Miłość w zaświatach cz.1, 2, 3

Cz. 1

 

-Jak można być szczęśliwym, nadal żyjąc? - szepnęłam do siebie, patrząc w gwiazdy. Jest około 3:00 nad ranem, lecz ja nie umiem spać. Czy ktoś z tak pokaleczoną psychiką może normalnie funkcjonować. No właśnie nie. Muszę cieszyć się tym co mam! - podpowiadał rozsądek. Nie potrafię go słuchać. Często zamęczam się rzeczami które mnie nie dotyczą. Patrząc w niebo nocami, widzę spokój i bezpieczeństwo. Ale jak to możliwe?! Przecież kosmos jest najniebezpieczniejszym miejscem. Ale gdyby spojrzeć na to inaczej. To co robimy codzień, to przyziemne sprawy. W odległych częściach kosmosu nie obowiązują prawa ziemskie.

I to jest fascynujące. Cały czas siedzę na parapecie okna. W jednej chwili poczułam wiatr a kartki z mojego brudnopisu wyleciały przez okno. Odrętwiała, poderwałam się wypuszczając kubek.

-Boże... - wybiegłam z mieszkania jednocześnie zrzucając z siebie koc oraz zakładając balerinki. Złapałam klucze, ale po co skoro miałam za chwilkę wracać, i wybiegłam z mieszkania zatrzaskując drzwi.

Jeszcze kilka schodków.. i... Już wybiegam z klatki, szukając kartek po podwórzu blokowiska w którym mieszkam. Tak trudno się na tym skupić! Te gwiazdy wyglądają tak ślicznie. Są takie hipnotyzujące... Nagle spojrzałam w stronę trzepaka... Kartki leciały z wiatrem w stronę parku. Biegłam ile miałam sił, żeby złapać je, ale one wyrywały się w locie. Gdy podeszłam bliżej parku nie zdołałam ich zobaczyć/wytropić. Byłam wkurzona i zrezygnowana, odwróciłam się na pięcie. Mało nie dostałam zawału, gdy obracając się, mało nie wpadłam na nieznajomego. Uśmiechał się i podał mi kartki.

-Dziękuję- powiedziałam i chciałam ominąć tajemniczego człowieka z parku.

-Do zobaczenia - powiedział ze uśmiechem. Nie było go widać, ale czuć w jego głosie.

-Oby nie. - szepnęłam bardziej do siebie, odchodząc z naburmuszoną miną. Zatrzęsłam się z zimna, dopiero teraz zauważając temperaturę panującą na podwórzu, Powróciłam do domu, prawie biegiem, czując gęsią skórkę na plecach. Mocniej opatuliłam się swetrem i wpadłam do mieszkania, szybko zatrzaskując zamek. No i co robić o tej godzinie? Internet, no przecież. Tiaaa... Facebook, email, gadu-gadu itp. Czas minął dosyć szybko. Zanim się obejrzałam na zegarek, była godzina 06:00.

-Cholera - zaklęłam pod nosem -Nie zdążę...- złapałam ręcznik z grzejnika i poczłapałam do łazienki w moich rozklekotanych balerinkach. Taa, w nocy rozwaliłam je sobie podczas biegu..

Znowu powróciły wspomnienia wieczora, lub bardziej już, nocy, chyba że wczesnego poranka... Dziwiłam się jego słów; "Do zobaczenia" - mogło być to zwykłe pożegnanie, ale wyczuwałam że coś się za tym kryje. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu sygnalizujący że czas się zbierać. Zabrałam gitarę, i bez zbędnych rzeczy oprócz,

telefonu i mojej torebki z zeszytami. Jednym do nut, a drugim do pisania wierszy. Wsunęłam długopis, oraz pamiętnik i mogłam uciekać. No tak... Kiedy już zatrzasnęłam drzwi, zauważyłam że moje Czarne długie włosy odstają. Jeden kosmyk w jedną stronę, a drugi centralnie na przeciw. Mimo tego że jest już późna godzina, wracam do mieszkania po szczotkę. Patrząc na zegar, zamarłam. Godzina 8:02! No supeer! Znów spóźnienie. Postanowiłam udać się już na drugą lekcję. Założyłam baleriny, wybiegłam z torbą i gitarą. Siedziałam na przystanku. Mam jeszcze 6 minut do przyjazdu autobusu.

A więc włączę moją playlistę! Uśmiechnęłam się do siebie i po chwili siedziałam jak w transie, z słuchawkami w uszach. Nie zauważyłam że ktoś mi się przyglądał...

 

Cz. 2

 

Widziałam zapłakaną dziewczynę. Wydawała się zestresowana, czy nawet zastraszona. W pewnym momencie spojrzała na mnie zapłakanymi oczami, a mi z wrażenia wypadły słuchawki z uszu. Szepnęła jedynie;

-Proszę pomóż... - wbrew wszystkiemu nie usłyszałam szeptu. Wyczytałam to z ruchu warg. Była ubrana w fioletową bluzkę, czarne legginsy i białe buty na obcasie. Nie miała kurtki. Naprawdę musiało dziać się coś niebezpiecznego skoro tak wyszła na ulicę.

Ja siedziałam dalej patrząc się w jej stronę. Gdyby potrzebowała pomocy, podeszła by do mnie! Wstałam niepewnie, i spojrzałam w miejsce z którego wybiegła. Ewidentnie ktoś za nią szedł. Jednym wdechem, złapałam słuchawki z telefonem i moją torbę. Wiedziałam że nie popuszczę traktowania w ten sposób!

-Hej! Dawno cię nie widziałam. Może pójdziemy na kawę? - podeszłam do zastraszonej dziewczyny z uśmiechem, dając jej znak mrugnięciem, że pomogę jej. 'Prześladowca' ustał na chwilę, ale po jego bardzo krótkiej zadumie, podszedł w jej stronę i chwycił ją za ramię. Ona uśmiechnęła się, i chwilkę później zwijała się z bólu na chodniku.

Wystraszony oprawca puścił ją, i wydarł się do mnie:

-Jeszcze mnie popamiętasz! Jak ktoś się dowie, nie masz życia! -zaśmiałam się, widząc leżącą dziewczynę, która widocznie symulowała.

-Grasz tak dobrze, że pracę dostaniesz w każdym kabarecie! - ona leżała dalej śmiejąc się. Pomogłam jej podnieść. Sprawdziłam zegarek. Juhuu...Supeeer... Autobus mi odjechał. Nie mam po co lecieć do szkoły. Już przedostatnia lekcja. Wydęłam usta, wiedząc że gdyby nie to całe zdarzenie jeszcze bym zdążyła. Jako że jestem zaskakująco dobrym człowiekiem, chodź twardym z pozoru już po chwili wylądowałyśmy u mnie w mieszkaniu. Widać skrzywiła się na widok bałaganu. Ale czy ona miała jakiś wybór? Jedynie zaśmiałam się pod nosem.

-Jeśli chcesz tutaj sobie pomieszkiwać, to musisz ogarnąć kanapę... - posłąłam jej wielki uśmiech. Widać była zszokowana moim zachowaniem. Cóż z tego że była moim gościem! To ja jej zrobiłam przysługę. Powinna być wdzięczna. Zrzuciłam buty, złapałam telefon i usiadłam na kanapie, która była, nieco już ogarnięta. Dla mnie to już był stan nienagannej, szpitalnej czystości. Widać jest perfekcjonistką. Prychnęłam pod nosem, włączając moją playlistę. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się we śnie. Kiedy obudziłam się, chciałam sprawdzić co poczynia moja tymczasowa lokatorka. Siedziała w nieskazitelnej czystości pijąc kawę. No tak, podczas sprzątania ją znalazła. A ja szukałam jej tydzień...

-Chciałam coś ugotować, ale nie masz w lodówce nic poza parówkami i ketchupem... - popatrzyłam na nią wielkimi oczami. Pierwszy raz w moim mieszkaniu było tak ładnie. Te dupek z którym mieszkała nie był jej wart. Nawet nie wiem ile czasu tak stałam przyglądając się jej. Po chwili spuściła wzrok i powiedziała.

-Wiesz, nie mam pieniędzy, ani ubrań. Mogłabym coś od ciebie pożyczyć?

-Ale ubrania czy pieniądze? - spytałam wybijając się z transu.

-Ubrania! - zaśmiała się pod nosem.

-Przepraszam. Zamyśliłam się - pacnęłam się ręką w czoło. Nieznajoma zaczęła się śmiać, aż w pewnym momencie bałam się że zrobi sobie coś spadając z krzesła. No nie powiem, było wysokie...

-Dobra! Ja idę do sklepu. Trzeba coś jeść. - podrapałam się ręka za uchem i zaczęłam szukać kluczyków. Tiaa.. Gdy dom był nieposprzątany wszystko leżało na swoim miejscu, czasem nawet od kilku miesięcy.

-Kluczyki są w twojej kieszeni od kurtki. -nieznajoma podeszła do futryny z kubkiem kawy. -Gdzie idziesz? - Spytała się mnie, chociaż to ona zaczęła temat pożywienia. Niewątpliwie poczułam się jak na przesłuchaniu u rodziców

-Nie bój się. Powiedziałaś że nie ma co jeść. - złapałam kurtkę w pośpiechu i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz. Ciekawe czy znajdę jakiś otwarty sklep... - pomyślałam. Opatuliłam się cieplej kurtką i wyszłam z uśmiechem wyruszyłam do wyjścia z klatki. Miałam dosyć czterech ścian. I znów miałam szczęście! Gdy chciałam otworzyć drzwi, walnęłam nimi kogoś... Ta moja wrodzona gracja.

-Halo? Żyjesz? - ukucnęłam przy pechową osobą z ulicy. Przez chwilę próbowałam go delikatnie obudzić. Nie udawało się. W pewnym momencie przyszedł mi pomysł na 'miłe' obudzenie. Wzięłam wielką kulę śniegu i włożyłam mu pod kurtkę. Nieznajomy szybko się poderwał i zaczął wyciągać śnieg spod koszulki. Przy tym widoku nie dało się nie śmiać. Czułam się jak w jakimś cyrku. Po chwili, zorientowałam się że nieznajomy tez się zaczął śmiać. Podobały mi się te jego białe ząbki. Tak, był przystojny. Miał ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy. Spytacie się jak widziałam te szczegóły o tej późnej godzinie? Pod moim blokiem stały dwie latarnie a przy wyjściu z klatki nad drzwiami przy schodkach była żarówka.

- Ekhm. Miło było. Do widzenia. - rzuciłam oficjalnie i odeszłam łapiąc torebkę z bruku, która spadła podczas ataku śmiechu.

-Do zobaczenia. - rzucił gdy odchodziłam. Przypomniała mi się sytuacja z wierszami. Nie dajmy się zwariować. Przyśpieszyłam kroku. To nie mogła być akurat ta osoba! Weszłam do pierwszego lepszego sklepu i zaczęłam szukać mojego podstawowego pożywienia... Chrupek na mleko... Eh. Nie jestem kucharką, nie umiem zrobić nic łatwiejszego od podgrzania mleka, chociaż i przy tym czasem przydarza mi się wypadek, a mianowicie zapominam o garnku i go przypalam... Chociaż, czasem nie chciało mi się gotować, a w efekcie piłam zimne rzeczy oraz jadłam. Dziwię się że jeszcze mi się nic z żołądkiem nie stało.

-Poproszę 32 złote i 42 grosze - z zadziwiającym uśmiechem poinformowała mnie pani kasjerka o ilości pieniędzy które muszę wydać.

-Proszę - odwzajemniłam jej dobre poczucie humoru. Chociaż w głębi serca nie śmiałam się. Bałam się wracać do domu po ciemku. Nigdy nie wychodziłam tak późno, i to sama. No tak. Miałam prawidłowe przeczucia. Widziałam że będę miała trudny powrót. Po uliczkach parku snuło się dużo osób, co bardziej pijanych.

-Ej! Laleczko! - usłyszałam zbliżający się pijany głos. Zaczęłam przyśpieszać, a przede mną wyrosło jeszcze dwóch facetów, mniej więcej 30-latków.

-Spierdalaj! -odwarknęłam i puściłam się biegiem przez krzaki. Biegłam przez najgorsze gęstwiny żeby zgubić pijaków i zyskać na czasie gdyż będąc pijani ciągle kiwali się na boki. Miałam szczęście w nieszczęściu. Wchodząc w krzaki zgubiłam narwańców, ale jednocześnie sama się pogubiłam w lesie. W dzień zauważyłabym wyjście ale teraz w tej gigantycznej mgle, spostrzegłam jedynie światełko kilkadziesiąt metrów ode mnie. Zaczęłam zmierzać w tamtą stronę ale ono się oddalało. -Tak! - krzyknęłam do siebie. Znalazłam pas drogi! Zaczęłam zmierzać w stronę którą wskazywał mi drogowskaz. Spojrzałam na komórkę. 02:26 w nocy. Pewnie dziewczyna się o mnie martwi... Zaraz, ja nawet nie wiem jak ona ma na imię! Dopiero teraz poczułam jaką jestem kretynką! A jeśli zabrała ile mogła do kieszeni i uciekła? Przecież mogła grać, a ta awantura z chłopakiem na ulicy mogła być aranżowana... Pogrążona w myślach, próbując karcić się za moje wielkie zaufanie do ludzi, zaczęłam zmierzać drogą, jednocześnie patrząc w gwiazdy, które stawały się coraz bledsze w blasku słońca. Piękny widok, lecz bałam się czy na pewno idę dobrą drogą...

 

Cz. 3

 

*Chłopak z parku*

Kiedy wracałem do domu po imprezie, jakaś idiotka walnęła mnie drzwiami. Mimo tego że nic mi się nie stało, próbowałem ją troszkę podenerwować, nie poruszając się. W pewnym momencie wstała, a po chwili czułem śnieg pod moją koszulką! Pewnie wyczuła że symuluję... Ech... Kiepski ze mnie aktor. No i co mogłem zrobić. Wstałem i zacząłem wytrzepywać moje ubrania. Po chwili usłyszałem ten śmiech. Nie mogłem wytrzymać, była taka piękna.

Odwróciłem się w jej stronę, spoglądając jaka jest piękna. Chciałem jej powiedzieć że mi się podoba. Ale jestem pod wpływem. Pomyślałaby sobie że jestem jakimś psycholem. Mimo tego że jestem wstawiony, potrafię pomyśleć zanim zrobię coś idiotycznego.

Niestety, mój widok musiał być przekomiczny bo szczerzyłem się do niej jak głupiec do sera... Wyczuła to i pożegnała się. Gdy powiedziałem "Do zobaczenia" zmieniła się jej twarz. Nie wiedziałem co było w tych słowach złego.

Mimo wszystkiego poszedłem do domu, zostawiając swoje rzeczy, zauważyłem że nie mam w domu nic do jedzenia. No cóż, wizyta w sklepie była nieodzowna. Kiedy wyszedłem na dwór poczułem ten przyjemny chłód,

który pomagał mi orzeźwić się wieczorami po imprezach. Ale najbardziej zaskakujące było to co spotkałem w drodze do sklepu... Jacyś kolesie zaczęli przystawiać się do dziewczyny od drzwi. Czułem złość, chciałem jej pomóc. Kiedy do nich podchodziłem odbiegła rzucając im ostre słówko. Zaśmiałem się pod nosem. Było ich trzech. Każdy z nich pod wpływem. Nie chciało mi się ich wyzywać, czy szarpać się z nimi. Próbowałem znaleźć dziewczynę gdy faceci dali sobie z nią spokój, ale zniknęła w gęstwinach.

Odpuściłem sobie, wiedząc że tak ostra dziewczyna, potrafi o siebie zadbać.Po powrocie do domu rzuciłem się na łóżko. Zerkając na zegarek stwierdziłem że zostały mi 2 godziny snu... Eh.. Tak żyje osoba pełnoletnia. Dniami praca, wieczorami imprezy. Nie potrafię z nich zrezygnować. Obudziłem się dopiero 1,5 h później. Tak, nienawidzę tego dzwonka. Kiedyś wyrzucę telefon przez okno. No to teraz wyścig z czasem. Mam pół godziny do zebrania się w garść, i dojścia do pracy... Zaraz, dojechania. Mimo że często jestem pijany i wracam na piechotę przez park, mam auto. Na szczęście mam też mózg, aby nie jeździć po pijaku. Dobrze, koniec rozmyślań bo nie zdążę. Szybko wbiegłem pod prysznic, ale gdy tak stałem uciekał mi wartościowy czas. Złapałem rzeczy, które trudno było znaleźć w takim barłogu, i wybiegłem z mieszkania, zatrzaskując je drzwiami. Ostatni raz przeczesuję włosy palcami i wybiegam z klatki, sprawdzając telefon. Mam 8 minut!

 

*według Niny*

Wracam już tyle czasu... Mam drętwe nogi. Muszę się pokusić o taksówkę. Po kilkunastu minutach nieubłagalnego zimna przyjechał facet. Zaczął mi wypominać, jak to daleko zaszłam. Tak, widocznie pomyliłam kierunki. Zamiast zbliżać się do miasta, oddalałam.

-Przepraszam, która jest godzina? - zapytałam z uśmiechem. Nie chciałam pokazać jak wkurzona na niego jestem.

-Dokładnie, 08:23. - odpowiedział, ale nie zaszczycił mnie wzrokiem. W pewnym sensie to i dobrze. Miał oczy tak chłodne, że totalnie piorunował wzrokiem. Po około 30 minutach dotarłam pod blok. Dałam facetowi pieniądze nie odzywając się. Miałam go gdzieś. Zabrałam torbę i wyszłam z taksówki w wyraźnie przetartych na wylot butach. Doskonale wiedziałam co nastąpi gdy otworzę drzwi... Olga, (Dziewczyna z przystanku, ) wyskoczyła z kuchni rzucając mi się na szyję i zadawając miliony pytań na temat; gdzie byłam, co robiłam, czemu tak długo, jak udało mi się wrócić itp. itd. Zbyłam ją jednym zdaniem;

-Uciekłam przed kimś do lasu, a później się w nim zgubiłam - z uśmiechem wycedziłam do przyjaciółki...(?) Widocznie zależało jej na mnie, ponieważ się martwiła. Jedynie powiedziała; -Idź się położyć. Później mam pomysł na wykorzystanie tego dnia - Jej uśmiech był intrygujący, ale wiedziałam że coś knuje. Położyłam się na łóżko, nie zważając na wszystkie rzeczy na nim i odpłynęłam wpatrując się w krajobrazy za oknem.

Kiedy wstałam czułam migrenę. No, nic ciekawego jeśli ktoś chce wiedzieć jak to jest. Czułam się jak na kacu. Postanowiłam wejść pod prysznic i ogarnąć się co nieco. Po chwili stałam przed lustrem w ręczniku na głowie, zawiniętym w turban. Sciągnęłam go, oraz zaczęłam suszyć włosy. Chyba że chcę się rozchorować... Nie wiadomo co Olga wymyśliła... Po udanej próbie nałożenia makijażu przeszłam przez kuchnię aby zjeść wczesne śniadanie... Na kolację było ciut za późno.

-Hej, myślałam że wstaniesz wcześniej - powiedziała wystawiając nos z książki "Balsam dla duszy kobiety". Imponujące że znalazła jakieś książki w tej stercie śmieci. Uśmiechnęłam się do siebie zaparzając kawę. Mówiła że późno wstałam. Więc nie chodziło jej o imprezę. Zaczęłam przeszukiwać zakamarki mojej szafy, aby znaleźć coś luźnego, oraz ładnego. Wybrałam czarną tiulową spódnicę, różową bluzkę z koronką na plecach, oraz ciepły, biały sweter z wielkimi okami. Podeszłam do lustra, złapałam prostownicę i (?)... wyprostowałam włosy! Tak, nie spodziewaliście się tego! Podeszłam do kuchni, łapiąc z przedpokoju botki i stojąc już ubrana zaczęłam obracać się z uśmiechem aby Olga mogła zobaczyć jak wyglądam.

-Ale z ciebie laska... - obserwowała mnie z otwartą buzią.

-Ej! Bo pomyślę że na codzień jestem brzydka!

-Dobra, nie złość się. Po prostu, wyglądasz dużo lepiej.

-Wyspana i umalowana... - zaśmiałam się, ale teraz nie ze złości, ale z tego że nie umiem reagować na komplementy.

-Nie ważne! Dzisiaj wyglądasz jak milion dolarów i je zdobędziesz

-Niby jak..? - podniosłam jedną brew

-Na ulicy?! - Olga była zniecierpliwiona

-Ty chyba nie myślisz że ja...

 

*według chłopaka z parku*

W końcu! Upragniona godzina, można wracać do domu. Tylko na moje nieszczęście z tymi wszystkimi papierkami. Mam nieciekawą robotę. A mianowicie księgowy. Dziwię się jak moja psychika wytrzymuje tak mało snu... Ale co tyle rozmyślać, wracajmy do domu, zanim zbzikuję. Zostawiłem auto na parkingu i zmierzałem w stronę bloku, kiedy usłyszałem ten głos... Nie możliwe że ktoś umie tak pięknie zaakcentować każdą nutę. Jestem pod wrażeniem. Po chwili zadumy zmierzam w stronę śpiewu. Miejsce trudne do odnalezienia, zamarznięta fontanna w parku. Kiedy podchodzę w jej stronę zamarłem z wrażenia...

 

*według Niny*

-Nie! Nina, po co masz gitarę w domu! Będziemy grać w parku. Niektórzy wrzucają pieniądze, ale musimy uważać na straż miejską. -Zaczęłam śmiać się z głupoty swoich myśli.

-Dobrze, to lepiej wyjdźmy już... - podeszłam do drzwi z czerwoną twarzą od śmiechu. Co z tego że na ulicy wyglądałyśmy jak idiotki. Śmiałyśmy się za każdym razem gdy na siebie spojrzałyśmy. Magiczne chwile. Najbardziej dopełniały je opadające płatki śniegu z nieba. Każdy inny, ale wyjątkowy. Dokładnie jak ludzie. Nie znajdziesz dwóch takich samych, bądź podobnych charakterów. Widać ja i Olga to gatunek na wymarciu. Po długiej chwili śmiechu, dotarłyśmy do najdalszej strony parku. Ustanowiłyśmy to miejsce, aby nie podchodziły do nas osoby które przypadkiem przechodziły, ale by nasz głos wiódł przechodnia. Jeśli śpiewamy dobrze to raczej podejdą do nas sami. Nie będziemy się narzucać. Zaczęłam grać piosenkę "Skyscraper" po tym jak z Olgą ustanowiłyśmy granie na zmianę, raz śpiewa ona, raz ja. Pierwsza byłam ja, a więc padło na ulubioną piosenkę mojej jakże gustownej przyjaciółki. Kiedy zaczęłam śpiewać, poczułam ciche szepty za sobą. Tak, to byli przechodnie. Uśmiechnęłam się na tą myśl, i zaczęłam coraz to odważniej akcentować tą piosenkę. Kiedy się skończyła, usłyszałam oklaski. Chciałam obejrzeć swoich słuchaczy. Zamarłam gdy wśród nic wypatrzyłam koleżkę od śnieżki, oraz słów "Do zobaczenia"...

 

~~~~~~~~~~~~~~

Jutro kolejne części ;3 Najpierw będę dodawać po kilka, a potem po jednej. Nie mam jeszcze napisanego całego opowiadania :)

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • BreezyLove 16.03.2015
    Jak dla mnie świetne! ;) Było kilka literowek , a zamiast "mimo tego że" powinno być po prostu "mimo że" :) Bardzo lekko i przyjemnie się czyta, będę czekała na ciąg dalszy :D
  • Madierka 16.03.2015
    Dzięki :) Postaram się unikać tego błędu w kolejnych częściach :D
  • PolkaPL 17.03.2015
    Fajne, lekkie jednak jak dla mnie troche za długie. Warto pamietać, że ludzi odstrasza 50 stronnicowy tekst. :) Jednak to nie obniża oceny - 5
  • Madierka 17.03.2015
    Wiem, że dałam dużo tekstu jak na jeden raz, ale to trzy części złączone w jedną, więc nie ma czemu się dziwić :) (heh... próbuję się bronić :D)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania