Era Smoka - rozdział 4 (część III)

Pomiędzy dwoma skałami, Milo zobaczyła łuk, który przypominał bramę. Robiło się coraz chłodniej i zaczynała coraz mocniej to odczuwać. To właśnie w krainie smoków, na szczytach gór były kryształowe lodowce, których woda mieniła się różnymi kolorami tęczy. Kiedyś bardzo chciała je zobaczyć, jednak chęć odnalezienia ojca była silniejsza.

Obok łuku przypominającego bramę, stał niewysoki staruszek w pocerowanej, czerwonej pelerynie. Przez jego twarz przechodziła wielka blizna. Prawdopodobnie zadana w walce. Dziewczynę zdziwiły oczy staruszka. Nie pasowały do jego sędziwego ciała. Wyglądały tak, jakby ich właściciel był o wiele młodszy niż wskazywała na to jego aparycja.

- Dokąd zmierzasz podróżniku? - zapytał starzec.

- Do smoczego królestwa Panie. - powiedziała z uśmiechem. ‘Jeśli jest to strażnik, muszę być spokojnej myśli’, pomyślała w duchu. Każda kraina miała swojego strażnika, który bronił do niej dostępu. W smoczym królestwie był to czerwony smok. Potrafił on przybierać postać starca w czerwonej pelerynie.

- W jakim celu zmierzasz podróżniku? - zapytał ponownie.

- Zaprosił mnie książę Lautte do swojego królestwa. Jestem mieszkanką Krainy Tysiąca Łez. - powiedziała. Starzec bacznie jej się przyglądał. Fakt. Wyróżniała się. Ale czy wszyscy Togaranie muszą wyglądać tak samo?

- Twój wygląd wskazuje, że jesteś Sakanką. - powiedział - Możesz przejść. Goście księcia są zawsze mile widziani. - dodał i usunął się ze ścieżki. Przechodząc obok niego poczuła niewyobrażalną siłę. Teraz była pewna, że to musiał być strażnik. Ale o wiele potężniejszy od strażniczki jej krainy.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się do starca. Ten tylko skinął głową i pokazał jej ścieżkę, którą dojdzie do miasta.

Ruszyła drogą w stronę wielkich budowli, które były widoczne już od granic krainy. Przechodząc przez stepy mijała skalne półki, na których siedziały smoki. Niektóre szczerzyły swoje ostre jak brzytwa zębiska. Inne pomrukiwały, poruszając skrzydłami. Jeden z nich znacznie się wyróżniał. Był wielki, a jego błękitna skóra odbijała promienie Eltanin. Bacznie ją obserwował. W dole doliny dostrzegła duże jezioro. W promieniach gwiazdy, mieniło się tysiącem barw. Kawałek dalej dziewczyna zobaczyła las, który wyglądał tak jakby był wielkimi źdźbłami traw.

- Jaka ta kraina jest… dziwna… - powiedziała na głos.

Idąc dalej ścieżką, dotarła do dwóch wartowni, które strzegły wejścia do miasta. Oddzielały one dziką przyrodę od zabudowań stolicy. Kiedy przekroczyła mury miasta, nikt nie zwracał na nią uwagi. Zaskoczyło ją to bo wyglądała tak, jak oni. Tylko jej znamię znajdowało się w innym miejscu.

Każdy z mieszkańców miał blond, czarne albo brązowe włosy. Kolory oczu także były różne. Od srebra po głęboką czerwień. Ich znamiona wyglądały dokładnie tak jak to, które miał mężczyzna z obrazów strażniczki. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że to właśnie w tej krainie jest jej miejsce.

Dotarła do głównego placu miasta. Po chodniku chodziły smoki. Były większe jak i mniejsze. Z tym wyjątkiem, że smoki mieszkające w mieście nie były tak olbrzymie jak te, które mijała po drodze.

Nieopodal wejścia do zamku znajdował się nieduży targ, kawałek dalej piekarnia oraz sklep z ziołami. Budynki były strzeliste. Przypominały skały, które dziewczyna mijała po drodze. Wzdłuż alejek rosły drzewa, których kora pokryta była zielonobrązowymi łuskami.

Kawałek dalej przechodziła jakaś parada. Z tego co udało jej się usłyszeć, jutro miały być urodziny króla. Dziewczyna poczuła się dziwnie. Coś kazało jej się kierować do zamku. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała poznać króla. Za wszelką cenę.

Podeszła do bramy prowadzącej na dziedziniec zamku.

- Dalej panienka nie przejdzie. - powiedział strażnik zagradzając jej wejście. Był to postawny, bardzo przystojny mężczyzna o złotych oczach. Jego znamię było srebrne tak samo jak włosy. To jak opisała ich babcia było trafne. Obok niego chował się malutki smoczek, którego skóra była srebrnego koloru jak znamię i włosy mężczyzny.

Smoczek przyjrzał się dziewczynie, aż w końcu w podskokach podszedł do niej. Powarkując i piszcząc zaczął prosić o głaskanie. Strażnik nie krył zdziwienia. Jego smok zaprzyjaźnił się z intruzem, chcącym dostać się do zamku. Milo kucnęła naprzeciwko zwierzęcia i pogłaskała je. Pomimo łusek, jego skóra była gładka.

- Jestem gościem księcia. - powiedziała wstając z kolan.

- Czy masz przepustkę? - zapytał nieugięty strażnik - Bez przepustki cię nie wpuszczę do zamku. - dodał.

- Ma przepustkę. Właśnie po nią leciałam. - powiedział znajomy głos. To ta sama smoczyca, która na pogrzebie jej przyjaciółki zadawała tyle pytań.

- Smoczyca? - zapytała zaskoczona - Skąd wiedziałaś, że tu będę?

- Ja wiem wszystko. Nie byłabym smokiem księcia. - powiedziała i usiadła dziewczynie na ramieniu - Wpuść nas. Chyba, że wolisz do końca życia, być obiektem testowym nadwornej wiedźmy. - warknęła. Strażnik wzdrygnął się na samą myśl o wiedźmie. - Dziękuję. - dodała. Mężczyzna zabrał włócznię odgradzającą dziewczynę od wejścia do zamku.

- Mogłaś być bardziej miła – powiedziała z niesmakiem. Smoczyca tylko przewróciła oczami.

- Kto cię uczył etykiety? W tym zamku straż ma wpuszczać gości księcia, po których ja wychodzę.

- No dobrze, ale on wykonywał tylko swoje obowiązki. - dodała. Smoczyca nic więcej już nie powiedziała. Najprawdopodobniej udała, że nie słyszy.

Szły już spory kawałek, zanim dotarły do głównych drzwi zamku. Dziewczyna popatrzyła do góry. Na tarasie stał wysoki, postawny mężczyzna. Przyglądał jej się uważnie. Przystanęła na chwilę, by móc mu się lepiej przyjrzeć. Nie mogła uwierzyć własnym oczom! To ten sam mężczyzna, którego widziała w tafli jeziora!

- Kto to jest? I dlaczego tak mi się przygląda? - zapytała. Smoczyca popatrzyła na taras.

- To król. Zapewne wyczuł twoją energię. Od kiedy tylko weszłaś do krainy, było ją czuć aż tutaj.

- Moją energię? - zapytała zaskoczona. Czyli nie tylko Devon wyczuł u niej siłę, która była uśpiona w jej kruchym ciele.

- Oj tak. Masz olbrzymie pokłady energii. Zapewne Saba będzie chciała ją u ciebie obudzić. Ciekawa jestem, jakim żywiołem władasz, Togaranko. - dodała. ‘Sama jestem ciekawa….’, pomyślała.

Weszły do zamku. Milo dostrzegła wiszące dekoracje przy wejściu do głównej sali. Zamkowa służba wchodziła i wychodziła, przynosząc co chwilę coraz to więcej eleganckiej zastawy stołowej. Niektórzy nakrywali do stołu, jeszcze inni zapalali świece. Jeszcze inni przenosili niepotrzebne przedmioty do innych komnat.

Wnętrze zamku wyglądało tak, jakby ktoś malował je na tle zachodzącej gwiazdy. Na ścianach wykute były roślinne wzory. Czarne i białe marmury tworzyły elegancką mozaikę na podłodze. Pod sufitem wisiał biały, prześwitujący materiał. Przebijały przez niego drewniane bale, które odznaczały się na tle bieli ścian korytarza. W oddali Milo zauważyła, że dwie służące zapalają już świece.

- Świece? Tak szybko?

- W zamku zmrok zapada o wiele szybciej niż na zewnątrz. - powiedziała smoczyca. Rozejrzała się dookoła. Jakby szukała odpowiednich drzwi, do których miała zaprowadzić dziewczynę. - W pierwszej kolejności, musi cię zobaczyć para królewska. Oraz nadworna wiedźma. Nie przestrasz się jej. Nie jest straszna, ale jej dziwne zachowanie czasami potrafi wyprowadzić smoka z równowagi.

- Dobrze. - zachichotała. Smoczyca posłała jej dwuznaczne spojrzenie. Była poważna i wulgarna. Ale nie da się ukryć, że można było się z nią zaprzyjaźnić.

Podeszły do olbrzymich drzwi. Serce dziewczyny zaczęło bić jak oszalałe. Pierwszy raz w swoim krótkim życiu, miała stanąć przed parą królewską.

Drzwi, jak za sprawą magii, otworzyły się. Na tronie siedział król, obok niego królowa. Po lewej stronie stała dość dziwna postać. Dziewczyna wywnioskowała, że zielonowłosa kobieta to właśnie wiedźma powietrza Saba. Jej czerwone oczy połyskiwały w świetle świec komnaty. Miała na sobie długą, złotą suknię. W dłoniach trzymała księgę, oprawioną w skóry.

Sala królewska wyglądała bardzo podobnie do korytarza. Za królewskim tronem znajdował się witraż smoka. Stworzenie miało dokładnie namalowany każdy szczegół. Wyglądał jakby był żywy.

Dziewczyna popatrzyła na królową. Była piękną kobietą. Jej czarne włosy opadały swobodnie na ramiona. Duże, czerwone oczy bacznie obserwowały każdy jej krok. Wyglądała jak postać z wosku. Idealnie gładka cera, wypielęgnowane dłonie oraz włosy. Milo nie mogła ukryć zachwytu. Teraz wiedziała, co babcia miała na myśli mówiąc, że Sakanie potrafią rzucić jakby urok na mieszkańca innej krainy, który nigdy ich nie spotkał.

- Podejdź bliżej panienko. - Powiedziała królowa. Posłusznie podeszła bliżej tronu. Ukłoniła się i pochyliła głowę. Smoczyca zeskoczyła z ramienia dziewczyny.

- Pani, to właśnie jest dziewczyna, którą spotkał książę na pogrzebie córki Lestata. - powiedziała.

- Jak ci na imię? - zapytał król.

- Milo, wasza wysokość. - przełknęła ślinę. Czuła na sobie wzrok królowej.

- Ile masz lat?

- Siedemnaście Pani.

- I mówisz, że pochodzisz z Krainy Tysiąca Łez, zgadza się? - zapytał ponownie król.

- Tak wasza wysokość. Ale nie wychowałam się w mieście, tylko na wsi. - powiedziała. Ugryzła się w język. Króla nie interesują takie rzeczy.

- Kim są twoi rodzice? - zapytała królowa - Czym się zajmują?

- Nie mam rodziców Pani. Moja matka umarła, wydając mnie na świat. Ojciec…. - zamyśliła się. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Babcia twierdziła, że ojciec zginął, ale gdyby był człowiekiem… Lilo nie byłaby wtedy taka pewna, że jej przyjaciółka jest mieszańcem. Rozum dziewczyny kazał mówić to, co mówiła babcia. Jednak serce… Kazało powiedzieć całkowicie co innego. - Nie znam ojca Pani. - dodała szybko. Za długo trzymała królową w niepewności.

- Nie znasz ojca? - zapytał drugi damski głos. Słyszała tylko kroki, które zbliżały się w jej kierunku. Poczuła, jak tajemnicza dłoń chwyta ją za brodę i jak raptownie podciąga jej głowę do góry. - Te oczy…. - wyszeptała kobieta.

- Sabo, o co chodzi? - zapytała królowa. Wiedźma stała jak sparaliżowana. - Zobaczyłaś coś w nich?

- Tak Pani. Bardzo dużo. - powiedziała. ‘Oj, nie dobrze...’, pomyślała dziewczyna. Miała tylko nadzieję, że nie zechce jej sprawdzać akurat teraz. Zerknęła na smoczycę, która siedziała na ramieniu kobiety. Była przerażona. Jakby chciała coś przed nią ukryć, żeby ta za wcześnie nie dostrzegła prawdy. Pytanie tylko, jakiej prawdy. - Wyczuwam w niej potężną energię. Wydaje mi się, że warto by było ją obudzić. - dodała. Poczuła ulgę. Smoczyca także.

- Potężną energię mówisz… - zamyślił się król - Wiesz jaki to żywioł?

- Niestety nie Panie. Ale mogę to sprawdzić.

- Kiedy chcesz ją obudzić? - zapytała królowa.

- Jak najszybciej. Dzięki temu będę mogła zacząć uczyć ją nad nią panować. - dodała i wróciła na swoje miejsce. Król bacznie obserwował dziewczynę. Po wyrazie jego twarzy widziała, że coś mu tu nie grało.

- Na prawdę nie wiesz, kto jest twoim ojcem?- zapytał.

- Naprawdę wasza wysokość. Babcia nie znała ojca.

- Dlaczego? Nie chciała poznać wybranka własnej córki? - król nie dawał za wygraną.

- Nie wiem panie. Jedyne co mi powtarzano to to, że od kiedy matka dowiedziała się o swoim stanie, nie widziała już ojca od czterech miesięcy. - król nadal myślał nad kolejnym pytaniem.

- A to znamię? - dodał - To na czole?

- Nie wiem skąd je mam. Z takim już się urodziłam.

- Jak nazywała się twoja matka? Zapewne ci jej brakuje. - powiedziała królowa. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nie był to zwykły uśmiech, lecz matczyny.

- Brakuje Pani. I nie wiem nawet, jak wyglądała. - powiedziała szybko - Ale babcia cały czas powtarzała, że miała na imię Luna. - król, który był pochylony w jej kierunku aż się wyprostował. W jego spojrzeniu nie zobaczyła zaskoczenia. Jakby już gdzieś słyszał to imię.

- Shillva – powiedziała królowa - zaprowadź naszego gościa do jej komnaty. Niech odpocznie po podróży. Za dwa dni sprawdzimy, jaką to moc skrywa to kruche ciało. - dodała. Smoczyca posłusznie zeskoczyła z ramienia wiedźmy i wskoczyła na ramię dziewczyny. Milo ukłoniła się i pokierowała w stronę wyjścia.

- Milo. - zawołała królowa - Jutro wieczorem mamy bal z okazji urodzin mojego męża. Czuj się zaproszona. Lautte na pewno będzie szczęśliwy, jeśli się zgodzisz. - dodała. Dziewczyna uśmiechnęła się.

- Dziękuję królowo. - powiedziała i razem ze smoczycą pokierowała się w stronę swojej komnaty.

 

~*~

 

Królowa popatrzyła na męża.

- Bardzo miła dziewczyna. - powiedziała - Nie mylisz się Sabo, że ta mała posiada potężną siłę?

- Nie królowo. Widziałam to w jej oczach. Drzemie w niej olbrzymia siła. - król nadal milczał.

- A co ty myślisz Laragossa? Na wieść o imieniu matki tej dziewczyny pobladłeś. - powiedziała. Mężczyzna popatrzył na swoją żonę. Nie czuł się pewnie. Pamiętał to imię.

- Pobladłem? - Zapytał zaskoczony - Wydaje ci się. - wstał z tronu - Muszę porozmawiać z Luko. Wybacz mi moja pani. - dodał i ucałował swoją ukochaną żonę w czoło.

- Powiedz Luko, by przygotował się do jutrzejszego balu. Niech tym razem nie spali moich dekoracji bo własnoręcznie porachuje mu te stare smocze kości. - król uśmiechnął się. Rok temu Luko miał katar. I za każdym razem gdy kichał, z jego nozdrzy wydobywał się niebieski płomień, który palił wszystko, co napotkał na swojej drodze.

Król wszedł do starej biblioteki. Lubił tutaj przebywać. Gdy był młodszy, często tutaj przychodził i rozmawiał ze swoim smokiem.

- Luko! - krzyknął - Luko! Wiem, że tu jesteś! - z pomiędzy regałów wyszedł zaspany biały smok.

- Nie krzycz Laragossa. Jeszcze, nie ogłuchłem. - ziewnął.

- Ta dziewczyna! Ta dziewczyna to córka Luny słyszysz! Jest tutaj, na zamku! - smok nie ukrywał zdziwienia.

- Luny? Tej dziewczyny, z którą spotykałeś się siedemnaście lat temu?

- Twoja smocza pamięć zaczyna cię zawodzić?! - król nie ukrywał, że był wściekły.

- Nie rozumiem twoich nerwów. - pokręcił głową smok - W końcu w dniu twojej koronacji już więcej jej nie spotkałeś. Równie dobrze, mogła spotykać się po tobie z kim chciała. - dodał. Król zaczął się uspokajać.

- Ale uwagę Saby przykuła nie tylko jej moc, ale także i oczy. Ma złote oczy. I kręcone, blond włosy. - smok współczuł królowi. Widział, jak stare uczucie powraca jak echo przeszłości.

- Laragossa. Saba widzi dużo gdy tylko na kogoś spojrzy. Poczekajmy, aż uwolni w niej energię. Dopiero wtedy będziemy się martwić. - Luko bardzo chciał zdradzić sekret, który wyjawiła mu Shillva. Ale smoczyca zagadałaby go wtedy na śmierć, że nie umie trzymać języka za zębami.

- Dobrze. - powiedział spokojnie król- A, bym zapomniał. Ava kazała ci przekazać, że jeśli jutro znowu spalisz jej dekoracje, porachuje ci twoje smocze kości. Osobiście. - uśmiechnął się. Luko przełknął ślinę. Może żona króla była delikatna, ale to tylko pozory. Wcześniej była dowódcą armii i jedną z najsilniejszych Sakańskich kobiet, które służyły ówczesnemu królowi.

 

~*~

 

Milo wędrowała korytarzami prowadzona przez smoczycę. Zamek wyglądał jak wyjęty z jakiejś bajki, do której dziewczyna czuła, że nie należy. Nad każdą z komnat znajdował się herb królestwa. Głowa białego smoka. Przy każdym wejściu znajdowały się wazony z kwiatami.

- Jak tutaj… pięknie. - wyszeptała.

- To zasługa mojej matki. - usłyszała głos za sobą.

- Na niebiosa! Książę! Musisz pojawiać się znikąd?! - jęknęła smoczyca. Był ubrany na biało. Na głowie natomiast miał obręcz, której błyszcząca jak miliony diamencików łza znajdowała się pośrodku czoła. Uśmiechał się. Tak jakby od dłuższego czasu czekał na dziewczynę.

- Witaj książę. - powiedziała i uśmiechnęła się do niego.

- Mów mi Lautte. I witaj w królestwie smoków. Nie sądziłem, że tak szybko cię tu zobaczę.

- Twoja matka poprosiła Sabę, by ta obudziła drzemiącą energię w dziewczynie. - powiedziała smoczyca przechodząc z jej ramienia na ramię księcia.

- Będziesz walczyć z Sabą? - zapytał - Umiesz w ogóle walczyć?

- Walczyć? Znaczy się machać mieczem i celować w przeciwnika? - Lautte zaczął się śmiać.

- Coś w tym rodzaju.

- Jedyne co umiem dobrze, to uciekać. - powiedziała - Chociażby w górach, przed górską mrówką.

- Górska mrówka cię zaatakowała? - zapytała zaskoczona smoczyca - One nigdy nie atakują ludzi. Są nadzwyczaj spokojne.

- Ta jednak mnie zaatakowała. Gdyby nie mój wybawca, prawdopodobnie skończyłabym jako jej podwieczorek. - dodała. Książę popatrzył na nią.

- Miałaś dużo szczęścia. Jad mrówki zabija od razu, gdy tylko cię ukąsi.

- Ukąsiła mnie. Mam rankę na ramieniu. Jedyne co pamiętam, to że obudził mnie jej jęzor. Nie mogłam się ruszać. - Powiedziała spokojnie. Smoczyca i książę zrobili wielkie oczy. Milo nie wiedziała o co im chodzi.

- Jesteś niesamowita. - powiedział Lautte - Mało kto potrafi przeżyć atak mrówki górskiej. A tobie się to udało. Ciekaw jestem jakie pokłady energii skrywa twoje kruche, ale wytrzymałe ciało. - popatrzyła na smoczycę. Znowu obserwowała ją swoimi ślepiami jak tego samego dnia, kiedy spotkały się po raz pierwszy. - Chodź, razem z moim smoczkiem, odprowadzimy cię do twojej komnaty.

Komnata, do której zaprowadził ją książę była o wiele większa od jej małego pokoju w domku na wsi. Olbrzymie łóżko z baldachimem stało tuż przy przeszklonych drzwiach. Na przeciwko drzwi do komnaty znajdował się olbrzymi taras, z którego dziewczyna mogła przyglądać się miastu jak i zachodom gwiazdy. Kawałek dalej znajdowała się toaletka i komoda. Wszystko utrzymane było w kolorach bieli. Atłasowa pościel także. Całe wnętrze było bardzo dziewczęco urządzone.

- Mam nadzieję, że ci się podoba. - powiedział książę.

- Dziękuję. Komnata jest przepiękna. - powiedziała.

- Bardzo mi miło. - powiedziała smoczyca - Wybierałam wszystkie dodatki na życzenie księcia.

- Miły z ciebie smoczek. - powiedziała i pogłaskała ją po głowie - Pomimo iż na początku wydawałaś mi się… Wredna. - Smoczyca pokręciła głową.

- Taka już jestem. Zawsze obserwuję wszystkich tych, których widzę po raz pierwszy. A ciebie obserwowałam szczególnie, bo patrzyłaś na księcia. - rzuciła.

- To zobaczymy się rano. - powiedział.

- Rano? - zapytała zaskoczona Milo.

- Tak. Już robi się ciemno. - pokazał na niebo. Na nieboskłonie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Dziewczyna nie sądziła, że czas tak szybko upłynął.

- Faktycznie… - popatrzyła na księcia - Dobrze. To do zobaczenia rano.

- Pokażę ci ogrody oraz wieżę Saby. - pogłaskał smoczycę - To dobranoc.

- Dobranoc Lautte. - to był najpiękniejszy uśmiech, jaki mogła dostać od księcia. Nie spodziewał się, że dziewczyna powie do niego po imieniu. Ciągłe tytułowanie przez służbę czy ministrów męczyło go.

Zamknął drzwi. Zabrała się do rozpakowywania swojej torby. Trochę miała tu pobyć. W jednej z kieszeni znalazła małe zawiniątko. To był miód od pszczół z Mediven.

- Devon…. - wyszeptała. Nie zauważyła, kiedy wsunął do kieszeni jej torby kawałek miodu. Odłożyła go na małą szafkę nocną, która stała obok łoża z baldachimem. Kiedy tak wyciągała swoje ciuchy i układała w jednej z kilku wolnych szuflad komody, dotarła do sukienki, którą kazała zabrać ze sobą jej babcia. ‘Czy mam jutro założyć tą sukienkę? Jeśli tak… To czy odnajdę dzięki temu ojca?’ W głębi serca wierzyła, że tak będzie. Że gdzieś w tym królestwie mieszka jej ojciec. Podobieństwo do Sakańczyków było zbyt duże, żeby jej ojcem był całkowicie ktoś inny.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania