Poprzednie częściZimowe nieszczęścia - Rozdział 1

Zimowe nieszczęścia - Rozdział 6

Wychodząc z pokoju, nadal nie czuję się gotowa na ponowne spotkanie z Philem. Schodząc do holu, przeglądam się jeszcze w przeszklonych drzwiach. Jestem strasznie blada i wyglądam, jakbym miała zaraz zwymiotować, dlatego biorę kilka głębokich wdechów, liczę do dziesięciu i idę dalej.

W holu wszyscy już na mnie czekają, ale nie wyglądają na zniecierpliwionych, a wręcz odwrotnie. Chłopcy najwidoczniej nawiązali nić porozumienia, ponieważ dyskutują nad czymś, zaciekle przy tym gestykulując.

Gdy podchodzę do nich, wymieniają jeszcze kilka zdań i wychodzimy na zewnątrz, gdzie Phil prowadzi nas do swojego samochodu i siada na miejscu kierowcy, zapraszając nas do środka. Wiktoria i Tomek nie czekając na mnie, sadowią się z tyłu i zamykają drzwi, twierdząc, że w trójkę będzie nam za ciasno. Nie pozostaje mi nic innego, jak usiąść na miejscu pasażera, co wywołuje na twarzy chłopaka uśmiech, od którego, aż czuję, że moja twarz robi się cała czerwona. Nie potrafię sobie poradzić ze stresem, gdy jestem obok niego. Przy innych chłopakach nie miałam takiego problemu. Parę razy nawet mi się zdarzyło pierwszej zagadać. Ale przy nim nie wiem, jak się zachować, żeby nie wyjść na idiotkę.

Po drodze zajeżdżamy do wypożyczalni nart, gdzie Phil nie odstępuje mnie na krok i pomaga odpowiednio dobrać sprzęt. Krępuje mnie to, ale też jestem mu bardzo wdzięczna za pomoc. Nie mam dużego doświadczenia, w tym jak dobrać narty. Zazwyczaj biorę pierwsze lepsze, a później okazuje się, że są za ciasne lub wręcz odwrotnie.

Po załatwieniu formalności, wkładamy sprzęt do bagażnika i jedziemy już do punktu docelowego, gdziekolwiek to jest. Przez całą drogę staram się patrzeć przez szybę i podziwiać widoki, ale ciągle czuję na sobie jego spojrzenie. W pewnym momencie nachyla się do schowka, aby wyciągnąć okulary przeciwsłoneczne, przy okazji dotykając mojego kolana. Czując dotyk, odwracam twarz w jego stronę, a on uśmiecha się uwodzicielsko, co sprawia, że szybko odwracam się w drugą stronę. Mam wrażenie, że moja twarz wygląda jak burak i na dodatek robi mi się strasznie duszno.

Na szczęście dziesięć minut później jesteśmy już na miejscu i z ulgą wychodzę z samochodu, łapiąc chciwie świeże powietrze, udając, że poprawiam kurtkę. Gdy czuję się już lepiej, podchodzę do bagażnika, aby wyjąć swoje narty, jednak chłopak mnie ubiega i podaje mi je dumnie. Tym razem odwzajemniam uśmiech, ponieważ wygląda strasznie komicznie.

Wyciąg ma długości dwóch kilometrów, ale podobno jest bardzo łagodny, z niewielkimi spadkami. Wykupujemy więc karnety na pół dnia i udajemy się do gondoli. Wyjazd na górę zajmuje tylko cztery minuty, ale dla mnie to prawie wieczność, gdy Phil ciągle opiera swoją nogę o moją, niby tak przypadkiem. Po minucie ciszy przerywa milczenie.

- Bardzo podoba mi się twoje imię, Kinga. - Mówi nachylając się do mnie. - Skąd jesteś, bo jeszcze nie pytałem. - Wydaje się być trochę zawstydzony tym faktem.

- Z Polski, a ty?

- Z Austrii. Nie znam nikogo z Polski, ale zawsze chciałem tam pojechać. Może w końcu zrealizuję swoje plany. - Patrzy się na mnie, jakby czekał na zaproszenie.

- Może. - Nie mam pojęcia na ile mówi poważnie. - Jak długo jeździsz na nartach? - Zmieniam temat na bardziej bezpieczny.

- Praktycznie od urodzenia. Mam zrobiony kurs instruktora i kończę studia sportowe. Wygrałem nawet parę razy w zawodach narciarskich.- Wydaje się być z siebie dumny. - A ty?

- Zaczęłam jeździć dwa lata temu, ale nie jestem w tym zbyt dobra. Umiem tyle, żeby zjechać, za bardzo się przy tym nie obijając, chociaż to też niezbyt mi wychodzi. -Znowu czuję się, jak ostatnia łamaga, ale wolę powiedzieć mu o tym, zanim to zobaczy.

- To nie szkodzi. Z chęcią ci pomogę i przy okazji poznamy się lepiej. A jeśli zmarzniesz, to na górze jest restauracja, w której podają wyśmienitą, gorącą czekoladę. - W tym momencie gondola się zatrzymuje, przez co tracę równowagę i wpadam na chłopaka, który jest z tego zadowolony. Pomaga mi wstać i prowadzi mnie do wyjścia.

Gdy jesteśmy już wszyscy gotowi, uzgadniamy, a właściwie to Wiktoria decyduje, że ona z Tomkiem będą jeździć osobno, ponieważ nie chcą na nas czekać, a mną się zaopiekuje Phil. Tomek chce coś chyba powiedzieć, ale Wiki macha nam na pożegnanie i już jej nie ma. Tomek więc rzuca tylko „Miłej zabawy” i też go nie ma. Zapowiada się ciekawie.

Na początku próbuję jechać prosto, ale co chwilę tracę równowagę. W końcu chłopak mi pomaga.

- Nie myśl tyle o tym, tylko się wyluzuj. - Mówi, łapiąc mnie za ręce i jadąc tyłem. Wygląda przy tym, jak gdyby nigdy w życiu nie robił nic prostszego. Czuję się okropnie z tym, że go spowalniam, ale jemu chyba to nie przeszkadza. Przez całą trasę mnie zagaduje, po to żebym nie myślała za dużo.

Gdy w końcu zjechaliśmy na dół, już lepiej sobie radziłam z równowagą. W międzyczasie dowiedziałam się od mojego „prywatnego instruktora”, że ma dwadzieścia trzy lata, czyli jest dwa lata starszy ode mnie, i że w wolnych chwilach oprócz sportu, uwielbia czytać książki. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona tą informacją. Zjeżdżając po raz drugi, rozmawialiśmy o naszych gustach dotyczących książek oraz filmów. Przy kolejnych o zwierzątkach i innych upodobaniach. Można powiedzieć, że zamiast jeździć, to głównie staliśmy w miejscu, albo jeździliśmy, jak na początku, stojąc naprzeciwko, aby lepiej się słyszeć. Czułam się już w jego towarzystwie bardzo dobrze i nie czułam się taka skrępowana.

Nie wiadomo kiedy minęły trzy godziny i zrobiliśmy się głodni. Udało nam się złapać Wiki i wspólnie udaliśmy się do restauracji, żartując po drodze z Tomka, który twierdził, że widział jelenia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania