Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piąta Prędkość Kosmiczna - część 8

8.

Wkroczył do mieszkania i usiadł na taborecie w przedpokoju. Na wprost znajdowało się lustro; przez chwilę patrzył na odbicie swej opuchniętej twarz. Jego oczy były w kolorze smoły, a twarz porastał kilkudniowy zarost. Z kieszeni wystawała butelka wódki.

„I co teraz? – powiedział sam do siebie. – Jesteś nikim, nic nie znaczysz i nikt cię nie kocha. Nawet ty. Jak się z tym czujesz z tym, że jedyne słowo jakie cię określa to «beznadzieja»?”.

Przygryzł mocno wargi; schował twarz w dłoniach. Wbił nią paznokcie, aż pobielały mu palce. Miał ochotę płakać, ale powstrzymał się. Rozebrał się i wszedł do środka.

Matka siedziała przed telewizorem; oglądała jakiś teleturniej prowadzony przez Krzysztofa Ibisza. Sprawiała wrażenie jakby zasnęła z otwartymi oczami. Poruszyła się dopiero, gdy Adam wszedł do pokoju. Odwróciła głowę w jego stronę – jej twarz miała kredowy odcień, oczy były nabrzmiałe krwią. Mimo panującego półmroku, jej źrenice były wąskie jak szpilki. Próbowała się uśmiechnąć.

– Cześć, syneczku – wybełkotała. – Zrobisz mi herbaty?

Odpaliła papierosa; wpatrywała się w płonącą zapałkę, dopóki ta nie zaczęła parzyć jej palców. Wciągnęła dym, trzymała go w płucach nienaturalnie długo; nie wydmuchała go, tylko pozwoliła, by sam opuścił jej płuca.

– Dlaczego to zrobiłaś? – Czuł jak skroń zaczyna mu pulsować.

– Co zrobiłam, syneczku? Oglądam sobie telewizję, jak każda zwyczajna matka w niedzielny wieczór.

– Ile? – zapytał Adam.

– Dwie cukru. I jakbyś mógł mi wrzucić plasterek cytryny, synku, to byłabym ci bardzo wdzięczna – rzekła, wpatrując się w kineskop starego Philipsa.

Ręce Adama zrosił arktyczny pot; krew bulgotała w nim dziko; oddech przyspieszał.

– Mamo, kurwa, ile wzięłaś tych jebanych pigułek? – rzekł przez zaciśnięte zęby.

Odwróciła się do niego ponownie.

– Synku, nie bluźnij. Te proszki mi pomagają. Mam dzisiaj gorszy dzień, po prostu.

– Kurwa, codziennie masz gorszy dzień!

– Adasiu, nie krzycz. Proszę, zrób mi herbaty. – Słowa wychodziły z niej powoli i zlewały się w jedność.

– Ile wzięłaś?!

– Synku, proszę cię.

– Dzwonię na pogotowie!

– Nie dzwoń. Wszystko jest w porządku. Jestem po prostu troszkę śpiąca, ale to normalna reakcja.

– Chcesz znowu trafić do szpitala? Chcesz?! Czy od razu wolisz, żeby wynieśli cię nogami do przodu?!

– Największy problem tego świata polega na tym, że umiera się zbyt łatwo.

– A zdychaj!

– Adaś, synku, zrób mi herbaty – powtórzyła kobieta, ale Adama nie było już w pokoju.

***

Odkręcił butelkę i napił się. Poczuł pieczenie w przełyku. Czekał, aż alkohol spłynie do żołądka. Serce pracowało ciężko i miał wrażenie, że zaraz rozerwie mu klatkę. Był jak hermetycznie zamknięta torba napchana kipiącymi emocjami.

„Czego ja się spodziewałem? – pomyślał – na co liczyłem? Jak to możliwe, że moja głowa dopisała sobie do tego wszystkiego całą romantyczną historię?... Następny w kolejce do zranienia… «Ucieknijmy»… Kurwa...”

Wyciągnął z szafki brązowe pudełko ze lśniącym napisem KRUK i otworzył je. Spojrzał na złote serce zatopione w czerwieni. Wziął do ręki i obrócił je w palcach.

– Malwina… – wyszeptał, a mrok połknął jego słowa.

Odłożył naszyjnik do pudełka i pociągnął z butelki. Otworzył Worda i zaczął stukać w klawiaturę:

Droga Malwino,

chcę Ci napisać wszystko, dosłownie wszystko. Nie wiem co robić, ręce mi się trzęsą, a serce zapomniało czym jest regularny rytm. Nie robię ruchów, które mogłyby zdradzić, że w każdej sekundzie myślę o Tobie. Oczywiście, nigdy nie wyślę tego, co teraz piszę. Nie dam Ci żadnego pretekstu, byś mogła się domyślić. I Ty nigdy się nie domyślisz. Być może będziemy umierać w swoich światach i rodzić się na nowo, ale żadne z nas nie wyciągnie ręki i nie zadzwoni. Bo telefon jest jak biała flaga na maszcie, jak palący neon z nieludzkim napisem „Przegrałem”. Nikt nie chce przegrać, nikt nie chce powiedzieć wprost „Potrzebuję Cię . I będziemy tak sobie żyć, słońce będzie wstawać, a my będziemy się budzić osobno. Mam nadzieję, że będziesz się budzić szczęśliwsza.

Wiem, że nie zadzwonisz, ale jednak czekam. Marzę o tym, że pewnego dnia napiszesz choćby SMS, a ja przebiegnę dla Ciebie to zdziczałe miasto. W najgorszy deszcz i wiatr, w największy skwar i najostrzejszy mróz. Tylko, by stanąć pod twoimi drzwiami, zadzwonić i liczyć, że przez ułamek sekundy zobaczę błysk Twego oka w wizjerze.

Czemu na samą myśl o Tobie czuję ból? Nikczemne ukłucie w mostku i nie potrafię nic z tym zrobić? Chcę się kaleczyć wspomnieniami. Chcę, bo jesteś w nich Ty. Tak, Ty. Zdajesz sobie sprawę, że najkrótsza definicja szczęścia to Ty. Czasem kocha się kogoś tak mocno, że nie starcza sił, by chociaż trochę kochać siebie. I trzeba z tym żyć. Z tym zamiast z Tobą.

Toczy mnie choroba, rak myśli z przerzutami do serca.. To nie objawia się od razu, nie dostajesz swędzącej wysypki czy suchego kataru. Każdy dzień jest tylko trochę gorszy od poprzedniego; żyjesz, śpisz, pracujesz, ale to nic nie znaczy. Gnijesz od środka i nikt nie czuje tego zapachu. Tuszujesz go najlepszym uśmiechem na jaki cię stać i starasz się zrobić jakikolwiek krok. Ale gnijesz dalej. Smród staje się coraz gorszy. Jesteś jak papieros, który ktoś zostawił w popielniczce idąc do kibla. Sam ze sobą, powoli się wypalasz i nic nie możesz na to poradzić. Czekasz na czyiś dotyk, żeby cię chwycił, rozżarzył, ale to nie nadchodzi. Właśnie zaczynałem składać swoje życie do kupy kiedy pojawiłaś się Ty. Wyciągnąłem ręce, żeby Cię przytulić i nie zauważyłem, że w tej chwili wypadł mi cały świat…

Do pokoju wkroczyła matka. Słaniała się na nogach. W słabym świetle lampki jej twarz wyglądała jak pysk szczura laboratoryjnego.

– Czego chcesz? – rzucił gniewnie Adam. Dalej wpatrywał się w ekran komputera.

– Synuś, pożyczysz mi trochę pieniążków? – rzekła jakby każde słowo sprawiało jej ból.

– Mam ci pożyczyć pieniądze? Czy ty do reszty straciłaś to, co wielu ludzi nazywa rozumem?

– Proszę…

– Dałem ci dwieście złotych dwa dni temu. Co zrobiłaś z tymi pieniędzmi?

– Chociaż pięćdziesiąt złotych, synku…

Adam wstał; podszedł do matki i wypchnął ją z pokoju.

– Ani grosza ci nie dam, rozumiesz?! – rzucił i zamknął drzwi na klucz. Usiadł na kanapie. Z przedpokoju dochodził niewyraźny szloch.

Wszedł na stronę polskibang.pl; wybrał losowe wideo – cycata brunetka onanizowała się żelowymi zabawkami. Adam rozpiął rozporek. Jego penis pozostawał w spoczynku. Obejrzał film do połowy.

– Kurwa, co jest?

Wybrał film z kategorii „Ostre” – trzech napompowanych, łysych karków zaczepiało dziewczynkę ubraną w szkolny mundurek. Naciskał, dotykał, masował; krew krążyła w jego żyłach z gwałtowną dzikością. Mimo to, nie mógł osiągnąć erekcji.

Jedna myśl powracała niczym bumerang; coraz mocniej wbijała się w korę mózgową. Wydawało mu się, że w środku ma odtwarzacz z wciśniętym przyciskiem replay – „Adam, nie kocham cię i nie będę z tobą nigdzie wyjeżdżać”. Z każdą sekundą słowa robiły większe i ostrzejsze. Czuł, że głowa i serce pęcznieją od toksyn.

Założył kurtkę i wyszedł. Miasto nocą było jedynym dostępnym bez recepty lekiem, który mógł, chociaż na chwilę stłumić, miłosny patogen.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania