Poprzednie częściKrótko o choince.

Krótko o rozmowie z bogiem

Rozmawiałem z bogiem wczoraj, ale to długa historia. I już z nim nie rozmawiam. Obrażam się na dziada.

Jakaś nawiedzona starsza facetka w sklepie mi wczoraj powiedziała, że mąż jej umarł, czy coś, i że ona to z ludźmi nie rozmawia, jej się nie chce i że ona nawet różańca już nie odmawia, i ona nie jest jak te nawiedzone babcie, co już fiu bździu kuku na muniu, tylko miętolą skarbczyk i biegają na zmianę do sracza i do kościoła. I patrzyła na mnie wyczekująco, jakby tylko czekała aż się zapytam o coś. No to się zapytałem, bo co miałem zrobić? I pytam, to co pani robi, książki czyta?

Przyznam się szczerze, że już widziałem w myślach, jak ta babcia opowiada o literaturze, rozmarzy się o książkach, które ostatnio przeczytała: i nie żaden Proust, Machiavelli i Mann z Czarodziejską górą, żaden tam klasyk w stylu Zabić drozda czy inny Gilgamesz, nie! Opowiada o literaturze popularnej, o fantastyce, o Pendergaście, Vimesie, o książkach Cooka o Garrecie nieprzetłumaczonych jeszcze na polski! Już oczyma duszy widziałem, jak babcia ze słownikiem Harry'ego Pottera w oryginale rżnie, nocami przy świetle lampki w kształcie kota, w cynglach na nosie i z chusteczkami w rękawach, ach! Rozmarzyłem się w tym ułamku sekundy. Zerknąłem na babcię, a babcia:

Ach, nie, nie, proszę pana! I hyc mnie za rękaw, żebym się zniżył do jej poziomu, jakby.

Ja rozmawiam z bogiem, proszę pana. - Rzekła starsza pani i właściwie zwiała.

No i pomyślałem, że w sumie też spróbuję, raz w dupę to nie pedał, jak głosi ludowe porzekadło... Ale - jako agnostyk, bądź co bądź - nie chciałem od razu brać na klatę boga chrześcijan, i nie chciałem tego robić w sklepie. O, nie. Nie przy dzikich ludziach, co od ósmej rano koczują z butelkami tatry i kupują harnasie "na miejscu".

W domu usiadłem i wyobraziłem sobie pierwszego boga, który przyszedł mi do głowy: Loki. No, pięknie. Z tym to raczej nie pogadam, zresztą nawet nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Lepiej nie rzucać się na pierwszego, lepszego.

Druga myśl, Anubis. Ten już brzmi lepiej, kto za dziecka nie interesował się piramidami i dinozaurami? Wiedziałem, jak wygląda, pozostawało tylko otworzyć usta do modlitwy.

- Do rozmowy! - Skarciłem sam siebie. Poza tym, otworzyć usta to można u lekarza, podczas przeszukania na lotnisku i w pornolu. Jeszcze raz. Skoncentrowałem się mocno.

- Anubis, co tam słychać w królestwie zmarłych? - Wyszło mi z buzi takie coś; no nie wiem, jak zacząć taką rozmowę z bogiem. Ale się staram.

Rozejrzałem się. Nic. Żadnej odpowiedzi. Pusto, cicho, zimno. Pomyślałem, że w sumie to mogę iść napalić w piecu i tam też rozmawiać.

Nie wiem, na ile gadanie przy rozpalaniu pieca coś pomogło, w każdym razie jak wróciłem do kuchni, siedział tam facet z głową psa i jakimiś bajerami w łapach-rękach, które jak wszedłem, położył na stole. I łapy, i bajery.

Powiem szczerze: jeśli byłem zdziwiony, nie dałem po sobie poznać. Trzeba było nie gadać do boga, jeśli się nie akceptowało konsekwencji.

-Jaki to pies? - Pytam. - Wilczur?

-Szakal. - powiedział, jakimś takim dziwnie zachrypniętym głosem. Pomyślałem chwilę, skonsultowałem się z Wikipedią.

-Pręgowany czy złocisty? - Musiałem wiedzieć; no przecież jak mam gadać z facetem? Będzie mnie to męczyło. Spojrzał na mnie takim psim wzrokiem, tak dziwnie. Choć może normalnie, w sumie nie znam faceta.

-O gatunkach chcesz rozmawiać? Kiedyś nie było: Złocisty, etiopski, pręgowany i tak dalej. Był szakal, i tyle! Egipcjanie się nie zastanawiali. - Odpowiedział bóg z głową szakala. Patrzyliśmy na siebie chwilę, po czym oderwaliśmy spojrzenia. On patrzył na stół, ja za okno, i tak siedzieliśmy. Najpierw ja westchnąłem, potem on, tak cicho. Zabębnił łapą po stole.

-No dobra. Jak to ma wyglądać, taka rozmowa z bogiem? - Pytam, bo niezręcznie mi było, no i czułem, że wkrótce będzie trzeba iść do toalety na posiedzenie.

-No, będę z tobą cały czas, i będziemy gadać. - Rzekł i kichnął jak pies.

-Na zdrowie. - Rzuciłem z automatu. Ludziom na ulicy też mówię, też z automatu. Dobre wychowanie wychodzi po latach.

-Dzięki.

Wstałem i poszedłem do kibla. Co miałem zrobić? Siadłem i w mgnieniu oka poczułem ulgę i radość, jak to zwykle bywa w tym wypadku. Zamknąłem oczy. Gdy je otworzyłem, z założonymi rękami stał ten dziwoląg i opierał się o drzwi. Nic nie powiedziałem, zresztą po co? Skoro tu wlazł, to pewnie po coś. Wziął rolkę papieru z magazynka i zaczął ją uważnie oglądać.

-Plis, powiedz, że to normalna rzecz dla ciebie, papier toaletowy, co? - Podniósł głowę.

-Papirusem toaletowym się nie dało. Lepiej piaskiem. - Powiedział.

Nie drążyłem, bo czułem, że mnie trolluje, zresztą dziwny ten facet, jakiś taki właśnie nieodgadniony.

Nie wiedziałem, o czym z nim gadać, a on sam też nie zamierzał zaczynać. Tak bez sensu trochę. Pomyślałem, że może to nie byl najlepszy pomysł, tak wziąć i zacząć rozmawiać z bogiem. Teraz wszędzie za mną łaził, nic nie mówił, jak ochroniarz... Albo gliniarz. Albo opiekun. Chuj wie.

Postanowiłem go olać. On też mnie olewał; przeglądał gazety, ciuchy w szafach... Nawet widziałem, że zaczął rozwiązywać sudoku, które było w którejś z gazet. Potem poszedłem do kuźni.

W kuźni jest tak głośno, że i tak byśmy się nie słyszeli, więc nawet nie gadaliśmy, choćby i było o czym. Młotków nie chciał podawać, po prostu tam siedział i obcęgi oglądał, włączał i wyłączał lampkę, grzechotał wkrętami w pudełku, zwijał kable z podłogi. A potem się potknął o pióro resora na podłodze i wyszedł pospiesznie.

Myślałem, że sobie całkiem polazł skąd przylazł, bądź co bądź nie kleiła nam się rozmowa. I nie było po nim śladu, aż do momentu, jak poszedłem wziąć prysznic.

Stoję sobie grzecznie, zamykam oczy w ciepełku płynącej wody, a gdy oczy otwieram, wciśnięty w róg mojej bardzo ciasnej kabiny, stoi Anubis i usiłuje nie patrzeć, tj. zasłania łapami oczy w teatralny sposób.

-A, patrz sobie, patrz, mnie to nie zaszkodzi. - Teraz zaczął udawać, że się klepie po kieszeniach i coś mruknął, że lupy szuka. Buc jeden.

-Anubis, nie idzie nam ta rozmowa, sorry, piesku. Może innym razem, co? Wyszedł z kabiny bez słowa. Otrzepał się jak pies, po czym poszedł do kuchni i odkręcił wodę w kranie. W moment moja woda pod prysznicem zrobiła się lodowata.

Co za chuj wstrętny! Musiałem zakręcić wodę, wytrzeć się, wyjść, zakręcić wodę w kuchni i wrócić pod prysznic.

No i już z nim nie rozmawiam. Jak tak się zachowuje poważny bóg zmarłych, to ja dziękuję. Loki pewnie otworzyłby mi parasol w dupie.

Postanowiłem, że odpuszczę sobie rozmowy z bogami i babciami w sklepach. Będę udawał, że nie znam polskiego, będę udawał obcokrajowca, przybysza z dalekich stron! Albo że chamiszcze ze mnie i z plebsem nie gadam.

A potem ktoś kichnie, powiem "na zdrowie" i się zlecą, odnajdą mnie w tłumie nawiedzone babcie i narzekacze, żeby mi opowiedzieć o swoich guzach, lekarstwach, mężach, wnukach i chujach zdziercach i córkach w firmach budowlanych.

I nie wiem, czy bóg nie lepszy, czy nie mniejsze zło.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Angela 25.10.2016
    Tekst bardzo swojski, absurdalnie wręcz zabawny, momentami dusiłam się ze śmiechu : D 5
  • Okropny 25.10.2016
    Witaj u mnie ;)
  • KarolaKorman 26.10.2016
    Ja tez śmiechłam kilka razy, 5 :)
  • Ritha 30.10.2016
    Zabawne i kontrowersyjne jak zawsze. Też czasem z nim rozmawiam i też słabo wychodzi, zamiast dziękować i przepraszać, za dużo spraw kwestionuję :D Zaznaczam, że czytłam, śmiechłam i klikłam piątala :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania