Poprzednie częściPochopna decyzja cz.1

Pochopna decyzja cz.9

******

 

W niedzielne popołudnie moja ukochana stroiła się przed lustrem. Stanąłem za nią, położyłem ręce na jej brzuszku, szepcząc do ucha:

- Ślicznie wyglądasz.

- Może być ta bluzka? – zapytała niepewnie.

- A czemu by nie?

- Lubię ją, ale nie wiem, czy ten dekolt nie jest za duży. Nie chcę przed twoimi rodzicami wyjść na ladacznicę. Wystarczy, że i tak mnie za nią uważają. Nie muszę dawać im kolejnych argumentów – odwróciła się twarzą w moją stronę.

- Jest idealny – spoglądnąłem z uśmiechem na jej piersi. - Nie martw się. Skoro chcą cię poznać, to pewnie cię polubią.

- Mam nadzieję – uśmiechnęła się uroczo.

Wzięliśmy ciasteczka, które Iga upiekła dzień wcześniej i pojechaliśmy do moich rodziców. Widziałem, że z każdą minutą coraz bardziej się denerwowała. Położyłem rękę na jej kolanie, dodając jej trochę otuchy.

- Tylko siedź blisko mnie i nie zostawiaj mnie samej z nimi – poprosiła.

- Pewnie. Jakbyś się źle czuła, masz mi od razu powiedzieć.

- Możesz być pewny.

Weszliśmy do mojego domu. Już od drzwi rodzice bacznie obserwowali każdy ruch Igi. Siedzieliśmy wszyscy przy stole. Odnosiłem wrażenie, że tylko Magda cieszyła się ze spotkania z nami, a mojemu o dwa lata młodszemu bratu o mało oczy nie wyszły z orbit. Chyba jemu też Iga przypadła do gustu. Było co najmniej… Dziwnie.

- Przyniosłem wam z piwnicy worki z ciuszkami dla dziecka – zaczął tata.

- Tylko nie wiemy, czy to chłopak, czy dziewczynka, więc wyciągnęliśmy wszystko, tak na wszelki wypadek – kontynuowała mama.

- W zasadzie, to my też jeszcze nie wiemy – Iga popatrzyła na mnie.

- W szóstym miesiącu już powinniście wiedzieć – stwierdziła mama.

- Tak, ale na ostatnim badaniu dziecko tak się ułożyło, że lekarka nie mogła tego ocenić.

- Ja już w piątym miesiącu wiedziałam, że noszę Wojtka – mama zaczęła podkreślać, jaką to ona była wspaniałą matką. Szkoda tylko, że kosztem mojej ukochanej.

- Weźmiemy wszystko. W domu zniosę, to co masz na strychu i popatrzymy, co wykorzystamy – zwróciłem się do Igi.

- Wojtek, to ty nie zostajesz? – zdziwiła się mama.

- Nie. Przeprowadzam się do Igi na stałe.

- To nie jest dobry pomysł. Będziecie tak żyć na kocią łapę?

- Chwilowo.

- No, a interesy?

- To, że się przeprowadzam kilka ulic dalej niczego nie zmieni. A Iga potrzebuje mojej pomocy i opieki.

- Pamiętam, jak nosiłam Magdę, to tata był za granicą i sama sobie ze wszystkim poradziłam. Da się, jeśli się chce. Chyba, że się jest księżniczką, która potrzebuje sługusa – mama wymownie spojrzała na moją dziewczynę.

To już było za dużo. Nawet własnej mamie nie pozwolę obrażać mojej wybranki. Zauważyłem, że Iga też ma już wszystkiego dość. Postanowiłem szybko to zakończyć.

- Myślałem, że chcecie się pogodzić, ale widzę, że się pomyliłem. Także my już pojedziemy – stwierdziłem.

- Zostań w domu.

- Nie – stwierdziłem stanowczo. – Nikt nie będzie obrażać Igi. Skoro nie potrafisz uszanować mojego wyboru, trudno. Poradzimy sobie bez twojej pomocy.

- No, cóż… To była kwestia czasu – westchnął tata. – Mówiłem ci, że go nie przekonasz – powiedział do mamy.

Zapakowałem ciuszki dla dziecka i jeszcze kilka swoich rzeczy. Zanim wsiedliśmy do auta podeszło do mnie moje rodzeństwo.

- Wojtek – zaczęła Magda – może i rodzice was nie rozumieją, ale w nas macie całkowite poparcie.

- Możesz na nas liczyć, brat.

- Dzięki – ucieszyłem się, że chociaż rodzeństwo mam po swojej stronie.

- Ty… - szepnął Kamil, tak by Iga nie słyszała – Nie dziwię się, że tak jej bronisz. Fajna dupa…

- Wiem – uśmiechnąłem się cwaniacko. – I wara mi od niej, bo ci nogi z dupy powyrywam.

- Ma się rozumieć – wyszczerzył zęby.

Wróciliśmy do domu. Iga była już bardzo zmęczona. Ciąża dawała jej w kość.

 

******

 

Wzięłam szybką kąpiel. Marzyłam tylko o tym, żeby położyć się spać. Okrągły brzuch nie ułatwiał mi nawet wygodnego ułożenia się. Dobrze, że Wojtek był obok, to przynajmniej pomógł mi ułożyć poduszki. Zasnęłam tuż przed północą. Sen jednak nie trwał długo. Obudziło mnie burczenie w brzuchu.

- Wojtek – głaskałam go po klatce – Wojtek…

- Co jest Kicia? – zarwał się nagle. – Źle się czujesz? Masz skurcze? Coś cię boli?

- Nie, nie, spokojnie – uspokoiłam go. – Głodna jestem.

- Ale wiesz, że jest trzecia w nocy? – spojrzał na zegarek.

- Owszem – uśmiechnęłam się.

- Tak się tylko upewniałem... To, na co masz ochotę?

- Może… Pierogi ruskie – stwierdziłam.

- Mam ci pierogi lepić w środku nocy?

- Są w zamrażalniku. Tylko ugotować.

- Dobrze, zaraz ci przyniosę – pocałował mnie w czoło, wstał i poszedł do kuchni.

Kocham tego faceta. Wszystko by dla mnie zrobił.

Wrócił kilkanaście minut później. Siedziałam na łóżku, a łza spływała mi po policzku. Postawił talerz z pierogami na nokasliku. Usiadł obok mnie.

- Kotek, co się dzieje? Czemu płaczesz? Boli cię coś? – pytał zaniepokojony, głaszcząc mnie po policzku.

- Ja cię po prostu tak kocham. Tak się mną opiekujesz i jedzenie mi w nocy robisz… To takie kochane. – To się nazywa powód do płaczu…

Mocno mnie przytulił. Głaskał aż się uspokoiłam.

- Już dobrze? – szepnął.

- Tak, dzięki – otarł mi łzy.

- Wcinaj, bo wystygnie – podał mi talerz.

Jadłam pyszne pierogi, gdy naszła mnie ochota na czekoladę. Czyżby właśnie to były te słynne zachcianki w ciąży?

- Wojtek… A przyniesiesz mi czekoladę karmelową? – wydukałam z pełnymi ustami.

- Gdzie ja ci teraz czekoladę znajdę?

- W szafce nad lodówką.

- Już idę – uśmiechnął się, kręcąc głową.

- Jeszcze herbatki! – zawołałam za nim.

No cóż… Nie doczekałam jego powrotu. Zasnęłam.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bogumił 16.04.2019
    Widzę, że być może jednak szybko nie dożyję happy endu, bo autorka najwyraźniej postanowiła poznęcać się nadal nad czytelnikami i dalej trzymać ich w niepewności.:))
  • Nysia 16.04.2019
    Nikt nie powiedział, że będzie happy end :)
  • Bogumił 16.04.2019
    Nysia No mam nadzieję, że autorka nie pójdzie tropem schematu hitchcockowskiego, że lepiej to już było.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania