Poprzednie częściAdoptowana 1

Adoptowana 11

Chwilę później jak emocje trochę opadły wróciły do dalszej rozmowy. Siedziały obie przy stole wpatrując się w siebie. Stev musiał wyjść, gdyż dzwonili do niego ze szpitala.

- Co z tym mężczyzną? – zapytała dopijając wodę w szklance.

- Tak jak mówiłam, była to jedna noc, nie znałam go prawie w ogóle. Pamiętam tylko, że miał na imię Rick i na ramieniu miał tatuaż z jakimś napisem. – mówiła przekładając włosy za ucho. – Miał wtedy na sobie czarny podkoszulek, dlatego ten tatuaż zapadł mi w pamięć… - po chwili przerwała.

Olivia nagle zauważyła jak Helen zrobiła się cała blada.

- Coś pani jest? – zapytała chwytając ją za dłoń.

- Po prostu przypomniałam sobie tego mężczyznę. – powiedziała chwytając drugą ręką dłoń dziewczyny.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś tu teraz. – mówiła opuszczając głowę.

- Jadąc tutaj, wyobrażałam sobie kompletnie coś innego. Nie przypuszczałam, że moją matką będzie tak młoda kobieta jak pani. Myślałam, że oddaliście mnie do domu dziecka z powodu doskwierającej biedy albo pomyłki jednej nocy. – oderwała ręce, złapała się za policzki wpatrując się w ziemię. – Teraz dopiero to dociera do mnie, że, tego nie chciałaś… - łzy znowu zaczęły jej napływać do oczu.

- Byłam młoda i głupia. Nie myślałam o konsekwencjach jakie mogą z tego wyjść… - przerwała. – Tego faceta nigdy więcej już nie spotkałam. Nikomu nic nie mówiłam, bałam się. Dowiedziałam się, że jestem w ciąży pod koniec pierwszego trymestru. Domyśliłam się, że to tamta noc odwróciła całe moje życie do góry nogami.

- Co działo się później? – zapytała Olivia

- Powiedziałam rodzicom, że zaszłam w ciąże. Nie byli z tego powodu zachwyceni. Powiedzieli, że jestem już pełnoletnia i decyduję sama o sobie. Kazali mi się wyprowadzić.

Nagle Olivia dostała sms.

- Przepraszam. – powiedziała patrząc na telefon. – „Idę się przejść, porozmawiajcie sobie na spokojnie. Stev.”

- Co zrobiłaś później? – pytała chowając telefon do kieszeni.

- Wyprowadziłam się do ciotki. Nie żyło jej się najlepiej. Żyła z renty. Byłam zmuszona cię oddać do domu dziecka. Rozumiesz? – powiedziała po czym zakryła twarz dłońmi.

- Rozumiem, już wszystko rozumiem. – po krótkiej chwili podeszła do niej i ją przytuliła.

Trzymając się w objęciach wycedziła.

- Znajdziemy tego bydlaka.

 

-- godzinę później –

Olivia wyszła z mieszkania Helen, przesiedziała tam prawie pół dnia. Razem ze Stevem poszli do swoich samochodów i ruszyli w drogę do domu. W trakcie jazdy układała sobie wszystko w głowie. Myślała jak znajdzie tego mężczyznę, który zniszczył życie jej matki. Wiedziała tylko jak ma na imię oraz to, że ma tatuaż na ramieniu, nic więcej…

- I tak cię znajdę. – powiedziała głośno, zmieniając płytę z muzyką.

 

Gdy dotarła do domu opowiedziała wszystko rodzicom. Co prawda nie musiała dużo zdradzać, ponieważ wiedzieli oni, że jest dzieckiem z gwałtu. Ukrywali to przed nią cały czas pomimo tego, że dowiedziała się, że jest adoptowana. Cały czas byli przeciwni temu, żeby spotkała się ze swoja biologiczną matką. Chcieli ją chronić przed najgorszym. Domyślali się, że dziewczyna dowie się całej prawdy. Obawiali się, że będzie cierpiała z tego powodu, ale rozmawiając z Olivia zauważyli coś innego. To nie był żal ani cierpienie, to była nienawiść i wrogość. Wrogość do mężczyzny, który tak skrzywdził Helen oraz ją.

 

Gdy wstała rano za oknami padał jesienny deszcz. Zerkając na telefon zauważyła wiadomość od Steva.

< Hej, wpadniesz dzisiaj do mnie. Rodzice chcą cię lepiej poznać, w końcu jesteś moją dziewczyną. >

Kilka razy przeczytała ten sms uśmiechając się pod nosem. W końcu odpisała.

< Okej, wpadnę o 15. >

Zerwała się na równe nogi, ponieważ dzisiaj zamierzała jechać do domu dziecka. Zapisała się tam jako wolontariuszka, chciała zobaczyć jak naprawdę jest w takim ośrodku.

Po szybkim prysznicu założyła dres, poprawiła makijaż i wyszła z domu. Gdy wsiadła do samochodu zadzwoniła do dyrektorki, że dzisiaj się stawi. Bardzo to kobietę ucieszyło.

 

Po godzinie była na miejscu. Tym razem za pokazaniem plakietki „Wolontariusz”, ochroniarz wpuścił ją na terytorium ośrodka. Gdy weszła, pani dyrektor pokierowała dziewczynę na salę, w której bawiła się gromadka młodych dzieci. Sala była duża, przepełniona zabawkami. Dzieci krzyczały, biegały, bawiły się. Gdy widziała ten obrazek, coś ścisnęło ją za serce, stała tak chwilę bez ruchu.

- Pani Olivią, proszę wejść. – powiedziała Lea, dyrektorka

Wchodząc zauważyła chłopaka siedzącego przy stoliku z dwójką dzieci. Gdy je zauważył to podszedł odkładając kredki.

- To jest Jacob, również jest u nas wolontariuszem. – powiedziała Lea, poznając nas ze sobą.

- Cześć, jestem Olivia. – podała mu ręke.

Gdy kobieta wyszła Jacob oprowadził Olivię po sali.

Był to młody, wysportowany dwudziestolatek. Wysoki, szczupły blondyn ubrany w spodnie dresowe i niebieską koszulkę.

- Jesteś tu pierwszy raz? – zapytał.

- Tak.., nie. – powiedziała odgarniając włosy.

- To tak czy nie? – zaśmiał się

- Byłam tu wcześniej dowiedzieć się o biologicznych rodziców. – odpowiedziała

- Czyli też stąd jesteś. Witaj w grupie. – wyciągnął dłoń, żeby przybiła piątkę.

Przybiła, uśmiechając się.

- A ty długo już tu jesteś wolontariuszem? – zapytała

- Rok. Lubię przebywać z dzieciakami. Chodź poznam cię z kilkoma. – powiedział pokazując palcem na dwójkę młodych siedzących przy stoliku, od którego odszedł.

- To jest Paul i Lora, a to pani Olivia. – uśmiechnął się poznając ich ze sobą. – Są bliźniakami. - dopowiedział

Była to dwójka dziesięciolatków, rysowali coś na kartkach.

- Ale ślicznie rysujecie. – powiedziała Olivia dosiadając się.

- Ty też umiesz rysować? – zapytał chłopiec.

- Na pewno nie tak ładnie jak wy, ale mogę spróbować. – powiedziała uśmiechając się biorąc kartkę papieru i ołówek.

 

-- 2 godziny później –

Nagle poczuła jak wibruje jej telefon. Wyszła na korytarz, aby odebrać.

- Halo?

- Olivia, czekamy na ciebie, coś się stało? – zapytał Stev.

Oderwała od ucha telefon zerkając na godzinę, było już po 15…

- O nie! Stev przepraszam cię, ale nie wiedziałam, że jest już tak późno. Jestem w ośrodku, mówiłam ci, że będę tu przyjeżdżała od czasu do czasu. Możemy przełożyć to spotkaniu na jutro? – zapytała zakłopotana.

- No dobrze, tylko i o jutrzejszym nie zapomnij. – powiedział, rozłączając się.

Po chwili podszedł do niej Jacob.

- Jakiś problem? – zapytał.

- Umówiłam się z chłopakiem i jego rodzicami i na śmierć zapomniałam… - powiedziała wkładając telefon do kieszeni. – Będę już się zbierać.

- Będziesz jutro? – zapytał wpatrując się w dziewczynę.

- Nie wiem, zobaczę. – odpowiedziała chwytając za torbę, która stała na parapecie.

- Wymieńmy się numerami telefonu. No wiesz gdyby dzieciaki pytali czy będziesz… - powiedział

- Zapisz… - po wymianie ruszyła w stronę wyjścia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania