Poprzednie częściZ życia Adeline (1)

Z życia Adeline (10)

Przeszukać strych, rozwiązać zagadkę - takie cele postawiłam sobie na te wakacje. Tak w ogóle jaki mamy dziś dzień? Znowu złapałam się na tym, że tracę poczucie czasu, gdy nie chodzę do szkoły. Ciekawe co u moich znajomych... Jestem pewna, że Lily, Nina czy Tom, na pewno nie mają tak ciekawych wakacji. W głowie miałam teraz już tylko jedno słowo - Soportes. Może to jakieś stowarzyszenie? Może jakaś sekta? Jakiś ośrodek, lub grupa społeczna? Chociaż... Jeżeli by tak było, to czy oni na prawdę byliby od siebie tak bardzo odłączeni? Myślę, że to coś większego... Soportes, hmm... Sterowała mną teraz ciekawość. Nieświadomie przyśpieszyłam kroku. Od domu dzieliło mnie jeszcze kilkanaście metrów. Myślałam teraz nad tym, co powiedzieć rodzicom. Tak po prostu zaplanowałam sobie, że pozwiedzam strych? Wiem! Może pójdę z zamiarem sprawdzenia, czy przypadkiem nie ma tam szczurów. Nie, ten pomysł jest beznadziejny. Rodzice wiedzą że panicznie boję się szczurów. No dobra, zdam się na los, powiem że najzwyczajniej chcę pomyszkować ot, takie nowe hobby. Uśmiechnęłam się i weszłam do domu.

- Już jestem! - krzyknęłam. Odgłosy krzątania się po kuchni, dały mi znać, że mama jest właśnie tam.

Poszłam nieśmiało w tamtą stronę. W głowie układałam plan tego, co zaraz jej powiem. Gdy weszłam do kuchni, zobaczyłam, że właśnie siedzi na blacie i studiuje przepis na szybkie babeczki.

- Ekhm... Mamo? - Zaczęłam. Spojrzała na mnie pytająco. Uznałam to jako znak, że mam mówić dalej. - Mogłabyś mi pokazać wejście na strych? - zapytałam cicho. Wyglądała na zaskoczoną i wcale jej się nie dziwiłam. Zmarszczyła czoło i odwróciła pytanie:

- Chcesz iść na strych? Po co?

- No wiesz, pooglądać - odpowiedziałam niezbyt przekonującym tonem. Mama chyba nie miała ochoty dłużej rozmawiać, bo wzruszyła ramionami i gestem poleciła mi iść za nią. Tak właśnie zrobiłam. Weszłyśmy na górę, do specjalnego pomieszczenia. Można to było nazwać swego rodzaju graciarnią. Jakieś stare meble, segregatory, ale najlepiej rzucał się tu w oczy po prostu jeden wielki bałagan. Mama przedarła się przez stertę różności i kijem od miotły otworzyła klapę w suficie, wysuwając tym samym zamontowaną drabinę.

- Pozwolisz, że nie wejdę tam z tobą? - wyglądała na zmartwioną.

- Tak, ale... Wszystko ok, mamo? - zapytałam.

- Tak, tak. Jestem tylko trochę zmęczona. - Nie zabrzmiała zbyt przekonująco. Chyba domyśliła się że w to wątpię, bo uśmiechnęła się lekko, żeby pokazać, że na prawdę nie mam się o co martwić. Nie odrywałam od niej wzroku. Wbiła oczy w podłogę i wyszła, zostawiając mnie samą. To dziwne. Mama zazwyczaj tryska energią, zafascynować potrafi ją nawet kurz na komodzie, a dziś? Smutna i zmartwiona. Coś musiało się wydarzyć. Czułam potrzebę rozmowy, ale jednocześnie ciekawość ciągnęła mnie na strych. Zdecydowałam, że gdy tylko skończę poszukiwania, pójdę i zapytam co się stało. Spojrzałam w stronę wejścia. Już stąd widziałam, że jest tam brudno i ciemno. Powoli weszłam na pierwszy stopień. Na kolejne wchodziłam ostrożnie, tak żeby się nie potknąć. Nie miałam teraz czasu na kontuzję. Pokonałam ostatni stopień i stanęłam na zakurzonym drewnie podłogi strychu. W pomieszczeniu panowała dziwna atmosfera. Było duszno, a jednocześnie zimno. Zdecydowałam się otworzyć okno, które było jedynym źródłem światła tutaj. Niech wpadnie trochę powietrza, pomyślałam. Zawiasy głośno zaskrzypiały, a na ziemię spadło trochę pajęczyny. Szybkim krokiem poszłam przeszukać wszystkie szafki, kąty i kredensy. Otworzyłam dużą, starą szafę. Nie było tam nic prócz ubrań, jakiś toreb i kaloszy. Następny był mały kredens, a w nim sterty dokumentów. Widać nieważnych, skoro nadal tu leżą. Pogrzebałam w nich trochę. Rachunki, zaświadczenia, ankiety... W oczy rzuciło mi się coś, co leżało na samym dnie. Lekko różowa, ładnie przyozdobiona, sztywna kartka. Wyjęłam ją i dokładnie się przyjrzałam. Widniał na niej następujący napis:

" Serdeczne gratulacje dla:

Kate Wiliams

Zwyciężczyni konkursu geograficznego

"Skarby Ameryki Południowej"

 

Zamyśliłam się. Kate musiała być taka... Idealna. Taka piękna i do tego taka mądra. Mike mówił, że na zdjęciu, które mi pokazywał, Kate ma czternaście lat, on zaś piętnaście. Obecnie ma siedemnaście. Wytrzeszczyłam oczy. Minęły dwa lata... Z tego wynika, że Kate jest w moim wieku... Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Naprawdę kiepsko u mnie z orientacją, skarciłam się w duchu i zabrałam się do dalszych poszukiwań. W szafkach nie było nic, co mogłoby przyciągnąć choć na dłuższą chwilę moją uwagę. Kątem oka spojrzałam na równoległy kąt. Był najbardziej oddalony od okna, a tym samym, najbardziej zaciemniony. Dostrzegłam jednak, że w samym narożniku stoi skrzynia. Czym prędzej do niej podeszłam. Wyjęłam telefon i włączyłam w nim latarkę. Podświetliłam miejsce, gdzie w skrzyniach zwykle znajduje się klamka. Rzeczywiście tam była. Pod nią, piękną czcionką wycięte imię "Kate". Skrzynia była niewielka, drewniana i zakurzona. Zaciekawiona jak nigdy wcześniej, podniosłam wieko. Było dość ciężkie, ale dałam radę. Zawiasy zaskrzypiały, a cały kurz z góry, leżał teraz na podłodze. Skierowałam latarkę do środka. Na stercie materiałów leżała rozdarta koperta. Złapałam ją i usiadłam po turecku obok skrzyni. Po sposobie, w jaki przed laty została otwarta ta koperta, można wnioskować, że otwierał ją ktoś bardzo zdenerwowany. Odwróciłam ją w dłoni. Na drugiej stronie koperta była zaadresowana. Było na niej napisane "Kochanym rodzicom". Wyjęłam z jej wnętrza kartkę w linie, wyrwaną jak sądzę, z jakiegoś zeszytu. Spojrzałam na datę: 12.07.2011. Pod koniec wakacji miną dwa lata, odkąd ktoś napisał ten list. W głębi duszy wiedziałam, że autorką jest nie kto inny tylko Kate. Zabrałam się do czytania.

"Mamo, Tato

 

Dziękuję Wam, że przez całe moje życie mnie kochaliście i wspieraliście.

Dziękuję że pokazaliście mi ten las. Wychowałam się wśród jego drzew.

Od pierwszego wejrzenia pokochałam jego konary i liście.

To na jego polanach znajdowałam pociechę w trudnych chwilach.

Myślę, że jestem coś winna temu lasowi.

Mamo, wiem że Ty nie akceptujesz mojej decyzji...

Wiedz jednak, że dopiero tam, wtedy będę naprawdę żyć.

Dziś inicjacja. Nie zobaczymy się już...

Kocham Was. Dziękuję. Proszę, nie płaczcie za mną. Życie się nie kończy.

Kate

P.S. Księga lasu, strona 344."

 

Osłupiałam. Kate opuściła swoją rodzinę. W liście pisała o jakiejś inicjacji... Nic nie rozumiem. Poświęciła się dla lasu? Co to za Księga, o której pisze? Zaraz... Skoro jest tu list, to musi być i ona. Zaczęłam nerwowo wyrzucać wszystko ze skrzyni. Kiedy dotarłam już do samego dna, moim oczom ukazała się wielka Księga. Byłam zdziwiona, że tym razem rozwiązywanie zagadki idzie mi tak prężnie. Uradowana, chwyciłam Księgę obiema rękami i przyciągnęłam ku sobie. Była bardzo gruba i ciężka. Położyłam ją sobie na kolanach i ponownie zerknęłam na list. Strona 344. Coś czuję, że jestem już bardzo blisko, pomyślałam. Zaczęłam przewracać stronę po stronie. Wszędzie jakieś informacje, zwierzęta o których istnieniu nie miałam pojęcia. Wyglądały jak z dobrej produkcji filmowej... Na którejś ze stron zobaczyłam uskrzydlonego konia, tak pięknego, że żaden nie mógłby się równać. Obok wielkimi literami napisane było "Pegaz długowłosy". Nie chciało mi się wierzyć, że coś takiego naprawdę istnieje... Lekko zirytowana jednym ruchem przewróciłam wystarczająco dużo stron, aby od tej upragnionej dzieliło mnie już tylko kilka. No i jest... Piękny, duży napis "Soportes", zapierające swą urodą dech w piersiach dziewczyny w białych koszulach nocnych. Nawet nie wiem, w którym momencie moje usta mimowolnie się otworzyły ze zdumienia.

Soportes - w wolnym tłumaczeniu z języka hiszpańskiego "Podpory" lub "Wspomagacze".

Leśne, Wodne, Ogniste lub Powietrzne, nieśmiertelne nimfy, boginki troszczące się o las, ocean, wulkan lub niebo. Jedna Soportes, otrzymuje swoją, jedyną i niepowtarzalną moc. Ich misją jest wspierać ich terytorium i wszystkie istoty w nim żyjące. Soportes mają całkowity zakaz wychodzenia po za swój rejon i utrzymywania kontaktu z ludźmi. O swojej przemianie mogą powiedzieć tylko najbliższym osobom. Złamanie którejkolwiek z zasad, karane jest Utratą Istnienia. Soportes można stać się poprzez inicjację, ale oznacza to, całkowite zrzeczenie się rodziny i ludzkiego życia.

 

Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie przeczytałam.

 

Ciąg Dalszy Nastąpi...

 

~Taka_Jedna_D

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Szalokapel 23.08.2016
    Bardzo ciekawy rozdział. Umiesz zbudować napięcie. Podoba mi się to. Nie lubię fantastyki, ale mam nadzieję, że po przeczytaniu tego opowiadania zmienię zdanie. Lecę do kolejnego rozdziału, pozdrawiam. 5.
  • Taka_Jedna_D 23.08.2016
    To bardzo miłe, dziękuję :)
  • Juri69 26.08.2016
    Gdy tylko znalazła list od razu pomyślałam o czymś w tym stylu ;> Może trochę za szybko... Niedawno poznała to pojęcie, a teraz wie już co znaczy... ^^
  • Taka_Jedna_D 26.08.2016
    Wydarzenia z następnej części, zdradzą Ci, dlaczego poznała je tak szybko :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania