Poprzednie częściMiłość w zaświatach cz.1, 2, 3

Miłość w zaświatach cz. 7, 8, 9

cz.7

 

Moim marzeniem było zatrzymać czas. Abym nie miała żadnych obowiązków. Chciałam mieć wieczność na obserwowanie gwiazd. To jedyne co pamiętam z życia ziemskiego. Tracę nadzieję na to że poczuję bijące własne serce. Że poczuję ciepło lub chłód. Jedyne co byłam w stanie poczuć to wiatr. Ten bezduszny wiatr który przewiercał mnie na wylot każdej sekundy odkąd tu jestem. Z początku miłe uczucie, teraz ciśnie mi łzy do oczu i przypomina o lepszym życiu. Pomogłam tylu ludziom. Lecz sama nie potrafię się uratować. Muszę czekać na księcia z bajki, który mi pomoże. Który pokaże przynajmniej jak zapomnieć.

"Ile dałbym, by zapomnieć Cię,

Wszystkie chwile te, które są na nie,

Bo chcę... nie myśleć o tym już,

Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia niczym zaległy kurz,

Tak już...

Po prostu nie pamiętać sytuacji, w których serce klęka,

Wiem, nie wyrwę się, chociaż bardzo chcę..."- i tutaj przerwałam. Tylko ten kawałek piosenki jeszcze pamiętałam. Czemu zostało mi tak mało wspomnień? Czy siła wyższa chce mnie ukarać za moje życie? Czy ja coś kiedyś, komuś zrobiłam..? Do oczu znów napłynęły łzy. Muszę pomyśleć o ważnych dla mnie osobach. Tylko jedno imię obijało mi się w głowie. Olga. Czy była ona dla mnie kimś ważnym? Rani mnie najbardziej to, że oni mogą cierpieć, a ja nawet ich nie pamiętam. Mam wyrzuty sumienia... Jeśli byłam dla kogoś całym życiem, a ja po prostu o tej osobie zapomniałam? Czułam się jak egoistka, która pragnęła tylko szczęścia i nostalgii. Uspokajającego miejsca, gdzie czas nie istnieje. Musiałam pomóc osobom które chcą mi pomóc. Pomoc w pomocy samej sobie? Muszę przypomnieć o swojej obecności innym. Oni wszystko pamiętają, ja niestety nie. Gdy zacznę przy nich przebywać, może poznam sama siebie... I dowiem się jak przebiegało do tej pory moje życie. To moja jedyna nadzieja. Inaczej zapomnę że trzeba oddychać.Dosyć pomagania ludziom. Czas wyjść z gry. Lecz nie z napisem GAME OVER, tylko WINNER. Wygrać życie? Perspektywa bardzo trafna. Wiem że jeśli będę tego pragnęła, z czasem mi się to uda. Mimo moich szczerych chęci, muszę sobie przypomnieć kim byłam, lub chociaż jakie jest moje imię. Jeśli zapragnę odwiedzić ziemię, to się stanie. Muszę myśleć tylko o tym. Zaciskam powieki. Marzę dowiedzieć się o prawdzie. Otwieram oczy i widzę korytarz. Mnóstwo drzwi. Nagle z jednych wychodzi szczupła, ruda dziewczyna. Widać płakała. Żal mi się robi, bo wiem co przeżywa. Podchodzę i próbuje zmienić postać. Zaciskam pięści i usta. Potem słyszę krzyk dziewczyny. Zrobiła się blada i próbowała cofnąć się w stronę drzwi. Dalej się na mnie patrząc próbowała wymacać klamkę za sobą.

-Jak ty... - wyszeptała głosem zachrypniętym i ledwo usłyszalnym. Wbiegła do sali którą otworzyła, nie zamykając drzwi.

-Daawid... - zawołała z dalej opuszczoną szczęką.

-Czułam ze znów zmieniam postać. Powoli odchodzę od drzwi. Słyszę za sobą głos;

-Nina..? - głos przyjazny i mrożący. Znałam go. Wiem że do niego jeszcze przyjdę. Ale teraz... Tracę moce, wiem że jestem słaba. Nie mogę odpuścić. Chcę odejść w stronę światła. Życia. Nie mroku i zmartwień.

-Przepraszam.. - mówię przez łzy. Jeśli robię im tylko nadzieję? Być może już o mnie zapomnieli... Właśnie dowiodłam o swoim egoiźmie. Chciałam poczuć ciepło osób które mnie kochały, wyrządzając im krzywdę... Nie miałam prawa ratować siebie, wyrządzając im ból. Wygląda na to, że i samej sobie.

*według Dawida*

Siedziałem na łóżku szpitalnym gdy usłyszałem przeraźliwy pisk. Później krzyk, przeraźliwy i mrożący krew w żyłach. Bałem się że to moja psychika zaczyna szwankować. Po chwili usłyszałem nerwowe ciągnięcie za klamkę szpitalną. Wpadła z takim zdziwieniem i strachem jakby zobaczyła ducha. Było to bliskie prawdy. Wyciągnąłem wszystkie kabelki pod którymi leżałem i wybiegłem z sali. Znajoma postura w lazurowej sukni odchodziła wolnym krokiem z opuszczoną głową. Zdawała się uciekać barwa jej ciała. Poczułem impuls i rzuciłem jedno słowo;

-Nina..? - nie pamiętałem tego imienia. Głos sam wydobył się z moich ust, a ja nie mogłem wyjść z wrażenia że ją znam. Dziewczyna obróciła się i powiedziała ciche "Przepraszam"... Widziałem łzy w jej oczach. Teraz przekonałem się ile dla mnie znaczy. Sam nie mogłem wytrzymać bólu który rozrywał moją głowę. Wszystkie wspomnienia zaczęły wracać do mojej głowy, a ja w tym czasie wpatrywałem się w odchodzącą postać która po chwili rozpłynęła się w powietrzu...

 

cz.8

 

*Dawid*

Dzisiaj wychodzę ze szpitala. Oprócz siniaków i wstrząśnienia mózgu, nic wielkiego mi się nie stało. Siostra już dawno wróciła do domu. Dalej się o nią bałem, ale miałem też własne problemy. Każdego dnia w szpitalu czułem się dziwnie. Jakby ktoś mnie cały czas obserwował. W nocy budziły mnie koszmary o wypadku, a ja dniami chodziłem ledwo żyjąc. Byłem wyczerpany fizycznie i psychicznie. Po powrocie do pełni świadomości i powrocie dotychczasowo zebranych wspomnień, miałem nadzieję że to Nina. Dalej była w śpiączce, a ja czułem się dziwnie wiedząc że mnie obserwuje. Jednocześnie było to miłe, że spośród wszystkich znajomych wybrała mnie. Póki się nie obudzi i nie pozwoli na odwiedziny, nie mogę jej zobaczyć. Jedyne wiadomości które dostaje są od Olgi z którą strasznie się zżyłem. Odwiedzała mnie codziennie i pomagała nauczyć się życia od nowa. Pomagała gdy nic nie pamiętałem, tak samo jak teraz. Ufam jej, więc powierzyłem jej swoje klucze do mieszkania. Przecież nie mogła mieszkać u Niny. Nie była współwłaścicielką mieszkania, więc taka opcja odpadała. Zostały najdłuższe trzy godziny mojego życia. Czekam na wyniki które powiedzą czy będę musiał poddać się operacji mojej nogi. Bałem się tych wszystkich narzędzi chirurgicznych więc musieliby mnie wcześniej wprowadzić w narkozę. Bałem się że coś pójdzie nie tak, lub nie uda im się mnie obudzić... Jestem pełen negatywnych odczuć. Jako dziecko wiele razy widziałem jak mój brat leży podpięty do tych wszystkich kabelków. Kilka razy tracili go na moich oczach... Miałem wtedy tylko kilka lat, a rozumiałem świat jak nie jeden dorosły. Moja psychika wykształciła się w taki sposób że nawet nie zareagowałem emocjonalnie na informację o śmierci brata... Od tej pory nawet się nie uśmiechałem. Rodzice zabierali mnie do psychologa, lecz dalej trzymałem swoją maskę, nie próbując okazywać że cierpię. Rodzice zaprzestali prób wyciągnięcia mnie z stanu depresyjnego. Na początku samotność doskwierała mi dniami i nocami. Później zacząłem zdawać sobie sprawę że z samotnością najlepiej sobie radzę. Jest lepsza niż kłamliwe słowa, które niosły nieszczere kondolencje. Gdy miałem gorsze dni, zabierałem klucz do pokoju Nikodema i wspominałem czasy sprzed roku. Gdy byliśmy pełnymi energii chłopcami którzy bez większych problemów kopali piłkę od rana do wieczora. Aż w końcu jeden wypadek. Piłka za moim za mocnym kopnięciem wyleciała na ulicę. Mój młodszy braciszek wybiegł za nią, a po chwili został odrzucony 10 metrów, przez przejeżdżający samochód. Kierowca nawet się nie zatrzymał... Po prostu przyspieszył... Widziałem jak ten bezduszny człowiek przejechał mojego brata. Nie mogło być nic gorszego. Siedząc na łóżku brata rozpłakałem się. Minęło 5 lat a ja dalej nie potrafiłem się otrząsnąć. Znów ten sam moment... Siedzę na łóżku, tyle że szpitalnym. Po raz kolejny czuję słone łzy które zbierały się od tak długiego czasu. Jeśli przez ten wypadek, gdy jestem w szpitalu, również przydarzy mi się to samo co bratu? Przecież "życie kołem się toczy". Westchnąłem gdy moje przemyślenia przerwała Olga.

-Uuu, niezły humorek. Kto ci dzisiaj podpadł? - mrugnęła rozbawiona. Zaszczyciłem ją niechętnie moim lodowatym spojrzeniem. Chyba zrozumiała że mi przeszkodziła..

-Dobra. Widzę że nie za dużo ci się tu przydam... - podrapała się po głowie i zmarszczyła czoło, zauważając swoją głupotę. Uśmiechnąłem się, a ona zostawiła mi siatkę z prowiantem. Dziękowałem jej w duchu że dała za wygraną i nie wypytywała się. Nikt jeszcze o tym nie wie. O tym co dręczy mnie od tylu lat. Moje wspomnienia nabierają czasem charakteru koszmarów, więc sam się sobie nie dziwię że sypiam tak mało. Wszystko w moim życiu działo się tylko po to, aby zapomnieć o przyszłości. Gdy poznałem Ninę. Moje sny często kierowały się w jej stronę. Zawsze gdy o niej śniłem, była smutna, a raczej powinienem rzec przygnębiona. Nie dziwię się humoru gdy wstawałem rano z łóżka, ale wiedziałem że mam powód by wstać. Moją ukochaną... Ona jeszcze o tym nie wie, ale ja do swoich uczuć jestem przekonany. Kocham ją na tyle mocno, że nie zauważyłem tego iż prawie jej nie znam. Znów zamyślenie. Nie idzie mi to na zdrowie. Z impetem wpada starszy pan z nieodklejającym się ciągle uśmiechem.

-Dzieńdobryyy! - pokazuje rząd zębów.

-Dzieńdobry. Jak tam wyniki? - mimo że bałem się ich, musiałem kiedyś się z tym zmierzyć.

-Pan to nie umie się bawić... - westchnął przeciągle, po czym banan znów zagościł na jego twarzy.

-Owszem, będzie potrzebna operacja, ale nie jest poważna. Wykonamy ją na znieczuleniu miejscowym, a pan będzie świadomy wszystkiego. - lekarz zamknął teczkę i spojrzał na moją reakcję zsuwając z nosa okulary. - nie słyszę sprzeciwu, więc możemy zaczynać? - znów jego przenikający wzrok. Uśmiechnąłem się, próbując udawać dobrą minę do złej gry. Mam 30 minut, aby przygotować się emocjonalnie. Chodziłem nerwowo po pokoju, zastanawiając się czy Olga jeszcze przyjdzie. Traktowałem ją jak moją siostrę. I oczywiście teraz zacząłem sobie przypominać jej problemy... Kiedy sam je mam. "Ty idioto! Nie możesz raz w życiu być egoistą!?" Zacząłem śmiać się z komizmu sytuacji. Usiadłem na parapecie szpitalnego pokoju i oddałem się w świat marzeń. Jeśli mam się emocjonalnie przygotować, to muszę się wyciszyć. Usłyszałem głos, ale czułem że to tylko wyobraźnia. Dalej siedziałem i śmiałem się z siebie mówiąc; "Już ci psychika zaczyna szwankować..." - prychnąłem i odwróciłem się w stronę łóżka. Leżała na nim NINA! Wystraszyłem się i momentalnie poderwałem się na nogi, wiedząc że to ryzykowne, bo moja noga ma przejść operację. Podszedłem nieśmiało do niej z oczami pełnymi zdziwienia i wyciągnąłem w jej stronę rękę. Kiwnęła głową i podała mi swoją dłoń. Przewierciły się na wylot, a ja poczułem strach i przerażenie. Moje ciało przepełniło zimno. Nina uśmiechnęła się i poderwała z łóżka, jakby była postacią człowieka. Zauważyłem że przymyka powieki, a po chwili zobaczyłem jej pełne kolory. Nie była tak blada i nie wyraźna.

-Mogę? - wolałem zapytać.

Uśmiechnęła się znacząco i podniosła dłoń w moją stronę

-Nie bój się - wzrok przeniósł się z jej ręki na twarz. Widać było w niej ból. Powoli się zbliżyłem, aby nie zrobić jej krzywdy i dotknąłem jej ręki swoją. Poczułem ciepło i wiedziałem że teraz ją nie opuszczę(!) Złapałem ją w ramiona, dalej nie dowierzając ile wydarzyło się u mnie w ciągu tych kilku dni... Dzięki niej nie można się nudzić. Dalej utrzymywała się w moim uścisku. Jednak po kilku chwilach zaczęła nad sobą panować.

-Jeśli chcesz mnie zobaczyć musisz usnąć. Czeka tam na ciebie niespodzianka - kiwnąłem głową radośnie. Wiedząc że spędzę z nią czas doprowadzała mnie do euforii, a ja nawet nie pamiętam kiedy leżałem na łóżku z kółkami. Popatrzyłem się w stronę okna i ujrzałem moją piękność machającą z uśmiechem. Po kilku nieznaczących dla innych ludzi sekundach rozpłynęła się w powietrzu, a ja odjechałem w stronę sali operacyjnej. "Kto nie ryzykuje, ten nie korzysta" - wciągnąłem powietrze i zacząłem udawać panikującego pacjenta. Na początku lekarz nie był świadomy co wokół niego się dzieje, lecz po chwili ujrzałem szepty między nim a pielęgniarką. Zrobiłem krok w tył udając przerażonego, lecz w głębii serca uśmiechałem się jak to zabawnie musiało wyglądać z boku... Z zamyślenia wyrwała mnie igła która przebijała moje ramię. Dwóch ochroniarzy wyciągnęło mnie na stół operacyjny. Pełen obaw, straciłem panowanie nad kończynami i usnąłem. Wiedziałem że idę do mojej piękności... Ale czy na pewno?

 

cz.9

 

*Według Niny*

Znów męczące światło przebija się przez moje powieki, a ja nie mam sposobności, aby się bronić. Niepewnie podniosłam kurtynę z moich czarnych włosów, lecz one znów opadły na bladą twarz. Podparłam się otartymi łokciami i z całej mojej siły dźwignęłam się ku górze. Gdy podniosłam się do pozycji półsiedzącej rozejrzałam się w boki. Po lewej stronie widniały krzewy owocowe i grube pnie drzew. Dolną część niczym podłogę chronił dywan z mchu. "Dlatego było tak wygodnie" - wypowiedziałam słowa z myślach i westchnęłam przypominając ostatnie zdarzenia. Tu jest lepiej... Przytulniej. Nie czuję zimna tu panującego. Znów kilka łez wyżłobiło koryta na mojej jasnej cerze.

-Nie bój się... - usłyszałam dziecięcy głos nad sobą. Poderwałam się na nogi, dalej czując się na nich niepewnie, jakby nie dopływała do nich krew. Stanęłam pod brzozą (lub innym podobnym drzewem. Trudno w takim stresie zapamiętać szczegóły) i podniosłam głowę oceniając swój wytwór wyobraźni... Odkąd się tu znalazłam, nic nie jest normalne...

-Twoje słowa zadziałały jak płachta na byka... Wszystko było dobrze póki nic nie powiedziałeś... -skrzyżowałam ręce za plecami.

-Mogę iść, ale wtedy nie dowiesz się co tu robisz... I już nie wrócisz na ziemię do swojego mieszkania, gitary, przyjaciółki czy... ukochanego... -przewrócił oczami chłopczyk, nie kryjąc swojego szczęścia, że mnie znalazł. Obrócił się na pięcie i z szelmowskim uśmieszkiem zaczął się oddalać.

-Ja nie mam żadnego ukochanego! - drżał mi głos od złości, którą czuję dopiero od teraz w czasie gdy tu jestem.

-To dlaczego tu - wskazał palcem w ziemię - jesteś?

-Nie wiem... - odwróciłam wzrok bojąc się że znów przez jego uśmiech wyprowadzę się z równowagi.. Teraz ja zaczęłam się śmiać. Zaczęłam rozmawiać z wytworem umysłu? Teraz rozumiem ludzi którzy gadają sami do siebie... Teraz on uginał się od wesołego rżenia. Przerzuciłam wzrok z kłody na bladą i wychudzoną twarz 'koleżki'. On zareagował większym śmiechem, tak szczerym że po chwili upadł na mech. Podeszłam do niego z miną jakbym ujrzała kosmitę i spytałam a raczej stwierdziłam;

-Czy ja działam na ciebie jak środek wymiotny? Od kilku minut leżysz na ziemii i ślinisz się pomiędzy atakami śmiechu... - uśmiechnęłam się z dumą.

-Dobra już wstaję... - próbował podnieść się o konar drzewa, ale ten złamał się, odrzucając biednego chłopczyka na ziemię. Rozłożył się, zakładając nogę na nogę. Spojrzał w stronę takiej sobie zdziwionej mnie i zapytał;

-Chodź. Zobacz jakie ładne widoki.

-No nie wiem... Tam obok ciebie..? - wskazałam palcem na brudną powierzchnię ściółki. Przeszły mnie ciarki po plecach. "Czyli mam jeszcze ludzkie odruchy" - uśmiechnęłam się, zmieniając usta w odwróconą podkówkę.

-Tak. Bo jeszcze nie umarłaś... - wesołek odparł z powagą, nie zmieniając kierunku obserwacji. Dalej leżał wpatrzony w niebo podpierając splecionymi rękami od tyłu.

"Czytanie w myślach mu dobrze wychodzi... Ale lepiej chyba gapienie się w jeden punkt...". Usłyszałam głośny śmiech i teraz zorientowałam się że zgadnął moje myśli nie przypadkiem. Wolałam zmienić temat.

-Po co tak się w górę wpatrujesz? - kiwnęłam głową w górę i zabrakło mi oddechu. Jak byście zareagowali na te piękne gwiazdy na niebie? Zdawało się że nie znajduje się w przestworzach ani gram ciemności. Wszystkie gwiazdki migały jak światełka. Było to takie piękne, że po chwili leżałam obok chłopca w tej samej pozycji. Leżeliśmy tam z podziwem, nie próbując nawet się odzywać. Moje myśli błąkały się po Ziemii, po Dawidzie i Oldze... Westchnęłam i zamknęłam oczy.

-Właśnie chciałem z tobą o nich porozmawiać... - przewiercił mnie swoim wzrokiem i ciągnął dalej.- Wiem że ci na nich zależy. Tym bardziej na Dawidzie.. - chrząknęłam zasłaniając ręką usta.

-Chyba sobie coś uroiłeś! - wstałam potykając się o długą sukienkę...

-Łamaga się zdenerwowała... - przewrócił niebieskimi oczami. Teraz zaczynam go kojarzyć!

-Tak.. Dobrze myślisz, jestem bratem twojego kochasia... - uśmiechnął się, próbując przekonać aby odpłynęło moje zdenerwowanie.

-Cóż.... Nie mam zamiaru przekonywać Cię że tak nie jest.

-Nie jest? To czemu widzę jak ciągle o Tobie rozmyśla? Jak na jego twarzy wkrada się rogal gdy tylko ciebie widzi? Ostatnio był taki szczęśliwy przed.. moją śmiercią. - niewzruszony dalej wpatrywał się w jeden punkt na niebie.

-Musisz się w końcu dowiedzieć gdzie jesteś. To - zrobił kółko wskazującym palcem nad głową. - jest czyściec. Musimy spełniać dobre uczynki i pomagać ludziom na Ziemii, aby przejść dalej. Tylko nie wiem czemu ty tu jesteś. Przecież ty żyjesz. - popatrzył się na mnie niebieskimi oczyma, sprawdzając moją reakcję. Szczerze, nie ruszyło mnie to. Po tym co już tu przeżyłam nic mnie nie dziwi. - Więc może jednak to nie prawda co powiedziałem. Mam pewną teorię. Sądząc po tych wszystkich Love story, mam przypuszczenia że uratuje Cię tylko "Pocałunek prawdziwej miłości"... - wykonał cudzysłów na dłoniach. - Aż się nie dobrze robi... - zrobił minę jakby zjadł pół kilo soli. Zaczęłam się śmiać, ledwo łapiąc oddechy. Nie musiałam długo czekać na towarzystwo. Wiedział że nie jestem romantyczką, więc mamy takie same zdanie.

-Wiesz co... Po tym co zauważyłem na Ziemi, nie wpuszczą go do twojej sali. W sumie, nic nie tracisz, bo wyglądasz jak mumia... - znów niekontrolowany wybuch śmiechu. Widać jak walczy ze sobą. Po chwili jego poważny wyraz twarzy nabrał czerwonego koloru, a on sam mało nie zadławił się śmiechem. Znowu to dziwne uczucie. Spojrzałam wymownie na chłopaka i usiadłam pod drzewem. Oparłam głowę na kolanach, które podkuliłam do siebie. Efekt jak po upojeniu alkoholowym... Ciekawe skąd to wiem, jeśli jestem abstynentką! - Czuję podmuch wiatru. Tego bezdusznego, który wyciska łzy z najtwardszych ludzi. Obraz przed oczami powoli się miesza z mgłą. A ja nie słyszę już śmiechu mojego przyjaciela. Słyszę jeden głos. Kobieta. Odzyskuję zdolność poruszania, a ciemne plamki przed oczami starają się zanikać. Ostrożnie podchodzę do drzwi które gwałtownie się otwierają. Zza futryny wyskakuje ruda dziewczyna. To jest Olga! Mimo upływającego czasu, nie potrafię zapomnieć. Wręcz mam obowiązek ich pamiętać. Nie mogę zerwać z otaczającym światem. Stoję wbita w ziemię a dziewczyna powoli zbliża się w moim kierunku. Nie widzi mnie? Czyli nie była dla mnie nikim ważnym... Nie znam jej długo, lecz wiadomo że nie jestem z tego powodu szczęśliwa. Niepewnym krokiem udałam się do pokoju. Dawid siedział na parapecie. Wpatrywałam się tak długo w jego uśmiech... Musiał myśleć o czymś miłym. - odwróciłam wzrok. A jeśli jego braciszek teraz się ze mnie śmieje? Nie noo... Paranoja... Zaczęłam się śmiać. - Idiotka! - złapałam się za usta. Jeśli on mnie usłyszał... Ale w sumie. Muszę jakoś zacząć rozmowę. Po kilku sekundach odwrócił się ciałem w moją stronę.Jego oczy mało nie wyskoczyły z orbit a on sam podskoczył z parapetu z skontuziowaną nogą. Podszedł, nie mówiąc już podbiegł i próbował mnie dotknąć. Bał się o swoją psychikę? Ciekawe, nie powiem. Wstałam wyciągając dłoń. Niech się przekona że mnie tu naprawdę nie ma... Jego przerażona mina mówiła sama za siebie. Jeśli pragnie mnie uściskać, muszę m dać tą możliwość. W końcu mam "pomagać ludziom żeby przejść dalej"... Znów powtórzyłam czynność zmiany. Tylko dla nich to robiłam. Teraz tylko dla niego. Czułam jego palący wzrok na sobie. Musiałam zacisnąć powieki, aby się skoncentrować. Jest taki przystojny, że aż mnie rozprasza! Widziałam jego reakcję. Te wesołe błyski w oku. Ten oszałamiający uśmiech. Złapał mnie i przyciągnął do siebie, jakby bał się mojej ucieczki. Oprócz małego dostępu do powietrza, mogłabym tu zostać na zawsze. W brzuchu poczułam przyjemne ciepło, a nogi miałam jak z waty. Muszę przestać! -Jeśli chcesz mnie zobaczyć musisz usnąć. Czeka tam na ciebie niespodzianka - miałam nadzieję że nie odczytał moich intencji zbytnio osobiście. Wiem że moim przeznaczeniem jest umożliwienie jego rozmowy z bratem. Dziwne, ale musiałam nakłonić go jakoś do snu. Bał się, a moja obecność działała na niego jak środki otumaniające. Tylko co chciał osiągnąć jego brat? Miał mu coś ważnego do przekazania. Inaczej Kuba nie czekałby na ten moment. Poszedłby "dalej", czyli do miejsca zwanego niebem. Wiedział że tam już nie spotka się z bratem. Do nieba nie może trafić żywy. Tam nie ma odwiedzin. - Dawid kazał schować się za zasłoną z powodu zbliżających się kroków lekarza. Zobaczyłam tylko jego wielki uśmiech na twarzy i po chwili rozpłynęłam się. Mgła zalała wszystko. "Może Kuba ma rację. Może faktycznie jest we mnie zakochany" - stado nieujarzmionych motyli obudziło się w moim brzuchu, a ja z uśmiechem przyznałam;

-I jak widać z wzajemnością...

 

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie wiem kiedy następna część, ale teraz będę dodawać przynajmniej jedną na tydzień :P Jeśli kogoś zaciekawiłam, proszę o komentarz i ocenkę. Krytyka mile widziana. Człowiek uczy się całe życie, jeśli wytkniecie mi błędy, łatwiej będzie mi się z nimi uporać ;3

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania