Poprzednie częściZ życia Adeline (1)

Z życia Adeline (12)

Gdy zmierzaliśmy w stronę lasu, Mike opowiadał mi różne historie z nim związane. Mówił, że podobno żyją tam istoty, których obecny świat nie zna. Ludzie mówią, że niektóre drzewa, pamiętają czasy, kiedy ludzie żyli z naturą jak brat z bratem, oni troszczyli się o nią – a ona, o nich.

- Wszystko skończyło się pod koniec szesnastego wieku – oznajmił, ponurym tonem. – Ludzie stopniowo przestawali szanować ten, niezwykły las. To była zdrada. Ścinano drzewa, próbowano wygnać wszystko, co tu żyło – od małej myszki, po wielkiego humanoida.

- Humanoida? – Zdziwiłam się. Mike nieco przyśpieszył. Jego mina, wskazywała na to, że zastanawia się, jak wytłumaczyć ten termin tak, żebym zrozumiała. Po chwili odezwał się:

- Jest to coś, co w najmniejszym stopniu przypomina człowieka, jednak wcale nim nie jest.

- Widziałeś to kiedyś? – Zapytałam, mocno zaintrygowana tym, co właśnie powiedział.

- Wszystkie istoty w lesie kryją się przed ludźmi. Nie ufają im, od czasu, gdy ci ich zdradzili.

Westchnęłam. W głowie ciągle roiło mi się od pytań, ale wiedziałam, że zadawanie ich nie ma sensu. Już niedługo stąd wyjadę. Gra skończona. Wszystko to brzmi, jak film fantasy, jednak (jakimś niewiarygodnym cudem) dobrze się w tym filmie odnalazłam. W tym momencie weszliśmy na leśną ścieżkę. Im dłużej zapuszczaliśmy się w głąb lasu, tym byłam spokojniejsza. Delikatna, biała mgła, i zapach trawy – działały na mnie uspakajająco. Mój towarzysz również wyglądał na odprężonego, szliśmy powoli w milczeniu. Wśród drzew było bardzo cicho, jedynym dźwiękiem który od czasu, do czasu, zakłócał tą ciszę był trzask łamiących się pod naszymi butami gałęzi. Kiedy minęliśmy stary, spróchniały dąb, odniosłam bardzo dziwne wrażenie. Wydawało mi się, że kiedyś już tu byłam. Idąc dalej, drzewa, kwiaty i krzewy wydawały mi się jeszcze bardziej znajome. Jak to możliwe? Przystanęłam i rozejrzałam się w około. Wydając z siebie stłumiony okrzyk, szepnęłam do przyjaciela:

- Mike, ja znam to miejsce…

Chłopak spojrzał na mnie jak na kosmitę. Dobrze znałam to spojrzenie. Odkąd się poznaliśmy, patrzył tak na mnie bardzo często. Przeczesał wzrokiem najbliższy nam odcinek drogi i ponownie przeniósł wzrok na mnie. Cały czas wpatrywałam się w rząd małych drzewek przed nami.

- Adele, wiesz że to niemożli…

- Mike, znam to miejsce. – Przerwałam mu stanowczo, niemalże krzycząc. W tamtym momencie nie miałam już żadnych wątpliwości. Przed oczami stanęła mi wizja mojego snu. Szłam dokładnie tą ścieżką! Zanim weszłam na polanę… WIDZIAŁAM RZĄD MAŁYCH, IGLASTYCH DRZEWEK! Zamarłam. Widząc, że towarzysz nadal niedowierza, zaczęłam mu to tłumaczyć:

- Mike, mój sen! – Zaczęłam chaotycznie. – Mój sen rozgrywał się właśnie tutaj!

Gdy tylko zdołałam to z siebie wydusić, od razu chwyciłam mojego kompana na rękę i pociągnęłam w tamto miejsce. Tuż przed przejściem, dopadły mnie wątpliwości. A co jeśli, nie powinniśmy tam wchodzić? W Księdze wyraźnie napisano, że Soportes nie mogą kontaktować się z ludźmi. Z drugiej strony, to wszystko jest takie nierealne, takie magiczne…

- Adeline! – warknął Mike. Dopiero teraz opuściłam najciemniejsze zaułki swojej świadomości i zorientowałam się, że chłopak cały czas coś do mnie mówił.

- Yyy… Co? – spytałam głupkowato.

- Jesteś pewna że to tutaj? – upewniał się, z lekką nutką rozbawienia.

- Mike, nie rób ze mnie wariatki! Doskonale pamiętam mój sen i to miejsce. Jestem pewna, że za tymi drzewkami, widziałam Kate i inne Nimfy! Nawet nie wiem, która jest godzina! Co to wszystko ma znaczyć?! – starałam się krzyczeć z jak największym oburzeniem, ale brzmiałam niestety jak obrażone dziecko. Zobaczyłam, że w mniej-więcej połowie mojej wypowiedzi, przyjaciel przestał zwracać na mnie uwagę i skierował wzrok w stronę przejścia. Niesamowicie mnie to zirytowało. – Dlaczego mnie nie słuchasz?! – warknęłam. Spojrzał na mnie bykiem.

- Gdybyś przestała krzyczeć, pewnie usłyszałabyś, to, co ja słyszę w tej chwili. – Odpowiedział, nadstawiając ucha. Zdziwiona, zrobiłam to samo. Po chwili, do moich uszu dobiegł kojący dźwięk. Piękna, spokojna melodia. Od razu rozpoznałam w niej moją ukochaną, hiszpańską piosenkę. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

- Ktoś gra na skrzypcach – oznajmiłam. Melodia tak mnie zauroczyła, że bez zastanowienia przeszłam między drzewkami. Znowu, choć tym razem naprawdę, znalazłam się na idealnie okrągłej, po części znajomej już, polanie. Na twarzy poczułam ciepły wiatr, a na ciele dreszcz. Rozejrzałam się. Na samym środku polany stało małe, drewniane, dziecięce krzesełko. Siedziała na nim młoda, przepiękna dziewczyna. Patrząc na nią, nie dałabym jej więcej niż piętnaście lat. W rękach trzymała instrument. Miała bardzo jasne, blond włosy, które odcieniem lekko wpadały już w biały. Pasowały one idealnie do bladej twarzy dziewczyny. Najpiękniejszym szczegółem jej twarzy z całą pewnością, były usta. Okrągłe, czerwone usta, ukształtowane tak, że cały czas wyglądała na uśmiechniętą. Miała wyjątkowo zgrabny nosek i duże, niebieskie oczy. Z każdym podmuchem wiatru, powiewała jej biała koszula nocna. Po chwili Mike również przedarł się przez krzaki. Gdy był już prawie koło mnie, nieuważnie idąc, nadepnął na długą, spróchniałą gałąź, co spowodowało krótki, lecz głośny trzask. Nimfa odwróciła gwałtownie głowę i wpatrywała się w nas z przerażeniem. Upuściła skrzypce, a sekundę po tym, nad polaną zgromadziły się czarne chmury. Zrobiło się bardzo ciemno. Dziewczyna na krzesełku zdawała się nie reagować. Cały czas wpatrywała się w nas z nie mniejszym strachem. Rozległ się grzmot, a chwilę potem lunął deszcz. Mike stał nieruchomo na mną, wypatrując jakiś oznak na niebie. Spojrzałam prosto w oczy Nimfy. Wcześniej błękitne, teraz miały barwę węgla, ale nadal wpatrzone we mnie. Nie miałam pojęcia co jest grane. W tamtej chwili z wielkim hukiem zasłoniła ją wielka, jasna ściana. Była to błyskawica. Przez chwile, nie widziałam nic, po za światłem. Zamknęłam oczy, a kiedy otworzyłam je ponownie, cała polana wirowała. Sama stałam w jednym miejscu, nie mogąc się poruszyć, nie mogąc uciec, nie mogąc krzyknąć… Wszystkie drzewa, krzewy, kwiaty. Wszystko kręciło się, jak w bębnie ogromnej pralki. Ostatnie, co udało mi się usłyszeć zanim straciłam przytomność, to głos Mike’a. Cały czas się oddalając, krzyczał moje imię. Zanim zdążyłam cokolwiek poczuć, odpłynęłam.

Ciąg dalszy nastąpi...

 

~Taka_Jedna_D

Następne częściZ życia Adeline (13)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • zamyślona 01.09.2016
    Hej, niedawno mam konto na opowi, ale twoje opowiadanie już czytam juz od poczatku :) super!, ale w jakim miejscu to zatrzymałaś, nie będę mogła spać xd czekam z niecierpliwością i daje 5!
    I serdecznie zapraszam do mnie :)
  • Taka_Jedna_D 02.09.2016
    Cieszę się :) Dzięki! Niestety, rzadko mam czas, aby czytać opowiadania, ale możesz być pewna że w wolnej chwili zajrzę ;) pozdrawiam

    Ps. Witamy na Opowi! :)
  • Szalokapel 09.10.2016
    Witaj, zauważyłam, że dodalas dzisiaj nowy rozdział, przeczytałam więc ten i teraz Lecę do najnowszego. Ciekawość mnie zżera. 5
  • Taka_Jedna_D 13.10.2016
    Dziękuję bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania