Poprzednie częściMalinowa Koszula - Rozdział 1

Malinowa Koszula - Rozdział 12

Daria kiedy wstała, postanowiła pójść pieszo w miejsce, w którym Gerard miał po nią przyjechać. Nie chciała tak bezpośrednio spod domu, ze względu na Bartka i Łukasza, którzy mogli w każdej chwili wyjść i zobaczyć z kim jedzie. Potem posypałoby się multum pytań, a chciała za wszelką cenę tego uniknąć.

Wysłała smsa, że będzie w parku. To było takie miejsce, gdzie raczej wszyscy wiedzieli gdzie się znajduje i praktycznie wszyscy spędzali tu czas, na różne sposoby. Nie spieszyła się jednak. Specjalnie wyszła wcześniej, by mogła napawać się widokiem widocznej już pory roku. Hiszpańska jesień, różniła się trochę od Polskiej. Było o wiele cieplej, ale tylko rankiem i za dnia. Wieczorem chłód doskwierał tak bardzo, że rzadko kto wystawiał nosa, poza drzwi swojego domu.

Pogrążyła się w swoich myślach. Patrzyła przed siebie, na boki. Na pojazdy, na ludzi. Cieszyła się, że nie musiała się nigdzie spieszyć. Ani do pracy, ani nigdzie. Praca hostessy była bardzo płatna, ale wiedziała, że chce robić coś więcej. Nie wiedziała jednak co. Nie musiała się także tym martwić, miała pieniądze, dość dużo pieniędzy, by przetrwać kilka dni, a może nawet kilka tygodni. Wstąpiła na cmentarz, miała po drodze. Stanęła przed grobem siostry, a potem usiadła na ławce, zaczynając rozmyślać. W myślach przepraszała ją za to, że nie jest wystarczająca dla Amelii, że tak postąpiła wobec niej, ale przecież nie miała wyboru, z nastolatką było coraz gorzej. Daria wierzyła w to, że siostra ją rozumie, że jest obok niej i że to ona podpowiedziała jej, by tak zrobiła. Nigdy nie uważała Amelii za anioła. Dawała jej kary, szlabany i krzyczała na nią, kiedy była taka potrzeba. Była stanowczą, ale dobrą matką. Daria zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy nie będzie dla siostrzenicy jak Marta, ale próbowała. Z całych sił. Kobieta po paru minutach kompletnej ciszy, zapaliła znicz, który się jeszcze nadawał i wstała, idąc dalej. Kiedy doszła na miejsce, zdała sobie sprawę z tego, że i tak miała jeszcze mnóstwo czasu. Usiadła na ławce, mając widok na piękne, wysokie drzewo, które delikatnie chwiało się na boki, pod wpływem lekkiego wiatru.

- Hej! - usłyszała kobiecy głos. Odwróciła wzrok. Jej oczom, ukazała się niewysoka blondynka, która teraz siedziała obok niej.

- Cześć... Znamy się? - Daria rozejrzała się dookoła.

- Nie, ale możemy. Jestem Ramona, bardzo mi miło. Sama tu siedzisz? Czy przyszłaś z kimś? - kobieta wydawała się być bardzo miła, dlatego Daria uśmiechnęła się sympatycznie.

- Nie. Właściwie to na kogoś czekam...

- Tak? Wybacz, że przeszkodziłam... Może wyskoczyłybyśmy na kawę? Podasz swój numer? - Daria zdziwiła się, ale nie widziała przeszkód. Podała kobiecie swój numer, a potem żegnając się, weszła do samochodu Gerarda. Zapięła pas i przywitała się, uśmiechem.

- Co to za jedna? - zapytał, kiedy włączył się do ruchu drogowego.

- Nie wiem... Gdzie jedziemy?

- Do mnie. - rzucił od razu i więcej się nie odezwał. Kiedy dojechali, Daria wyszła z samochodu i rozejrzała się dookoła. Mogła się spodziewać, że dom Gerarda, nie będzie się niczym różnił od domu Neymara. Willa, ogromny ogród, brama pilnie strzeżona. Weszli do środka.

- Z kim mieszkasz? - zapytała, oglądając obrazy, które wisiały na ścianie.

- Sam. Dziwne, co? - uniósł swoje brwi, kierując się do kuchni. Otworzył drewniane drzwi, za którymi znajdowały się drewniane schody. Kobieta nie zadawała więcej pytań, po prostu za nim szła. Zeszli na dół. Światło dodawało klimatu. Nie było zbyt jasne, ale też nie było ciemno. Jej oczom ukazały się drewniane beczki i mnóstwo półek, z butelkami. Różnorodnymi. Pod sufitem, wisiały strączki winogron. W powietrzu, roznosił się zapach wina.

- To twoje hobby? - zapytała, gdy wyrwała się z tego pozytywnego szoku. Dalej się rozglądała, a ostatecznie pozwoliła sobie usiąść na czarnej, skórzanej i bardzo klimatycznej sofie.

- Można tak powiedzieć. Mam tu nawet wino, z wesela moich dziadków, którzy już nie żyją... - odparł, pokazując ciemnozieloną butelkę, lekko już zakurzoną. Daria lekko się uśmiechnęła i oblizała zarazem.

- Skąd wiedziałeś, że mam ochotę na wino? - zaśmiała się pod nosem.

- Męska intuicja. Jakie chcesz? - gestem dłoni wskazał na prawie wszystkie półki z butelkami, jakie tu były.

- A jakie proponujesz? Nie znam się na tym. Byleby było smaczne...

- W porządku. W takim razie mi zaufaj. - rzucił jej spojrzenie, a potem sięgnął po butelkę, niewielkich rozmiarów. Wyjął kieliszki i nalał bordowego trunku, a potem podał kobiecie, siadając tuż obok niej.

- Tylko dlatego mnie tu przywiozłeś? - zapytała i automatycznie zanurzyła swoje wargi w chłodnym alkoholu.

- Tak sobie pomyślałem... że skoro będziemy się teraz częściej widywać, ze względu na twoją pracę, to fajnie by było się bliżej poznać? - uniósł swoje brwi w górę, również upijając niewielkiego łyka.

- Jak częściej? Przecież nie...

- Twoim szefem jest nasz menadżer. Zajmuje się tylko i wyłącznie imprezami, dla członków zespołu. I kadry. - Daria otworzyła szerzej swoje oczy. Nie miała pojęcia. Ogarnęło ją ogromne szczęście. Wypiła za jednym zamachem wszystko co miała, a potem sięgnęła po butelkę ponownie, by sobie nalać.

- Wszystko ok? - zapytał, łapiąc ją chwilowo za dłoń.

- Tak... Po prostu... Nie sądziłam, że jak się wprowadzę do Barcelony, to wszystkie moje marzenia się spełnią... Tak szybko.

- A widzisz? Masz jeszcze jakieś marzenia? - zapytał.

- Na tę chwilę? Chciałabym, żeby Amelia wróciła do domu... Amelia to moja siostrzenica. Ta z którą byłam wtedy na cmentarzu. Jest teraz w internacie, za swoje wybryki. Matka jej umarła. - Gerard syknął pod nosem, co miało oznaczać, że bardzo jej współczuje.

- Nie wiem co powiedzieć, nie chcę cię za bardzo urazić swoimi słowami...

- Nie, nic nie mów. Naprawdę. - pokręciła głową i oparła się o kanapę. Usłyszała dzwonek komórki. Gerard przeprosił ją, a potem zaczął żywo z kimś rozmawiać. Kiedy skończył, posłał jej ciepły uśmiech.

- Leo i Neymar zaraz tu będą. Zapomniałem o tym, że z nimi również się umówiłem.

- To może... ja sobie pójdę? - kobieta od razu wstała, ale Gerard delikatnie pociągnął ją za nadgarstek, by usiadła.

- Spokojnie. Posiedzimy razem. Założę się, że i tak nie masz nic ciekawszego do roboty... Mieszkasz sama?

- Nie. Ze swoim byłym i jego kolegą. Zdaje sobie sprawę z tego, jak to brzmi, ale sam rozumiesz, to tylko chwilowe. Nie umiał biedak sobie znaleźć mieszkania, więc wykorzystał moją dobroć i się wprowadził, ale z drugiej strony wiem, że mogłam coś z tym zrobić...

- Masz z nim jakieś problemy? - odstawił butelkę na miejsce, mimo, że była pusta.

- Nie mam. To znaczy... Nadużywa alkoholu i podczas mojej nieobecności urządza imprezki, ale tak to... nie. Raczej nie. - pokręciła głową, a potem wstała, wiedząc, że muszą stąd wyjść, chociaż nie miała najmniejszej ochoty. To małe, ale jakże klimatyczne miejsce, zrobiło na nią wrażenie. Poszli na górę. Gerard zamknął drewniane drzwi na klucz, jakby obawiał się, że ktoś niepożądany wkradnie się tam, a potem przywitaliśmy się z Leo, który wszedł bez pukania do salonu.

- Daria? - zapytał, a potem przytulił ją na przywitanie.

- Tak. To ja. Co słychać?

- Nic ciekawego, sama chyba jednak dobrze wiesz... Gerard, pamiętasz...?

- Tak, pamiętam. Spokojnie. Daria pojedzie z nami, już się zgodziła.

- Że jak? - kobieta zaśmiała się, ale była w kompletnym szoku. Nie wiedziała co się dzieje, a już decyzja została zapadnięta. Leo usiadł na kanapie, patrząc na Gerarda takim wzrokiem, który mówił, żeby natychmiast powiedział jej o co chodzi.

- Pojedziesz z nami, do Tarragony.

Następne częściMalinowa Koszula - Rozdział 13

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania