Poprzednie częściChwila szczęścia.

Chwila szczęścia. cz.2/5

Cztery miesiące później.

- Karolu wybierzesz się z nami w góry? - Usłyszałem tuż obok głos mojej ukochanej siostrzyczki, która zadomowiła się już na dobre.

- W góry? Rito? Teraz? - Zapytałem niedowierzając temu, co słyszę, patrząc na nią rozszerzonymi ze zdziwienia i zarazem przerażenia oczami. - Przecież jest środek ostrej zimy.

- Wiem, właśnie o to nam chodzi. Przecież latem się nie da wspinać. - Zauważyła z błyskiem w oczach.

- Rita to jest bardzo niebezpieczne. Wiesz o tym, że opiekuję się Różą, prawda? Nie wiem, kto by nam pomógł, gdybym i ja coś sobie zrobił na tym wypadzie.- Stwierdził niby mimochodem.

- Gadanie. - Parsknęła śmiechem - No idziesz czy nie?

- Słyszałaś, co powiedziałem?

- Tak, ale…

- Nie Rito. Jesteś starsza ode mnie, a muszę ci tłumaczyć. Ładne rzeczy. - Przerwał jej dość impulsywnie.

- Dlaczego nie chcesz się zgodzić?

- Tyle się słyszy o różnych wypadkach w górach, kochana.

- Te wiadomości są przesadzone, jak zresztą wszystkie. - Wybuchła. - Gadaj, co chcesz, ja i Aborygen się tam wybieramy jutro - dodała zacinając usta.

- Co za Aborygen? - zapytał szybko.

- Kolega. Wszyscy tak na niego mówią.

- Dlaczego?

- Nie mam pojęcia, tak mówią i już.

- Rita nie dąsaj się, trzeba myśleć o wszystkim, a nie tylko o przyjemnościach, które na dodatek są wątpliwe.

- Skąd możesz to wiedzieć, byłeś zimą w górach?

- Tak, byłem siostro i prawie przypłaciłem to życiem. Góry to potęga i żywioł, którego się nie da opanować w żaden sposób.

- Ale żyjesz i gadasz ze mną, więc jest dobrze.

- Rito, ty niepoprawna optymistko.

- Co? Wiesz, myślę że lepiej być przesadną optymistką niż skrajnym pesymistą.

- Toś mi przygadała. Ja nie jestem pesymistą, ja tylko patrzę trzeźwo.

- No dobrze, niech ci będzie Karolku. Nie jesteś taki, przepraszam, wybacz - rzekła nie całkiem szczerze.

- Jasne sister, daj na zgodę. - Po uściśnięciu dłoni zapadła cisza. W końcu, aby przerwać przedłużającą się ciszę, zapytał, by wyzbyć się wszelkich wątpliwości.

- Jutro? Tylko we trójkę?

- Tak, chyba wyraziłam się jasno, co?

- Nawet bardzo, Rito. Tylko my nie mamy żadnego przygotowania do wspinaczki. - Odezwał się po krótkiej chwili milczenia i szybko zmienił temat. - No i będę musiał dziś wieczorem przygotować jedzenie dla mojego skarba, mojej małej Róży.

- Też mi problem. - Parsknęła Rita niegrzecznie a po chwili dodała wracając do wcześniejszego tematu.

- A jakie przygotowanie jest potrzebne, by wyjść sobie w góry. - Rzuciła lekceważąco machając ręką.

- No wiesz, Rito. Góry to niebezpieczny kompan do takich sobie spacerów, nie zbywaj tego ot tak, machnięciem ręki. Mało się słyszy o zaginięciach czy śmierciach na stokach górskich? Nie można wyruszać na tak poważną wyprawę bez przygotowania. My przecież nie mamy raków, bardzo potrzebnych do wspinaczki. Nie mamy też poprawnie zaopatrzonej apteczki ani łańcuchów, bez których w takim terenie ani rusz.

- Przestań, przecież nic się nie stanie. Nie patrz na wszystko tak czarno. Wiem, że będzie fajnie, idziesz?

- Nie wiem, boję się trochę. Zima w górach jest nie do przewidzenia. Jaką masz gwarancję, że będzie tak jak mówisz? Nie chciałbym by Róża została całkiem sama i bez pomocy z jakiejkolwiek strony. Wiesz, ona nie ma nikogo poza mną.

- Karolu, przestań skakać nad nią tak jakby była laleczką z chińskiej porcelany. Na pewno sobie jakoś poradzi. Nie jest już leżąca. Ty cały oddałeś się tej dziewczynie, a gdzie czas na wyjście z kolegami na piwo, czy na mecz? Nie ma tego. Musisz zacząć wreszcie żyć swoim życiem, a nie żyć cały czas jej małym śmiesznym życiem.

- Rito, skończyłaś już tą przemowę, niemalże prokuratorską? - Zapytał Karol, gdy ona zrobiła przerwę, by zaczerpnąć tchu.

- W zasadzie to tak, bracie, ale wiesz co? Szkoda mi ciebie. Nie mogę patrzeć jak się marnujesz u boku tej „kaleki”.

- Rito, uważaj na to co, mówisz! - Uniósł głos. - Jak chcesz wiedzieć, to tylko dzięki niej ja jeszcze wciąż jestem na tym świecie. Gdyby nie ona, to naprawdę leżałbym pod ziemią, a nie gadał tu z tobą. Tak się jej odwdzięczasz, że się zgodziła przyjąć ciebie pod nasz dach?! - Krzyczał bez opamiętania.

- Rany, aż tak cię zabolały słowa prawdy, które powiedziałam? Wobec tego, przepraszam. - Rzekła patrząc w czerwoną od gniewu twarz brata.

- Tak, pewnie, że zabolały, bo ja ją kocham do szaleństwa i nikomu bym nie pozwolił jej skrzywdzić słowem lub czynem. To moja pierwsza i za razem ostatnia miłość.

Po tych słowach brata dziewczyna zapłonęła czerwonym rumieńcem i schowała głowę w rękach.

- Naprawdę wybacz. Nie miałam pojęcia, że ona jest aż tak ważna dla ciebie.

- Ja ci wybaczyłem, ale nie wiem czy ona wybaczy tobie tą porcelanową laleczkę i kalekę, Rito.

- To, co mam zrobić? - zapytała cicho i z lękiem.

- Pójdź teraz do niej i ją przeproś za te wszystkie słowa.

- No ok. Idę.

- Różo, mogę wejść? - Zapytała Rita pięć minut później, pukając do drzwi Róży.

- Jeśli dalej chcesz mi wymyślać, to nie, ale jeśli w innym celu, to możesz wejść. - Rzekła dziewczyna spoza zamkniętych drzwi.

- Ja przyszłam cię przeprosić, wiem już, ile zrobiłaś dla mojego brata. Jak mówiłam te wszystkie obraźliwe i nie tylko słowa, to nie znałam tych szczegółów, wybacz mi.

Gdy skończyła mówić wybuchła nieoczekiwanie głośnym płaczem.

- Rita, nie masz się jak przedszkolak, to nie wypada. - Odezwał się Karol, który właśnie stanął w pokoju, w którym były dziewczyny.

- To jak, idziesz z nami w te góry? Obiecuję, że wrócisz cały i zdrowy.

- Wiem, że już pytałem o to, ale skąd masz pewność, że tak będzie?

- Czuję po prostu, braciszku, a wiesz, że moje przeczucia się zawsze sprawdzały, więc i tym razem na pewno sprawdzą się co do joty.

- Ja takiej pewności nie mam, ale …. idę z wami. - Odezwał się w końcu, spoglądając na Ritę spod oka a po chwili zadał pytanie Róży, która siedziała oparta o stos poduszek.

- Pozwolisz mi wyjść, kochanie jutro w góry?

- W góry? Z kim? - Zapytała tak jakby nie słyszała wymiany zdań, która się odbyła przed momentem pomiędzy rodzeństwem.

- Zamierzamy iść we trójkę, Rita, kolega jej, no i ja - wyjaśnił spokojnie.

- Rozumiem, a jak długo was nie będzie w domu? - Zapytała patrząc na oboje rodzeństwa.

Karol spojrzał na stojącą obok dziewczynę, która odezwała się.

- Myślę, że wieczorem będziemy już z powrotem. Super, cieszy mnie, że dałeś się namówić. Zobaczysz, nie pożałujesz tej decyzji. Spadam już, trzeba się wyspać porządnie, cześć wam, do jutra.

- Do jutra. - Rzekli jednym chórem Karol i Róża.

- Ale masz narwaną siostrę. - Powiedziała Róża do chłopaka, który szykował prowizoryczną apteczkę.

- Tak, kochanie, ale ona była taka od małego - rzekł pakując bandaże.

- Wiesz, nie dziwię się, że nie dałeś jej wcześniej znać, że żyjesz. - Stwierdziła cierpko dziewczyna, której nie podobały się porządki czynione przez Ritę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania