Poprzednie częściZ życia Adeline (1)

Z życia Adeline (13)

Kiedy się ocknęłam, leżałam dokładnie w tym samym miejscu, w którym stałam, zanim doszło do tego niezwykłego zdarzenia. Rozejrzałam się. Wszędzie wokół panował mrok. Nie miałam pojęcia która jest godzina, wiedziałam tylko, że niebo bezchmurne zaścieliły teraz miliony gwiazd, co wskazywało na to, że mamy noc. Było ciepło, momentami tylko moją skórę muskał chłodny wiatr, co wywoływało u mnie ciarki. Bolała mnie głowa, a w uszach, cały czas brzmiał głos przyjaciela. Właśnie, Mike... Gdzie on jest? Nerwowo zaczęłam rozglądać się po polanie. Przeszedł mnie dreszcz. Nigdzie nie było widać chłopaka. Siedziałam sama jak palec, w środku lasu, nieświadoma gdzie może się teraz znajdować mój ówczesny towarzysz... Zrozpaczona wstałam i ze wszystkich sił w płucach krzyknęłam:

- Mike!! - nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Bałam się. Do oczu napłynęły mi łzy - Mike, gdzie jesteś?! - Nadal nic.

Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam krzesełko. To samo, na którym siedziała Nimfa. Zmierzyłam wzrokiem okolicę, lecz nigdzie nie dostrzegłam istoty. Nie miałam żadnego, innego pomysłu, niżeli zbliżyć się do krzesełka i dokładnie je obejrzeć. Co tutaj się wyprawia? Czy to jest jakaś wkrętka? Ktoś ze mną pogrywa? Mike nie zostawiłby mnie tutaj samej... W bez przerwy rosnącej panice, zaczęłam biec. Wcześniej urocza, spokojna polana, teraz zdawała się złowieszcza, wroga i obca. Wydawało mi się, że wszystko, co tutaj się znajdowało, życzyło mi śmierci, szczególnie tej, feralnej nocy. Adrenalina, która przepływała teraz wraz z krwią, przez moje żyły, pozwoliła mi biec bez zmęczenia, aż do celu. Zatrzymałam się jakiś metr przez krzesełkiem. To, co zobaczyłam wprawiło mnie w istny paraliż. Przy krzesełku, stała mała, złota szkatułka, przykryta zdobionym wieczkiem. Wzięłam szkatułkę do rąk i odczytałam to, co było na niej napisane.

 

Utrata Istnienia

Godność: Juliet Hanneret

Lat: 15

Soportes: 5 lat

Powód: Styczność z istotą ludzką

(Wszelkie istoty, które mogłyby dowiedzieć się,

o istnieniu sił Soportes, skazane na Otemy)

Naczelny sługa króla Lessena -

Hector

 

Nie zrozumiałam większej części tych informacji od razu, poddałam więc cały tekst od nowa analizie. Pamiętałam z Księgi, że u Soportes, Utratą Istnienia, nazywają śmierć... Powód? Styczność z istotą ludzką. Dotarło to do mnie po czasie. Styczność z CZŁOWIEKIEM! Ta dziewczyna zginęła przez nas! Przeze mnie! Boże... Poczułam w sercu okropny ciężar wyrzutów sumienia, a na policzkach, kilka gorzkich łez. Miała tylko piętnaście lat... Gdyby nie była Soportes, miałaby dwadzieścia. Soportes, od chwili przemiany, przestają się starzeć, takie przynajmniej były moje podejrzenia. Wszystko to, wywołało u mnie strasznie mocne odczucia i emocje, jednak ostatnia informacja, sprawiła, że byłam na skraju załamania nerwowego. "Wszelkie istoty które mogłyby dowiedzieć się o istnieniu sił Soportes (...)", tutaj chodzi o Mike'a i o mnie! Przecież to my ją zobaczyliśmy! To my się o nich dowiedzieliśmy w sposób nielegalny! Ręce zaczęły mi się trząść jak szalone. "Skazane na Otemy". Co to znaczy? Czym są te Otemy? Kim jest Hector i król, przez niego wspomniany? Idąc prawem logiki, Otemy, nie mogą być czymś pozytywnym, lub też przyjemnym, ponieważ skazuje się na nie osoby, które mogą zaszkodzić Soportes... O nie... Tak bardzo się bałam. Nie miałam pojęcia gdzie może być teraz Mike. Rozejrzałam się po raz kolejny, a następnie mój wzrok spoczął z powrotem na szkatułce. Powoli podniosłam wieko. Po tym co ujrzałam, mogę w życiu spodziewać się już wszystkiego. W środku, znajdowała się srebrzysto-złota, połyskująca maź, gęsta i błyszcząca. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić ze szkatułom. Co gorsza, nie miałam pojęcia, co mam zrobić w tym momencie ze sobą. Było ciemno, siedziałam po środku polany. Patrząc na drzewa, nie miałam zielonego pojęcia, jak tutaj trafiłam, nie miałam pojęcia, jak wrócić do domu. Znowu zebrało mi się na płacz. Po raz kolejny zadawałam sobie pytania, co tu się dzieje? Co mam zrobić? Gdzie jest Mike? Szlochałam cicho. Gdy podniosłam głowę, dostrzegłam w oddali jasny punkcik. Przyjrzałam się dokładnie, jednak nadal nie mogłam ocenić, czym jest małe światełko. Chwytając swój ostatni przebłysk nadziei, poszłam w kierunku światła. Zbliżałam się i zbliżałam, jednak ciągle nie mogłam dostrzec szczegółów tego czegoś. Dopiero, gdy byłam już na wyciągnięcie ręki, od znaleziska, spostrzegłam, że jest to połyskujący jasno, kamień szlachetny, na naszyjniku. Wzięłam go do rąk i obejrzałam dokładnie. Uniosłam go i dostrzegłam małe literki, układające się w imię Kate. Gdy odwróciłam wzrok od kamienia, tuż za moją ręką, zobaczyłam ścieżkę. Przyjrzałam się i osłupiałam. To była droga do domu! Kate! To Kate pomogła mi ją odnaleźć! Zacisnęłam naszyjnik w dłoni i najszybciej jak umiałam, ruszyłam biegiem w stronę domu. Przez cały ten czas, w myślach dziękowałam Kate, za okazaną mi pomoc.

 

Ciąg dalszy nastąpi...

 

~Taka_Jedna_D

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Szalokapel 09.10.2016
    Ojojoj, bardzo ciekawie piszesz. Świetny rozdział, trzymał w napięciu. Zbudowałas super klimat, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. 5.
  • Taka_Jedna_D 09.10.2016
    Dziękuję bardzo :)
  • Szalokapel 18.02.2017
    A ja czekam na ciąg dalszy!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania