Poprzednie częściAdoptowana 1

Adoptowana 2

Od ostatniego spotkania ze Stevem minął tydzień. Nie odzywał się, bo nawet nie wymienili się numerami telefonu. W galerii też go nie widziała, martwiła się po tym jak tak szybko musiał wyjść z baru. Mimo to, że nie znała go w ogóle to go polubiła. Miał dobry charakter, był bardzo szarmancki i kulturalny. Nie był taki, jak ci, którzy ją do tej pory otaczali.

Nawet na FaceBook-u szukała go w liście ludzi, których może zapraszać do grona znajomych, ale nic z tego, nie przyniosło to żadnego skutku. Rozmyślała tak siedząc nad pełnym talerzem zupy.

- Kochanie, czemu nic nie jesz? – zapytał Olaf, ojciec dziewczyn

- Nie mam apetytu, przepraszam. – powiedziała przewracając łyżką

- Wymyśliliśmy z mamą, że jutro wybierzemy się wszyscy, we czwórkę do zoo. – powiedział ojciec wstając od stołu.

 

Olivia miała osiemnaście lat. Uważała, że rodzice mogli wybrać coś lepszego, chociaż pomyślała o swojej młodszej siostrze, której pomysł się bardzo spodobał. Bell jest od niej młodsza o 10 lat. Między siostrami była duża różnica wieku, kiedyś nawet zastanawiało to Olivie, dlaczego rodzice tak późno zdecydowali się na drugie dziecko, będąc już po czterdziestce.

Rodzice zawsze starają się zabierać obie córki, co dwa tygodnie na wypad rodzinny. Pragną, żeby ich dzieci były szczęśliwe i nigdy im niczego nie zabrakło.

 

Po wspaniale spędzonym weekendzie przyszedł czas na nowo rozpoczynający się tydzień. Weekend był tak aktywny, że Olivia zapomniała o zmartwieniach chłopaka, którego poznała w galerii.

W poniedziałkowy poranek dziewczynę obudził głośno dzwoniący budzik. Nastawiała go codziennie, żeby nie spóźnić się do pracy. Zawsze zaczyna od porannej toalety. Następnie idzie do pokoju i długo zastanawia się, co ma na siebie założyć. Dzisiaj było chłodniej, więc ubrała długą granatową koszulę, czarne rurki do tego czarne buty na małej koturnie.

Schodząc na dół czekała na nią mama z zapakowanym śniadaniem w ciemnej papierowej torebce.

- Dziękuje, jesteś kochana. – pocałowała ją w policzek i wyszła

 

Jak zawsze zaparkowała w tym samym miejscu. O tej porze parking był jeszcze pusty. Idąc przez galerię zauważyła tyłem stojącego Steva. Był w tym samym miejscu gdzie ostatnio na niego wpadła. Postanowiła się z nim przywitać.

- Stev? – zapytała, upewniając się czy to na pewno on.

Chłopak odwracał się powoli w stronę dochodzącego do niego głosu. Gdy zobaczyła jego twarz wzdrygnęła się. To był Stev, ale nie ten, co poznała go tydzień temu. Jego wyraz twarzy był kompletnie inny. Stał smutny, jego oczy były podkrążone jakby nie spał od kilku dni. Był zaniedbany, wyglądał tak jakby nie miał czasu zadbać o swój wygląd osobisty. To wszystko zaczęło się od tego głupiego telefonu w barze, kiedy musiał prędko wyjść, pomyślała. Dziewczyna stała jak słup soli, nie wiedziała co powiedzieć patrząc na chłopaka.

- Olivia, cześć. – powiedział zapadającym głosem

- Cześć. Co się stało? – zapytała wprost

Chłopak przełknął ślinę, ciężko mu było cokolwiek powiedzieć stojąc przy Olivi.

- Problemy rodzinne… - odpowiedział zagryzając usta.

- Mogę ci jakoś pomóc? – pytając chwyciła jego dłoń

Zrobiła to tak szybko, nie myśląc, że Stev może sobie coś pomyśleć.

- Pobierano ci kiedyś krew? – zapytał patrząc na nią

- Jak byłam młodsza to nie raz musiałam oddawać krew do badań. – przychyliła głowę spoglądając na chłopaka

- A mogłabyś to dla mnie zrobić? – zapytał, jego głoś znów brzmiał inaczej.

Mówił to z takim smutkiem, że dziewczynie zrobiło się go naprawdę żal. Serce waliło jej tak mocno, że nie wiedziała jak ma się przy nim zachować.

- Jeśli nie, to nie … - przerwała mu

- Stev, powiedz gdzie mam się udać, żeby oddać to krew? – zapytała go bez namysłu.

Dopiero teraz puściła jego dłoń.

Stev podał jej adres szpitala, miała się tam udać po skończonej pracy. Nie wiedziała co dokładnie się stało, dlaczego Stev poprosił ją o takie coś, ale postanowiła to zrobić mimo małych barier.

Nigdy nie lubiła widoku szpitala, a zwłaszcza krwi. Gdy wchodziła do środka zawsze się bała, że coś złego się wydarzy.

Gdy miała dziesięć lat miała do czynienia z lekarzami. Leżała kilka dni w szpitalu, ponieważ miała wycinany wyrostek robaczkowy. Od tamtej pory ma pewną blokadę do takich miejsc i tamtych ludzi.

 

Po pracy zadzwoniła do rodziców i opowiedziała im o zaistniałej sytuacji. Prosiła, aby pojechali tam razem z nią ze względu na jej lęk oraz aby również pomogli i oddali krew.

Gdy weszli do szpitala Olivia podeszła do recepcji pytając o wszelkie informacje dotyczące tego po co tam przyjechała. Kobieta sepleniąc wyjaśniła jej gdzie ma się udać.

 

-- w tym samym czasie –

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, żeby oddawać krew. – powiedział ojciec chodząc w te i wewte

- A co może się stać? Przestań panikować. – siedziała na krześle wypatrując córki

- Będziemy musieli poprosić pielęgniarki o dyskrecje… – przerwał widząc jak w ich stronę idzie Olivia

 

Szła tak przez korytarz, rodzice za nią. Omijała ludzi w szlafrokach, głównie tych starszych, co tu przebywają. Nie cieszyła się tym widokiem, wiedziała, że ci ludzie są chorzy. Zawsze współczuła takim osobom. Rozglądała się szukając sali nr 6, gdzie można oddać krew. Na końcu korytarza zauważyła Steva jak szedł w kierunku automatu od kawy. Postanowiła do niego podejść.

- Stev! Ty też przyszedłeś oddać krew? – zapytała patrząc na chłopaka

Wyglądał trochę lepiej, inaczej niż wtedy jak spotkała go rano w galerii.

- Nie Olivia. Ja przyszedłem do ojca. – odpowiedział wkładając monetę do automatu.

- Co z twoim tato? – zapytała z przerażeniem w oczach.

Stev posmutniał, przełknął ślinę i odpowiedział od razu, żeby nie ciągnąć dłużej tego tematu.

- Choruje na białaczkę, potrzebuję dawcy szpiku. Dlatego poprosiłem cię o oddanie krwi, rozumiesz? – zauważyła łzy w jego oczach

Poczuła dziwne ukucie w sercu, dlaczego tak dobrego chłopaka musiało to spotkać pomyślała.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – przytuliła go.

Nic nie wiedziała o tym chłopaku, ale od razu poczuła jakby znali się już kilka lat. Nie wiedziała czym się zajmuję, gdzie mieszka, czy ma rodzeństwo. Wiedziała tylko, że ma na imię Stev i ma poważnie chorego ojca.

 

-- kilka godzin później –

Po powrocie do domu dziewczyna czuła się osłabiona. Pielęgniarka mówiła, że takie dolegliwości mogą się pojawić.

Położyła się na łóżku z otwartym laptopem na kolanach. W wyszukiwarke wbiła hasło: BIAŁACZKA

Chciała dowiedzieć się więcej o tej chorobie, czy jest uleczalna i w jaki sposób przebiega. Po długim wpatrywaniu się w ekran łzy płynęły jej po policzkach jedna za drugą.

- Teraz to ja pomogę tobie. – powiedziała cicho wycierając łzy.

 

Na FaceBook-u dała informacje o potrzebnej krwi, postanowiła, że da znać wszystkim swoim znajomym, chociaż wiele ich tu nie miała po przeprowadzce do nowego miasta.

Następne częściAdoptowana 3 Adoptowana 4 Adoptowana 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania