Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piąta Prędkość Kosmiczna - część 2

2.

Dopiero przy drugiej Kadarce Exlusive trochę się uspokoiła. Siedzieli w milczeniu, oparci o ścianę; anemiczne światło latarni wlewało się do środka się. Pokój był niewielkich rozmiarów, znajdowała się w nim tylko peerelowska meblościanka, sterta porzuconych w nieładzie ciuchów i zdezelowana wieża.

Malwina ściskała kurczowo litrową butelkę; nie wypuszczała jej z rąk nawet na chwilę. Odpaliła dwa papierosy. Jednego dała Adamowi; wziął i zaciągnął się. Smakował słodkogorzką mieszanką szminki i dymu. Z trudem powstrzymał kaszel.

– Dawno nie paliłem – skłamał. Był to jego pierwszy papieros w życiu. Nawet w gimnazjum, nie podejmował prób wejścia w dorosłość przy pomocy paczki Carmenów skradzionych matce.

– Ja palę jak pojebana – powiedziała Malwina. – Dwie paczki dziennie. Czasem trzy.

– Nie chcesz rzucić?

– Czy chce? Jestem liderką w chceniu. Chce rzucić palenie, chce mniej przeklinać, chce pić jak normalna dziewczyna, a nie zalewać się co noc, chcę zmienić to jebane mieszkanie, chce mieć stałą pracę, chce płacić rachunki na czas, chce się budzić, a nie odzyskiwać przytomność, chce chociaż na chwilę o tym wszystkim zapomnieć… – urwała i wzięła solidny łyk.

Adam był w połowie pierwszej butelki. Alkohol powoli go uspakajał. Zdenerwowanie, które odczuwał w autobusie minęło; w jego głowie przeszłość i przyszłość ustąpiły miejsca teraźniejszości. Objął Malwiną ramieniem i mocno przytulił. Usłyszał cichy trzask jej kości.

– Lepiej? – zapytał.

– Jeśli przyjmiemy, że zmiana z bardzo chujowo na chujowo się liczy, to tak, lepiej.

Wsłuchiwał się w jej skowyt. Nie miała makijażu, ale nawet bez, wyglądała olśniewająco. Wtulił się w jej wciąż wilgotne włosy.

– Co się dzisiaj wydarzyło? – zapytał.

– Mieliśmy o tym nie rozmawiać – odpowiedziała. Język coraz bardziej jej się plątał.

– Martwię się, bo nie codziennie spotykam ludzi, którzy chcą ze sobą skończyć. Musiał być jakiś powód.

– Sam listopad to trzydzieści powodów, by się zabić.

– Chciałbym wiedzieć czemu zrezygnowałem ze spotkania ze Świetlickim.

– Jezu, a kto to jest Świetlicki? – spojrzała na Adama z wyrzutem i dodała po chwili: – Nie możemy pobawić się w „Ostatnie Tango w Paryżu”? Ja nie wiem nic o tobie i vice versa.

Uśmiechnął się szeroko.

– Znam twoje imię.

– Skąd wiesz, że jest prawdziwe? Że to wszystko, co się dzieje nie jest jakąś prowokacją?

– Nie wiem tego – szepnął.

– Dziękuję, że ze mną pojechałeś. – Malwina odwróciła się i dała Adamowi buziaka. Momentalnie jego poliki nabrały purpurowej barwy, a oddech przyspieszył.

– Cała przyjemność po mojej stronie – powiedział z radością w głosie. – A jakbyś na mnie nie trafiła?

– Po co się nad tym w ogóle zastanawiać? Ważne, że cię spotkałam.

– To zabawne jak niewiele zależy, od tego kogo spotykamy – wziął solidny łyk wina – tylko kiedy.

– Może musiałam cię spotkać?

– Może za długo mnie nie spotykałaś?

– Szkoda, że w takim pojebanym momencie życia.

– Wydaje mi się, że tylko w pojebanym momencie życia można coś zmienić – alkohol dodawał mu pewności siebie. – Dopiero wtedy uświadamiamy sobie, o co chodzi w tym całym bajzlu.

– Ty wiesz? – zapytała.

– Wiem, że się cieszę, że cię spotkałem.

– Z czego tu się cieszyć? Że jakaś nieznajoma w amoku zaczepiła cię w autobusie?

„Nawet nie wiesz jak bardzo – pomyślał. – Dwadzieścia pięć lat czekałem na to, żeby zaczepił mnie ktoś inny niż bezdomny”.

– Wszyscy zaczynali od bycia nieznajomymi.

Malwina przechyliła butelkę i trzymała dłuższą chwilę, jakby liczyła, że kilka kropel jeszcze skapnie jej do gardła.

– Do tej pory nic dobrego z tego nie wychodziło. – Głos nagle jej się złamał, a oczy nabiegły łzami. – Kurwa, czasem myślę, że żyję w jakimś piekle, że to co mnie otacza to jakaś pieprzona iluzja, z której nie mogę się wydostać.

Adam chwycił jej dłoń; była delikatna i krucha.

-Cioran napisał, że Tkwimy wszyscy w otchłani piekła, w której każda chwila jest cudem.

Malwina zaśmiała się nienaturalnie.

– Ładny cytat, żeby wrzucić sobie na facebooka pod piosenką Smashing Pumpkins. Prawda jest taka, że nie ma takich chwil. Wszyscy taplamy się w basenie z gównem i uśmiechamy się do siebie, twierdząc, że to świetna rozrywka. W cuda wierzą tylko ci, którzy ich potrzebują. Są tak samo przereklamowane jak marzenia.

Podniosła się i udała do kuchni. Była pijana, ale nawet w jej niestabilnym chodzie było coś pociągającego. Stopy stawiała z kocią płynnością, biodrami kręciła idealne półokręgi. Adam nie widział jeszcze tak pięknie upitej kobiety. Wróciła z kolejnym winem. Usiadła obok niego; wypiła pół butelki jednym haustem.

– Nie masz marzeń? – zapytał Adam.

– Każdy ma, ale co z tego? Marzenia to tylko źródło ukrytych frustracji… Kurwa. Przepraszam cię, że tak bluźnię, ale chyba rozumiesz…

– Nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się i spojrzał jej w oczy. Były w kolorze kosmosu i wydawało mu się, że nie mają początku, ani końca.

– Ja pierdolę. Mam dwadzieścia dwa lata i jestem kurewsko zdegustowana swoim życiem – rzuciła trzeźwo, a jej głos brzmiał gorzko jak przetrawione wino. – Przeczytałam kiedyś jakieś opowiadanie, nie pamiętam autora. Ogólnie było do dupy, ale zapamiętałam jeden fragment: Mojemu wewnętrznemu dziecku od zawsze brakowało powietrza, zawsze było niedożywione i nie miało kolegi. Moje wewnętrzne dziecko ma raka mózgu. Z przerzutami. Kiedyś jeszcze chciało się bawić, marzyło, rwało się do świata. Teraz gnije, a ja gnije razem z nim.

– Nie uważam, żeby tak było – powiedział Adam i wplótł swoje palce w jej dłoń.

– Skąd możesz wiedzieć?– uścisnęła go, wbijając mu paznokcie. Na jego twarzy pojawił się grymas.

– Przepraszam, chciałem być miły.

Przyłożyła głowę do jego piesi; powoli odpływała.

– Dlaczego chcesz wiedzieć o czym marzę? To tylko młodzieńcze pierdolenie dziewczyny ze wsi.

Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Malwina poderwała się niczym zaszczuty pies. Rzuciła się w kierunku torebki. Wyciągnęła starą Nokię z pajęczyną zamiast ekranu. Odrzuciła połączenie z taką wprawą, jakby ten ruch miała opanowany do perfekcji. Położyła telefon na podłodze i usiadła naprzeciw Adama. Poprawiła włosy i uśmiechnęła się nieszczerze.

– Pomyłka. – Jej oddech znacznie przyspieszył. Sprawiała wrażanie kompletnie trzeźwej. Nim się uspokoiła, telefon zadzwonił ponownie. Odrzuciła z identyczną gwałtownością.

– Teraz też? – zapytał.

– Też – powiedziała na granicy krzyku; zapaliła papierosa. – Dzwonią z jakiegoś jebanego call center i próbują wciskać człowiekowi garnki do gotowania bezglutenowego, odkurzacze z funkcją podlewania pelargonii czy chuj wie, co jeszcze.

– Praca jak każda inna – rzekł Adam.

– Nie mogłabym robić na słuchawce – powiedziała. – Kiedyś tak pracowałam, wytrzymałam jeden dzień. – Zawiesiła głos na chwilę. – A ty co robisz w życiu?

– Będziesz się śmiała.

– Jesteś klaunem?

Poczuł, że robi mu się duszno.

– Pracuję w sklepie mięsnym – rzucił.

Roześmiała się nagle, a w jej polikach pojawiły się delikatne dołeczki.

– O kurwa, musiałabym mieć naprawdę zjebane poczucie humoru, żeby śmiać się z rzeźnika – powiedziała, łapiąc oddech.

– Nie jestem rzeźnikiem. Nie zabijam zwierząt. Kroję je. – Skrzywił, gdy uświadomił sobie, co powiedział.

– To chore.

– Kroję jak już są martwe.

– Zaraz się zrzygam. – Złapała się za żołądek i zasymulowała odruch wymiotny.

– Co w tym dziwnego? Nie kroiłaś nigdy mięsa?

– Jestem wegetarianką. Jak większość modelek.

– Czyli jesteś modelką. Fajnie.

Nie jestem żadną profesjonalistką, szybkie sesje, jakieś ciuchy, czasem bielizna, takie pierdoły. Od wielkiego dzwonu trafi się jakaś fucha w ASP czy na jakimś pokazie. Mój największy sukces to kalendarz ze sprzętem ogrodniczym – piły spalinowe, kosiarki i sekatory. Płacili dobrze to się zgodziłam. Teraz u mnie na wsi, każdy sadownik za mną gwiżdże.

– Mogę gdzieś zobaczyć twoje zdjęcia?

– Po co?

– Jeśli każdy chłop może cię mieć na drzwiach od stodoły, to ja nie mogę chociaż popatrzeć? Jestem fanem dobrej fotografii.

– Mam konto na modelki.pl; jest tam kilka fotek. Żadnej rewelacji. Myślałem, że mi to coś pomoże, ale niestety. W tym mieście, każda cipa, która nie rozlewa się na boki jest modelką. Ale to w większości kurweki, a ja nie jestem kurewką..

Telefon zadzwonił po raz trzeci.

– Muszą mieć wysoką prowizję od sprzedaży – Adam uśmiechnął się sztucznie.

Malwinę ogarnął deliryczny dygot. Sięgnęła po aparat i ze zwierzęcą furią wyrwała baterie. Rzuciła Nokię w kąt. Sięgnęła po butelkę i rozpłakała się.

– Nie jestem kurewką! – krzyknęła jadowicie.

Adam przytulił ją mocno i ucałował.

– Nigdy bym tak nie pomyślał. Jesteś za ładna na to – powiedział, gładząc jej włosy.

– Naprawdę uważasz, że jestem ładna? – podniosła głowę. Wyglądała na najbardziej zagubioną istotę na świecie.

– Jesteś śliczna, intrygująca. Takie dziewczyny powinny być aktorkami, a nie kurwami.

– Skąd wiedziałeś? – wyszlochała Malwina.

– Co?

– Że chcę zostać aktorką? Wiem, że brzmi to tandetnie, szczególnie z ust dziewczyny ze wsi, ale to jest moje małe marzenie. Uważasz, że bym się nadała?

– Oczywiście, że tak – czuł, że alkohol przejmuje kontrolę nad jego językiem. – Myślisz, że ja tylko tutaj siedzę z tobą pijąc wino? Malwina, ja w tej oto chwili – zniżył głos i nadał mu nienaturalnej patetyczności – ja w tej chwili, obcuje z kobiecym absolutem, destylatem doskonałości, nieosiągalnym dla zwykłego śmiertelnika bezspornym opus magnum estetyki.

– Jestem tylko zimną suką bez talentu – wycedziła ze smutkiem. – Dwa razy startowałam i mnie dwa razy nie przyjęli. Muszę jak najszybciej się stąd wynieść, uciec gdzieś, gdziekolwiek. Rozumiesz? Dwa razy mnie odrzucili.

– Pies ich jebał! – Adam ożywił się. Czuł, że jest pijany; podobało mu się to uczucie.

– Właśnie! Pies ich jebał. Banda pseudoartystów i dupolizów! Wyjedziesz ze mną? – Malwina wstała i od razu oparła się o ścianę, by utrzymać pion. - Zatańcz ze mną! Tak! Chcę tańczyć!

Chciała nie tylko tańczyć, ale też na chwilę zanegować prawa grawitacji. Była mocno wstawiona, jej gesty były mętne i nieudolne. Co rusz musiała się asekurować, by nie runąć na podłogę. Kiedy próbowała zrobić obrót, jej stopy nie nadążyły i upadła na Adama.

Patrzyli na siebie przez chwilę. Mężczyzna czuł nieznane mu do tej pory wibrowanie w podbrzuszu. Malwina zamknęła oczy i finezyjnie musnęła wargi Adama. Wplótł rękę w jej burzę loków i przycisnął do siebie. Całowali się z przeraźliwą namiętnością furiatów. Zanurzali się w nieskazitelnej symbiozie ruchów, milczącej prostocie gestów. Ręka Malwiny zaczęła zwinnie tańczyć z klamrą jego paska.

Mężczyzna wystrzelił spod dziewczyny i oparł się o ścianę. Jego oddech był gwałtowny i płytki. Był rozedrgany niczym struna.

– Zaraz wracam – wycedził i rzucił się w kierunku łazienki.

Włożył głowę pod kran. Kręcił kurkiem z całej siły w prawo, z nadzieją, że uda mu się uzyskać jeszcze zimniejszy strumień.

„Tracisz kontrolę – oskarżył się w myślach. – Nie możesz tracić kontroli. Jesteś dżentelmenem. To zaraz minie. Spokojnie. Ona jest pijana. Ty jesteś pijany. To nic. Ochłoń. Zluzuj. Nie trać kontroli. Nie myśl kutasem.”

Jego serce waliło seriami AK-47. Oddech był nierówny. Przed oczami ciemniało. Miał erekcję. Wyciągnął penisa i kilka razy agresywnie poruszał w górę i w dół. Grymas. Ściśnięcie zębów. Zagryziona warga. Ulga.

Wyszedł z łazienki i wrócił do pokoju. Malwina spała na podłodze. Uklęknął przy niej. Wyglądała jak dziecko, które zmęczone płaczem nagle zasnęło. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Zdjął jej spodnie, ułożył w łóżku i okrył. Położył się obok i również, odurzony alkoholem, zasnął.

***

Obudził się o tej godzinie, kiedy zbyt późno zmienia się w zbyt wcześnie. Prześcieradło pod nim było mokre od potu. Spojrzał obok. Spała. Ciepła i czysta, spowita w kołdrę jego marzeń. Jej miarowy oddech był jak melodia anioła. Chciał ją dotknąć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w rękę. Poczuł jak po nadgarstku spływa mu ciepła stróżka i zdał sobie sprawę, że jego życie stało się jak popsuty kalejdoskop w rękach alkoholika na wódczanym głodzie.

„Leżę obok ciebie i mogę zrobić wszystko, by nie zasnąć – pomyślał – chcę jak najdłużej na ciebie patrzeć, chcę cię wykraść nocy.”

Niby wszystko było tak samo, ale czuł się jakby ktoś przetoczył mu krew, podłączył gumowy wężyk, wyssał dotychczasową i napełnił krwią kipiącą endorfinami. Chłodna jasność dnia wkradała się do pokoju. Znów miał erekcję.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Freya 01.12.2016
    Znowu próbujesz wspiąć się na epickie wyżyny. Wino Kadarka (łeee) i papierosy Carmen (fuuuj), to odpowiednia linia startowa, a mięsna jatka i niespełniona modelko-aktorka, to już "złoty szczał". Tera nawet nie wypada mówić modelka, "modeling", brzmi nobliwiej, bo ta branża coraz bardziej śmierdzi, a zawsze jak cuś zalatuje, to ubiera się to w "zgrabniejsze" pojęcia. Pozowanie na ASP? Taaa, dalej to pewnie będzie kariera w "filmach dla dorosłych". Myślę, że masz cd. tej "obyczajówki". Chyba jednak czytnę se do końca, tego twojego wcześniejszego "długasa", ale ciekawi mnie także, czy masz w swoich zasobach jakąś weselszą pracę. Heyka:)
  • Półliterat 01.12.2016
    To opowiadanie jest pierwszą rzeczą, którą napisałem. Traktuje je jako rozgrzewkę. Ma sporo czasu. Jest ciut naiwne, posiada ogrom błędów i nie jestem z niego zadowolony... ale mam do niego jakiś sentyment :) To takie "kalekie" dziecko, ale wrzucam, bo może komuś się spodoba :) Jeśli chodzi o weselsze prace, to jeszcze żadnych nie popełniłem :) Pozdrawiam :)
  • Nina 04.12.2016
    Dla mnie jest ok. Troche bledow, ale jest super.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania