Piekło skazańców - Prequel - David
[Tak dużo do powiedzenia, tak mało miejsca. Starałem się streścić losy jednej z głównych postaci przed fabułą główną, więc aby się wyrobić w jednym rozdziale, postanowiłem trochę przyśpieszać akcję.]
Kiedy David Blues postawił swoje pierwsze kroki wewnątrz więziennego kompleksu, jego głową targały tysiące sprzecznych ze sobą myśli. Z jednej strony cieszył się, że ojciec pełniący funkcję zarządcy postanowił mu bez trudu dostać tu pracę, z drugiej jednak to miejsce przyprawiało go mdłości. Miejskie więzienie CAO było kompleksem fortecą, otoczoną dwoma pasmami wysokich kamiennych murów, zwieńczonych u góry drutem kolczastym z małą przerwą, gdzie spacerujący strażnicy bacznie obserwowali teren całego więzienia. Obroną przed czynnikami zewnętrznymi zajmowali się ludzie osadzeni na wieżach strażniczych, których to wyszkolono do walki z bronią dalekodystansową. Zapewne sprawdziliby się gdyby jakiemuś skazańcowi udało się zbiec, ale z tego co było widać, szanse były nikłe.Wychodząc na dziedziniec widział wydzielony siatką teren spacernika, gdzie grupa więźniów krążyła w kółko bez celu, po lewo widział natomiast rozstawioną kuchnię polową, gdzie strudzeni po pracy strażnicy mogli zjeść coś ciepłego.
- David Blues? - Spytał go stojący przy drzwiach strażnik nieco młodszy od niego - Pańskie rzeczy czekają w drugim pokoju na prawo od wejścia.
Mężczyzna wszedł do środka i zgodnie z instrukcjami wszedł do małego pomieszczenia, gdzie oczekiwał go kufer ze spakowanym do środka szarym mundurem, kaszkietem strażniczym oraz wyposażeniem typu gumowa pałka i gaz pieprzowy. Pierwszy dzień pracy miał być zapoznaniem ze środowiskiem pracy, więc jego obowiązki ograniczały się do podążania za innymi współpracownikami i uczenie się na pamięć labiryntu krętych korytarzy z celami więziennymi, pogwizdując od czasu do czasu, a czasami ignorując rozmówców. Można więc stwierdzić, że David był bardziej osobą czynu niż gdybania i chciał mieć to wprowadzenie z głowy. Szczęście w nieszczęściu naszło nocą tego dnia, kiedy Blues miał się przebrać i opuścić miejsce swej pracy. Przez rząd rozmieszczonych wszędzie głośników usłyszał informację o zbiegłym z więzienia skazańcu i mężczyzna nie mógł przepuścić takiej okazji, krótko potem pobiegł z małym oddziałem straży w stronę lasu, gdzie rzekomo miał się znajdować uciekinier.
Las został spowity delikatną jesienną mgłą, a gdzieś w oddali ptaki zaczęły trzepotać swymi skrzydłami i zewsząd dobiegał ich odgłos sów. David wyszedł przed szereg, wyciągając czarną gumową pałkę i zaczął wymachiwać nią we mglę, by ta ustąpiła. Krótko potem ktoś się na niego rzucił. Zanim zdążył się obejrzeć, doszedł do wniosku, że oddalił się znacznie od pozostałych, a zawężająca się na jego szyi pętla uniemożliwia mu krzyczenie. Czuł, że całe powietrze z płuc zaczyna mu uchodzić, a mięśnie się rozluźniają. Wtem chwycił dłonią odległy kamień i z całej siły uderzył atakującego w głowę, powodując, że ten upadł na ziemię z impetem. Z początku przekonany był, że takie sceny są charakterystyczne dla filmów akcji, których oglądanie nie tyle ubóstwiał, co uważał za relaksujące.
- Aaahh! - Dodał sobie animuszu David i z krzykiem zaczął okładać uciekiniera serią kopniaków, aż przerwały mu wołania towarzyszy. Zdał sobie sprawę, że twarz zbiega została pozbawiona żywych barw i świecił na niej kolor ciemnego fioletu, będącego wynikiem posiniaczeń.
Następnego dnia udał się do biura ojca, zarządcy więzienia, który parę lat temu podjął się swej posady. Pomieszczenie w którym przebywał całymi dniami było zaskakująco ciemne, a luksusowe meble dawały niespotykanego wcześniej komfortu.
- Powiedziano mi, że zmasakrowałeś twarz jednego z osadzonych - rzekł, drapiąc się po opadających wąsach.
Jego syn się wyprostował, ziewnął a następnie odkręcił się w stronę drzwi wyjściowych.
- Jeśli masz mnie przez to zbesztać czy wywalić, proszę bardzo! - oznajmił - Pamiętaj jednak, ojcze, że największe więzienie w kraju nie obejdzie się bez działania! Sam widzisz co się dzieje, kiedy twoi ludzie nic nie robią...- spodziewał się pouczania i skarcenia, tak się jednak nie wydarzyło.
- Nie wyrzuciłbym cię za coś takiego - powiedział - Masz rację, to więzienie potrzebuje brutalności - wyjaśnił - Dlatego też, mianuję cię starszym strażnikiem tego zakładu, ale najpierw musisz spełnić jeden warunek...
- Jaki?
- Widzisz... doszły mnie słuchy o przemycie dóbr na teren pewnej wioski, chciałbym abyś przyprowadził przemytnika...
- Wiesz coś o nim? Jak się nazywa?
Zarządca położył dłonie na biurku.
- Nazywa się Oliver Jackson...
Komentarze (7)
Pozdrawiam ciepło :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania