej obserwacji tej jak to mówisz zołzy.
- Haha. Widzisz jednak są ludzie gorsi o demnie.
I poszliśmy do samochodu, lecz przy drzwiach zaczepiła mnie ta Ewangelina.
- Ej ty! Amerykańska wścibska babo!
-Czego! Edynburska szlachcianko od siedmiu boleści!
- Trzymaj się daleko od Jacka. Nie próbuj mi go zabierać. Jeszcze cztery miesiące a Jack będzie mój.
- A bierz go sobie! A tak poza tym on chyba nie będzie na tyle zdesperowany, by się z tobą ożenić.
- To się jeszcze okaże.
- A teraz sory twój przyszły i mam, nadzieję niedoszły czeka na mnie.
Mam nadzieję, że limit tak jakby pecha na dziś już wykorzystałam. Mam tylko nadzieję, że Jack nie jest uwikłany w jakąś chorą tradycję.
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania