Poprzednie częściChwila szczęścia.

Chwila szczęścia. cz.2/2

Następny dzień rozpocząłem od przywitania mej kochanej dziewczyny i pokazania jej, co gdzie jest, i powiedzenia jej, że nie wiem dokładnie, o której wrócę. Następnie ruszyłem na wędrówkę. Tym razem zaszedłem na podwórze, którego byłem kiedyś współlokatorem z parunastoma innymi dziećmi w przybliżonym do mojego wieku. Hm, ciekawe czy oni nadal tu mieszkają. Sprawdzić? Czy lepiej nie? Dom, w którym kiedyś mieszkaliśmy, zmienił się w ruinę. Widać, że od dawna nikt tu nie mieszka. Ciekawe, gdzie podziali się jego dawni lokatorzy.

Kiedy stałem jak urzeczony, wlepiając oczy w ten jakże bolesny obraz, uchyliło się jedno z pobliskich okien i wyjrzała z niego kobieta. Zobaczywszy mnie przeżegnała się trzy razy, jakby chciała odgonić zjawę, ale nie znikałem. Stałem nadal, tylko że teraz patrzyłem w otwarte okno, a nie na zwalone mury za mymi plecami.

- Przepraszam. Co się tu stało?

- Och, drogi panie, to dość długa historia. Może wejdzie pan do korytarza, w środku zawsze nieco cieplej.

- Nie chcę robić kłopotu.

- Ależ to żaden kłopot, zapraszam.

- No dobrze, ale tylko na chwilę.

- Jak pan sobie życzy.

Nie rozpoznała mnie. No cóż. Zapuściłem włosy i brodę. Nie ma się co dziwić reakcji tutejszych mieszkańców, bo ostatnio widzieli mnie, kiedy byłem małym chłopcem.

Kobieta zrobiła zapraszający ruch ręką, więc podszedłem do niemalowanych starych drzwi.

- Proszę się tu rozgościć. -Powiedziała wprowadzając mnie do środka.

- Zrobić herbatę, czy kawę?

- Nic, dziękuję, ja tylko na moment.

- Tak rzadko miewam gości. Pan jest pierwszym od bardzo długiego czasu.

- Przepraszam, ale jak długiego?

- Jakieś dziesięć lat.

- Co, aż tyle czasu nikt do pani nie zaglądał, to niemożliwe. Ma chyba pani jakieś dzieci i wnuki, prawda? - Powiedział zszokowany chłopak.

- Dziecko ja nie mam już nikogo, w zeszłym roku pochowałam męża a dzieci nie mam.

- Rozumiem i przepraszam, nie wiedziałem.

- Hm, dziecko, jakże to słowo brzmi w odniesieniu do tak wysokiego chłopaka jak ja - pomyślał.

- Jestem zupełnie sama - rzekła kobieta.

- Rozumiem. Przepraszam nie powinienem tak… - urwał i zmienił temat.

- Proszę mi powiedzieć od jak dawna stoi ta ruina? - Mówiąc to wskazał na budowlę, która była widoczna z okna.

- Jakieś sześć lat. A dlaczego pan interesuje się tym rumowiskiem?

- Ja tu mieszkałem. To zwalisko to mój stary dom. - Powiedział, nie mogąc powstrzymać szlochu.

- Tam mieszkali Sacherowie.

- Tak, wiem. Ja nazywam się Karol Sacher.

- To niemożliwe, Karol utonął.

- Nie. Ja żyję. Pomyliła mnie pani z kimś.

- To niemożliwe. Karola nie ma od lat.

- Poznaje to pani? - zapytałem, wyciągając z czarnej skórzanej torby obraz, który kiedyś zwinąłem z domu, by i on nie podzielił losu innych dzieł sztuki, które były oddawane za bezcen na wódkę na pijackie orgie rodziców. Ten obraz był trochę zniszczony, ale rysunek był widoczny.

- Tak, poznaję, ten obraz wisiał nad kominkiem w domu Sacherów. A więc ktoś puścił fałszywą pogłoskę, tak?

- Tak, najzupełniej droga pani. Orientuje się pani czy moja siostra, Rita jest tutaj? Tak bym chciał ją zobaczyć.

- Z tego co wiem drogi chłopcze, dziewczyna o takim imieniu pracuje w hotelu Baszta.

- Rozumiem, dziękuję bardzo za te informacje, ale mam jeszcze jedną prośbę.

Rzuci pani okiem na te zdjęcia? Wprawdzie były zrobione dość dawno, ale może jakieś podobieństwo zostało.

- Pokaż je, skonfrontuję je z obecnymi, które dostałam jakiś czas temu.

- Proszę, oto i one. - Podałem zdjęcia pełen nadziei.

- Dziękuję. - kobieta dłuższą chwilę wpatrywała się w fotografie, wreszcie odpowiedziała.

- Tak to ona. Zobacz sam. Podobieństwo jest wyraźne.

- Rany! Tak się cieszę, dziękuję bardzo.

- Nie ma za co, to ja dziękuję, że mnie odwiedziłeś. Pamiętam, kiedy byłeś mały, biegałeś tutaj albo bawiłeś się w chowanego z gromadką urwisów.

- To musiał być niezły widok.

- O tak. Hałasowaliście i broiliście okrutnie, ale za to podwórko tętniło życiem. Teraz strasznie tu cicho i smutno.

- No cóż, czas szybko płynie. Dzieci dorastają, mają swoje życie. Czy mogę zadać jeszcze jedno pytanie? Gdzie podziali się moi rodzice proszę pani?

- Ojciec w więzieniu, a matka na cmentarzu.

- Jak to na cmentarzu?

- Przykro mi to mówić, ale jak muszę, to powiem.

- Tak, proszę.

- Pewnego pięknego słonecznego dnia wzięła tabletki nasenne i popiła je wódką.

- O matko! To przerażające. A ojciec za co siedzi?

- Za różne rozboje i zabójstwo.

Zamilkłem z wrażenia, jakie wywarły na mnie słowa pani … Przypomniałem sobie lata mojego dzieciństwa. Ciągły strach przed powrotem do domu, w którym nigdy nie wiadomo było czego się spodziewać. To nie były dobre wspomnienia. Na szczęście szybko się z nich otrząsnąłem i pomyślałem, a w końcu też dodałem głośno.

- Jak to dobrze, że żadne z nas nie poszło w ich ślady.

- Tak, święta prawda, Karolu. Ale lepiej powiedz, co ty robiłeś przez te lata, kiedy wszyscy myśleli, że nie żyjesz?

- Uczyłem się, pracowałem i się zakochałem, dobra sąsiadko.

- A cóż to za dziewczyna zdobyła twe serce?

- Przepraszam, ale nie chcę o tym mówić.

- Dobrze, rozumiem i przepraszam za to ostatnie pytanie. Powinnam była zadać je inaczej. Wybacz.

- Nic się nie stało, to nie pani wina, to było z głębi serca zadane pytanie, bynajmniej nie przez próżną ciekawość.

Pani …. uśmiechnęła się tylko delikatnie. Po czym zapadła cisza, której nie zakłóciła nawet brzęcząca mucha. Po chwili padło pytanie ze strony starszej pani.

- Kiedy chcesz zobaczyć siostrę?

- Jak najszybciej - odpowiedziałem.

- To może od razu do niej pójdziemy?

- Z chęcią. Tylko czy zechce zamienić ze mną chociaż słowo? Ona pamięta mnie jako małe dziecko.

- Nie trać ducha, zobaczysz, że będzie dobrze. Jeśli nie uwierzy teraz, to za jakiś czas na pewno.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Agat 25 29.01.2018
    No i już się akcja powoli rozwija

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania